piątek, 12 lipca 2013

Siódemka

Marcelina

- Dlaczego w zasadzie ja ci się zwierzam? - Odepchnęłam Kubiaka, który spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Może dlatego, że potrzebujesz się komuś wygadać? - Odpowiedział pytaniem na to zadane przeze mnie. 
Klapnęłam na łóżko, a Michał usiadł na krześle.
- Przepraszam. - Powiedziałam po chwili ciszy.
- Spokojnie, nic się nie stało. - Odparł, przenosząc wzrok z podłogi na mnie. - Rozumiem, że to trudne dla ciebie. Nie powinienem pytać.
- Jeśli nie zapytałbyś, byłoby mi chyba jeszcze ciężej... - Przerwałam, gdyż usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Porwałam torebkę w poszukiwaniu komórki. Była oczywiście tam gdzie zawsze. Odebrałam szybko.
- Tata? - Zapytałam zdziwiona.
- Marcela, gdzie ty jesteś obecnie? - Z przejęciem w głosie zadał mi pytanie.
Michał w tym czasie wstał i wyszeptał, że idzie po kawę. Ja zaś kontynuowałam:
- Ale nie ma nigdzie matki obok ciebie? - Gdyby była nie powiedziałabym mu nic.
- Nie, nie ma. Słuchaj, bo ja właśnie z delegacji wracam. Pociągiem jechałem i wyobraź sobie czyjeż to ja auto widzę tu zaparkowane? Znam twoją rejestrację. Mów szybko, bo się martwię.
- Nie martw się. - Próbowałam przybrać wesołą barwę głosu.
- Nie ściemniaj. - Jak on mnie zna!
- W szpitalu... - Odparłam.
- CO?! - Krzyknął do słuchawki. - Podaj gdzie, to zaraz tam będę.
Szybko podałam adres, bo wiedziałam, że z ojcem nie wygram. I byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam go wtedy.
Kubiak wrócił, w momencie gdy odkładałam komórkę na półkę. Podał mi kubek z parującym napojem.
- Skąd wiedziałeś, że lubię cappuccino? - Zdziwiłam się, gdy wzięłam łyk.
- Intuicja. - Zaśmiał się. - Nie wiedziałem, ale cieszę się,  że trafiłem.
Minęło już pół godziny, odkąd reszta chłopaków wyszła z sali. Michał starał się jak mógł, zabawiać mnie rozmową. Właśnie miał opowiadać, o początkach przyjaźni z Bartmanem, gdy drzwi do sali z hukiem otworzyły się i do środka wpadł mój ojciec.
- Marcelina! - Rzucił się i mocno mnie przytulił, a mój nowy znajomy powoli wycofywał się do wyjścia, jednak nie było mu to dane. - Młody człowieku, stój. - Poprosił mój tata.
Najpierw zmierzył go wzorkiem, a potem polecił by usiadł sobie spokojnie tam gdzie siedział poprzednio. Sam zaś zabrał drugie krzesło i zajął miejsce obok niego.
- Teraz proszę o wyjaśnienia. - Niby ton mojego ojca nie był władczy, ale każdy czuł do niego respekt. - Tak w ogóle to Adam Kornacki jestem, panie Kubiak. - Podał rękę zszokowanemu Michałowi.
- Eeee... Michał Kubiak. - Odwzajemnił gest. 
- Marcelka, mów szybko. Proszę cię. - To ojciec.
- Panie Adamie, a może tak wyjdziemy na korytarz na chwilkę? - Zaproponował Michał, zapewne dlatego, że po moim policzku znów spłynęła łza.

Michał K.

        Mało brakowało, a Marcelina znów rozkleiłaby się. Ledwo udało mi się ją jakoś odciągnąć od tematu. Wiem, że zapewne jeszcze nie raz będzie musiała to opowiadać, ale skoro mogę to raz ją w tym wyręczę i przekażę jej ojcu to co sam usłyszałem.
- Panie Adamie, a może tak wyjdziemy na korytarz na chwilkę?
- Ale... - Zaczął.
- Proszę. - Powiedziałem stanowczo wstając.
- No dobrze. - Zgodził się niechętnie.
- Wyszliśmy i zaproponowałem, by pójść do bufetu. Poprosiłem o kawę dla pana Adama, uprzednio pytając go o to.
- Nie chcę przedłużać, dlatego powiem panu wszystko czego się dowiedziałem. - Wzrok miałem utkwiony w stoliku, lecz przy wymawianiu ostatniego wyrazu przeniosłem go na ojca Marceliny.
- Słucham uważnie. - Stwierdził, popijając kawę. - I mam nadzieję, że dowiem się, jaką rolę pan tu gra.
- Zacznę od tego, że popsuł nam się autobus i musieliśmy jechać pociągiem. - Pan Kornacki poprawił się na krześle. - Staliśmy sobie na peronie, gdy ładna brunetka właśnie tam weszła. Miała zapuchnięte od płaczu oczy. Jakoś mój wzrok uciekał w jej stronę. W pewnym momencie odwróciłem się w stronę trenera i już jej nie było. Po kilku sekundach usłyszałem krzyk jakiejś starszej kobiety, że dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Jeden z nas ją na szczęście w porę uratował. Wezwaliśmy karetkę i tak się tu znalazła. - Widziałem, że pan Adam słucha mnie z otwartymi ustami ze zdziwienia.
- Ale... Dlaczego? - Zdołał wydusić.
- Pytałem o to i wtedy wybuchnęła płaczem. Dlatego wolałem, żeby o tym nie mówiła sama. - Objaśniłem i przeszedłem do sedna sprawy. - Jej narzeczony zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką.
Obserwowałem reakcję. Pan Kornacki zacisnął pięść, a jego twarz stała się purpurowa ze złości.
- Zabiję gnoja! - Już chciał wstać, ale go zatrzymałem.
- Niech pan poczeka. Marcelina potrzebuje teraz wsparcia kogoś bliskiego. Mówiła też, że może jedynie liczyć na pana. - Tu wyjaśniłem zachowanie pani Kornackiej, gdy Marcela się do niej udała.
- O matko! - Tak skwitował zajście i ukrył twarz w dłoniach. - Co ja mam teraz zrobić?
- Wspierać ją. Potrzebuje tego... A na dodatek mam pomysł, do którego pana wykorzystam.


*****************************************************
Witam znów.
Najpierw chcę podziękować za życzenia urodzinowe wszystkim. A już w szczególności Magdzie, Marzenie, Martynie B. i Martynie N. za to, że się wzruszyłam, przy Waszych :*

Na temat rozdziału rozpisywać się nie będę, bo nie ma co pisać. Sami powiedzcie co o tym sądzicie.
Wyraźcie to! Odwiedzin tyle, a komentarzy mało! A wyobrażacie sobie jak motywuje to wszystko do pracy?!

Kończę, pozdrawiając Was gorąco.