niedziela, 29 czerwca 2014

Trzydziestka czwórka

Marcelina

- No wreszcie! - Martyna przewróciła oczami, po czym przywitała się. - Siedzę tu już... - Przerwała by spojrzeć na telefon. - Całe 10 minut i czekam, aż ktokolwiek przyjdzie.
- Uważaj, żebyś przypadkiem korzeni nie zapuściła. - Odgryzł się przechodzący właśnie Piotrek.
- Ha. Ha. Ha. Very funny. - Zaironizowała.
- Widzę, że humor dopisuje. - Usiadłam obok niej. - Dlaczego masz tu czekać?
- Mam informować wszystkich, że mamy się spotkać w konferencyjnej o 12. - Westchnęła ciężko. - Znaczy się do czasu, kiedy ty przyjdziesz. - Od razu na jej twarz wyszedł dziwny uśmieszek. - To ja idę sprawdzić, czy przypadkiem nie ma mnie gdzieś daleko stąd.
- Najpierw, koleżanko, to ja pójdę zanieść bagaż. Dopiero jak wrócę, to sobie znikniesz. - Odezwałam się zanim zdążyła wstać.
- Noooo dooobra. - Skwitowała.
W tym też momencie dostałam od Michała wiadomość, że czeka przy samochodzie i jeżeli chcę torbę, to mam okazję ją zabrać. Szybko dotarłam na parking. Kubiak stał oparty o maskę i wpatrywał się w boisko do plażówki.
- Pograłbyś, co? - Zapytałam, czym chyba nieco go przestraszyłam, bo aż się zerwał.
Stanęłam obok niego i prawie natychmiast objął mnie ramieniem.
- Zagramy tam, ale razem. - Zaśmiał się, widząc moje przerażone spojrzenie. - No co? Odkąd tu jesteś, ani razu nie brałaś udziału w treningu. Czas to zmienić. - Puścił mi oczko. - A teraz, chodźmy. - Zgarnął z bagażnika moją i swoją torbę.
- Daj, wezmę. - Chciałam mu pomóc.
- Kpisz, czy o drogę pytasz? - Znów uśmiech zagościł na jego twarzy. - Łap! - Rzucił mi jedynie klucze z ładnym brelokiem.
- Co mam z tym zrobić? - Zdziwiłam się.
- Jak będziesz potrzebować gdzieś jechać czy coś... - Próbował wyjaśnić. - Są twoje. To drugi komplet. - Dodał.

Martyna

- Dłużej się nie dało? - Wstałam widząc Marcelinę.
- Przepraszam.
- Wybaczam. Poznaj moją łaskawość. - Spojrzałam na telefon i już miałam odchodzić, ale szybko usiadłam. - Popatrz. - Szepnęłam do brunetki.
- Ale o co ch... - Urwała widząc, o co, a raczej kogo mi chodziło. - Znowu ona? - Skrzywiła się. - Przecież Beaty miało tu już nie być...
- Widocznie potrzebowali zastępstwa... - Wzruszyłam ramionami. - Jak przedtem miałam ciężko znieść te jej glonowate włosy, to teraz jeszcze trudniej będę miała się przyzwyczaić się do tego marchewkowego koloru.
- Ciii. - Szepnęła asystentka. - Idzie tu...
- O hejka, dziewczyny. Co tam? - Zapytała jak gdyby nigdy nic, ale nie czekała na naszą odpowiedź. - Wiecie co? Byłam w spa... - Rozmarzyła się.
- I co? Zamknięte było? - 1:0 dla mnie.
- Nie rozumiem... - W końcu przyznała się.
- Lustro w domu masz? - Inicjatywę przejęła Marcelina.
- Mam.
- Patrzysz czasem? - Asystentka odgarnęła kosmyk z czoła.
- Patrzę co dzień.
- I co, boli? - Zapytała drwiąco Kornacka.

Michał K.

- Panowie. - Uciszył wszystkich trener. - Zaczynamy dziś bardzo ważne zgrupowanie... - Rozpoczął swoją przemowę Andrea.
Przypominał nam o nadchodzącym wielkim wydarzeniu, czyli Mistrzostwach Europy. Co dziwne, wszyscy słuchali go z uwagą.
Skończył jakieś 10 minut przed czasem wydawania obiadu. Jak to zwykle bywało szybko zebraliśmy się i poszliśmy grupą na stołówkę. Na samym początku szedł Ignaczak z Winiarskim, tuż przede mną i Marceliną. Nagle zatrzymali się.
- Co jest? - Zapytałem.
- Tam jest coś dziwnego. - Winiar zrobił przerażoną minę. - Ja się boję.
- „Marchewkowe pole rośnie wokół mnie...” - Zanucił przechodzący Bartek.
- Nie żebym miał coś do rudych, Kubuś, ale ona to przesadziła. - Otrząsnął się z pierwszego szoku Krzysiek.
- No panowie, trochę kultury. Tolerancja i te sprawy... - Powiedziała Martyna, ale umilkła widząc skierowane na siebie wszystkie spojrzenia.
Zakończyliśmy tym akcentem małą pogawędkę i po chwili siedzieliśmy już przy stolikach.
- Pamiętasz co ci obiecałem? - Zapytałem Marcelinę. - Trener zgodził się bez wahania zrobić popołudniowy trening na świeżym powietrzu i oczywiście angażując was dwie w to.
- Żartujesz sobie... - Spojrzała na mnie z politowaniem.
- Ależ skąd. - Puściłem do niej oko.

Marcelina

- Dziewczyny, dobrze, że was widzę. - Zaczął trener kiedy spotkał nas przed pokojem. - Doszły mnie słuchy, że chciałyście z nami pograć.
Wymieniłyśmy z Martyną tylko spojrzenia.
- Kto trenerowi, takich głupot naopowiadał? - Odpowiedziała blondynka.
- Kilku chłopaków się za waszą prośbą wstawiło. A co nie było tak? - Westchnął widząc nasze przeczące kręcenie głowami. - Mogłem się tego spodziewać... Zrobią wszystko, żeby tylko komuś dogryźć...
- Niech się trener nie martwi. Udowodnimy im, że się nie poddajemy. - No cóż, musiałam podjąć decyzję za nas dwie. - Zagramy z nimi.
- Cieszę się. - Posłał nam uśmiech i udał się do swojego pokoju.
- Co za mendy! - Martyna rzuciła się na łóżko tuż po zamknięciu drzwi. - Mała zemsta?
- Nie damy im tej satysfakcji, że się skompromitujemy, co? - W mojej głowie zaczął rodzić się chytry plan.
- Jasne.

Martyna

Punktualnie o 15 stawiłyśmy się na boisku. Oczywiście panowie mieli czas i spóźnili się kilka minut. Tym razem trener im odpuścił, ale wiedziałam, że i tak nasz plan czegoś ich nauczy.
Kiedy już wszyscy rozgrzaliśmy się, Andrea postanowił dać im jeszcze dziś luz i pozwolił pograć dla przyjemności. Rozlokowali mnie i Marcelinę do dwóch przeciwnych składów. I tak też blisko dwie godziny musiałyśmy się użerać z docinkami dwumetrowców.
Po skończonej grze jednak, widać w ich oczach szczerość, powiedzieli, że nie sądzili abyśmy sprostały wyzwaniu i na dodatek całkiem dobrze nam szło. Wszyscy udaliśmy się do ośrodka i swoich pokoi, by się odświeżyć. Wtedy też miałyśmy szansę na małą zemstę na Piotrku i Michale.
Odczekałyśmy chwilę i cicho przemknęłyśmy do ich pokoi. Bezgłośnie nacisnęłam klamkę i niczym ninja weszłam do środka niezauważona. Nikogo w pomieszczeniu nie było, a spod prysznica dochodziło nucenie Piotrka. Miałam dosłownie kilka sekund na przyczepienie bezbarwnej żyłki do Pitowego telefonu. Akcja przebiegła pomyślnie. Położyłam urządzenie tuż koło łazienki i wyszłam na korytarz zostawiając uchylone drzwi. Tak samo miała postępować Marcelina, z którą spotkałam się na korytarzu. Przybiłyśmy piątki i chowając się we wnękach po dwóch stronach korytarza, zadzwoniłyśmy do naszych „kolegów”, wcześniej wysyłając sms do trenera, że jest potrzebny i powinien przyjść do naszego pokoju.
Telefony się rozdzwoniły i słychać było, jak panowie pospiesznie wychodzą z łazienki w celu odebrania połączenia.
- Kurde, Bartek to się nigdy nie nauczy zamykać drzwi. - Usłyszałyśmy głos Piotrka.
- Co mój telefon robi na ziemi? Nie pamiętam, żebym go tu kładł... - To Michał.
W tym też momencie pociągnęłyśmy za umocowane sznurki i telefony zaczęły przed nimi „uciekać” na korytarz.
- Co jest grane? - Dało się usłyszeć niemal równocześnie.
Wyszli z pokoi, w samych ręcznikach. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem.
- A co tu się wyprawia? - Krzyknął Andrea, że aż podskoczyli.
Miałyśmy idealny podgląd na całą sytuację.
- Oszaleliście do końca? Wiele rozumiem, ale u siebie w domu nie jesteście. Tu jest pełno innych ludzi. - Mówił spokojnie, ale z wyrzutem.
Kiedy słuchali trenera, my bezszelestnie przyciągnęłyśmy telefony ku sobie i wyłączyłyśmy połączenia. Usunęłyśmy też z historii, że to my próbowałyśmy się połączyć.
- Bo, trener nie uwierzy, ale nasze telefony zaczęły uciekać. - Próbował tłumaczyć Piotrek.
- Masz rację nie uwierzę. - Odpowiedział Anastasi.
- Ale to prawda. Zaczęły dzwonić i wtedy jakoś wydostały się z pomieszczenia. - Michał również usiłował brzmieć wiarygodnie.
- Tak. Dostały nóg i wyszły na spacer się przejść. - Skwitował Andrea i zrezygnowany machnął na nich ręką. - Więcej nie namówicie mnie na trening na zewnątrz, bo widać, że wam słońce szkodzi. Idźcie się ubrać. W tej chwili.
Chłopcy wrócili do swoich pokoi zamykając głośno drzwi za sobą. Wtedy my, jak wykwalifikowane ninja, odpięłyśmy żyłki, wytarłyśmy telefony (odciski palców itp.) i położyłyśmy pod ich drzwiami. Potem w ułamku sekundy znalazłyśmy się u siebie.
- Misja przebiegła pomyślnie. - Przybiłyśmy piątki i usunęłyśmy jakiekolwiek dowody, że to my stoimy za znikającymi telefonami.

Michał K.

To co się wyprawiało, przechodziło ludzkie pojęcie. Przecież niemożliwym było, że urządzenia same z siebie zaczęły się od nas oddalać. Już przebrany opuściłem pomieszczenie, by udać się do Piotrka. Ktoś musiał tę sytuację wyjaśnić. Ledwo przekroczyłem próg, zauważyłem tuż naprzeciw smartphone Pita. Coś mnie tknęło i spojrzałem pod własne stopy. Oczom uwierzyć nie mogłem. Również i moja komórka tam była. Podniosłem oba urządzenia i zastukałem do drzwi.
- Nie wiem kto z nas kpi, ale jak się tylko dowiem to... - Środkowy aż nie dokończył zdania.
- Sprawdźmy, kto do nas dzwonił i się przekonamy. - Zaproponowałem.
- To nie jest głupie.
Obaj wybraliśmy z menu potrzebną funkcję, lecz nic nie znaleźliśmy.
- No tak... Mogliśmy się tego spodziewać... Ale kto chciał się na nas zemścić i za co... Bo wiadome, że to była ustawka... - Zaczął rozmyślać Nowakowski.
- Wiem! - Krzyknąłem, doznając jakiegoś olśnienia. - Dziewczyny...

Marcelina

Ledwo się obejrzeliśmy już minął prawie miesiąc i szykowaliśmy się do meczów sparingowych z Serbią. Miały one być rozgrzewką przed Memoriałem Wagnera, po którym czekał największy sprawdzian – Mistrzostwa Europy.
Przechadzałam się po hali w Płocku tuż przed pierwszym meczem z Holandią zwiedzając obiekt. Znudzona oczekiwaniem na chłopaków usiadłam wraz ze statystykami. Przynajmniej na chwilę miałam jakieś towarzystwo. W końcu jednak drużyna zdecydowała się wyjść na płytę boiska, a ja miałam odbyć jeszcze krótką rozmowę z trenerem. Po zamienieniu paru zdań, zajęłam poprzednie miejsce i stamtąd obserwowałam przebieg meczu. Pierwszego seta przegrali, ale potem rozgromili przeciwników z Holandii.
Podobnie było następnego dnia z Niemcami. Pokonali do zera drużynę z sąsiedniego kraju. Tyle szczęścia nie mieli w meczu z Rosją, jednak dwie wygrane pozwoliły na zdobycie kolejnego pucharu z tej imprezy.
- To teraz kierunek Gdańsk, panowie... - Podsumował trener. 

~*~
 Nawet nie wiem, co powiedzieć :(