piątek, 9 sierpnia 2013

Jedenastka

Marcelina

        Obudziłam się tuż przed porannym obchodem. Cieszyłam się, że jeszcze tylko kilka godzin dzieli mnie od zaczęcia nowego życia. Nie ważne gdzie, byle daleko stąd.
    Pani psycholog, zgodnie z obietnicą, odwiedziła mnie życząc wszystkiego dobrego. Podziękowałam jej za pomoc i przyrzekłam, że od teraz stanę się wytrzymalsza psychicznie.
    Co chwilę zerkałam na zegarek, jednak jak wiadomo, czas zaczął wtedy jeszcze wolniej płynąć. Tata obiecał, że przyjedzie koło 12, bo dopiero od 13 wydają wypisy. Starałam się jakoś zorganizować to oczekiwanie, dlatego przeglądałam Internet. Niestety, niczego sensownego nie znalazłam. Ale wskazówki były już coraz bliżej 12.

Michał K.

        Po śniadaniu zacząłem biegać między pokojami. Najpierw do trenera, żeby mu przypomnieć moją dzisiejszą misję. Potem do swojego w celu odnalezienia telefonu, bo miałem się odezwać do pana Adama. Kolejnym przystankiem był pokój Kłosa i Wronki. Coś czułem, że posiedzę tam dłużej. Zapukałem do drzwi, zza których dobiegło mnie pozwolenie wejścia do pomieszczenia. Mieszkańcy pokoju ze zdziwieniem patrzyli na moją osobę. Po przyjrzeniu się swojej koszulce zapytałem:
- Co jest? Ubrudziłem się gdzieś? - Jeszcze dokładniej spojrzałem na ubranie.
- Nieee... - Ziewając, Andrzej, przeciągnął ostatnią głoskę.
- To co? - No jakoś ich nie rozumiałem.
- No, dziwi nas twoja obecność tu. - Karol podniósł się z łóżka.
- Aaa. - Odetchnąłem. - Bo widzicie jest sprawa. 

Michał

        Wczoraj wróciłem z pracy zmęczony. Miałem jedynie ochotę na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Przechodząc przez hall coś nie dawało mi spokoju. Czegoś jakby mi tu brakowało... Podszedłem do wieszaka z płaszczami. Wysiliłem szare komórki... Już wiem! Nie, to nie możliwe... Ale jednak! Nie było rzeczy Marceliny. Pobiegłem do garderoby. Zero. Nic. Zastałem jedynie puste wieszaki i półki... W łazience również przywitał mnie brak jej kosmetyków.
        Gdzie ona, do cholery, może się podziewać?! Skoro nie ma jej u rodziców...
Jak tylko poprzedniego dnia to zauważyłem, pojechałem do jej domu rodzinnego. Ojca nie było. Jedynie pani Ewa siedziała w salonie. Dosiadłem się do niej. Po chwili przerwała ciszę:
- On coś wie. Jestem tego pewna, że ma kontakt z Marceliną.
- Ma pani na myśli swojego męża? - Wolałem mieć jasność.
- Tak. - Przyznała. - Mam pomysł. - Spojrzała na mnie. - Musimy go śledzić. Zaczynamy jutro rano. Wiem, że mi pomożesz.
- Pomogę.

Dziś wczesnym rankiem pożyczyłem samochód od brata, żeby nie rzucać się w oczy i podjechałem po panią Kornacką, uprzednio dowiadując się, że pan Adam właśnie wyjechał z domu.
Jechaliśmy tuż za nim i dotarliśmy pod jego firmę.

Michał K.
   
        Kłos jest w porządku. Bez problemu pożyczył mi samochód i kilka minut przed 10 wyjechałem ze Spały kierując się w stronę Warszawy. Pierwszym krokiem oczywiście było włączenie radia. I przy dźwiękach muzyki dwie godziny później zaparkowałem pod szpitalem. Ledwo wysiadłem z auta, a tuż obok zaparkował pan Kornacki. Wyskoczył z pojazdu i podał mi rękę.
- To się Marcelka zdziwi. - Powiedział już po przywitaniu. - Wczoraj spakowałem jej wszystkie rzeczy. Mam w bagażniku część. A reszta jest w bezpiecznym miejscu, o którym moja żona nie wie. Zrobimy tak, że jak już wyjdziemy to Ci je do auta wrzucę.
- Dobra. - Przystałem na taki obrót sprawy. - To co, idziemy?
Szybko znaleźliśmy się na korytarzu prowadzącym do sali dziewczyny. Jej ojciec niósł nie zbyt dużą torbę, w której podejrzewałem, że są jakieś jej ubrania na zmianę.
Zapukaliśmy do drzwi i weszliśmy. Najpierw pan Adam, na którego widać, że czekała. Potem ja. Była bardzo zdziwiona moim widokiem.
- A co ty tu robisz? - Zapytała, gdy już trochę ochłonęła.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci wczoraj, żebyś powstrzymała się z podejmowaniem decyzji? Zostaniesz jakiś czas z nami w Spale. Co ty na to?
- Żartujesz? - Rzuciła, jak „pozbierała szczękę z podłogi”.
- A skąd. - Odezwał się jej ojciec. - Przebierz się szybko i wychodzimy stąd. - Podał jej torbę.
Wzięła ją i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach była z powrotem. Miała na sobie zwykłe dżinsy i koszulkę, a i tak wyglądała zjawiskowo. W momencie gdy weszła do sali jej ojcu zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz i zwrócił się do mnie:
- Zaczekam na was na parkingu, bo muszę odebrać. Daj kluczyki to przepakuję walizki.
Szybko zniknął nam z pola widzenia, dlatego my też nie czekaliśmy i poszliśmy do gabinetu lekarza.

Michał

        Zaparkowaliśmy pod szpitalem. Miliony myśli zaczęły kłębić się w mojej głowie. W ciszy obserwowaliśmy jak wysiada z auta i wita się z kimś. Skądś miałem kojarzyć tego człowieka. Weszli do budynku. Już chciałem wysiadać, ale pani Ewa mnie zatrzymała:
- Czekaj, aż wyjdzie.
Po kilku minutach pojawił się koło swojego samochodu. Wsiadł do środka, a wtedy my wyszliśmy. Inną drogą dotarliśmy do wejścia. Doszliśmy na izbę przyjęć i zapytaliśmy czy została tu przyjęta osoba o takich danych. Pielęgniarka dowiadując się, że jesteśmy najbliższą rodziną, przekazała nam informację i skierowaliśmy się na podane przez nią piętro.

Marcelina

        Idąc z Kubiakiem czułam się bezpiecznie. Dziwne, bo znałam go zaledwie od dwóch dni, ale miał coś w sobie, co pozwoliło mu zaufać. Katem oka widziałam, że nie spuszcza ze mnie wzroku. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on automatycznie spojrzał przed siebie z niewinnym uśmieszkiem. Weszłam do gabinetu lekarskiego, szybko załatwiłam sprawę i pojawiłam się tuż obok niego. Uśmiechnął się tylko.
        Odwróciliśmy się w stronę wyjścia. Jednak ja stanęłam jak zamurowana widząc przy pokoju pielęgniarek moją matkę i tego dupka. Szturchnęłam Dzika, który zaniepokojony spojrzał na mnie.
- Tam... - Wskazałam ruchem głowy prawie koniec korytarza.
- Co: tam? - Jego oczy zrobiły się jeszcze większe.
- Moja matka... - Wydusiłam.
Poczułam wtedy jak mocno łapie mnie za rękę. Ruszyłam za nim. Szybko szliśmy w przeciwnym kierunku.
- Patrz. - Usłyszałam szept.
Nad przeszklonymi drzwiami widniał napis: wyjście ewakuacyjne.
- Wyjdziemy drugim wyjściem. - Znów jego rozbrzmiał głos zaraz obok mojego ucha, a na szyi poczułam jego oddech. 
Po kilkunastu sekundach znaleźliśmy się na parkingu. Tata nadal rozmawiał przez telefon. Widząc nas rozłączył się.
- Gotowe. - Podał Kubiakowi kluczyki. - Marcelka, jesteśmy w kontakcie. Pamiętaj, że na mnie możesz liczyć. - Przytulił mnie mocno.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek. - Uważaj i zmywaj się stąd jak najszybciej. Matka z Michałem tu są.
- Ale jak...? - Zbladł.
- Musieli cię śledzić. - Powiedziałam przez otwarte okno, gdyż w międzyczasie wsiedliśmy do samochodu. - Do zobaczenia.
Pomachał nam. Ruszyliśmy z piskiem opon, a w lusterku widziałam jak ojciec również odjeżdża.
Udało się. Zaczynam nowe życie.

Michał

        Poszliśmy do sali wskazanej przez miłą pielęgniarkę. Otworzyliśmy drzwi. W środku była jedynie jakaś inna kobieta.
- Przepraszam, czy z panią w sali jest Marcelina Kornacka? - Zapytała pani Ewa.
- Była. - Usłyszeliśmy odpowiedź. - Dziś ją wypisali. - W tym momencie zadzwoniła jej komórka. - A teraz przepraszam bardzo, ale muszę odebrać.
Wycofaliśmy się na korytarz.
- Znajdziemy ją. - Położyłem dłoń na ramieniu mojej niedoszłej teściowej.
- Musimy.

****************************
I tak zamieszczam już 11 rozdział.
Jestem już z Wami ponad dwa miesiące i cieszę się z tego niezmiernie. Oprócz tego dziękuje za ponad 3600 wyświetleń.
Początek sierpnia to czas żniw, dlatego zostawiam Wam takie oto zdjęcie.
I ciesze się, że przedwczoraj biegałam z aparatem, bo dziś już sąsiad skosił (a co myślałyście, że moje? :P )
Ale się rozpisałam... 
Kończę i zmierzam na zewnątrz, gdyż temperatura nareszcie spadła i jest 25 stopni (wczoraj dla porównania u mnie było 37)

Pozdrawiam serdecznie 

P.S. Dziś w tekście pojawił się link do mojej ulubionej piosenki. A jakie są Wasze? Z chęcią poznam Wasz gust muzyczny.