niedziela, 2 lutego 2014

Dwudziestka dwójka

Michał K.

Staliśmy wpatrując się sobie głęboko w oczy. Otaczał nas mrok, jednak na niebie pięknie widać było wszystkie gwiazdy.
  • Chciałam podziękować ci za to, że mogę na ciebie liczyć. - Powiedziała drżącym głosem.
  • Przecież od tego są przyjaciele. - Uśmiechnąłem się lekko.
Jednak ja nie chciałem być tylko przyjacielem. Przynajmniej w tym momencie marzyłem, żeby cieszyć się nią na co dzień do końca życia. Chyba wówczas zwariowałem, ale tak właśnie było.
  • No, a co Ty chciałeś powiedzieć? - Zapytała wyrywając mnie z zamyślenia.
  • A, tak. - Opamiętałem się. - Cieszę się, że wtedy zepsuł nam się autobus. I miałem okazję poznać tak fantastyczną dziewczynę jak ty. - Wyrzuciłem szybko z siebie.
  • Misiek... - Szepnęła. - Ja mam mnóstwo wad. Nie jestem fantastyczna. - Zaprzeczyła, co powiedziałem.
  • Oj, przestań narzekać. - Objąłem ją ramieniem i skierowaliśmy się w stronę ośrodka.
Chciałem wtedy zatrzymać czas, bym mógł cieszyć się tą chwilą wiecznie.
Całą drogę milczeliśmy, ale ta cisza nie była niezręczna. Tak jak i brunetka, pogrążyłem się znów w myślach. Dochodząc do bramy zatrzymałem się. Marcelina szła nadal przed siebie, ale złapałem ją delikatnie za rękę i odwróciłem w swoją stronę.
  • Tak? - Spojrzała na mnie.
  • Co byś zrobiła, gdybym właśnie teraz cię pocałował? - Zadałem pytanie, ale nie czekałem na odpowiedź tylko przeszedłem do czynów.

Marcelina

  • Co byś zrobiła, gdybym właśnie teraz cię pocałował? - Michał zaskoczył mnie pytaniem, ale zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować już czułam jego usta na swoich.
Ten delikatny, a zarazem długi pocałunek obudził miliony motyli w moim brzuchu.
  • AAAAAAA!!! - Oboje nagle od siebie odskoczyliśmy, słysząc znajomy głos tuż obok.
  • Karol, obiecuję, że cię kiedyś uduszę. - Syknął Michał.
  • Ale się porobiło. - Kłos nadal był podekscytowany jak małe dziecko. - Ciekawe jak zareagują, jak im opowiem, co, a właściwie kogo robiącego co, widziałem.
  • Karolku, będziesz tak dobry i będziesz trzymał buzię na kłódkę, prawda? - Kubiak podszedł do środkowego.
Ja w tym czasie powoli oddalałam się od nich, by po chwili przekroczyć próg ośrodka. Cały czas jeszcze czułam smak ust Michała. „No to się porobiło” - pomyślałam, tak jak i Kłos.

Karol K.

Ale żeby Marcelina i Dziku? I nic mi, znaczy się nam, nie powiedzieli? Ale że oni razem? No zaskoczyli mnie, no.
  • Karolku, będziesz tak dobry i będziesz trzymał buzię na kłódkę, prawda? - Kubi był coraz bliżej.
  • Nooo... - Przeciągałem głoski.
  • Cieszę się bardzo. - Przyjmujący poklepał mnie po ramieniu.
  • Nooo, nie wiem. - Dokończyłem i ruszyłem stamtąd jak najszybciej, a za mną Michał.
  • Kłosie! - Krzyknął, gdy ja wbiegałem do budynku.
  • Przepraszam. - Rzuciłem potrącając Andrzeja.
  • Łapać go! - Pościg trwał, jednak ja już wmieszałem się w tłum na sali.

Michał W.

Co ten Karol tak biega jak kot z pęcherzem. Raz jest z jednej strony sali raz z drugiej. W końcu przysiadł się do mnie, Dagmary, Iwony i Krzyśka.
  • Cześć. Co tam? - Zapytał zajmując miejsce tak, że siedział plecami w stronę sali.
  • Co ty tak latasz? - Odpowiedział pytaniem Igła.
  • A tak jakoś. - Wzruszył ramionami.
Wtedy zauważyłem zbliżającego się Dzika, który pokazał, że mamy się nie odzywać i gdy tylko znalazł się koło Kłosa powiedział mu:
  • Buu! - Środkowy aż podskoczył.
  • No bardzo śmieszne. - Udał obrażonego.
  • Można cię Karolu prosić? - Zapytał mój imiennik bardzo kulturalnie, zresztą to cecha każdego Michała.
  • Nie mogę, mam pranie. - Zacytował innego środkowego.
  • Co ty nie powiesz. - Popatrzył na niego z politowaniem Kubiak. - Chodź i nie narzekaj.
Oddalili się, a ja zapytałem osoby siedzące obok:
  • Co to było?
  • Dzisiejsza młodzież. - Westchnął Krzysiek, a my mimowolnie uśmiechnęliśmy się.
Michał K.

  • Karol, no. Weź. - Spojrzałem na niego oczami Kota ze Shreka.
  • Co mam wziąć? - Popatrzył na mnie jak na debila.
  • Chodzi mi o to, że nie mów nikomu. - Poprosiłem go.
  • No dobra, ulituję się nad wami, ale pod jednym warunkiem. - Ach, ten Karol Łaskawy.
  • Słucham.
  • Powiedz mi, dlaczego nie powiedzieliście nikomu, że jesteście razem.
  • Może dlatego, że nie jesteśmy. - Stwierdziłem.
  • Żartujesz sobie, prawda?
  • Nie. Taka jest rzeczywistość. - Westchnąłem, czując, że moje kontakty z Marcelą teraz ulegną pogorszeniu. - Nie powiesz?
  • Poznaj moje dobre serce.

Marcelina

Udałam się prosto do pokoju wysyłając tylko sms Igle, że w razie czego tam mogą mnie znaleźć. Potrzebowałam pomyśleć. Zdjęłam szpilki, nakładając na stopy wygodne klapki, zgarnęłam kosmetyczkę, ręcznik i udałam się do łazienki. Ciepłe strugi wody spływające po moim ciele pozwoliły mi trochę się zrelaksować, jednak nie uspokoiły myśli. Nadal nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić. Lubię Michała, nawet bardzo, ale... Właśnie zawsze jakieś ale...
Owinęłam się w ręcznik i wróciłam do pokoju by zabrać stamtąd bieliznę i koszulkę nocną. Po chwili leżałam już w łóżku, nadal rozmyślając.
Myśli nie pozwoliły mi zasnąć i tym sposobem cały czas obracałam się z boku na bok, z nadzieją, że w końcu Morfeusz zabierze mnie do swojej krainy.

Krzysztof I.

  • Marcela pisze, że poszła do pokoju bo ją głowa boli. - Odczytałem wiadomość.
  • Mhm. - Mruknął Winiar. - Ej, potańczmy jeszcze trochę, bo nie długo trzeba będzie kończyć. Andrea nie może się po nas zorientować, że coś robiliśmy za jego plecami.
  • Masz rację. - Przyznałem. - W takim razie, Iwonko, można?
Już po chwili wywijaliśmy na parkiecie, zawstydzając przy tym nie jednego przedstawiciela młodszej części drużyny.
Czas płynął tak szybko, że zanim się zorientowaliśmy była już trzecia nad ranem.
  • Panowie, zbieramy się. Andrea wraca po południu. A pasowałoby się wyspać, nie? - Podjąłem próbę ogarnięcia całości.
  • Dobra. Ale sprzątniemy to jutro z rana. - Zaproponował Kosa.
  • Ok. To śpijcie dobrze.
Wszyscy pozbierali się i po kilku minutach już smacznie chrapaliśmy w swoich pokojach.

Marcelina

Całą noc nie zmrużyłam oka. Do samego rana to wpatrywałam się w sufit, to spoglądałam za okno. Czas dłużył się niemiłosiernie. Jednak nic nie mogłam na to poradzić. Tuż po siódmej podniosłam się i doprowadziłam do porządku. Musiałam zrobić ciut mocniejszy makijaż, żeby zatuszować moje wory pod oczami. Gdy tylko wskazówki na zegarze wskazały godzinę ósmą opuściłam pokój i udałam się na stołówkę.
Podeszłam do okienka, odebrałam swoją porcję i skierowałam się do stolika. Cały czas miałam nieco pochyloną głowę, żeby włosy trochę zakryły moją twarz.
  • Marcelina, chodź tu do nas. - Zawołała mnie Dagmara.
  • Matko kochana! - Krzyknął Winiar zwracając na siebie uwagę wszystkich, gdy tylko zajęłam miejsce.
  • Co się stało? - Spytałam go półgłosem.
  • Coś ty robiła, że masz takie wory pod oczami? - Zapytał, za co dostał w ramię od żony.
  • Michał, mógłbyś być delikatniejszy. - Przewróciła oczami pani Winiarska.
  • Po prostu się nie wyspałam. - Odpowiedziałam, uważając ten temat za zamknięty. - Smacznego.
Szybko skonsumowałam posiłek i udałam się do pokoju. Znalazłam słuchawki i podpięłam je do komputera. Musiałam się czymś zająć, żeby niepotrzebnie nie szwędać się po obiekcie. Włączyłam muzykę i dość dużo pogłośniłam. Usadowiłam się wygodnie na łóżku tyłem do drzwi i zapomniałam o otaczającym mnie świecie.
  • Dziewczyno, bo ogłuchniesz! - Ktoś gwałtownie wyrwał mi słuchawki z uszu.
    Zamknęłam laptopa i odłożyłam na stolik. W tym czasie przybyły rozgościł się jakby był u siebie.
  • No. Dagmara bezpiecznie odjechała, więc teraz mam czas, żeby z tobą pogadać. - Winiar poprawił się. - Co się dzieje?
  • Przepraszam za spóźnienie. - Do pokoju wpadł zdyszany Ignaczak. - Ale Iwona właśnie pojechała.
  • Siadaj. - Rzucił do niego Michał. - A ty mów. - Zwrócił się do mnie.
  • Ale przecież nic się nie dzieje. - Próbowałam przykleić do twarzy uśmiech.
  • Ehe. Taaa, jasne. - Zadrwił Krzysiek. - Kogo chcesz oszukać, nas czy samą siebie?
    I tu trafił w sedno. Przecież ja oszukuję samą siebie...
  • Oj przestań, nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. - Powtórzyłam.
  • Jakby było w porządku, to byś nie miała takich smutnych oczu. A wiesz o tym, że oczy są zwierciadłem duszy. - Winiarski przyjrzał mi się, a potem tą samą czynność wykonał Igła.
  • Ty... Rzeczywiście. - Przyznał libero. - I jakieś takie wory masz...
  • No, potraficie człowieka na duchu podnieść. - Zaironizowałam.
  • Mów, to będzie ci lepiej. - Objął mnie ramieniem przyjmujący.
  • Ej, moment. - Krzyknął Krzysiek, gwałtownie się podniósł i wyjął ze „skrytki” czekoladę. - No co, na smutki najlepsza.
    Potem usiadł po mojej drugiej stronie i tak od słowa do słowa wygadałam im wszystko, co mi na sercu leżało.

Paweł Z.

Jakiś ten dzisiejszy dzień nudny, ale założę się, że od jutra nie będzie mowy na żadne narzekanie. Szedłem właśnie na stołówkę na obiad, gdy natknąłem się na schodach na Marcelinę.
  • Cześć. - Przywitałem się z nią.
  • Cześć Pawełku. Podejrzewam, że idziemy w tym samym kierunku. - Odezwała się.
  • Istnieje takie prawdopodobieństwo. - Przytaknąłem.
  • Ogarnęliście już wszystko po wczorajszym? - Zapytała.
  • No... Tak jakby... - Zdecydowana większość byłą już posprzątana. - Resztę mamy sprzątnąć potem. Trener przecież ma wrócić po konferencji, która ma być o 16, więc jest jeszcze dużo czasu.
  • Paweł! - Pociągnęła mnie za rękaw. - Czy ty widzisz to, co ja?
  • No Andrea tam stoi... - Wzruszyłem ramionami. Ale zaraz... - Andrea! Cholera jasna.
  • Leć po chłopaków, a ja go jakoś zajmę. - Pobiegła w stronę selekcjonera, a ja wróciłem na górę po resztę imprezowiczów.

Marcelina

  • Dzień dobry, panie trenerze. - Przywitałam Andreę na dole.
  • O, dzień dobry. - Uśmiechnął się. - Widzę, że ośrodek jest w całości, czyli nie kombinowali niczego, co?
  • Ależ oczywiście, że nie. - Chwyciłam go pod ramię i poprowadziłam w stronę stołówki. - Bardzo pan zmęczony po podróży? Może nie będzie pan miał nic przeciwko mojemu towarzystwu przy obiedzie? A może ma pan ochotę na kawę? - Zadawałam pytanie za pytaniem.
  • Fakt, napiłbym się dobrej kawy... - Zamyślił się siadając.
  • To ja przyniosę. - Moja reakcja była błyskawiczna.
    Szybko też podeszłam do pani Zosi i poprosiłam o jej specjalność. W oczekiwaniu na kubek gorącego napoju, zaniosłam „szefowi” talerz z obiadem, a on cały czas podejrzanie mi się przyglądał.
  • Czy oni coś nabroili? - Zapytał wprost kiedy już usiadłam naprzeciw niego.
  • Ależ skąd. - Posłałam firmowy uśmiech nr 5.
    W tym też momencie kamień spadł mi z serca, gdyż do pomieszczenia wszedł Paweł i poruszając bezgłośnie ustami przekazał, że akcja przebiegła pomyślnie. 


    ~*~ 
    Witam Was bardzo gorąco. Znów nawaliłam. Przepraszam! 
    Wiem,  że powtarza się scenariusz: przepraszam i obiecuję poprawę, a wychodzi jak zawsze. 
    Jeszcze raz przepraszam!
    Szczerze mówiąc, zastanawiam się nad tym czy nie zrezygnować całkiem z pisania, a w najlepszym wypadku zawiesić bloga na czas nieokreślony. Po prostu czasem nie daję sobie już z wszystkim rady.  Decyzja jeszcze nie zapadła, ale sądzę, że przez dwa tygodnie ferii, które właśnie się dla mnie rozpoczęły, sprawa się wykrystalizuje. 
    Pozdrawiam gorąco i dziękuję, że mimo wszystko jeszcze tu zaglądacie.