sobota, 8 czerwca 2013

Jedynka


    Marcelina obudziła się. Długo walczyła z powiekami, które jednak nie chciały z nią współpracować. W końcu wygrała walkę i z trudem spojrzała na wyświetlacz. Wskazywał godzinę 8:06. Jeśli nie chciała się spóźnić na wykłady, musiała szybko wstać. Podniosła się, zrobiła poranną gimnastykę i skierowała swoje kroki do kuchni. Wzięła z lodówki jogurt pitny i zajęła się nim. Następnie poszła do łazienki, szybki prysznic i po dosłownie czterech minutach w ręczniku wróciła do sypialni, a ściślej do przylegającej do niej garderoby. Wybrała jasne dżinsy, białą bokserkę, łososiowy żakiet i w takim też kolorze buty na platformie. Kolejnym krokiem było pomalowanie się, więc pociągnęła rzęsy tuszem. Nie lubiła mieć na twarzy tapety. Kochała naturalność. A jej cera była temu przychylna.  

Punktualnie o wpół do dziewiątej wyszła z domu. Wsiadła do swojego mini coopera, włączyła radio i odjechała w stronę uczelni.
Normalnie była by na niej po 10 minutach drogi, ale tym razem groziło jej spóźnienie się, gdyż prawie 20 minut stała w korku, który stworzył się z powodu jakiegoś wypadku.
Będąc jeszcze w stającym samochodzie, bawiła się telefonem. Po raz któryś spoglądała na wyświetlacz, gdy uświadomiła sobie, że równo rok temu Michał jej się oświadczył. Uśmiechnęła się sama do siebie i spojrzała na pierścionek. Minął rok, ale ona czuła jakby to zdarzyło się zaledwie poprzedniego dnia. Trzeba było to jakoś uczcić. 


Kończyła zajęcia o 15 więc teoretycznie w domu mogła być już 10 minut później. Przypomniała sobie jednak, że właśnie dziś ma ostatnią przymiarkę sukni ślubnej. W końcu uroczystość miała być już za niecałe dwa tygodnie – w drugą sobotę maja. Zaczęła obliczać ile czasu mniej więcej potrzebuje na przygotowanie kolacji i doszła do wniosku, że spokojnie zdąży przed powrotem Michała z pracy. 


    Na zajęciach jej myśli błądziły daleko. I z pewnością nie były związane historią doktryn prawnych. Dziś wykłady ją męczyły i już miała zamiar zwiać z ostatniej godziny, gdy okazało się, że ich grupę zwolnili. Wyszła przed budynek z wielkim uśmiechem na twarzy, wybrała numer do właścicielki salonu i zadzwoniła do niej. Pani Marysia była znajomą jej mamy, więc bez problemu zgodziła się na propozycję.

Marcelina


    Całe szczęście, że mogłam wyjść wcześniej. I to dwie godziny! Sama wybrałam sobie studia prawnicze, ale dziś kompletnie nie dałam rady się skupić. Nie dość, że rozmyślałam o jakimś ciekawym daniu na kolację, to jeszcze była taka piękna pogoda na zewnątrz. Błękitne niebo, słońce, około 25 stopni... Aż chce się żyć! 


Wrzuciłam torebkę na przednie siedzenie, włączyłam radio, co było moim rytuałem i odjechałam. Po kilku minutach byłam w salonie. Przywitałam się z panią Marysią, która miała już przygotowaną na widoku moją suknię. Była cudna.
Ostrożnie odebrałam od niej to arcydzieło i skierowałam się do przymierzalni. Założyłam ją i z niedowierzaniem spojrzałam w lustro. Idealnie! Obróciłam się wokół siebie i wyszłam. Pani Maria wraz z pracownicą była zadowolona z efektu. Ostatnia poprawka była konieczna. Zadowolona wróciłam do przymierzalni i z niechęcią przebrałam się w swoje ciuchy.       


Opuściłam salon odbierając przy okazji pozdrowienia dla mamy i kolejny raz dzisiejszego dnia usiadłam za kierownicą. Po drodze do domu zahaczyłam o sklep i zrobiłam zakupy. W końcu nie miałam w domu żadnych składników do przygotowania ulubionego dania mojego narzeczonego – kaczki z figami. Sama zbyt za tym nie przepadałam, ale raz na jakiś czas mogę się poświęcić. Poszło szybko. Spojrzałam na zegarek. 14:02. Świetnie. Zdążę jeszcze zerknąć do galerii po jakąś sukienkę. Zajrzałam do mojego ulubionego sklepu i od razu jedna przykuła moją uwagę. Nie dość, że mój ulubiony beżowy kolor, to jeszcze świetny krój. Poprosiłam o swój rozmiar, przymierzyłam, zapłaciłam i pobiegłam do samochodu. Zerknęłam ponownie na godzinę – 14:14. Za 10 minut powinnam być w domu. Idealnie. Jednak zawsze coś musi się wydarzyć. Kolejna kolizja. Co oni się zmówili dzisiaj?! 

Zajęłam się więc przeglądaniem stron internetowych w moim tablecie, który zawsze mi towarzyszył.
Pierwsza informacja na moim ukochanym portalu dotyczyła informacji o siatkarzach jadących do Spały. Cudnie! Coraz bliżej Liga Światowa. Akurat w tym roku udało mi się załatwić bilety na Torwar. Daleko nie będę mieć. Już się doczekać nie mogę.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Odłożyłam sprzęt i ruszyłam. Tym razem długo nie czekałam, bo po pięciu minutach ruch został przywrócony. 


Przed naszym domem stał samochód Michała. Początkowo mnie to zdziwiło, ale w końcu przypomniałam sobie, że dziś do firmy pojechał z ojcem.
Otworzyłam drzwi. Zdjęłam buty i zaniosłam zakupy do kuchni. Oprócz jednej z toreb oczywiście. Następnie skierowałam swoje kroki na piętro, do garderoby, do której przechodzi się przez sypialnię. Nacisnęłam klamkę, pchnęłam drzwi i zamurowało mnie. Tego widoku nigdy w życiu bym się nie spodziewała...



************************************************************
Przepraszam za nijakość pierwszego rozdziału, ale to wynika z braku czasu... Przyszły tydzień mam tak zajęty, że postanowiłam dodać coś jeszcze dziś... 
Powiedzcie co mam zmienić, co poprawić, bo z pewnością jest co...
Kiedy kolejny - nie mam pojęcia, ale poinformuję wszystkich zainteresowanych (albo komentarz pod rozdziałem, albo w zakładce Informowani >nie wiem czy ona działa, próbuję to jakoś ogarnąć, może się uda<)
Pozdrowienia dla wszystkich czytelników
A w szczególności dla Marzenki (Ty już wiesz o co chodzi)
I Marcy, dzięki której poznałam zespół Nephew :)