sobota, 19 lipca 2014

Czterdziestka

Marcelina

Po około trzech godzinach jazdy zaparkowałam przed wysokim blokiem. Nadal byłam roztrzęsiona i sama nie wiem jak tu dojechałam nie błądząc. Wysiadłam z auta, zabierając ze sobą torbę. Była trzecia w nocy i trudno było budzić mi mieszkańców, ale musiałam. Jednak tym razem los był łaskawszy i ktoś wychodził, więc nie musiałam dzwonić na domofon. Szybko weszłam do budynku i pokonałam odległość na odpowiednie piętro.
Stanęłam przed drzwiami i chcąc nie chcąc nacisnęłam dzwonek. Po kilku dłuższych chwilach otworzyły się.
- Tak? - Pojawiła się rozespana kobieta. - Marcelina?! - Jej powieki automatycznie się podniosły. - Co ty tu robisz? Wchodź do środka.
- Cześć. - Powiedziałam czując, że znów napływają mi łzy do oczu.
Zdjęłam kurtkę i buty, a walizkę odstawiłam do rogu.
- Kto to? - Zawołał głos z wnętrza mieszkania.
- Śpij. - Poleciła dziewczyna. - A ty chodź ze mną do kuchni. - Wzięła mnie za rękę. - Co się stało?
- Nie sądziłam, że do tego dojdzie... - Głos zaczął mi się łamać. - Michał... - Łzy zaczęły ciec mi po policzkach. - On... - Nie dałam rady z siebie niczego wyrzucić.
- Co on? - Oczy rozmówczyni powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek.
- Całował się z inną... - Wydusiłam w końcu.
- Co jest grane? - Przyszedł zaspany mężczyzna.
- Prosiłam, żebyś spał. Masz trening rano. - Próbowała wygonić go z kuchni, ale zaparł się i nie ruszył. - Piotrek!
- Martyna, proszę cię, daj spokój. Marcela, co się stało? - Nowakowski usiadł na krześle obok.
- Twój kolega postanowił grać na dwa fronty. - Powiedziała z ironią blondynka.

Martyna

Piotrka siłą wysłałam z powrotem do spania. My zaś z Marceliną przeniosłyśmy się do salonu. Z kubkami ciepłej herbaty siadłyśmy na kanapie. Pozwoliłam jej się wypłakać. W jakiś sposób to zawsze pomaga. W końcu zmęczona zasnęła. Przykryłam ją kocem i sama udałam się do sypialni.
Po siódmej wstałam razem z Piotrkiem, tak by nie obudzić śpiącego gościa. Zrobiłam śniadanie i z Pitem usiedliśmy, by naradzić się.
- Nie mogę jej samej zostawić teraz, więc zadzwonię, że nie będzie mnie na porannym treningu. - Zaczęłam się zastanawiać.
- Może razem przyjdziecie na poranny? - Proponował.
- Nie ma takiej opcji. - Zaprotestowałam. - Ona musi odpocząć. Zobaczymy co będzie po południu. Choć wątpię, żeby chciała gdzieś wychodzić.
- Masz rację. - Przyznał.
- Nie mów chłopakom, co się stało. Przynajmniej na razie. - Wstałam od stołu i zaczęłam chodzić tam i z powrotem.
- Dobrze zrobiła, że przyjechała do nas. - Po chwili ciszy odezwał się Piotrek.
- Pewnie, że tak. - Usiadłam. - Nie spodziewałam się tego po Michale...

Piotr N.

Wszedłem do szatni w czasie trwania jakiejś sprzeczki.
- Chcesz się bić? - Zapytał ze śmiechem Alek.
- Idź do lasu to dostaniesz z liścia! - Odgryzł się Fabian.
- Albo z igły... - Dodał konspiracyjnym szeptem Kosa.
- A nie mogę mu sam dać w twarz? - Zapytał Krzysiek.
- Cześć Piter, co się tak skradasz? - Przywitał mnie Achrem.
- O, ktoś tu się chyba nie wyspał. - Poruszył znacząco brwiami Igła.
- Panowie, nie dziś. - Machnąłem tylko ręką.
Szybko przebrałem się i wyszedłem. Przekazałem jeszcze osobiście komu trzeba, że Martyny nie będzie i bardzo za to przeprasza, ale sprawy przyjaciół są dla niej bardzo ważne. Zrozumieli i zaproponowali, że jeżeli trzeba to bez problemu dostanie parę dni wolnego.
- Cichy, a gdzież to twoja urocza partnerka się dziś podziewa, że nie ma jej na stanowisku? - Dogonił mnie Ignaczak (bo któż by inny).
- Krzysztofie, dowiesz się w swoim czasie. - Próbowałem uciąć dyskusję.
- Czy właśnie dałeś mi do zrozumienia, że... - Libero zaczął się zastanawiać. - Czyżby... - Zrobił tak wielkie oczy, że o mało co, nie wypadły mu z oczodołów. - Będą małe Piciątka?
- Oszalałeś?! - Zdziwiłem się na jego ideę. - Miej ty rozum!
- No, ale skąd go wziąć? - Droczył się ze mną.
- Nie wiem. Sprawdź na allegro, może kupisz jakiś tańszy używany.
- Coś ty taki drażliwy? - Chwycił się pod boki.
- Proszę, Krzysiu. Daj mi dziś spokój, co? - Posłałem mu błagalne spojrzenie.
- Noo doobra. - Westchnął.

Marcelina

Niespiesznie otworzyłam oczy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Powoli dopiero zaczęły do mnie docierać wydarzenia z wczorajszego dnia. Podniosłam się z kanapy i opuściłam pokój.
- Obudziłam cię? - Skrzywiła się Martyna.
- Nie. - Pokręciłam przecząco głową.
- Chodź, zjesz coś. - Zaprosiła mnie do kuchni.
- Nie przełknę nic. - Usiadłam przy stole. - Jeżeli nie będzie to kłopotem, to poproszę jedynie herbatę.
- Zaraz ci zrobię, ale musisz coś zjeść. - Postawiła przede mną talerzyk z kanapkami.
- Przepraszam, że zawracam wam głowę. - Zaczęłam bawić się łyżeczką.
- Przestań gadać głupoty. Nie zawracasz! Bardzo dobrze, że tu przyjechałaś. - Próbowała przywrócić mnie do porządku. - Strasznie niewyraźnie wyglądasz. - Zaczęła mi się przyglądać.
- Nie ma się czym przejmować, to nerwy. - Machnęłam ręką. - Idę się trochę ogarnąć. - Wstałam, ale usiadłam z powrotem, gdyż strasznie zakręciło mi się z głowie.
- Marcelina, w porządku? - Martyna natychmiast znalazła się obok mnie.
- Tak. Spokojnie. Nic się nie dzieje. - Próbowałam ją uspokoić.
Pomału podniosłam się i poczłapałam do walizki po czyste ubranie. Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do stanu wyglądalności.
- Nie poszłaś do pracy. - Stwierdziłam, gdy zastałam blondynkę siedzącą w salonie.
- Wolałam zostać z tobą. A po południu pójdziesz ze mną. - Powiedziała.
- Chyba nie... - Skrzywiłam się. - Nie chcę nigdzie wychodzić. - Usiadłam na sofie obok dziewczyny kurcząc się maksymalnie.
- Słuchaj, właśnie powinnaś iść między ludzi. - Objęła mnie przyjacielsko ramieniem. - Ale chwila... - Nie wiem dlaczego przyłożyła mi dłoń do czoła. - Ty masz gorączkę. - Wstała i wyszła z pokoju, a po chwili wróciła z termometrem. - Sprawdzimy ile. - 38,5 stopnia... - Podałam jej do weryfikacji przedmiot. - Ubieraj się ciepło. I to szybko. - Poleciła mi.
- Ale po co?

Michał K.

Czułem się jak ostatni dupek. Tak też to mogło wyglądać, ale Marcelina nie dała sobie niczego wyjaśnić. Całą noc nie spałem – jeszcze gdzieś tliła się nadzieja, że ona wróci. Ale nadszedł ranek i nic takiego się nie wydarzyło. Byłem cholernie wściekły na samego siebie, że w ogóle doszło do czegoś takiego.
Rano spojrzałem w lustro. Widok był koszmarny, ale wszystko na własne życzenie. Jakoś zabrałem siły i postanowiłem pójść na trening.
Robiłem ostatni łyk kawy przed wyjściem, gdy rozdzwonił się mój telefon. Szybko pobiegłem odebrać. Chciałem by była to Marcelina. Zawiodłem się jednak. Na wyświetlaczu widniał napis „Inga”.
- Czego chcesz? - Odebrałem.
- Chciałam przeprosić. Niczego z wczorajszego wieczoru nie pamiętam. Ale wiem, że mi pomogłeś.
- Ty za to zniszczyłaś mi życie! - Nie owijałem w bawełnę. - Nie dzwoń więcej. - Rozłączyłem się.
Zgarnąłem torbę i wyszedłem z domu. Postanowiłem tym razem przejechać się komunikacją miejską, żeby nie stwarzać zagrożenia na drodze.
- Michał? - Na przystanku zatrzymał się samochód. - Wskakuj szybko. - Polecił kierowca.
- Dzięki, Damian. - Podałem mu rękę, będą już w środku.
- Co jest? - Zapytał, ruszając z miejsca.
- Nie chce o tym mówić.
- Ok. Jak uważasz. - Nie naciskał na mnie. - Ale jakbyś chciał pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Martyna

Na siłę wyciągnęłam Marcelinę do lekarza. W końcu gorączka i zawroty głowy, wskazują na jakąś dolegliwość.
- I co? - Zapytałam, gdy już wyszła z gabinetu.
- Jeszcze badanie krwi. - Westchnęła ciężko.
Po chwili wróciła z zabiegowego i przekazała mi, że musi 15 minut zaczekać na wynik. Czas zleciał szybko i weszła ponownie do gabinetu.
- Teraz już wszystko wiesz? - Spytałam, gdy pojawiła się obok mnie.
- Mhm. Oprócz tego, że gorączka to wynik stresu, mam lekką anemię. - Zapięła kurtkę.
- Już my się tobą zajmiemy. - Uśmiechnęłam się do niej.
Po drodze do mieszkania wstąpiłam na małe zakupy. Zaopatrzyłam koszyk w dużo warzyw i owoców, a potem wykupiłam Marcelinie potrzebne leki.
- Martyna, gdzie tu najbliżej jest faks? - Zapytała brunetka, gdy byłyśmy już w domu. - Muszę przesłać zwolnienie lekarskie do prezesa...
- Po południu pójdziemy na trening, to wyślemy z naszego biura. - Wyjaśniłam.
- Wolałabym zostać tu. - Smutno szepnęła.
- Kurcze, w sumie masz rację, żebyś dziś nie wychodziła... - Zamyśliłam się. - Poślemy Pitem, nie ma problemu. A teraz marsz do salonu. Siadasz grzecznie, przykrywasz się kocykiem i nie ruszasz się zbędnie.
- Dobrze mamo. - Niechętnie spełniła moje polecenie.

Michał K.

Kompletnie nic mi nie wychodziło na treningu. Każda piłka była przeciwko mnie – nawet ani jedna zagrywka mi nie siadła. Nie spodobało się to trenerowi. Poprosił mnie bym po ćwiczeniach został na chwilę. Chciał ze mną zamienić słowo w cztery oczy.
- Idź spokojnie. Zaczekam na ciebie w aucie. - Zaoferował się Wojtaszek.
- Dzięki. - Odpowiedziałem i skierowałem się do Bernardiego.
- Michał, co się stało? Byłeś dziś nieobecny duchem. Dlaczego? - Zapytał wprost.
- Przepraszam, problemy osobiste. - Odpowiedziałem wymijająco.
- Potrzebujesz wolnego? - Zaproponował.
- Jedyne, czego teraz potrzebuję, to wycieczka po rozum do głowy. - Odparłem smutno. - Moja dziewczyna widziała coś, czego nie powinna była zobaczyć. Ba! To nawet nie powinno się wydarzyć... - Wyznałem wreszcie i siadając ukryłem twarz w dłoniach.
- Kochasz ją? - Zajął miejsce obok mnie.
- Bezgranicznie... - Dotarła wówczas do mnie moja beznadziejna sytuacja.

Piotr N.

Wykonałem prośbę dziewczyn po południu i poszedłem ćwiczyć. Trening szybko minął i poszliśmy do szatni po swoje rzeczy.
- Piter, muszę z tobą porozmawiać. - Ignaczak znalazł się koło mojej szafki.
- Tak?
- Co się z tobą dziś dzieje? - Postawił pytanie.
- Nic się nie dzieje. Wszystko normalnie. - Zabrałem torbę i skierowałem się do wyjścia.
- Taa, a ja jestem Elvis. - Szedł za mną.
- W takim razie ja to Michael Jackson. - Odzywały się we mnie pokłady sarkazmu.
- To co, może wspólny koncert? - Odgryzł się w tym samym tonie. - Piotrek, kurde, no. Widzę przecież, że coś cię gryzie.
- Zapewniam cię, że wszystko w porządku. - Wrzuciłem rzeczy do auta i wsiadłem.
- Nie dam ci spokoju, dopóki się nie dowiem. - Wpakował się na miejsce pasażera.

Martyna

- Piotrek! Dlaczego nabrałeś wody w usta i nic mi nie chcesz powiedzieć? - Rozległ się głos Igły w korytarzu.
- A co ja mam ci powiedzieć? - Piter wszedł do kuchni a libero za nim. - Chcesz coś do picia?
- Soku mi nalej.
- Proszę. - Usłyszałam, że idą do salonu.
- Cześć. - Przywitał się Igła. - Wstań. - Wskazał na mnie palcem. - Obróć się. - Kolejna komenda. - Skoro z tobą wszystko ok, to co tu jest grane? - Zapytał mnie.
- Cześć. - W progu pojawiła się Marcelina, a Ignaczak gwałtownie odwrócił się.
- Młoda?! Matko kochana, co ty tu, dziecko, robisz? - Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę sofy.
- Przyjechałam. - Przykleiła na twarz nikły uśmiech.
- Sama z siebie? Bez Michała? - Zmarszczył czoło. - Co on ci zrobił?
- Twój koleżka postanowił... Hmmm... Jakby to powiedzieć... Zainteresowało go nawiązywanie kontaktów damsko-męskich z inną. - Wyjaśniłam okrężną drogą.
- Żartujecie sobie? - Nie dowierzał. - Kubiak? Który za Marceliną świata nie widzi? O kurdee... - Zaczął przecierać twarz dłońmi.
- Krzysiu, niech to zostanie między nami. - Poprosił Piotrek.
- Pewnie, nie ma problemu. - Igła nadal był w szoku. - Jak go spotkam to mu nogi z d...
- Nie kończ... - Przerwałam mu.

Michał K.

W końcu przystałem na propozycję trenera i poprosiłem o wolne popołudnie. Czas było logicznie pomyśleć i zrobić coś, żeby Marcelina mi wybaczyła. Ale najpierw musiałem ją znaleźć.
Uruchomiłem wszystkie szare komórki do działania. W końcu przyszły mi do głowy pierwsze pomysły. Na policję nie mogłem zadzwonić, bo wyjechała sama. Jakby nie było miała powód. Do ojca z pewnością nie pojechała, bo najprawdopodobniej już by dał znać, co o mnie myśli. Michalina – zadzwonić do niej nie zaszkodzi.
Wybrałem numer i połączyłem się. Odebrała po trzech sygnałach. Zapytałem co u nich i takie tam, żeby wybadać sytuację, ale w końcu stwierdziłem, że nic nie wie, bo miło się do mnie odnosiła. Pozdrowiłem ich i zakończyłem rozmowę.
Kolejnym pomysłem było dzwonienie do wszystkich, których poznała w Spale. Ci, którzy są w zagranicznych ligach raczej odpadali. Skrzaty wesołe jak zwykle, więc odpada. Kędzierzynianie – wszyscy zatrenowani, ale normalnie się do mnie odnosili. Został mi jedynie Rzeszów jako ostatnia nadzieja. 

~*~
Cześć :)
Co do rozdziału nie będę się rozpisywać, jest jaki jest, lepszy raczej nie będzie...
Widzę, że raczej Wam się już to opowiadanie nudzi, coraz mniej osób czyta. Ale trudno, rozpaczać nie będę. Przedtem miałam większą motywację; teraz piszę, żeby udowodnić sobie, że potrafię doprowadzić coś do końca. 
Jeżeli jeszcze ktokolwiek (tak, wiem, oprócz Ciebie Łośku, bo znam Twoje zdanie) kto jest i czyta, niech da mi motywację w postaci komentarza. A jeżeli nie... To trudno...