piątek, 30 sierpnia 2013

Czternastka

Michał W.

        Razem z Krzysztofem, obserwowaliśmy Dzika od momentu jego wyjścia z pokoju. Skierował się do pomieszczenia, które jeszcze rano stało puste. Trzymaliśmy się na bezpieczną odległość. Po chwili pojawił się na korytarzu wraz z Kornacką. Po jakichś 15 metrach drogi dziewczyna szepnęła coś do Michała, który odwrócił się w naszą stronę. Jednak nie mógł nas zobaczyć, gdyż równocześnie wskoczyliśmy za stojącego, wysokiego kwiatka.
- Mało brakowało. - Odetchnął Igła.
- Musimy być bardziej uważni. - Szepnąłem.
- Ej, a co wy tu robicie? - Usłyszeliśmy nad sobą Ruciaka.
- No bo ten... - Próbowałem coś wymyślić.
- Michałowi wypadł klucz. - Krzysiek pokazał przedmiot.
- No właśnie. - Podniosłem się.
- Rucy poszedł dalej. A my chcąc, nie chcąc zrobiliśmy to samo.

Michał K.

        No tak, Igła i Winiar jak zwykle musieli się zająć czymś co dotyczyło innych, a nie ich samych. Ale chyba w tym ich cały tak zwany urok. Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową, gdy wskakiwali za kwiatka. Liczyli, że ich nie zauważymy. To się przeliczyli. Jednak nie zwracaliśmy na nich uwagi i dalej rozmawialiśmy.
        Na stołówce przywitały nas uśmiechy od ucha do ucha. Każdy gestem zapraszał Marcelinę do stolika. Widziałem, że waha się co zrobić. Jednak podjęcie decyzji ułatwił jej Kłos wraz z Wronką. Podeszli do niej, ukłonili się, pocałowali w dłoń. Andrzej wziął ją pod rękę i zapytał:
- Czy będzie pani tak łaskawa i zechce do nas się przysiąść? - Prowadził ją do stołu, a Karol w tym czasie odsunął krzesło.
- Będę zaszczycona. - Odpowiedziała w tym samym tonie, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Ewentualnie ty też możesz się dosiąść. - Ciężko westchnął Wrona zwracając się do mnie.
    Zająłem miejsce i spojrzałem w stronę otwartych drzwi. Rucek cicho przemknął, a za nim podążali CI dwaj. Niczym szeryfowie zbliżali się do wejścia. Winiar poprawił koszulkę i już jedną noga był w pomieszczeniu. Krzysiek chciał zrobić to samo, ale niestety zahaczył prawą stopą o próg i o mały włos, nie wylądował na ziemi. Odzyskał równowagę i wyszczerzył się, a Winiarski w tym czasie przybił tak zwanego facepalma. Gdy już Igła stanął u boku Michała, ten wskazał głową kierunek, w którym potem obydwaj się udali. Kilkoma krokami pokonali odległość oddzielającą ich od naszego stolika. Zmaterializowali się obok i starszy zaczął:
- Przepraszam bardzo, ale co to za porządki?
Cztery pary oczu, w tym jedna moja, spojrzały na niego w górę.
- No helloł! - Mariolka w jego wykonaniu spowodowała wybuch śmiechu wszystkich, którzy akurat to słyszeli. - Ta pani... - Wycelował palcem wskazującym na Marcelinę, gdy zapanował względny spokój.
- Nie nauczyli w domu, że palcem się nie pokazuje? - Wrona przerwał mu i podniósł brew do góry.
- A ciebie, nie nauczyli, że się nie przerywa? - Odgryzł się. - Ta pani miała siedzieć z nami. - Dokończył tamtą myśl.
- A z kim to ustaliłeś? - Kłos się odezwał.
- Przepraszam bardzo, mogę się wtrącić? - Do głosu dostała się Kornacka. - Chyba możemy usiąść wszyscy razem, prawda?
Widać, że woli pokojowe rozwiązania. Krzysiek z Michałem odwrócili się w drugą stronę, zamienili dwa słowa i przemówili:
- Zgoda.

Marcelina

        Wiedziałam, że oni są kontaktowi ludzie, ale że aż tak, to nie sądziłam. Zostałam bardzo miło przyjęta przez wszystkich. Do końca posiłku Andrzej z Karolem, nadskakiwali mi jak tylko mogli. A gdy skończyłam i chciałam iść do pokoju, od razu rzucili się do odprowadzenia mnie. Ja jednak podziękowałam im i sama udałam się w znanym mi już kierunku. Chciałam pobyć sama ze sobą. Musiałam...
        Przekroczyłam próg pokoju i zakluczyłam drzwi. Sięgnęłam do walizki po kosmetyczkę, zabrałam ręcznik, bieliznę, koszulkę nocną i udałam się do łazienki. Długi prysznic dał mi lekkie odprężenie. Potem użyłam zgodnie z przeznaczeniem balsamu do ciała, ubrałam się, rozczesałam włosy i opuściłam pomieszczenie.
        Właśnie układałam w szafce swoje rzeczy, gdy usłyszałam stukanie do drzwi. Nie no, znowu... Człowiek ani chwili sam nie może zostać?!
- Pali się, czy co? - Z tymi słowami na ustach otworzyłam. Jednak mądra ja, nie założyłam szlafroczka na moją koszulkę, czym naraziłam się na gwizd kilkunastu facetów.
- No, no, no. Jakie widoki... - Usłyszałam Bartmana, który jako pierwszy wszedł do mojego pokoju.
Za nim wpadła cała reszta, a mi nie pozostało nic jak tylko zamknąć drzwi.
- Nie, no wchodźcie. - Powiedziałam z ironią, wygrzebałam szlafrok i zniknęłam w łazience.
Wyłoniłam się po dosłownie minucie. Szepty ustały i kilkanaście głów odwróciło się w moim kierunku. Szczerze nie ogarniałam o co im biega.
- Zdecydowanie lepiej prezentowałaś się kilka minut temu. - Westchnął atakujący z
na koszulce.
- Pfff. - Pokręciłam głową. - Dobra, a teraz mogę dowiedzieć się co tu się wyprawia? - Zmieniłam temat.
- No jak to co? - Ignaczak zaczął przedzierać się w moją stronę z drugiego końca pokoju. - Wieczorek integracyjny. - Stwierdził takim tonem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Aha. - Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam wolny skrawek podłogi.
Wtedy jak na zawołanie, na samym środku pokoju, pojawiły się wszelkiego rodzaju słodycze, a tuż nad moim uchem rozbrzmiał głos Winiarskiego:
- Zaczynamy imprezkę!
Włączyli w miarę cicho kanał muzyczny w telewizji i kilku ochotników zerwało się do tańczenia, ale zanim zdążyli zebrać się w jednym miejscu piosenka się zmieniła. Myślałam, że zrażą się słysząc pierwsze takty hitu grupy PSY, lecz jednak nie. I tak po zaledwie 30sekundach leżałam zwijając się ze śmiechu. (Chyba nie muszę opisywać jak wyglądał taniec dwumetrowców?).
Przy kolejnym utworze już zrezygnowali i zajęli z powrotem, powiedzmy, że swoje miejsca,gdyż zostałam otoczona przez kilku z nich.Po kilkudziesięciu minutach rozmów, śmiechów i śpiewów, wszyscy byliśmy już po imieniu.Przy okazji dowiedziałam się kilku niezmiernie ciekawych faktów, które kiedyś w przyszłości mogą się przydać. Właśnie byliśmy w trakcie gry w butelkę, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. No to już jest jakaś kpina! Dziś już kolejny raz ktoś się tu dobija... Podniosłam się i przedarłam się do wejścia. Otworzyłam i usłyszałam włoski akcent:
- Przepraszam najmocniej, ale czy nie wiesz może gdzie są wszyscy?
- Eee... No, bo... Ttakk jaakby... - Zaczęłam się jąkać.
Szczerze, to nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Już myślałam nad sensowna wymówką, gdy usłyszałam donośne kichnięcie.
- Tak sądziłem. - Uśmiechnął się trener. - Mogę?
Gestem zaprosiłam go do środka. Z zamkniętymi oczyma podążałam za nim bojąc się jego reakcji. Coś dziwnie cicho było jak znalazł się w pomieszczeniu. Otworzyłam najpierw prawe oko, potem lewe... Aż z niedowierzania zaczęłam szybko mrugać. Pokój był sprzątnięty – zero papierków po słodyczach, żadnych kartonów po sokach, w miarę poukładane. Głośno odetchnęłam i przysłuchiwałam się słowom Anastasiego. Przekazał tylko informację, że w piątek nie będą mieć treningu, gdyż on sam ma ważny wyjazd do Warszawy. Jak na zawołanie wszyscy krzyknęli:
- Co za szkoda!
I zaczęli rozpaczać. Na kilometr było widać, że udają. No, ale cóż... Andrea wyszedł, a wtedy w pokoju rozległ się wybuch huraoptymizmu. Po opanowaniu emocji, skład zaczął się powoli wykruszać. Po kilku minutach, oprócz mnie oczywiście, zostali Kubiak, Kosok, Kłos, Wrona i nigdy nie zmordowani, Winiarski i Ignaczak. Ja nie wiem, skąd oni biorą tyle energii. Jako, że jeszcze im się nie chciało spać (przynajmniej taka była ich wersja oficjalna) postanowili włączyć film.
Po burzliwej dyskusji padło na „Igrzyska śmierci”. Podniosłam cztery litery z podłogi i postanowiłam ułożyć się na łóżku. A co się będę gniotła na niewygodnej ziemi? Z grzeczności zapytałam chłopaków czy ktoś siada obok mnie, ale spotkałam się jedynie z dziwną wymianą spojrzeń między nimi.
- Nie to nie. - Wzruszyłam ramionami.
- Eee... A może jednak zostaniesz tu z nami? - Winiarski posłał mi uśmiech numer 5.
- Co wy kombinujecie? - Zmarszczyłam czoło.
Już już miałam siadać na łóżku, gdy coś mnie tknęło i spojrzałam pod kołdrę.
- Co to ma być? - Krzyknęłam.
- Ciiii. Bo ktoś usłyszy. - Uciszał mnie Winiar.
- Nie cichaj mi tu. - Fuknęłam. - Proszę mi to posprzątać. I to już!
- Ale... - Igła zaczął protestować, ale pozostali podjęli się wyzwania i porządkowali cały bałagan.
Ja nie wiem, co im wpadło do głów, żeby wrzucić tam śmieci. I się wyjaśniła zagadka, jak zdążyli ogarnąć wszystko w ciągu dosłownie dwóch minut, kiedy ja otwierałam drzwi i rozmawiałam z trenerem. Gorzej niż dzieci... Ale muszę się przyzwyczaić. Kurcze, no, znowu narzekam. Ale chyba niestety ten typ tak ma...
- To teraz możemy oglądać. - Stwierdziłam, gdy wszystko „lśniło”.
Usadowiłam się wygodnie, a koło mnie nagle zaczęło robić się ciasno.
- Co to: powrót synów marnotrawnych? - Zapytałam.
Odpowiedziały mi tylko uśmiechy czterech facetów. Znaczy trzech to widziałam, a czwartego, Kosę (który miał najlepszą miejscówkę koło poduszek), miałam po lewej stronie więc domyślam się, że również tak postąpił. Po prawej zaraz obok mnie spoczął Kubiak, dalej Wrona i Kłos.
Igła włączył odtwarzacz, a Winiar w tym czasie zgasił światło. Seans się rozpoczął, ale mnie jakoś nie specjalnie ten film interesował. Jak się okazało nie tylko mnie. Moją znudzoną minę zobaczył Grzesiek, z którym wdałam się w konwersację. Kilka zdań wystarczyło, żeby dowiedzieć się, że mamy podobny gust, zainteresowania i ulubione rzeczy. Bardzo miło nam się rozmawiało i nawet nie wiadomo kiedy cała reszta pozasypiała.
Spojrzałam na odtwarzacz... Film leciał już od 59 minut... A tak się zarzekali, że oni nie są śpiący...
- Budzimy ich? - Usłyszałam szept Kosy.
- A mamy inne wyjście?
- Tak. - Zaskoczył mnie tą odpowiedzią. - Możemy ich tu zostawić, a ty będziesz spać w pokoju Karola i Andrzeja. - Pomachał mi ich kluczem przed nosem. - Wronka miał w ręce. - Odpowiedział na nie zadanie jeszcze przeze mnie pytanie.
A właśnie miałam zapytać skąd go ma. Co on czyta w myślach?
- Nie czytam w myślach, jeśli to chciałaś wiedzieć. - Aż podskoczyłam na jego słowa.
- Całe szczęście, gdyż raczej z taką zdolnością to już byś wylądował na oddziale zamkniętym w psychiatryku. - Wywróciłam oczami. - Albo by cię spalili na stosie... - Podałam drugą ewentualność.
Odpowiedział mi jedynie szeroki uśmiech środkowego.
- To co z nimi robimy? - Zapytałam po chwili przyglądania się śpiącym siatkarzom.
- Ja bym ich zostawił tu, ale...
- Ale będą jutro połamani i nie będą mogli trenować. - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - Westchnął i ziewnął. - Koniec tego dobrego. - Podszedł do Kłosa i potrząsnął nim. - Budzimy się.
- Co? Przecież ja nie śpię. - Karol próbował go przekonać.
Tymczasem ja podjęłam się misji obudzenia dwóch żartownisiów. Położyłam dłoń na ramieniu Ignaczaka. Lekko go ruszyłam, lecz on złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na dół. Po dosłownie dwóch sekundach leżałam jak długa na nim i Winiarskim.
- Marcelina? Co ty tu robisz? - Zdziwili się obaj naraz.
- Eeee... Bo to chyba moja wina... - Krzysiek podrapał się po głowie.
- Opowiesz mu potem. - Podniosłam się. - A teraz proszę do wyjścia, gdyż zarówno ja jaki i wy jesteście zmęczeni. Dobrej nocy wam życzę.
Wyszli z mojego pokoju gęsiego, a Kosa na końcu. Zamknął drzwi, a ja mogłam wreszcie paść na łóżko. Zasnęłam w okamgnieniu.

~*~
Cześć :) 
Moja mina jednak w tym momencie nie jest wesoła... Spoglądam na kalendarz i nie mogę uwierzyć jak te 2 miesiące szybko minęły. Ale nie będę przynudzać. 
Na pocieszenie (może kogoś pocieszy) zostawiam Wam najdłuższy rozdział jaki do tej pory powstał. 
Mam do Was prośbę, ułatwcie mi pracę pamiętając o zakładkach Informowani i Powiadomienia.

P.S. Wprowadziłam kilka zmian w wyglądzie. Mogą być? Czy poprzednia wersja była lepsza? Czekam na opinie.