piątek, 2 sierpnia 2013

Dziesiątka

Krzysztof I.

        Obudziłem się, gdyż coś cały czas dzwoniło mi koło ucha. Otworzyłem oczy i zobaczyłem tuż nad sobą Winiara z telefonem w ręku.
- Aaaaaaa! Co tu tu robisz? - Krzyknąłem.
- No, co. Ktoś cię musiał obudzić. - Wzruszył ramionami. - Padło na mnie.
- No dobra, a tak serio? - Czułem, że on coś kombinuje.
- Patrz, co mam. - Wyjął dwa pistolety na wodę spod bluzy.
- Zabrałeś Oliemu? Jaki z ciebie ojciec? - Udawałem oburzonego.
- Ciii! - Rozejrzał się na boki. Po co, nie wiem, skoro byłem sam w pokoju. - Do śniadania jest jeszcze jakaś godzina. Pomożemy im wstać? - Uśmiechnął się chytrze.
- Daj mi minutę. - Wyskoczyłem z łóżka, zgarnąłem dres i zamknąłem się w łazience.
Szybko ogarnąłem się i zabrałem od Michała sprzęt. Cicho wyszliśmy na korytarz.
- Gdzie najpierw? - Spytałem szeptem.
- Zróbmy tak. Ty na prawo, ja na lewo. Byle szybko. Potem spotkamy się w twoim pokoju, bo jest pośrodku. I radzę zacząć od końca korytarza. Wtedy będzie większa szansa na ucieczkę. - Poinstruował mnie pomysłodawca.
    Przybiliśmy żółwika i jak najciszej się tylko dało podreptaliśmy w dwa różne kierunki. Nasi mieli pokoje tylko na tym piętrze, więc było to łatwe do organizacji. Jak najciszej otworzyłem pierwsze drzwi, wkradłem się do środka i oblałem dwie osoby – Zibiego i Rucka. Zanim oni zdążyli się podnieść, ja już byłem w pokoju obok. Teraz to Kłos i Wronka padli moją ofiarą. Wystrzeliłem rozglądając się na boki. Ufff... Pusto. To jedziemy dalej. Część miała pojawić się dopiero dziś, dlatego też zostały mi jeszcze tylko trzy pokoje. Cicho wszedłem do kolejnego i zaatakowałem kogoś. Szczerze to nie wiem kogo. Mało ważne. W następnym był Olek. Kurcze, nie dobrze. A tam co się przejmować. Jeszcze jeden. Kosa ze swoim współlokatorem.
Z Winiarem zgraliśmy się w czasie i równo wpadliśmy do mojego pokoju. Zamknęliśmy drzwi na klucz i przybiliśmy piątkę. W tym momencie na korytarzu usłyszeliśmy kroki, a po chwili wiązankę włoskich słów, nadających się jedynie dla dorosłych.
- Ej, a to nie przypadkiem Andrea? - Winiar się zaniepokoił.
- Mam nadzieję, że ominąłeś pokój numer trzydzieści trzy. - Powiedziałem.
- Przecież on jest w czterdzieści trzy! - Dostałem ręką w czoło. - A to były twoje tereny.
- Kto normalny układa trenera pośrodku innych? - Próbowałem jakoś zmienić temat.

Michał K.

        Obudziłem się czując wodę na twarzy. Jak oparzony wyskoczyłem z łóżka i wybiegłem na korytarz, po drodze zakładając spodnie. Gdy znalazłem się poza pokojem usłyszałem poruszenie w pomieszczeniach innych. No i oczywiście Andreę, który szukał winowajców. Po chwili wszyscy znaleźli się obok niego. Znaczy prawie wszyscy, bo... Igła i Winiar! No tak! Przecież to logiczne. Trener wskazał, abyśmy byli cicho i przenieśli się do jednego z pokoi. Już coś na nich wymyślił.
        Po chwili każdy znalazł się u siebie i doprowadzał się do porządku. Tuż przed ósmą zeszliśmy na śniadanie. Krzysiek i Michał W. również, tak jak gdyby nigdy nic. Jeszcze wszystkich nie było, gdyż dopiero na obiedzie mieli się w jak najszerszym gronie pojawić. Oczywiście nie licząc tych, którzy grają w zagranicznych ligach i mieli dojechać za kilka dni. Mimo to, trener poprosił o chwilę ciszy i przekazał nam garść informacji. Na koniec dodając:
- Wiecie co, momentami już nie radzę sobie z tą papierkową robotą. Dlatego mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, że zatrudnię asystenta. To tyle w tej sprawie. Pamiętajcie o popołudniowym zebraniu.
- Trenerze, a kto to będzie? - Igła jak zwykle musi wszystko wiedzieć.
- Przekonacie się wkrótce. - Odpowiedź była krótka.
Próbowali jeszcze czegoś się dowiedzieć, ale im nie wyszło. No cóż, poczekają do jutra to się dowiedzą. Mam tylko nadzieję, że Kłosik mi auto pożyczy...

Marcelina

        O dziwo dobrze spałam. Tuż przed śniadaniem zabrali mnie na badania krwi. Tak profilaktycznie. No dobra... Niech im będzie... Koło 9 przyszedł tata. Mówił, że matka się o mnie martwiła. Taaa... Jasne, jakbym ją obchodziła, to by zadzwoniła. Dobrze, że przynajmniej na ojca mogę liczyć. Posiedział u mnie z godzinę, może dłużej. Rozmawialiśmy chyba na wszystkie możliwe tematy. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, dlatego dobrze się dogadujemy. 
Po jego wyjściu odnalazłam telefon, gdyż Ania coś wspominała, że gdy mnie nie było chyba ktoś dzwonił, czy coś. Spojrzałam na wyświetlacz: 10 nieodebranych połączeń i 10 wiadomości tekstowych. Od jednego nadawcy. Właśnie miałam czytać „najstarszego” sms-a, gdy telefon niespodziewanie zadzwonił, a ja o mało nie wypuściłam go z ręki. Szybko odebrałam.
- Marcelina? Dlaczego ty nie odbierasz? - W głosie słychać było zdenerwowanie.
- Cześć Michał. Miałam wyciszony telefon. - Próbowałam się jakoś usprawiedliwić.
- Wiesz jak się wystraszyłem? - Teraz w jego głosie dało się słyszeć ulgę. - Jak się dziś czujesz? Mam nadzieję, że się wyspałaś.
- Dziś jest lepiej. - Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Prawda jest taka, że zarówno on jak i jego koledzy, pomogli mi więcej za około 2 godziny, niż wszyscy inni razem wzięci przez całe życie. - Wiesz, przemyślałam wszystko i zastanawiam się w którą stronę Polski mam się udać. Decyzję muszę podjąć do jutra, bo jutro mnie wypisują i czas będzie zerwać z przeszłością.
- To zaczekaj z podjęciem jej do jutra. - W tle słychać było jakieś głosy. - Wybacz, ale muszę kończyć, bo Igła... - Coś przerwało jego wypowiedź, jednak po chwili znów ktoś się odezwał. - Przepraszam bardzo, ale o co chodzi z jutrem? - Głos był inny.
- No, jutro ze szpitala wychodzę? - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
- Aaa. Marcela. To z tobą Kubiak tak romansuje po kątach. - Ignaczak dorwał się do telefonu i równo z końcem jego zdania właściciel urządzenia krzyknął. - Kończę, bo mi pokój rozniosą.
Nie zdążyłam się pożegnać, gdyż rozmówca rozłączył się. Zaczęłam zastanawiać się, o co może chodzić z tym odłożeniem podjęcia decyzji. Moje rozmyślania przerwało wejście kobiety do sali. Tak koło czterdziestki, dobrze ubrana, a na ramiona miała narzucony fartuch lekarski. Podeszła do mnie, upewniła się, że ja to ja, przedstawiła się i usiadła na krześle. Przeczuwałam o co może chodzić – psycholog.
Nie myliłam się. Wypytywała mnie o wszystko, o relacje rodzinne itd. Rozmawiałyśmy prawie trzy godziny. Znaczy głównie ja mówiłam, ona jedynie czasem o coś pytała. Pomogło mi to. Zdecydowanie lepiej czułam się, gdy dowiedziała się o wielu sytuacjach. I co ważniejsze – nie płakałam mówiąc o wczorajszym wydarzeniu. Dość łez wylałam poprzedniego dnia.
- Widzę, że jest pani silniejsza niż sądziłam. - Podsumowała psycholożka. - Cieszę się z tego powodu, bo wiem, że pani sobie poradzi.
Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało.
- W takim razie zajrzę tu jeszcze jutro z rana. - Wstała i uścisnęła mi dłoń. - Do jutra.
Pożegnałam się z nią.
Resztę dnia spędziłam na rozmowie z przesympatyczną Anią i głównie esemesach z Kubiakiem. Bardzo zmęczona szybko zasnęłam.


*******************************************
Witam ponownie :)
Rozdział jak rozdział. Ja nie jestem z niego zadowolona. Ale Wy oceńcie.
Mam nadzieję, że tym razem każdy kto czyta, zostawi po sobie komentarz. Chcę sprawdzić Waszą obecność.
Pozdrawiam :)