piątek, 19 lipca 2013

Ósemka

Marcelina

        Trochę się uspokoiłam. Wstałam z łóżka i zaczęłam bez celu przechadzać się po pomieszczeniu. W końcu mój wzrok padł na okno. A ściślej mówiąc na parapet. Taki szeroki... Jak byłam mała często siadywałam na takim w domu. Podeszłam do niego i zwinnie się tam wdrapałam. Usiadłam podkurczając nogi i zaczęłam obserwować co dzieje się za oknem. Z zadumy wyrwały mnie dwa głosy. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tatę wraz z Kubiakiem wpatrujących się  we mnie i na dodatek śmiejących się.
- Długo mnie tak obserwujecie? - Zapytałam, gdyż znałam siebie i wiem, że czasem jak się zamyślę, nic do mnie nie dociera.
- Nie... - Dalej uśmiechnięty Michał stwierdził.
- Kochanie, zejdź już. - Powiedział mój tata, jak byłam mniejsza też to powtarzał.
Wykonałam jego prośbę i usadowiłam się z powrotem na łóżku.
- Co mam powiedzieć matce jak będzie pytać o ciebie? - Zapytał mnie.
- Nie wiem. - Odparłam zgodnie z prawdą. - W każdym bądź razie nie wrócę do Michała, do domu też nie. Wyjadę gdzieś. Może na trochę, może na dłużej...
W tym momencie Kubiak mrugnął do mojego ojca. A może tylko mi się wydawało?
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ci się udało, córeczko. - Podszedł do mnie, przytulił i pocałował w czubek głowy. - Ja już muszę iść. Matka mi spokoju nie daje. Jutro wpadnę. 

- Do widzenia Michale. - Podał rękę Kubiakowi.
- Do widzenia. - Również pożegnał się.
Drzwi zamknęły się. Mój nowy znajomy powrócił do przerwanej wcześniej opowieści.

Krzysztof I.


        Jejku, ale te dzieciaki miały frajdę, kiedy przyszliśmy do nich. Te mniejsze cieszyły się, że ktoś im poczyta, czy się z nimi pobawi. Do tego świetnie nadawali się wszyscy, ale to Zati miał największą radochę. Dawno nie widziałem go takiego uśmiechniętego.
Nieco starsi zajęli Piotrka i Kosę grą w karty. A ci już najstarsi, z chęcią z nami rozmawiali. Znalazło się wśród nich kilkoro kibiców, co nas ucieszyło. Bardzo nieśmiało prosili nas o autografy. Po dłuższym czasie najmniejsi zmęczeni zabawą usiedli wraz z ich „opiekunami” i zaczęli się przysłuchiwać o czym my rozmawiamy. Ówczesnym naszym tematem były różne ciekawe historyjki ze zgrupowań, więc po ocenzurowaniu nadawały się również dla młodszych.
        Godzina minęła szybko. Pożegnaliśmy się z dzieciakami i skierowaliśmy się do sali Marceli. Wysunęliśmy się z Winiarem na czoło peletonu i nieco szybciej doszliśmy pod drzwi. No bo przecież trzeba sprawdzić, czy w czymś nie przeszkodzimy. Przyłożyliśmy uszy i nasłuchiwaliśmy. Pierwszy nie wytrzymał Winiarski:
- Ej, tam jest za cicho! Wchodzimy!
Akurat dotarła reszta, więc mogliśmy bez problemu przerwać młodym. Nacisnąłem klamkę i za mną wpadło stado.
- Misiek, co ty jej zrobiłeś? - Krzyknął drugi Michał, ten na W.
Aktualnie Marcelina leżała trzymając się za brzuch głośno śmiejąc, a Kubi również był podejrzanie wesoły.
- Ja? Nic. - Odparł i podniósł się z krzesła.
Kurcze, szkoda było mi ich rozdzielać, ale obiecałem trenerowi, że się tylko pożegnamy i już idziemy.
- Marcelina, wybacz nam, ale my już musimy jechać. Mamy dojechać jeszcze dziś do Spały. - Zacząłem trudną rozmowę.
- Rozumiem. I tak dziękuję za wszystko. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie do zobaczenia. - W imieniu wszystkich pożegnałem się.
- Jak ja nie lubię pożegnań! - Westchnął Winiarski i otarł wierzchem dłoni wyimaginowaną łzę.
Podbiegł do dziewczyny i przytulił ją.
- Nie uduś jej! - Jęknął Zatorski.
Gest Winiara powtórzyli wszyscy. Przy drzwiach pomachaliśmy jej i poszliśmy do autokaru.

Marcelina

        Drzwi za chłopakami się zamknęły. Nie sądziłam, że tak miło mnie potraktują. Popatrzyłam przez okno jak wsiadają do pojazdu. Odchyliłam lekko żaluzje. Nie umknęło to uwadze nadpobudliwego Ignaczaka, który wyszczerzył się i machał mi idąc tyłem. Wpadał przez to na niczego nieświadomego Zatorskiego, który zatoczył się na Kosę. A reszta poszła jak kostki domina. Tym sposobem po chwili wszyscy zataczali się ze śmiechu, a ja miałam niezłe widowisko. W końcu wsiedli i odjechali. Zasunęłam z powrotem okno i usiadłam na łóżku. Wtedy przyszła moja „współlokatorka”. Była bardzo sympatyczna, ale ja jakoś nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Chyba rozumiała, bo o nic nie pytała. 

Michał W.

        Igła szczerzył się jak głupi do sera, patrząc do góry. Szedł tyłem więc nie widział stojącego tam Zatiego. Dalej poszło szybko. Musieli mieć z nas niezły ubaw. Zwinnie się wszyscy pozbierali i zajęli miejsca w autobusie. Pojazd ruszył. Przejechaliśmy może 200 metrów, gdy aż podskoczyłem na siedzeniu. Muszę w końcu zmienić ten sygnał wiadomości sms.
Wyjąłem z kieszeni telefon i otworzyłem sms-a. Nadawca Igła: „Dziku sam siedzi? Jak tak to musimy się obok niego zmaterializować”. Odpisałem szybko po rozpatrzeniu się. „Sam. Przybywaj”. Schowałem komórkę i już po chwili poczułem szturchnięcie. Igła wskazał ręką na Kubiaka i gestem przepuścił mnie przodem.
- Ależ ja nie mogę! Idź najpierw ty. - Zacząłem się z nim przekomarzać.
- Ależ panie przodem! - Igła odgryzł się.
- No to właśnie Cię przepuszczam. - Powiedziałem.
- No ruszaj się. - Krzysiek lekko kopnął mnie w cztery litery.
- Teraz masz focha! - Zaplotłem ręce i spojrzałem na sufit autobusu.
Krzysiek tylko uderzył ręką o czoło i pociągnął mnie za ramię.


*****************************************************************
Witam!
Oddaję Wam nowy rozdział. Powiedzcie mi, tylko szczerze, czy nie "rozwlekam" zbyt bardzo tej historii?
Postaram się, aby od teraz posty pojawiały się co piątek.
Pozdrawiam Was ja oraz Roxy (na zdj poniżej).