sobota, 28 grudnia 2013

Dwudziestka jedynka



Marcelina

            Dj Winiar trafił w mój gust muzyczny i tym sposobem na parkiecie z Michałem spędziłam długi czas. Jednak w końcu zdecydowaliśmy o chwili odpoczynku. Skierowaliśmy więc kroki do stolików, rozmawiając „o niczym”. Już miałam zamiar usiąść na samym skraju, gdy spotkałam się z zachęcającym do przysiadnięcia się, uśmiechem drobnej blondynki. Zajęłam miejsce obok niej, a Michał jak na gentelmana przystało zapytał, co ma nam przynieść i po wysłuchaniu odszedł na kilka chwil.
Młoda kobieta nie tracąc czasu wyciągnęła rękę i przedstawiła się:
- Cześć, Kasia jestem.
- Marcelina. Miło cię poznać.
- Mi również. – Uśmiechnęła się ciepło. – Tym bardziej, że wiele o tobie słyszałam.
- Serio? – Zdziwiłam się. Ciekawe który o mnie opowiadał… Szybko większość odpadła z listy podejrzanych, gdyż miałam okazję poznać ich dziewczyny/ narzeczone/ żony, niewłaściwe skreślić.
- Mhm. Grzesiek przedstawiał cię w samych superlatywach. – No to grono podejrzanych się zawęziło: został Kosok i Łomacz.
- To miłe, ale założę się, że wiele przy tym zełgał. – Zaśmiałam się.
- Czy ja wiem? To się okaże z czasem. – Uśmiech nie znikał jej z twarzy, co sprawiło, że szybko ją polubiłam.
W tym czasie usłyszałam zbliżającego się Kubiaka dyskutującego z Kosą. 
- O. Poznałyście się już? – Grzegorz usiadł obok kobiety i złapał ją delikatnie za dłoń.
- Tak. – Powiedziałyśmy równocześnie.
- Ale ja jeszcze nie miałem okazji poznać twojej dziewczyny. – Przypomniał o sobie Dzik.
- No jakże to tak? – Grzesiek udał oburzonego.
- Tak jakoś wyszło. – Katarzyna zrobiła niewinną minę, po czym wymienili z Michałem uścisk dłoni.
- Czym się zajmujesz? – Chciałam zacząć przeprowadzać z Kosokową dziewczyną mini wywiad, jednak zostało mi to brutalnie przerwane przez niejakiego Krzysztofa I., który przybiegł, złapał mnie za rękę i ciągnąc za sobą powiedział:
- No Młoda, wujkowi Krzysiowi się nie odmawia, dlatego nawet nie pytałem czy ze mną zatańczysz.
Andrzej W.

                        Postanowiłem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, dlatego opuściłem salę i wyszedłem z budynku. Lubię imprezy itp., ale dziś jakoś nie miałem na to nastroju. Usiadłem więc na ławce (zaraz obok drzwi tak, że deszcz mi nie przeszkadzał ) z telefonem w ręce. Szybko rzuciłem okiem na Internetowe powiadomienia i schowałem urządzenie w kieszeni. Nadal nie chciało mi się wracać do środka, dlatego obserwowałem nadjeżdżający samochód. Gdzieś już go miałem widzieć… Tylko gdzie… A mniejsza z tym… Auto zaparkowało i wysiadł z niego wysoki mężczyzna. Zabrał z bagażnika torbę i pobiegł do drzwi między kroplami deszczu.
- Cześć Andrzej. – Wesoło przywitał mnie.
- O jacie. No kogóż to moje piękne oczy widzą!
- No mnie we własnej osobie. – Zaśmiał się. – Idę się zakwaterować, streścisz mi po krótce co się dzieje ciekawego?

Michał K.

                        Chyba takie spotkanie z kobietami moich kolegów wyszło im na dobre. Wszyscy emanowali radością, uśmiechali się. Widać, że byli szczęśliwi. A ja… Ja cieszyłem się, gdy tylko Marcelina była blisko… I dotarło do mnie, że chyba się zakochałem… Ale… Czy to nie za szybko? Jednak mówią o miłości od pierwszego wejrzenia… Sam już nie wiem… Taaak… Ale sobie moment na rozmyślania wybrałem…
            Właśnie zmienił się Dj i na miejscu Winiara, który pobiegł w stronę Dagmary, znalazł się Karol. Przyznam, że całkiem nieźle przyjęła się zmiana repertuaru, którą zaproponował.
Szybko na naszym „parkiecie” pojawiły się kolejne pary, a kilka udało się na odpoczynek.
- Matko kochana… Ale się zmęczyłem… Kobito, skąd ty masz tyle energii? – Krzysiek zaczął narzekać na Marcelę jak tylko usiadł.
- Krzysiu, nie chcę ci nic mówić, ale ona jest po prostu młodsza. – W tym momencie przysiadła się również jego żona.
- Iwonko, czy ty sugerujesz, że jestem stary? – Igła udawał oburzonego.
- Ja? Ależ skąd. – Jego żona widać dobrze się bawiła spierając się z nim.
- No właśnie. Ja nie jestem stary…
- Tylko dawny. – Przerwała mu Marcelina.
- No nie! I ty Brutusie przeciwko mnie? – Libero zaplótł ręce na piersi.
- To się nazywa… Ta… No… Solidarność jajników. – Wtrącił przysłuchujący się temu Zator.

Andrzej W.

                        Poszedłem razem z przyjezdnym do środka. Przywitał się z recepcjonistką, zgarnął klucz do pokoju i ruszył na piętro.
- No, Andrzejku, zrelacjonujesz mi ten pierwszy tydzień? – Zapytał, kiedy szliśmy po schodach.
- No pewnie. – Wiem, że to niekulturalne, ale włożyłem ręce do kieszeni. – Od czego zacząć?
- Od początku. – Przybyły właśnie gracz otworzył drzwi do pokoju i wpuścił mnie do środka.
- A ja zacznę od końca i od tego, że właśnie jest impreza na hali. – Oparłem się o futrynę.
- Impreza? – Zdziwił się. – A co na to trener? Siadaj i opowiadaj od początku.
Tak więc usiadłem wygodnie i rozpocząłem historię, obserwując jak gracz rozpakowuje swoje rzeczy.

Piotr N.

- „I wanna thank you much! Thank you very much, Thank you very much…” – Wszyscy przyłączyli się do śpiewania z Margaret. Zresztą nawet fajnie to wyszło.
- Kochanie… - Zagadnąłem do Martyny. – Wiesz, tak sobie myślę… Może warto byłoby wykorzystać to, że zabrałaś ze sobą gitarę? Zawsze na żywo to inaczej…
- Ha, ha, ha nie. – Zgasiła mój pomysł.
- Ale dlaczego? No proszę… - Próbowałem zrobić oczy kota ze Shreka.
- Piotrek, jest muzyka, nie będziemy kombinować. – Była nieugięta.
- No weź… - Zacząłem ją łaskotać.
- Przestań. – Wyrywała się.
- Dalej jesteś na: nie?
- No dobra, ale przestań. – Natychmiast spełniłem jej prośbę. – Ale biegniesz po gitarę.
Pocałowałem ją w policzek i skierowałem się do wyjścia z hali. Otworzyłem drzwi, przekroczyłem próg i z impetem wpadłem na kogoś.

Andrzej W.

- Auu! – Krzyknął gracz, z którym szedłem na salę.
- Baaartek! – Zapiszczał Piotrek.
- Piteeer! – Tym razem to Kurek wydał z siebie niezwykle wysoki dźwięk, po czym przyjaciele wpadli sobie w objęcia… Nie, to typowe dla komedii romantycznych… Oni po prostu przywitali się po długim nie widzeniu się.
- Gdzie pędziłeś zanim się zatrzymałeś? – Ponownie głos zabrał Bartek.
- Biegnę po gitarę. – Odpowiedział.
- Kto będzie grać? – Zapytałem.
- Karol powiedział, że z chęcią ty nam zagrasz. – Nowakowski się uśmiechnął.
- Niech no ja Kłosa dorwę.

Bartosz K.

- Niech no ja Kłosa dorwę. – Wronka wycedził przez zamknięte zęby odwracając twarz, a Pit puścił mi oko. Czyli to ściema, ale nie będę Andrzejka wyprowadzać z błędu.
- To leć, a my idziemy na salę. – Zakończyłem i weszliśmy do pomieszczenia.
Szybko obok nas znalazła się większość z drużyny.
- Cześć chłopaki. – Witałem się z każdym z osobna, ale jakoś zacząć trzeba było.
Szybko również przywitałem się z kobietami kolegów i miałem okazję poznać naszą… Znaczy trenera asystentkę.
Piotrek wrócił po kilku minutach niosąc w ręce instrument. Parę osób zdziwiło się, ale szybko wyjaśnił, na co zgodziła się jego narzeczona. I już po chwili słychać było „One grain of sand”, które oryginalnie wykonuje Ron Pope.
Jednak ni stąd, ni z owąd nagle zgasło światło i rozległ się przeraźliwy dźwięk syreny alarmowej.

Marcelina

                        Delikatna muzyka została przerwana i wszyscy w ciągu dosłownie dwóch minut opuścili salę wybiegając na zewnątrz kierowani przez recepcjonistkę. Przed budynkiem stały samochody strażackie na kogutach, a sami strażacy uwijali się tam z wężami.
- Przepraszam, czy można wiedzieć co się stało? – Zapytał jednego ze stojących strażaków kapitan drużyny.
- Informacji udzielimy dopiero po skończeniu akcji. – Odparł i pobiegł do wołającego go kolegi.
- Coś mi tu śmierdzi. – Stwierdził Paweł Z. – Ale nie, że w sensie nieprzyjemnego zapachu.
- Co ci nie pasuje? – Zapytał z troską Marcin.
- Przypatrzcie się pracownikom obiektu. – Szepnął do Możdżona, a ja jako, że stałam obok nich również spojrzałam w tamtą stronę. -  A dla porównania przyjrzyjcie się np. Iwonce Ignaczak.
Odwróciliśmy się więc w jej stronę. Na zewnątrz budynek był mocno oświetlony, więc bez problemu porównaliśmy wyraz twarzy wskazanych osób.
- Widzicie różnicę? – Zapytał nasz detektyw Zatorski. – Iwona jest mocno przestraszona, a tamci pełen luz. – Westchnął. – Czyli to tylko ćwiczenia straży. – Podsumował dumny z siebie.
- Faktycznie. – Przyznaliśmy mu rację.
            Po kilku minutach strażacy zaczęli się zwijać, a wszyscy weszli do budynku, jednak zostali w hallu. Na czoło grupy wysunął się Marcin, który już miał o coś zapytać, gdy pierwsza odezwała się recepcjonistka:
- Proszę państwa, to były tylko ćwiczenia. Nie ma się czego obawiać. Można spokojnie wrócić do przerwanych czynności. – Po czym zniknęła za drzwiami swojego kantorka.
Większość ruszyła więc w stronę sali, jednak ja nie ruszałam się z miejsca.
- Misiek, nie wiem jak tobie, ale mnie już przeszła ochota na imprezę. – Zwróciłam się do stojącego obok mnie Kubiaka.
- To chodź na spacer. – Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. – Rozpogodziło się.
- W sumie, czemu nie…

Michał K.

                        Z przyjemnością zaproponowałem Marceli wyjście. Lubiłem z nią przebywać. Szybko opuściliśmy obiekt i wyszliśmy poza ogrodzenie.
- Wybierasz opcję z dreszczykiem, czyli kierujemy się leśną ścieżką, czy całkiem bezpiecznie chodnikiem? – Zapytałem.
- Całkiem bezpiecznie. – Uśmiechnęła się.
- Marcelina… Michał… - Powiedzieliśmy równocześnie.
- Mów, kobiety mają pierwszeństwo. – Zaśmiałem się.
- Bo chciałam podziękować, za to, że mogę na ciebie liczyć. – Powiedziała i odwróciła głowę w moją stronę. 

~*~

Witam po baaaardzo długiej nieobecności. 
I już na wstępie chcę Was wszystkich przeprosić. Wiem, zawaliłam na całej linii. Rozdział jest straszliwie nudny, ale ciężko było mi cokolwiek napisać po prawie dwóch miesiącach bez tego opowiadania. Jednak brak czasu, konkursy + inne czynniki mnie do tego doprowadziły. Mam nadzieję, że od tej pory będzie już lepiej i zmuszę się każdego dnia, żeby napisać choć kilka linijek. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Jeszcze raz przepraszam, że taki nudny, smutny i melancholijny, ale nie dam rady pisać nic wesołego jeżeli mój humor jest w podobnym stanie.

Na koniec jeszcze odrobinę prywaty. Chcę podziękować Martynie, Martynie, Marzenie i Kasi, że zawsze potrafią podnieść mnie na duchu, przywołać do porządku, dać porządnego "kopa" i w ogóle za to, że są.

Pozdrawiam ciepło i do następnego.