poniedziałek, 14 lipca 2014

Trzydziestka ósemka


Marcelina

- Wstajemy, panie Kubiak. - Próbowałam dobudzić Michała.
- Muuuszę? - Westchnął przeciągle otwierając jedno oko.
- Powinieneś, jeżeli chcesz zagrać w popołudniowym meczu. Trening masz za... - Spojrzałam na zegarek. - Dokładnie za 20 minut.
- Żartujesz sobie? - Skoczył na równe nogi i w biegu zaczął zakładać spodnie.
- Oczywiście. - Zaczęłam się z niego śmiać. - Masz godzinę. Spokojnie.
- No nie... Ta zniewaga krwi wymaga. - Spojrzał na mnie z byka. - I teraz masz focha. - Udał, że się obraża.
- No trudno... Sama zjem te pancakes na śniadanie. - I udając obojętną wyszłam z pokoju.
- Ale zaraz, zaraz. - Usłyszałam za sobą. - Czy właśnie dałaś mi do zrozumienia, że zrobiłaś moje ulubione naleśniki?
- No zrobiłam, ale skoro jesteś obrażony, to nie wiem po co... - Nadal udawałam całkowitą obojętność.
- Kto powiedział, że jestem obrażony? - Stanął przede mną z cwaniackim uśmiechem. - Ja?! Skądże.
- W takim razie, chodź. - Zaśmiałam się i w kuchni ułożyłam na talerz naleśniki.

Michał K.

Mecz miał rozpocząć się o 18, więc mieliśmy być około godziny wcześniej na hali.
- Proponuję, abyś zaczekała na mnie chwilę tutaj. - Zwróciłem się do Marceli. - Przebiorę się i idziemy na salę, ok?
- Jasne. - Potwierdziła.
- Dziku, impreza pomeczowa dziś. Po meczu naturalnie. - Zaczął Łasko jak tylko wszedłem do szatni. - Obowiązuje przyprowadzenie swojej partnerki ze sobą.
- Nie ma problemu. - Przyjąłem zaproszenie.
- Przepraszam, ale tam... - Filippov przekroczył próg i od razu wskazał za siebie, dając nam do zrozumienia, że chodzi mu o korytarz. - No po prostu wow. - Podejrzewam, że nikt nie wiedział o co mu chodzi.
- Dima, możesz jaśniej? - Zaproponował w końcu Patryk.
- Ona tam stoi i ładnie wygląda. - Westchnął rozgrywający, na co automatycznie się zaśmiałem.
Koledzy popatrzyli na mnie dziwnie, ale nie skomentowałem tego tylko wyszedłem na korytarz.
- Marcelka, chodź. - Złapałem ją za rękę. - Jest w miarę cenzuralnie w szatni, więc mogę cię tam zabrać.
Kiedy otworzyłem drzwi, wszystkie rozmowy ucichły.
- Ooo. Właśnie ona. - Znaczy się prawie wszystkie, bo Filippov musiał wyrazić swoje zdanie.
- Dima, nie nauczyli, że palcem się nie pokazuje? - Odgryzł się Masny.
- Panowie... - Delikatnie dałem do zrozumienia, że powinni przestać gadać. - Do tej pory nie było okazji przedstawić wam oficjalnie, więc naprawiam swój błąd. - Wskazałem wtedy na Marcelinę. - To jest Marcelina, moja dziewczyna. - Przy ostatnim wyrazie spojrzałem na młodszego rozgrywającego.
Właśnie miałem po kolei przedstawiać kolegów, gdy ktoś wpadł do szatni.
- O jaaa... Myślałem, że się spóźnię. Cześć Marcela. - Powiedział na jednym wydechu, ledwo łapiąc, co mówi. - Marcela? - Sam zdziwił się na swoje słowa, gdy w końcu dokładnie przeanalizował sytuację.
- Cześć Damian. - Uśmiechnęła się.
- Co ty tu robisz przed meczem? - Zapytał.
- Poznaję drużynę. - Odparła jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- No. I właśnie to jest Michał Łasko... - Zacząłem przedstawiać wszystkich po kolei.

Marcelina

- Zaczekasz na mnie po meczu przed wyjściem? - Zapytał Michał, odprowadzając mnie na miejsce.
- Oczywiście. - Potwierdziłam. - Trzymam kciuki, a teraz na boisko marsz. - Zaśmiałam się.
- Czyżby Michał wreszcie usidlony? - Puściła do mnie oko kobieta, obok której miałam miejsce. - Kasia Gierczyńska jestem, żona Krzyśka.
- Marcelina Kornacka. - Przedstawiłam się.
- To co, mam rację? - Ponowiła pytanie.
- Oczywiście. - Kobieta była bardzo sympatyczna.
- Mam nadzieję, że nie będzie to wielkim nietaktem, jeżeli zapytam jak długo jesteście razem. - Uśmiech nie znikał jej z twarzy.
- Zapewniam panią, to żadna tajemnica. - Wyjaśniłam. - Od końca maja.
- No nieee. - Skrzywiła się. - Tylko nie próbuj mi tu paniować. Kaśka jestem i tak masz do mnie mówić.

Michał K.

Pierwszy mecz w sezonie niestety przegraliśmy. Drużyna z Olsztyna okazała się lepsza. Ale to sam początek rozgrywek, więc nie ma się czym przejmować.
- Misiek, pamiętasz co robimy po meczu? - Złapał mnie Łasko.
- Pewnie. - Przytaknąłem. - Tam gdzie zawsze?
- Dokładnie.
- Czekamy przed halą. - Zaproponowałem, na co on skinął głową.
Opuściłem szatnię i wyszedłem przed obiekt.
- Szkoda mi was. - Stwierdziła Marcela, kiedy znalazłem się tuż obok niej.
- To dopiero pierwszy mecz. Będzie jeszcze dużo do rozegrania. - Przytuliłem ją, a ona dała mi buziaka w policzek. - Za co to?
- W ramach pocieszenia. - Uśmiechnęła się mrużąc oczy.
- Ja też chcę takie pocieszenie. - Przed nami zmaterializował się Dima.
- Ha ha ha ha. Nie. - Jakoś musiał sobie bez tego poradzić.
- To co, idziemy? - Zapytał Łasko, kiedy już wszyscy staliśmy na zewnątrz.

Marcelina

Przyzwyczaiłam się już do życia i mieszkania w Żorach. Podobało mi się tu. Być może dlatego, że zostałam miło przez wszystkich przyjęta. Dzień mijał za dniem prawie tak samo – pobudka, wspólny dojazd do pracy, powrót do domu też razem. Wyjątki stanowiły dni, kiedy Kubiak grał mecz na wyjeździe. Jak do tej pory był to jeden.
Kolejne spotkanie byłoby spokojne, gdyby nie pewien fakt – przeciwnikiem była Resovia. Co oznaczało tylko jedno – spotkanie z super ludźmi. Weszłam na salę razem z Michałem. Jak na razie nikt mnie nie zauważył. Wzięłam do ręki jedną z piłek i rzuciłam w stronę Igły. Po tym przykucnęłam za bandami reklamowymi. Na nieszczęście Krzysztof dostał tam, gdzie plecy tracą swą szlachetność.
- Który to? - Krzyknął, rozglądając się.
Żaden jednak nie chciał się przyznać do popełnionego wykroczenia. Libero chwycił się pod boki i zaczął powoli odwracać się w drugą stronę. Kiedy ponownie był zwrócony plecami w moją stronę, rzuciłam drugą piłkę.
- No nie, ja się tak nie bawię! - Założył ręce na piersiach i tupnął nogą. - Jakieś duchy mnie atakują, czy co? - Rozłożył bezradnie ręce, ale nie ruszał się z miejsca, ja w tym czasie po cichutku ruszyłam w jego stronę.
- Z tego co wiem, to duchy nie mają ponad metr siedemdziesiąt i nie skradają się właśnie w naszą stronę. - Wyjaśnił „życzliwy”, czyli Achrem, a Krzysiek jak na zawołanie odwrócił się.
- Marcelaaa! - Jego oczy przybrały wielkość pięciozłotówek.
- Cześć, Krzysiu. - Wydusiłam, gdy rzucił mi się na szyję. - Uważaj, bo mnie udusisz.
- Dobrze cię widzieć. - Objął mnie przyjacielsko ramieniem. - Panowie, popatrzcie kogo mu tu mamy!
Od razu zbiegła się część Rzeszowian, którą poznałam w Spale.
- Aaaaa! - Usłyszałam i po chwili na mojej szyi wylądowały czyjeś ręce. - Kochana, jak ja cię dawno nie widziałam. - Martyna puściła mnie.
- I vice versa. Jeszcze jest chwila do meczu... - Spojrzałam na tablicę z zegarem. - Chodź poplotkujemy.
- Jak ci się tutaj żyje? - Zapytała blondynka, kiedy już miałyśmy w miarę spokojnie.
- Wspaniale. Praca odpowiada, Misiek do rany przyłóż... - Zaczęłam wyliczać. - A jak ty wytrzymujesz z nimi wszystkimi? - Wskazałam głową na bandę graczy w pasiakach.
- Są bardzo grzeczni, wychowani i towarzyscy. - Powiedziała poważnym tonem. - Jest ciężko czasami, ale praca fizjo jest moją wymarzoną, więc daję radę. - Wyjaśniła już normalnie.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Jakieś 10 minut przed rozpoczęciem meczu postanowiłam się zbierać. Zostałam jednak zatrzymana przez Krzyśka.
- A ty się gdzie wybierasz? - Stanął tuż przede mną.
- Tam, gdzie moje miejsce. - Wskazałam na puste krzesełko.
- Jaaasne. - Wywrócił oczyma, po co – sama nie wiem. - Pamiętaj, że po meczu musisz poznać resztę drużyny mistrzów. - Przykazał mi.
- Dobrze, tato. - Zasalutowałam przed nim.
- A co to za bratanie się z wrogiem? - Tuż obok nas zmaterializował się Michał.
- Żadne bratanie, po prostu działam w kontrwywiadzie i zbieram informacje o ich taktyce na dzisiejsze spotkanie. - Wyjaśniłam konspiracyjnym szeptem.
- Chyba, że tak. - Odparł poważnie Kubiak.
- Idźcie już. - Wygoniłam ich. - Wasze drużyny czekają.

Michał K.

Tym razem udało nam się pokonać zespół z Rzeszowa 3:1, a MVP zdobył nasz libero, czyli Mały.
- Ej, Kubiaki, chodźcie na pizze z nami. - Zawołał do mnie i Marceliny Igła, gdy wyszliśmy już z hali.
- Takie standardowe, spalskie towarzystwo. - Poruszył zabawnie brwiami Kosa.
- Pewnie, czemu nie. - Odpowiedziała Marcelina.
- Widzę, że Misiek już pod pantoflem. - Stwierdził Piter.
- Sam jesteś pod pantoflem. - Odgryzłem się i puściłem oko do Martyny.
- Ja? A skąd. - Skrzywił się Piotrek.
- A udowodnić ci, że tak? - Zapytałem. - To co, piwko panowie, albo jeszcze coś mocniejszego?
- Piotrek nie pije z wami niestety. - Odezwała się blondynka.
- Ale jak to? - Spojrzał na nią, zatrzymując się, ale z oczu odczytał chyba więcej niż miałaby do powiedzenia. - Dobrze, kochanie. - Westchnął ciężko.
- A nie mówiłem, pantofel. - Zaśmialiśmy się wszyscy.

~*~
Dziś już kolejny rozdział i powiem Wam, że koniec zbliża się wielkimi krokami... Ale jeszcze trochę poczytacie, o ile ktokolwiek jeszcze tu zagląda.

Dziś ze specjalną dedykacją dla dwóch osóbek :) 

Mam nadzieję, że przez to zdj wiedzą kto :) Dziękuję Wam jeszcze raz :*