Michał
K.
Po
zwycięskim dla nas Memoriale jechaliśmy do Spały po swoje
samochody, a potem do domu. Podróż do ośrodka mijała nam w lekko,
można powiedzieć, imprezowych nastrojach. W końcu wygrana to po
pierwsze, a po drugie koledzy stwierdzili, że muszą opić moje
kawalerskie. Tym też sposobem, było bardzo wesoło w autobusie,
choć niektórzy prosili o spokój i ciszę, z powodu bólu głowy.
W końcu
dotarłem do domu. Z ulgą zaparkowałem na podjeździe, zabrałem
bagaże i wszedłem do budynku. Z racji na to, że Marcela jeszcze
nie wróciła z pracy, zrobiłem obiad i czekałem na jej przyjazd.
Pojawiła
się dość szybko z szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitaliśmy
się po rozłące i wróciliśmy do normalnego trybu życia.
Marcelina
Obudziłam
się, gdy na dole rozległ się jakiś dźwięk. Szybko rzuciłam się
do drzwi zbiegłam po schodach.
- Nic się
nie stało! - Krzyknął męski głos, najwyraźniej słysząc moje
kroki.
- Ciebie
tylko do kuchni posłać, to od razu cały dom zdemolujesz. -
Westchnęła kobieta. - Przepraszam cię, Marcela, za tego słonia w
składzie porcelany, ale Piotrek nawet szklanki nie potrafi wyjąć z
szafki.
-
Posprząta się. - Zaśmiałam się. - Jak się spało? - Zapytałam
gości, którym już wczoraj zaznaczyłam, że mają czuć się jak u
siebie.
- Bardzo
dobrze. - Odpowiedziała Martyna. - Tam jeszcze masz kawałek szkła.
- Wskazała czubkiem buta miejsce koło szafki. - Jak nastrój przed
wielkim dniem? - Ponownie zwróciła się do mnie.
- Jeszcze
do mnie nie dotarło, że to już dziś. - Westchnęłam.
- To niech dotrze, bo na 11 mamy umówioną kosmetyczkę, a potem
fryzjera. A to już za... - Spojrzała na telefon. - Za 40 minut.
- CO?! - Automatycznie mój wzrok skierował się na zegar –
faktycznie było dwadzieścia minut po godzinie dziesiątej. - Nie
zdążymy! - Krzyknęłam spanikowana i pobiegłam na górę się
ogarnąć.
Wzięłam prysznic, ubrałam się i znów pojawiłam się na dole. W
domu byłam jedynie z Nowakowskimi, gdyż Michał spędzał ostatnią
noc w rodzinnym gronie. Martyna siedziała w salonie i popijając
kawę przyglądała się mojej szamotaninie po całym domu. To
biegłam do kuchni, za chwilę na górę, by znów zjawić się w
hallu.
- Matko kochana, gdzie są moje kluczyki? - Wysypałam na podłogę
całą zawartość torebki. Czas naglił – było dziesięć minut
przed jedenastą.
- Na szafce są. - Martyna stanęła obok mnie. - Wrzuć to z
powrotem. Ja prowadzę. - Krzyknęła już sprzed domu.
Michał
K.
Z racji na jakieś tam przesądy i zabobony, w które i tak nie
wierzyłem, noc spędziłem u rodziców. W sumie i tak dobrze mi to
zrobiło, bo starali się za wszelką cenę, bym tylko się jakoś
zrelaksował. Dlatego też spałem w miarę spokojnie i wstałem
późno.
Po dziesiątej zwlokłem się z łóżka i po zjedzeniu śniadania
przygotowanego przez mamę, zająłem łazienkę. Wziąłem prysznic,
ułożyłem włosy na żelu. Zarzuciłem koszulkę, dżinsy i
poszedłem do salonu.
- Michaś, jak ty możesz być tak spokojny? - Zapytała jedna ze
cioć, z którą właśnie się witałem.
- Jeszcze się dość w życiu nastresuję, więc po co mam sobie
psuć taki dzień? - Wyjaśniłem z uśmiechem.
Tak w zasadzie to były tylko pozory. Denerwowałem się i to
strasznie, ale nie dawałem po sobie tego poznać.
W domu zaczęła pojawiać się już część rodziny, która
przyjechała wcześniej, bo z daleka. Oczywiście przywitania i
zdania dawno niewidzianych stryjenek typu: „No kto by się
spodziewał, że Michaś już do ślubu idzie”, czy „A nie dawno
to w pieluchach ganiał” zajęły sporo czasu i nim się obejrzałem
nadszedł czas na przygotowania.
Mój brat, a zarazem świadek, zaczął mnie wspierać duchowo kiedy
już widoczne były pierwsze oznaki zdenerwowania.
- Ale powiedz mi, czego ty się boisz? - Oparł się o futrynę,
obserwując jak wiążę krawat.
- No niczego się nie boję. - Próbowałem go zapewnić.
- Ta jasne, jak ty się nie denerwujesz, to ja jestem arabski
terrorysta. - Podszedł i wziął mi z ręki dodatek. - Daj mi to, bo
jak widzę, jak się męczysz, to aż mi się ręce same rwą do
tego.
- Oj tam, oj tam. - Przewróciłem oczyma.
- No kolego. - Klepnął mnie po ramieniu. - Pokaż się. - Zrobił
parę kroków w tył. - Dobrze. - Pokiwał głową z uznaniem. -
Zbieraj się.
- Wszystko masz? - Zapytałem z niepokojem, gdy już mieliśmy
wsiadać do samochodu, by pojechać po pannę młodą.
- Tak. - Potwierdził, gdy sprawdził.
Marcelina
Całe szczęście, że miałam obok siebie Martynę. Panowała nad
całością, gdy ja panikowałam.
Zaparkowałyśmy przed salonem kosmetycznym i po parunastu sekundach
byłyśmy już w środku. Od razu zajęli się nami pracownicy.
Półtorej godziny później byłyśmy już w domu.
Przywitałam się z tatą oraz siostrą i szwagrem, którzy w
międzyczasie przyjechali i poszłam się ubierać. Z pomocą
przyszła oczywiście Martyna i Michalina. Szybko uporałam się z
sukienką, do tego buty i byłam gotowa. Wróć! Stop! Jakie gotowa.
Dodatki.
Na szczęście moje dwie dodatkowe głowy myślały za mnie.
- Coś białego masz. - Zaczęła wyliczać Michasia.
- Coś niebieskiego. - Westchnęła Martyna. - Proszę. - Podała mi
opakowanie z podwiązką.
- Coś pożyczonego. - Teraz moja siostra. - Pomyślałam o tym i
pożyczam ci kolczyki. Od razu załatwiam sprawę czegoś nowego. To
od taty. Pasujący łańcuszek. I od razu coś starego. - Teraz
delikatnie wyjęła małe pudełeczko. - To zaręczynowy pierścionek
prababci. Musisz go dzisiaj go mieć.
- Jesteście wielkie. Nie wiem, co bym bez was zrobiła. - Ucałowałam
każdą w policzek.
- A teraz zbieraj się. Czas się pokazać na dole.
Zeszłyśmy po schodach do salonu. Tam zaczęło zbierać się coraz
więcej osób. Był też już fotograf, który miał zarejestrować
całą uroczystość. Wszyscy witali się między sobą, wymieniali
jakieś spostrzeżenia, chichotali. A ja się denerwowałam!
W końcu przyjechał
Michał z „obstawą”. Gdy go zobaczyłam od razu część stresu
gdzieś zniknęła.
Michał
K.
Wszedłem do domu z duszą na ramieniu. Jednak odetchnąłem
głęboko, zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu i z uśmiechem
na twarzy wkroczyłem do salonu. Poczułem się pewniej, widząc
Marcelinę. Wyglądała zjawiskowo. Najpierw przywitałem się z
większością, a dopiero potem podszedłem do brunetki. Delikatnie
musnąłem jej policzek i wręczyłem bukiet, z którego jeden kwiat
był przeznaczony do mojej butonierki.
Potem szybko zebrali się nasi rodzice i złożyli błogosławieństwo,
po którym pojechaliśmy do kościoła.
Po opuszczeniu samochodu, spiknęliśmy się z naszymi świadkami,
to jest Martyną i Błażejem, moim bratem. Mieliśmy przed ceremonią
iść do zakrystii. Ostatnie szlify i mogliśmy zaczynać.
- Gotowa? - Zapytałem Marcelę, gdy jeszcze staliśmy przed budowlą.
- Oczywiście... - Zwiesiła głos. - Że nie. - Puściła mi oko.
Po pierwszych taktach pieśni ruszyliśmy główną nawą.
Stanęliśmy przed ołtarzem i msza rozpoczęła się. Po homilii
podeszliśmy do ołtarza i odpowiedzieliśmy na zadane przez kapłana
pytania. A potem złożyliśmy przysięgę. Widziałem jak pojedyncza
łza spłynęła po policzku brunetki. Założyliśmy sobie obrączki
i po kilkunastu jeszcze minutach przy dźwiękach marsza weselnego
opuściliśmy kościół.
Marcelina
Czułam się ogromnie szczęśliwa, idąc z Michałem główną nawą
już do wyjścia. Kiedy tylko minęliśmy próg, goście obsypali nas
ryżem, płatkami białych róż i drobnymi monetami.
-
Zbieraj, Młoda, zbieraj. - Krzyknął Krzysiek.
-
Kolego! - Pogroził mu palcem Misiek.
-
Musi przecież mieć nad tobą władzę. - Puścił oko Igła.
-
Popatrzcie, tam będzie idealne miejsce do życzeń. - Martyna
wskazała nam teren obok budowli.
Przeszliśmy
tam i od razu odebraliśmy pierwsze gratulacje od rodziców. Potem
rodzeństwo, rodzina, przyjaciele.
Prawie
pół godziny później wsiadaliśmy do samochodu, by dojechać do
restauracji.
-
I jak się czujesz, pani Kubiak? - Michał złapał mnie za rękę.
-
Jeszcze to do mnie nie dotarło. - Zaśmiałam się. - To wszystko
dzieje się tak szybko... Ale nigdy w życiu, nie zmieniłabym biegu
tej historii... - Odpowiedział mi jedynie pocałunkiem.
Zaparkowaliśmy
przed restauracją. Szybciej niż my, do głównego wejścia dotarli
rodzice i powitali nas chlebem i solą. W momencie jak oddawali tacę
kelnerom, Michał porwał mnie na ręce i wniósł do sali. Potem
nastąpił toast. Wypiliśmy kieliszek szampana.
-
Na trzy rzucamy. - Szepnął Misiek. - Raz, dwa, trzy...
Szkło
rozprysnęło na wszystkie strony, ale i tak my to sprzątaliśmy.
Znaczy Kubi. Zgodnie z tradycją.
Po
obiedzie nadszedł czas na pierwszy taniec. Stanęliśmy na środku
parkietu, a goście otoczyli nas w dużym kole. Ustawiliśmy się i
rozbrzmiały pierwsze takty piosenki.
-
„Kto wstawi się za nami u Pana, co drogami krętymi każe iść?”
- Nuciłam razem z zespołem.
-
„A ty choć powiedz słowo, że zawsze byłem z tobą, bo chciałem
tak i już” - Michał również włączył się w melodię.
Coraz bardziej zaczęliśmy wirować po parkiecie. Czułam się
jakby mi skrzydła wyrosły.
- „Ty – nieco szalona, cóż żona to żona” - Kubiak zaśmiał
się wprost do mojego ucha.
Po skończonym tańcu wszyscy zaczęli nam bić brawo i Krzysztof z
Winiarem (no bo jakże by inaczej) krzyknęli: „Gorzko!”.
Pocałowaliśmy się więc i przeszliśmy do dalszej części
imprezy.
Michał
K.
Na twarzach gości widać było zadowolenie. Kto tylko mógł
„wywijał” na parkiecie, śpiewał, śmiał się. Co i nas
cieszyło. Marcela również promieniała, a ja czułem ulgę i
nieopisane szczęście.
Kiedy
brunetka nie widziała, dogadałem się z zespołem, by specjalnie
dla niej zagrali jedną piosenkę. Tuż po dwudziestej drugiej, kiedy
wszystko było już rozkręcone, usłyszałem specjalną dedykację i
poprosiłem ją na środek.
-
„Kocham Cię tak jak wolność kocha ptak, jak żagiel
wiatr, kocham cię tak, ooo moja słodka, pani mego snu, piękna jak
kwiat wonnego bzu” - Rozległ się głos wokalisty, a Marcelinie po
policzkach stoczyły się dwie łzy.
- Kocham
cię. - Szepnąłem i tańczyliśmy dalej.
Marcelina
Gdy
wybiła północ nadszedł czas na oczepiny. Najpierw w kółku
znalazły się panny, potem panowie. I nie wiem, czy zaskoczeniem
będzie, jeżeli zdradzę, kto złapał welon, a kto krawat. Otóż
byli to Nowakowscy. Znaczy się to taki skrót myślowy. Martyna i
Piotrek. Ich reakcją na ten fakt, był gwałtowny wybuch śmiechu,
po opanowaniu którego razem zatańczyli.
Zabawa
trwała do białego rana. I mam nadzieję, że każdy bawił się
dobrze.
~*~
Także tego...
oooo cudooooo;)
OdpowiedzUsuń