czwartek, 4 lipca 2013

Czwórka

Michał K.

- Przepraszam, do jakiego szpitala ją zabieracie? - Podbiegłem do lekarza.
- Tu niedaleko – wytłumaczył gdzie podając adres.
- Dziękuję. - Odpowiedziałem.
        Przykucnąłem ukrywając twarz w dłoniach. Cały czas zastanawiałem się jaka mogła być przyczyna jej decyzji. Przecież bez powodu nie zrobiłaby takiej rzeczy, znaczy chyba nie... Ale w sumie ja nic o niej nie wiem. Oprócz tego, że ma piękne oczy... Nawet jej imienia nie znam... Wokół mnie zebrali się prawie wszyscy z drużyny. Prawie, bo Igłę gdzieś wcięło. Po chwili podbiegł i przyniósł damską torebkę.
- Krzysiu, gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że jesteś złodziejem. - To Winiar.
- A pamiętacie jak Zibi polecał mu telefon, ten różowy? -  Bartek K. się uaktywnił. - Nie mylił się chłopak.
Krzysiek na te słowa zarzucił torebkę na ramię i podszedł do mnie krokiem modelki, co wywołało salwę śmiechu u chłopaków. Libero podał mi rękę pomagając wstać.
- Wiesz co to? - Zapytał.
- Masz mnie aż za takiego kretyna? - Spojrzałem na niego spode łba.
- Ej, Misiek, Misiek. – Pokręcił głową. - To należy do tej dziewczyny, Łosiu.
- Krzysiek, nie mieszaj mu w głowie. Do tej pory był Dzikiem, a teraz co? Łoś? - W naszej okolicy pojawił się Winiar i próbował objąć mnie ramieniem.
- Postarzała się zwierzyna. - Skomentował krótko Igła. - Wracając do sprawy. Michał, wiesz co to oznacza?
- ... - Pokręciłem głową przecząco.
- To, że masz pretekst, żeby się u niej w szpitalu pojawić. - Winiarski się domyślił i przybił piątkę z Ignaczakiem.
- Ale mamy pociąg za 10 minut... - Przypomniałem, mimo że coś mnie do niej ciągnęło. 

- Spokojnie, ja to załatwię. - Krzysiek zaoferował się i poszedł do trenera.
    Chciałem do niej pojechać. Jakby nie było, czułem się trochę... odpowiedzialny? Nie, to złe określenie. Ona po prostu nie mogła zejść mi z myśli. Już dawno czegoś takiego nie czułem...

Krzysztof I.


        Trener stał nadal w tym samym miejscu i rozmawiał ze sztabem. Wyłapując pojedyncze słowa domyśliłem się, że poruszają sprawę wydarzenia. Odchrząknąłem i zwróciłem się do głównodowodzącego:
- Trenerze, bo jest taki malutki problem.
- Słucham. - Zaciekawił się.
- Bo widzi trener, tamten oto osobnik – tu wskazałem na Kubiego – chyba nam się zakochał.
- To chyba dobrze, nie? - Zapytał. - A tak w ogóle to co ci się zebrało na plotkowanie na peronie?
- Bo ja, jako postronny i niezaangażowany obserwator, zauważyłem, że tu chodzi o tą dziewczynę, co ją do szpitala zabrali.
- Aaa... - Spojrzenie Andrei się trochę zmieniło.
No i właśnie w tym momencie zadzwonił telefon Anastasiego. Po krótkiej rozmowie, zawołał nas do siebie.
- Panowie, ja już nie nadążam. Najpierw mówią, że autobusu nie mają, a teraz jak ma pociąg nadjechać za chwilę, to nagle się znalazł. - A to takie buty... Już wiem kto dzwonił.
- I to ułatwia sprawę! - Olśniło mnie, a reszta spojrzała na mnie jak na głupka. - Potem wam powiem. - Machnąłem ręką dając trenerowi dokończyć.
- I tym sposobem za 15 minut pod dworcem będzie autokar, którym pojedziemy do Spały. Mimo tłumaczeń, że mamy już bilety na pociąg, oni stwierdzili, że mamy je oddać, już ktoś w tej sprawie dzwonił tu na stację i powiedzieli, że nie ma problemu. Dlatego też, panowie, zabieramy bagaże i wychodzimy.
Rozeszli się, a ja zostałem koło Andrei.
- Bo trenerze, jest taka sprawa, że tym sposobem możemy podrzucić tej dziewczynie do szpitala torebkę.
- Co? - Zdziwił się.
- Mam zaczynać od początku?! - No bez jaj!
- Dobra, rób jak chcesz bylebyśmy dojechali do Spały jeszcze dziś. - Czy ja wspominałem, że kocham naszego trenera?
Szybko zgarnąłem swój bagaż i pobiegłem do Kubiaka, niosąc mu dobrą nowinę.
- Dzikuuuu! - Pojawiłem się koło niego. - Słuchaj, plan jest taki, ja gadam z kierowcą i jedziemy odwiedzić tą laskę. Co ty na to? Piszesz się?
Chłopakowi, aż oczy zabłysnęły na te słowa. No, ja go nie poznaję!
- Piszę się. Tylko jak ja się zapytam o nią, czy coś? No jak? - On udawał, że jest taki głupi czy co?
- Deklu... - Pokręciłem głową. - Masz jej torebkę.
- No przecież... - Opamiętał się. - Ale to nie ładnie grzebać w cudzych rzeczach.
- Daj to mi, ja nie mam oporów. - No i co ja mam z nim zrobić? Taki duży, a taki niekumaty.
Mieliśmy jeszcze jakieś 5 minut do przyjazdu tego autobusu. Usiadłem na walizce i otworzyłem torebkę. No, muszę przyznać byłem w szoku. Spodziewałem się tam bałaganu, a tu zaskok! Wszystko poukładane. No, no, no... Dobrze się zapowiada. Bez problemu wyjąłem portfel, w którym, jak dobrze sądziłem, był dowód osobisty. Podzieliłem się informacją o znalezisku z Michałem. Znalazł się obok mnie jednym susem. Delikatnie wyjąłem to co potrzebowałem i zaczęliśmy czytać. Miśkowi znów zabłysnęły oczy.
- Marcelina... - Szepnął.
- Ładnie. Oryginalnie. To teraz, kolego, wiesz już o kogo pytać. - Wstałem i poklepałem go po ramieniu.
I wtedy podjechał nasz powóz. Szybko zapakowali bagaże i sami siebie, a ja podszedłem do kierowcy. Bardzo rzeczowy gość. Bez problemu zgodził się spełnić moją prośbę. Temu też wsiadłem do środka z uśmiechem na twarzy.

Michał K.

        Ja nie wiem, jak on to zrobił, że przekonał i trenera, i kierowce. Chyba mu się jakiś Nobel należy, czy coś. A Oscar za filmiki to już szczególnie. Z uśmiechem na twarzy przysiadł się do mnie.
- Dzięki. - Powiedziałem.
- A tam. Drobiazg. - Krzysiek taki skromny? No, cóż, widocznie jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiem. - Słuchaj, Dziku, ja mam jeszcze jeden pomysł, żeby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Tylko muszę z trenerem pogadać. Jak się zgodzi to ci powiem. Zresztą, reszta też się dowie.
I poszedł sobie.

Michał

        Pojechałem do domu Marceliny. Coś mi podpowiadało, że ją tam zastanę. Po kilku minutach drogi zaparkowałem. Wyskoczyłem z samochodu i pognałem do drzwi. Szybko zadzwoniłem. /nikt nie otwierał. Zapewne moja niedoszła teściowa jest w ogrodzie. Zresztą może nie sama. Mam nadzieję. Obiegłem dom i rzeczywiście na tarasie siedziała pani Ewa z książką w ręku. Jednak ona zamiast czytać tępo wpatrywała się w dal. Wskoczyłem na schody i wyrwałem ją z zadumy:
- Dzień dobry. Jest tu może Marcela? Ja muszę jej to wszystko wyjaśnić.
- Była tu pięć minut. Jednak wybiegła i gdzieś odjechała. Wróci jak ochłonie. Spokojnie. Przecież ona świata za tobą nie widzi.
- Powiedziała to?
- Nie, ale ja to widziałam po niej. A ja się nie mylę.
No super. To ciekawe gdzie ona jest? Może być wszędzie. Ale ja się nie poddam. Znajdę ją. Choćby nie wiem ile miało mnie to kosztować.



*****************************************************************
Witam ponownie. 
Jak tam wakacje mijają? Moje byłyby już całkiem nudne, gdyby nie rozmowy z kilkoma osobami. Magda, Marzena, Martyna B, Martyna N. - to o Was chodzi jakbyście się nie domyślały :*
Dużo nie będę się rozpisywać, bo nie mad czym - rozdział, moim zdaniem, się nie udał. Ale cóż. Może następny będzie lepszy. 
Kończę zostawiając Was z tym na górze i tym pod spodem (zdjęciem): 
Pozdrawiam Was najserdeczniej jak się da.
P.S. Rozdział dedykowany Magdzie. Dziękuję za wszystko :*