piątek, 23 sierpnia 2013

Trzynastka

Marcelina

        Rozmowę z fizjoterapeutą przerwało przybycie trenera. Podszedł do nas i szeroko się uśmiechnął.
- Witam. Cieszę się, że pani do nas dotarła. Teraz zapraszam na salę. - Wskazał ręką na drzwi.
- Ale najpierw mogę mieć prośbę? - Zapytałam.
- Słucham. - Zatrzymał się.
- Proszę mówić mi po imieniu. - Delikatnie się uśmiechnęłam i przestąpiłam próg.
    Siatkarze stali po drugiej stronie boiska odwróceni do nas plecami. Usadowiłam się pod ścianą. W tym samym momencie Gardini skończył rozmawiać z chłopakami i zmierzał w moją stronę. Obserwowałam idącego Ignaczaka. Wpatrywał się w czubki swoich butów, a gdy Kłos coś mu szepnął podniósł wzrok. Oczy o mało co „nie wypadły mu z orbit”. Wyszczerzył się i krzyknął:
- Chłopaki! Patrzcie!
Podbiegł do mnie i pociągnął za ręce ku sobie. Wtedy zbiegła się cała reszta. Już obok mnie znajdował się Winiarski, gdy trener odchrząknął:
- Panowie, poznajcie to moja asystentka Marcelina Kornacka. Mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie, a współpraca będzie się dobrze układać. A teraz, ja nie chcę nic mówić, ale przedłużacie sobie trening, stojąc bezczynnie.
Chciałam z powrotem usiąść, ale najpierw zostałam przytulona przez Michała W., który dopiero po tym czynie wrócił do ćwiczeń.
Reszta treningu minęła w wesołej atmosferze, gdyż oczywiście drużynowi żartownisie cały czas coś wymyślali.

Krzysztof I.

        Jeśli to był ten plan Miśka, to trzeba przyznać, że genialny. Nie wiem jak reszta, ale ja polubiłem ta Marcelinę. Fajna dziewczyna. Może teraz zapomni o przeszłości. Znaczy, my jej nie damy do niej wrócić.
        Trening właśnie się kończył. Już mieliśmy wychodzić z sali, gdy Andrea nas zatrzymał. Nas to znaczy mnie i Winiego. A już myślałem, że zapomniał o wczorajszej mokrej pobudce...
- Ignaczak, Winiarski. Stać. - Powiedział do nas. - Marcelina, proszę ty też zostań. - Zwrócił się łagodnie do dziewczyny.
- Ale trenerze... - Próbowaliśmy protestować, nie wiedząc nawet co nam grozi.
- Olku, przynieś rekwizyty. - Krzyknął przez drzwi i odwrócił się znów do nas. - To wasze karne zadanie.
Wtedy Bielecki wniósł dwa wiadra z wodą i dwa mopy.
- Umyjecie tu na błysk podłogę. A Marcelina będzie was pilnować. - Posłał nam uśmiech zwycięzcy. - Do zobaczenia na kolacji. - I wyszedł.
Winiar się nieco „zapowietrzył” i z otwartymi ustami wskazał palcem na siebie, potem na mnie i na wiaderka. Ocknął się słysząc śmiech dziewczyny:
- Co cię tak śmieszy? - Jęknął.
- Mnie? Nic. - Usiadła na ławce. - Nie chcę wam nic mówić, ale im wcześniej zaczniecie, tym szybciej skończycie.
- I ty, Brutusie, przeciwko nam? - Pociągnąłem nosem, ale zabrałem się do roboty.
Michał widząc moje zaangażowanie też zajął się myciem.
- Czy mogę wiedzieć, co panowie zrobili? - Po pewnym czasie usłyszeliśmy.
- Tak na początek, to żadni panowie. Chyba coś tłumaczyliśmy na ten temat, nie? - Oparłem się o kij od mopa.
- Ale mi jest się ciężko przestawić. - Usprawiedliwiała się. - Bo wy, jakby nie było, jesteście moimi wzorami.
- Serio? - Winiar się poprawił, a ja uderzyłem ręką o czoło.
- Serio, serio. - Marcelina zaśmiała się. - To dowiem się, co zrobiliście?
- I dało się? - Zapytałem, wracając do przerwanej czynności, czyli mycia podłogi. - Bo to Winiara wina. - Przystanąłem.
- Co Winiara? Co Winiara? - Zaperzył się Michał. - Trzeba się było nie godzić na to.
- To trzeba było nie przychodzić do mnie do pokoju z pistoletami na wodę. - Odległość między nami się zmniejszała.
- Sam miałem sobie z tym poradzić?! - Już prawie stykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Chcesz się bić? - Uniosłem brew.
- Mam lepszy pomysł. - Zabłysły mu oczy. - Stoczymy walkę na kije od mopa. - Odwrócił się do Kornackiej i krzyknął. - Marcela, będziesz nam sędziować.
- Przykro mi, ale chyba nie wezmę w tej akcji udziału. - Popatrzyła na nas z rozbawieniem.
- No weź, nam nie pomożesz? - Mój kolega zrobił oczy Kota ze Shreka.
- Boże, gorzej niż dzieci. - Westchnęła, - Dobra, ale pod jednym warunkiem. Najpierw skończcie swoją robotę.
        Nie trzeba nam było mówić dwa razy. Szybko uwinęliśmy się. Podłoga błyszczała. Ustawiliśmy wiadra pod ścianą, stanęliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy „bitwę”. Marcelina profesjonalnie nas rozdzielała w niektórych momentach. Już szala zwycięstwa miała przechylać się na stronę przyjmującego, gdy usłyszeliśmy trzask.
- O kurde! - Winiar zamarł, a my razem z nim. - Przecież sprzątaczki nam żyć nie dadzą, gdy zobaczą ten złamany kij.
- Cicho, mam pomysł. - Odezwałem się konspiracyjnym szeptem. - Wiesz gdzie jest ich składzik? Odłożymy to tam, w najciemniejszy kąt. Może się nie zorientują. Tylko trzeba sprawdzić, czy którejś tam nie ma. Młoda, to będzie twoje zadanie.
- Ale ja nie wiem gdzie to jest. - Przeraziła się. - Nie znam w ogóle tego budynku.
- Fakt. - Podrapałem się po głowie. - Schowaj to, ktoś idzie. - Drzwi się otworzyły i pojawił się Zator.
- Eeee... - Chyba chłopak zapomniał co miał powiedzieć. - Trener prosi Marcelinę do siebie.
- Już idę w takim razie. - Mrugnęła do nas.
- Zati, powiedz mi, nie wiesz przypadkiem, czy były sprzątaczki u siebie, bo potrzebuję jakąś ścierkę. - Winiar to ma łeb.
- Nie widziałem tam żadnej. - Stwierdził. - A co, mam poszukać?
- Nie! - Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Damy sobie radę. Dzięki. - Dodałem.

Marcelina

        Paweł zaprowadził mnie do pokoju, w którym urzędował Andrea. Jak się okazało, miałam do odbioru tylko kserówki z rozkładem tego i przyszłego tygodnia. Wolnym krokiem przemierzałam korytarz. Weszłam do swojego lokum i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam przeglądać kartki i przy okazji dowiedziałam się, że są stale wyznaczone godziny posiłków. Co oznaczało, że do kolacji miałam jeszcze jakieś 40 minut. Przebiegłam pierwszą kartkę wzrokiem, drugą, trzecią, czwartą, jednak do piątej już nie dotarłam, gdyż zasnęłam.
        Ocknęłam się słysząc stukanie do drzwi. Chciałam gwałtownie się podnieść, co skończyło się upadkiem na podłogę. Najwyraźniej musiałam przekręcić się na sam skraj łóżka i dalej poszło samo.
        Ktoś widocznie coraz bardziej niecierpliwił się, więc żeby nie przedłużać krzyknęłam: „Proszę”. Właśnie rozmasowywałam sobie lewy bark, gdy usłyszałam Kubiaka:
- Pomyślałem, że może przyda ci się przewodnik... - Urwał i popatrzył na mnie. - W drodze na stołówkę. - Dodał szybko i cicho. - Co się stało? - Zaniepokoił się.
- Nic. Zasnęłam i spadłam z łóżka. - Zaczęłam śmiać się z własnej niezdarności.
- Chodź. - Podał mi ręce i pomógł wstać. - Lepiej być tam wcześniej.
Wyszliśmy z mojego pokoju. Kierując się na parter miałam nieodparte wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Michał... - Zaczęłam szeptem.
- Tak? - Spojrzał na mnie z ukosa.
- Nie chcę ci nic mówić, ale chyba ktoś się za nami skrada.
- Nawet wiem kto... - Obejrzał się za siebie.


~*~
Witam. 
Dziś już trzynasty rozdział... Mam nadzieję, że trzynastka nie okaże się pechowa. 
Jako, że jest to liczba magiczna i związana z bohaterem opowiadania, liczę na minimum 13 komentarzy pod tym postem. 
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie :)