poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Czterdziestka siódemka

Marcelina

Udało mi się załatwić bilet na sobotni mecz. Czasem jednak znajomości się przydają. Dlatego po piętnastej wsiadłam w samochód i odjechałam w stronę Wrocławia.
Na halę weszłam piętnaście minut przed meczem. Trwała jeszcze rozgrzewka. Odnalazłam swoje miejsce i zrzuciłam na krzesełko ramoneskę. Tym razem zabrałam ze sobą także aparat, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nie mam ani jednego zdjęcia z meczu. Wyjęłam sprzęt z futerału i po ustawieniu odpowiednich opcji zaczęłam pstrykać fotki. Przerwałam na chwilę, ponieważ rozpoczynało się oficjalne przedstawienie składów drużyn. Wznowiłam dokumentację spotkania, gdy Macedończycy serwowali pierwszą piłkę w spotkaniu.
W pierwszej partii to Wlazły czynił „cuda”. Potężne ataki i asy serwisowe sprawiły, że pokonaliśmy przeciwników do 13. W drugim secie coraz więcej było widać gry przyjmujących. Tu Winiar, tam znów Kubiak. Środkowi również popisywali się swoimi umiejętnościami i tym sposobem na naszym koncie było już 2:0. To zagrywka, to udany atak i wygraliśmy 3:0.
Panowie z uśmiechami na twarzach rozciągali się jeszcze na płycie boiska, a tłumy fanów ciągnęły ku nim. Ja też postanowiłam pójść w tamtym kierunku i przywitać się z Michałem, który swoją drogą nie wiedział o moim przyjeździe.
- Ej, gdzie się pchasz? - Usłyszałam gdzieś w okolicy swojego ramienia.
- Przechodzę tak jak i wy. - Spojrzałam z góry na dwie nastolatki.
- Jak chcesz autograf zdobyć, to i tak musisz czekać. Byłyśmy pierwsze! - Mniejsza z tej dwójki koleżanek odszczeknęła mi.
- Tsaa... - Skwitowałam ich zachowanie.
Stałyśmy już na płycie boiska, pilnowane przez ochronę. Panowie właśnie zaczęli się rozchodzić.
- Matko, jakie Winiarski ma cudne oczy! - Pisnęła nieco wyższa hotka.
- Żeby tylko nie miał żony, to byłby cud, miód i orzeszki. - Nie ma to jak rozmowa dwóch małolat.
- Za to Kubiak tak słodko mruży oczy, jak nie ma okularów. - Zaczęła znów się rozpływać jedna z nich, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem.
- Patrz! Idzie tuuuu!!! - Niższa zaczęła skakać.
Misiek istotnie szedł w naszym kierunku. Jednak zatrzymał się i zaczął podpisywać kartki. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważył w pierwszym momencie. W sumie... Stałam za dwoma hotkami. Tak żeby dziewczynki mnie nie dostrzegły, wycofałam się o dwa kroki i podeszłam kawałek. Tym sposobem stałam bliżej Kubiaka, który akurat proszony był o zdjęcie. Skreślił jeszcze parę podpisów, zanim znalazł się całkiem blisko mnie.
Akurat stał plecami w moją stronę, gdy delikatnie stuknęłam go w ramię.
- Mogę prosić o wspólne zdjęcie? - Zapytałam, gdy automatycznie odwrócił się nawet nie podnosząc wzroku.
- Jasne. - Odrzekł machinalnie i dopiero wtedy podniósł głowę. - Marcela! - Krzyknął uradowany, złapał mnie w pasie i okręcił się dookoła. - Co tu robisz?
- Niespodzianka. - Szepnęłam do niego jak już postawił mnie na ziemi.
- Daj mi jeszcze chwilkę, co? - Spojrzał z jakimś błyskiem w oku. - Idź do chłopaków, ucieszą się. - Dał mi całusa w policzek, a ja spełniłam jego prośbę i ruszyłam ku graczom.
- Patrz jaka cwana! - Usłyszałam, gdy mijałam dwie poznane wcześniej hotki.
- Cicho! - Syknęła druga.
Odwróciłam się w tamtą stronę i z uśmiechem na twarzy pomachałam do nich. Akurat był tam Michał. Szybko się podpisał i zostawił zdumione dziewczyny.
- Cieszę się, że tu jesteś. - Przytruchtał do mnie i objął mnie ramieniem.
- Siemaa! - Od razu obok nas znalazło się paru chłopaków i Martyna.
- Właśnie zastanawiałam się na który mecz przyjedziesz. - Powiedziała witając się ze mną.
- Udało mi się zdobyć bilet jedynie na dziś. - Przyznałam.
- Mam pomysła! - Udarł się Winiarski podskakując do góry.
- Uspokój swoje ADHD. - Spojrzał na niego karcąco Guma.
- Oj tam, oj tam. - Machnął ręką. - Marcelina będzie naszą przykrywką na symboliczne uczczenie dwóch zwycięstw. - Dumnie wypiął pierś do przodu.
- Niby jakim cudem? - Zdziwiłam się.
- No chyba zostaniesz tu do jutra?
- Nie planowałam tego... - Zawiesiłam głos i w ułamku sekundy rozważyłam wszystkie za i przeciw. - Ale mogę zostać. - Uśmiechnęłam się ponownie.
- Chłopaki! Pospieszcie się! Do szatni i to szybko! - Rozległ się głos Antigi i szybko opuścili boisko. - O! Marcelina. - Podszedł do mnie. - Miło cię widzieć.
- Też się cieszę ze spotkania, trenerze. - Dygnęłam. - Gratuluję wygranej.
- Bardzo dziękuję. - Ucieszył się. - Czekasz na Michała? - Widząc moje twierdzące skinienie głową, dodał. - Chodźmy na zewnątrz.
I tak rozmawiając o niczym dotarliśmy na parking. W oddali dostrzegłam czające się dwie dziewczyny, które miałam wątpliwą przyjemność poznać po meczu. Mimowolnie się roześmiałam. Wtedy też pospiesznie wybiegł z budynku Misiek.

Michał K.

Starałem się jak najszybciej przebrać, by mieć dłuższą chwilę na pogadanie z Marcelą. Dlatego błyskawicznie znalazłem się przed halą.
- No popatrz... - Westchnął Stefan w kierunku mojej narzeczonej. - Jak chce to potrafi. - Wskazał na mnie.
- Miałem dobrą motywację. - Ruszyłem znacząco brwiami. - Mogę wrócić do hotelu z Marceliną?
- Nie widzę problemu. Zaczekam na resztę w autobusie. - Powiedział i odszedł w stronę pojazdu.
- Jak sobie radzisz? - Zapytałem, gdy szliśmy do jej samochodu.
- Trochę ciężko mi wieczorami, jak muszę siedzieć sama. - Przytuliła się do mnie. - A tak to nawet dobrze. Twoi rodzice starają się jak najczęściej dzwonić, albo mnie odwiedzać.
- Nadopiekuńczość to ich drugie imię. - Zaśmiałem się. - Widziałaś? - Przystanąłem, gdy zauważyłem jakiś błysk.
- Taa. Będziesz jutro na portalu plotkarskim. - Przewróciła oczyma. - Hotki bawią się telefonem. - Szepnęła. - Cześć dziewczyny. - Dodała głośno.
- Uciekamy! - Usłyszeliśmy i postacie się oddaliły.
- O co chodziło? - Zapytałem nie wiele rozumiejąc z sytuacji.
- Trochę zgasiłam ich ambicje. - Wyjęła z torebki klucze. - Wskakuj i jedziemy.
Wskazałem drogę do hotelu i po chwili Marcelina odbierała już klucz do pokoju.
- Chodź na razie do nas. - Zaproponowałem.
Weszliśmy do pomieszczenia, które dzieliłem z Winiarem i zaczęliśmy rozmawiać. Kilkanaście minut później przybył mój współlokator.
- Mam nadzieję, że byliście grzeczni, jak mnie nie było? - Stanął przy drzwiach i spojrzał na nas groźnie. - Żartowałem. - Wyszczerzył się.

Marcelina

Chłopcy siedzieli do późna. I jako ostatnia, tuż przed drugą opuściłam pokój Michałów. W niedzielę obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nadawcą był (bo któż by inny!) - Kubiak. Podniosłam głowę i zerknęłam na wyświetlacz. Odczytałam krótką treść i w momencie, gdy odkładałam komórkę na szafkę ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Tak? - Rozespana otworzyłam.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci dłużej spać. - Zaśmiał się Michał i wszedł do środka. - Jest po dziesiątej.
- Misiek, jest niedziela. - Ziewnęłam.
- A co to ma do rzeczy?
- To, że jutro poniedziałek. - Pokręciłam głową i niechętnie poszłam się ogarnąć.
Dziesięć minut później byłam gotowa.
- Idziemy coś zjeść. - Pociągnął mnie za sobą.
Na dzisiejszym meczu nie mogłam zostać. Bilet jakoś dałoby się załatwić, ale nie chciałam wracać do Żor nocą. Dlatego tuż po obiedzie pożegnałam się z wszystkimi i odjechałam.
Mecz ze Słowenią zakończył się wynikiem 3:1. A już w piątek chłopcy będą walczyć w Ljubljanie. Z dobrym nastawieniem położyłam się spać i prawie natychmiast odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Ocknęłam się jednak, gdyż obudziło mnie zimne powietrze. Zdziwiłam się, że okno było otwarte. Na zewnątrz szalała burza. Grzmiało, błyskało się, wiał silny wiatr, a na dodatek deszcz zasiekał wprost w szklaną taflę, którą z trudem zamknęłam. Już chciałam położyć się z powrotem, gdy poczułam, że strasznie bolą mnie zęby. Tak jakby ktoś wbijał mi tysiące szpilek w dziąsła. Postanowiłam pójść do apteczki mieszczącej się w łazience i zażyć jakąś tabletkę przeciwbólową. Zaświeciłam światło i podniosłam głowę, spoglądając do lustra. Twarz miałam spuchniętą. Przeraziłam się. Lekko rozchyliłam wargi i przyjrzałam się zębom. Były zdziurawione próchnicą, czy też winą były inne zmiany chorobowe. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Wtedy też usłyszałam jakiś dźwięk. Przeraźliwie głośny. Aż zmrużyłam powieki.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Telefon jak szalony, próbował mi oznajmić, że mam wstać. Wyłączyłam dźwięk i głęboko zastanowiłam się nad tym, co widziałam dosłownie przed chwilą. Odrzuciłam kołdrę i podniosłam się. Za oknem ani śladu deszczu – zero kałuż, a słońce pięknie świeciło na błękitnym niebie. Firanka przy oknie była ułożona tak jak wczoraj wieczorem. Coś tu nie gra! Poszłam do łazienki i spojrzałam na siebie. Twarz gładka, a zęby białe jak zawsze. A więc to był sen! Odetchnęłam głęboko i przestałam się zastanawiać nad koszmarem.
Prędko zjadłam śniadanie, ubrałam się i pojechałam do pracy. Niby dzień jak co dzień, ale coś nie dawało mi spokoju. Cały czas gdzieś w zakątkach umysłu miałam już lekko zacierający się sen. Aż sprawdziłam co oznaczają symbole, które się w nim pojawiły. Burza symbolizowała złe przeżycia, a z kolei zepsute zęby - choroby. Stwierdziłam, że to i tak zabobony i wyłączyłam sennik.
W czasie przerwy, mniej więcej w południe wybrałam numer do Michała. Jakieś złe przeczucia nie dawały mi spokoju.
- Hej, Słońce. - Przywitał mnie jego radosny głos w słuchawce. - Co u ciebie?
- Mam przerwę i pomyślałam, że dowiem się, co robisz.
- Dziś mamy odnowę, więc luz i przyjemności. - Dowiedziałam się.
Rozmowę kontynuowaliśmy do momentu, aż wezwał mnie do siebie prezes. Miałam przygotować dla niego jakieś dokumenty. W końcu ruszyła karuzela transferowa i wiecznie coś było potrzebne. Tym razem ważny papierek dla Grześka Kosoka, który miał zasilić od nowego sezonu szeregi Jastrzębskiego.
Do samego końca dniówki biegałam jak szalona. Rzuciłam się w wir pracy i to pozwoliło mi zapomnieć o głupotach.
Michał miał do mnie oddzwonić, kiedy już skończy się „odnawiać”. To znaczy jak będzie miał wolny czas. Wróciłam do domu – telefon milczał. A przecież mówił, że po 17 kończą się zabiegi. Było już po 18. Trochę mnie to zdziwiło. Do tej pory zawsze dotrzymywał słowa. Czyżby coś się stało? Niee... Po prostu zagadał się z kolegami. Próbowałam sobie tłumaczyć tę sytuację.
Dla zabicia czasu poszłam więc do kuchni i zajęłam się gotowaniem. Robienie obiadu dla jednej osoby to nie przyjemność, ale w końcu przyszedł mi do głowy pomysł by gotować na dwa dni. Tym sposobem godzinę później miałam zapewnione gorące danie na następne dwa dni.
Było po dziewiętnastej, a na wyświetlaczu żadnej wiadomości. Zaczynałam martwić się coraz bardziej. W końcu nie wytrzymałam i wybrałam jego numer. Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci... Szósty... I poczta głosowa... Moje przeczucia właśnie się włączyły i dawały mi sygnały, że coś jest nie tak. Denerwowałam się coraz bardziej.
Dziesięć minut później ponownie wstukałam cyferki. Pierwszy sygnał... Drugi... Coś zatrzeszczało i po drugiej stronie odezwał się głos.
- Cześć, Słońce. - Michał cicho wypowiadał słowa.
- Nareszcie! - Kamień spadł mi z serca. - Co się działo? Dlaczego nie odbierałeś? Martwiłam się.
- Spokojnie. - Jego głos brzmiał dziwnie. - Po prostu los lubi płatać figle. - Silił się na każdy wypowiadany wyraz. - Wybacz mi, ale muszę kończyć. Chłopaki tu są. - Zbył mnie. - Pamiętaj, że cię kocham.
- Michał!! - Prawie krzyknęłam w słuchawkę, ale on wcześniej się rozłączył.

Michał W.

Misiek był już po zabiegu. Udało się poskładać jego kości, ale czekała go przerwa w graniu. Swoją drogą, ciekawe czy rozmawiał już z Marceliną.
Wraz z Piotrkiem przyjechaliśmy do szpitala, w którym się nim zajmowano. Weszliśmy do pokoju w momencie jego rozmowy przez telefon.
- Jak zwykle nie w porę. - Szepnąłem.
- Wybacz mi, ale muszę kończyć. Chłopaki tu są. - Kubiak powoli wypowiadał słowa, zapewne skierowane do narzeczonej.
- Jak się trzymasz? - Zapytał Pit.
- Na razie tak sobie. - Przyznał. - Ale to jeszcze nie koniec świata. Sześć tygodni minie jak z bicza strzelił. - Próbował zachować optymizm.
- Pewnie, ale ciężko będzie bez ciebie na boisku. - Uśmiechnąłem się życzliwie.
- Dzięki. - On też lekko uniósł kąciki ust ku górze. - Mam prośbę. Pogadajcie z Marcelą. Powiedzcie, co się stało i przeproście ode mnie.
- Nie ma sprawy.
Żeby go więcej nie męczyć wyszliśmy na korytarz. Miał zostać w szpitalu na noc, gdyż ingerencja w organizm wymagała znieczulenia ogólnego. Tym samym był jeszcze trochę oszołomiony. W końcu wybrałem numer do Kornackiej. Nabrałem powietrza w płuca i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odebrała bardzo szybko.
- Cześć Młoda. - Przywitałem ją.
- Winiar, proszę, powiedz mi czy coś się dzieje? - Od razu chciała się dowiedzieć.
- Nie... Tak... To znaczy, jakby to ładnie powiedzieć... - Zacząłem się miotać.
- Prosto z mostu. - Zachęciła mnie.
- Powiem tak. Misiek przyjedzie jutro do domu i zostanie na jakiś czas. - Wolałem nie mówić wprost.
- Macie wolne? - Zdziwiła się.
- To znaczy, Misiek tak jakby ma trochę z przymusu.
- Winiarski! Do cholery! Mów w tej chwili co się stało! - No i przejrzała mnie.
- Kubiak jest kontuzjowany. - Ciężko było mi to powiedzieć.
- COOO??!!
- Bał ci się sam o tym powiedzieć...

Marcelina

Wiadomość, którą przekazał mi Winiar, przeraziła mnie. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Zamknęłam oczy i pod powiekami ukazał mi się obraz koszmaru, który nawiedził mnie dzisiejszej nocy. Niestety się sprawdziło...

~*~
 Oddaję Wam do oceny kolejny rozdział. Moim zdaniem nudny jak każdy inny, ale cóż... 

A teraz mała, ale niesamowicie istotna informacja! 
Z dniem dzisiejszym rozpoczynamy mini maraton. Rozdziały będę przez pewien czas pojawiać się co dzień - w okolicy godziny 17. Ale wiąże się z tym jeden warunek - będziecie o tym pamiętać. Trochę długo zajmuje mi informowanie wszystkich, dlatego każdą osobę zainteresowaną i dziś poinformowaną proszę, o zaglądanie tu. Do 17 maksymalnie będzie dodana kolejna część.