Marcelina
-
Wstajemy, panie Kubiak. - Próbowałam dobudzić Michała.
- Muuuszę?
- Westchnął przeciągle otwierając jedno oko.
-
Powinieneś, jeżeli chcesz zagrać w popołudniowym meczu. Trening
masz za... - Spojrzałam na zegarek. - Dokładnie za 20 minut.
-
Żartujesz sobie? - Skoczył na równe nogi i w biegu zaczął
zakładać spodnie.
-
Oczywiście. - Zaczęłam się z niego śmiać. - Masz godzinę.
Spokojnie.
- No
nie... Ta zniewaga krwi wymaga. - Spojrzał na mnie z byka. - I teraz
masz focha. - Udał, że się obraża.
- No
trudno... Sama zjem te pancakes na śniadanie. - I udając obojętną
wyszłam z pokoju.
- Ale
zaraz, zaraz. - Usłyszałam za sobą. - Czy właśnie dałaś mi do
zrozumienia, że zrobiłaś moje ulubione naleśniki?
- No
zrobiłam, ale skoro jesteś obrażony, to nie wiem po co... - Nadal
udawałam całkowitą obojętność.
- Kto
powiedział, że jestem obrażony? - Stanął przede mną z
cwaniackim uśmiechem. - Ja?! Skądże.
- W takim
razie, chodź. - Zaśmiałam się i w kuchni ułożyłam na talerz
naleśniki.
Michał
K.
Mecz miał
rozpocząć się o 18, więc mieliśmy być około godziny wcześniej
na hali.
-
Proponuję, abyś zaczekała na mnie chwilę tutaj. - Zwróciłem się
do Marceli. - Przebiorę się i idziemy na salę, ok?
- Jasne. -
Potwierdziła.
- Dziku,
impreza pomeczowa dziś. Po meczu naturalnie. - Zaczął Łasko jak
tylko wszedłem do szatni. - Obowiązuje przyprowadzenie swojej
partnerki ze sobą.
- Nie ma
problemu. - Przyjąłem zaproszenie.
-
Przepraszam, ale tam... - Filippov przekroczył próg i od razu
wskazał za siebie, dając nam do zrozumienia, że chodzi mu o
korytarz. - No po prostu wow. - Podejrzewam, że nikt nie wiedział o
co mu chodzi.
- Dima,
możesz jaśniej? - Zaproponował w końcu Patryk.
- Ona tam
stoi i ładnie wygląda. - Westchnął rozgrywający, na co
automatycznie się zaśmiałem.
Koledzy
popatrzyli na mnie dziwnie, ale nie skomentowałem tego tylko
wyszedłem na korytarz.
-
Marcelka, chodź. - Złapałem ją za rękę. - Jest w miarę
cenzuralnie w szatni, więc mogę cię tam zabrać.
Kiedy
otworzyłem drzwi, wszystkie rozmowy ucichły.
- Ooo.
Właśnie ona. - Znaczy się prawie wszystkie, bo Filippov musiał
wyrazić swoje zdanie.
- Dima,
nie nauczyli, że palcem się nie pokazuje? - Odgryzł się Masny.
-
Panowie... - Delikatnie dałem do zrozumienia, że powinni przestać
gadać. - Do tej pory nie było okazji przedstawić wam oficjalnie,
więc naprawiam swój błąd. - Wskazałem wtedy na Marcelinę. - To
jest Marcelina, moja dziewczyna. - Przy ostatnim wyrazie spojrzałem
na młodszego rozgrywającego.
Właśnie
miałem po kolei przedstawiać kolegów, gdy ktoś wpadł do szatni.
- O
jaaa... Myślałem, że się spóźnię. Cześć Marcela. -
Powiedział na jednym wydechu, ledwo łapiąc, co mówi. - Marcela? -
Sam zdziwił się na swoje słowa, gdy w końcu dokładnie
przeanalizował sytuację.
- Cześć
Damian. - Uśmiechnęła się.
- Co ty tu
robisz przed meczem? - Zapytał.
- Poznaję
drużynę. - Odparła jakby to była najoczywistsza rzecz pod
słońcem.
- No. I
właśnie to jest Michał Łasko... - Zacząłem przedstawiać
wszystkich po kolei.
Marcelina
-
Zaczekasz na mnie po meczu przed wyjściem? - Zapytał Michał,
odprowadzając mnie na miejsce.
-
Oczywiście. - Potwierdziłam. - Trzymam kciuki, a teraz na boisko
marsz. - Zaśmiałam się.
- Czyżby
Michał wreszcie usidlony? - Puściła do mnie oko kobieta, obok
której miałam miejsce. - Kasia Gierczyńska jestem, żona Krzyśka.
-
Marcelina Kornacka. - Przedstawiłam się.
- To co,
mam rację? - Ponowiła pytanie.
-
Oczywiście. - Kobieta była bardzo sympatyczna.
- Mam
nadzieję, że nie będzie to wielkim nietaktem, jeżeli zapytam jak
długo jesteście razem. - Uśmiech nie znikał jej z twarzy.
-
Zapewniam panią, to żadna tajemnica. - Wyjaśniłam. - Od końca
maja.
- No
nieee. - Skrzywiła się. - Tylko nie próbuj mi tu paniować. Kaśka
jestem i tak masz do mnie mówić.
Michał
K.
Pierwszy
mecz w sezonie niestety przegraliśmy. Drużyna z Olsztyna okazała
się lepsza. Ale to sam początek rozgrywek, więc nie ma się czym
przejmować.
- Misiek,
pamiętasz co robimy po meczu? - Złapał mnie Łasko.
- Pewnie.
- Przytaknąłem. - Tam gdzie zawsze?
-
Dokładnie.
- Czekamy
przed halą. - Zaproponowałem, na co on skinął głową.
Opuściłem
szatnię i wyszedłem przed obiekt.
- Szkoda
mi was. - Stwierdziła Marcela, kiedy znalazłem się tuż obok niej.
- To
dopiero pierwszy mecz. Będzie jeszcze dużo do rozegrania. -
Przytuliłem ją, a ona dała mi buziaka w policzek. - Za co to?
- W ramach
pocieszenia. - Uśmiechnęła się mrużąc oczy.
- Ja też
chcę takie pocieszenie. - Przed nami zmaterializował się Dima.
- Ha ha ha
ha. Nie. - Jakoś musiał sobie bez tego poradzić.
- To co,
idziemy? - Zapytał Łasko, kiedy już wszyscy staliśmy na zewnątrz.
Marcelina
Przyzwyczaiłam
się już do życia i mieszkania w Żorach. Podobało mi się tu. Być
może dlatego, że zostałam miło przez wszystkich przyjęta. Dzień
mijał za dniem prawie tak samo – pobudka, wspólny dojazd do
pracy, powrót do domu też razem. Wyjątki stanowiły dni, kiedy
Kubiak grał mecz na wyjeździe. Jak do tej pory był to jeden.
Kolejne
spotkanie byłoby spokojne, gdyby nie pewien fakt – przeciwnikiem
była Resovia. Co oznaczało tylko jedno – spotkanie z super
ludźmi. Weszłam na salę razem z Michałem. Jak na razie nikt mnie
nie zauważył. Wzięłam do ręki jedną z piłek i rzuciłam w
stronę Igły. Po tym przykucnęłam za bandami reklamowymi. Na
nieszczęście Krzysztof dostał tam, gdzie plecy tracą swą
szlachetność.
- Który
to? - Krzyknął, rozglądając się.
Żaden
jednak nie chciał się przyznać do popełnionego wykroczenia.
Libero chwycił się pod boki i zaczął powoli odwracać się w
drugą stronę. Kiedy ponownie był zwrócony plecami w moją stronę,
rzuciłam drugą piłkę.
- No nie,
ja się tak nie bawię! - Założył ręce na piersiach i tupnął
nogą. - Jakieś duchy mnie atakują, czy co? - Rozłożył bezradnie
ręce, ale nie ruszał się z miejsca, ja w tym czasie po cichutku
ruszyłam w jego stronę.
- Z tego
co wiem, to duchy nie mają ponad metr siedemdziesiąt i nie skradają
się właśnie w naszą stronę. - Wyjaśnił „życzliwy”, czyli
Achrem, a Krzysiek jak na zawołanie odwrócił się.
-
Marcelaaa! - Jego oczy przybrały wielkość pięciozłotówek.
- Cześć,
Krzysiu. - Wydusiłam, gdy rzucił mi się na szyję. - Uważaj, bo
mnie udusisz.
- Dobrze
cię widzieć. - Objął mnie przyjacielsko ramieniem. - Panowie,
popatrzcie kogo mu tu mamy!
Od razu
zbiegła się część Rzeszowian, którą poznałam w Spale.
- Aaaaa! -
Usłyszałam i po chwili na mojej szyi wylądowały czyjeś ręce. -
Kochana, jak ja cię dawno nie widziałam. - Martyna puściła mnie.
- I vice
versa. Jeszcze jest chwila do meczu... - Spojrzałam na tablicę z
zegarem. - Chodź poplotkujemy.
- Jak ci
się tutaj żyje? - Zapytała blondynka, kiedy już miałyśmy w
miarę spokojnie.
-
Wspaniale. Praca odpowiada, Misiek do rany przyłóż... - Zaczęłam
wyliczać. - A jak ty wytrzymujesz z nimi wszystkimi? - Wskazałam
głową na bandę graczy w pasiakach.
- Są
bardzo grzeczni, wychowani i towarzyscy. - Powiedziała poważnym
tonem. - Jest ciężko czasami, ale praca fizjo jest moją wymarzoną,
więc daję radę. - Wyjaśniła już normalnie.
Porozmawiałyśmy
jeszcze chwilę. Jakieś 10 minut przed rozpoczęciem meczu
postanowiłam się zbierać. Zostałam jednak zatrzymana przez
Krzyśka.
- A ty się
gdzie wybierasz? - Stanął tuż przede mną.
- Tam,
gdzie moje miejsce. - Wskazałam na puste krzesełko.
- Jaaasne.
- Wywrócił oczyma, po co – sama nie wiem. - Pamiętaj, że po
meczu musisz poznać resztę drużyny mistrzów. - Przykazał mi.
- Dobrze,
tato. - Zasalutowałam przed nim.
- A co to
za bratanie się z wrogiem? - Tuż obok nas zmaterializował się
Michał.
- Żadne
bratanie, po prostu działam w kontrwywiadzie i zbieram informacje o
ich taktyce na dzisiejsze spotkanie. - Wyjaśniłam konspiracyjnym
szeptem.
- Chyba,
że tak. - Odparł poważnie Kubiak.
- Idźcie
już. - Wygoniłam ich. - Wasze drużyny czekają.
Michał
K.
Tym razem
udało nam się pokonać zespół z Rzeszowa 3:1, a MVP zdobył nasz
libero, czyli Mały.
- Ej,
Kubiaki, chodźcie na pizze z nami. - Zawołał do mnie i Marceliny
Igła, gdy wyszliśmy już z hali.
- Takie
standardowe, spalskie towarzystwo. - Poruszył zabawnie brwiami Kosa.
- Pewnie,
czemu nie. - Odpowiedziała Marcelina.
- Widzę,
że Misiek już pod pantoflem. - Stwierdził Piter.
- Sam
jesteś pod pantoflem. - Odgryzłem się i puściłem oko do Martyny.
- Ja? A
skąd. - Skrzywił się Piotrek.
- A
udowodnić ci, że tak? - Zapytałem. - To co, piwko panowie, albo
jeszcze coś mocniejszego?
- Piotrek
nie pije z wami niestety. - Odezwała się blondynka.
- Ale jak
to? - Spojrzał na nią, zatrzymując się, ale z oczu odczytał
chyba więcej niż miałaby do powiedzenia. - Dobrze, kochanie. -
Westchnął ciężko.
- A nie
mówiłem, pantofel. - Zaśmialiśmy się wszyscy.
~*~
Dziś już kolejny rozdział i powiem Wam, że koniec zbliża się wielkimi krokami... Ale jeszcze trochę poczytacie, o ile ktokolwiek jeszcze tu zagląda.
Dziś ze specjalną dedykacją dla dwóch osóbek :)