poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dwójka

Tymczasem w innej części Warszawy.

    Grupka dość wysokich facetów kręciła się wokół biało-czerwonego autobusu. Prawie każdy miał jakieś urządzenie w ręce, czy to telefon, czy tak jak jeden, nieco niższy, kamerę. Biegał dookoła i uwieczniał wszystko. Co chwilę rzucał jakiś komentarz do obecnej sytuacji, a słuchający tego pokładali się ze śmiechu. W końcu przybył kierowca i wsiedli do pojazdu. Kamerzysta prawie taranując resztę wpadł do środka przednimi drzwiami i pobiegł „na tyły”.
- Nie no, ja się tak nie bawię! - Zatrzymał się dwa siedzenia przed końcem i chwycił się pod boki. - Możdżon skąd ty się tu wziąłeś?! Przecież pierwszy wsiadałem.
- Bo widzisz, Krzysiu, jest coś takiego jak drugie wejście. - Powiedział zapytany, a jego kolega, zrobił minę wyrażającą „Foch forever”.
- Igła, nie stój w przejściu! - Krzyknął na niego, przybyły właśnie... Pit?!
- Piotrek, to naprawdę ty, czy cię podmienili? - Mina obrażonego zmieniła się w zdziwienie.
        Piotr tylko pokręcił głową i usiadł na pierwszym, lepszym miejscu. Coraz więcej osób zmierzało ku siedzącym już. Krzysztof w końcu zgodził się na zaproponowany kompromis i usiadł razem z kapitanem. Drzwi autobusu się zamknęły, ale pojazd jeszcze nie ruszał. Wpierw trzeba było sprawdzić, czy wszyscy, którzy mieli odjechać z Warszawy do Spały, są na pokładzie. Trener już miał zaczynać czytać listę, gdy ktoś mocno zaczął stukać w drzwi. Kierowca otworzył je, spóźniony wbiegł i przeprosił. Zajął pierwsze wolne miejsce. Trener chrząknął, mimo tego nadal było słychać rozmowy.
- Ciii! Ani mru mru! Nie naruszać milczenia. Nie naruszam. Ciii! Który tam znów hałasuje? A, to znowu ja. - Krzysiek krzyknął, przywołując cytat z „Madagaskaru”.
- Igła, od dziś chodzisz spać przed dobranocką. - Stwierdził Marcin, po czym zapanowała względna cisza.
        Anastasi wreszcie mógł sprawdzić obecność. Wszyscy wpisani na listę byli obecni, a reszta miała dołączyć później.
Autobus ruszył. Znów zrobiło się gwarno. Mieli do przejechania dość duży kawałek, więc większość porozsiadała się wygodnie i zajęła rozmową, czytaniem lub słuchaniem muzyki. Tylko jeden oczywiście kręcił się niespokojnie.
- Krzysiek, możesz powiedzieć, czego twoja dusza pragnie. - Marcin zaczął, słysząc kolejne głośnie westchnienie. 

- Nudzę się. - Odpowiedź była krótka. - Co jest, kur... - Krzyknął na cały autobus, gdy ten zahamował gwałtownie. - Kurczaki pieczone. - Dokończył.
        Kierowca podszedł do trenera i pokrótce wyjaśnił powód. Wszyscy przysłuchiwali się, lecz jednak nikt niczego nie usłyszał. W końcu Andrea wstał i zwrócił się do swoich „podopiecznych”:
- Panowie, mamy problem, autobus się zepsuł. I niestety nie ma drugiego, zastępczego. Dlatego musimy zabrać bagaże i pojechać do Spały pociągiem. Usterka jest poważna i lepiej, że wydarzyło się to tu i teraz, niż gdzieś w jakimś szczerym polu. A teraz wysiadamy i błagam was, zachowujcie się.
        Niechętnie, ale wszyscy podnieśli się. Na szczęście na dworzec mieli blisko, jakieś 300 metrów.

Willa, na podjeździe BMW i mini cooper

 

Marcelina

    Myślałam, że śnię. W MOJEJ sypialni... Wróć! Nie mojej! Przecież dom był Michała! W łóżku, w którym do tej pory spałam, w najlepsze zabawiał się MÓJ narzeczony z... moją najlepszą przyjaciółką?!
Trzasnęłam drzwiami, po czym ponownie je otworzyłam. To jednak nie sen. Michał zdążył wyskoczyć z łóżka i okręcić się kocem, który zawsze leżał na pościeli. Podbiegł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu, lecz szybko ją zrzuciłam. Justyna w tym momencie zaśmiała się prosto w moją twarz i wygodnie położyła się. Posłałam mu... im, mordercze spojrzenie (zapewniam, coś takiego istnieje) i bez słowa zbiegłam na dół. Złapałam torebkę i w dwie sekundy znalazłam się w samochodzie. Odjechałam z piskiem opon. Moje oczy nie potrafiły znaleźć łez. Nie wiem, dlaczego nie dałam rady płakać! Zostałam zdradzona, a ja nie mogłam płakać!
Skierowałam się do domu rodziców i modliłam się, żeby taty nie było. I tak się dowie, ale lepiej żeby nie w tym momencie. Pięć minut później parkowałam już przed domem. Wyskoczyłam z auta jak oparzona i próbowałam otworzyć drzwi, jednak moje ręce zbytnio się trzęsły. Zadzwoniłam na dzwonek i w progu powitała mnie moja uśmiechnięta rodzicielka. Widząc mnie spoważniała i zaprosiła do środka. Rzuciłam torebkę i uprzednio zdjęty żakiet na sofę w salonie. Dopiero wtedy poczułam na policzkach słone krople. Najpierw jedna nieśmiało, a potem lały się jak rzeka. Mama podała mi chusteczki i przytuliła. Po chwili uspokoiłam się i kazała opowiedzieć co się stało.
Pokrótce, cały czas szlochając, przedstawiłam zarys sytuacji. Kolejnym zaskoczeniem tego dnia był komentarz mojej mamy...
- Wybacz mu. Ja ci dobrze radzę. - Spojrzała prosto w moje oczy. - Chcesz żyć w dobrobycie? Chcesz spokojnie dalej studiować? Jedź do domu i pogódź się z nim.
- Czy ty do reszty oszalałaś? - Sama siebie nie poznawałam. Dziwiłam się, że takie słowa skierowane do mamy, przeszły mi przez gardło. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Co?
- Jak ty się do mnie zwracasz? - Poczułam mrowienie na policzku. Trzeba przyznać, że miała dużo siły.
- Nienawidzę cię! - Syknęłam, zabrałam torebkę i wybiegłam.
    Drżącymi rękami otworzyłam drzwi do samochodu i wsiadłam do niego. Znów pisk opon i już mnie tam nie było. Jechałam przed siebie. Nawet nie wiem gdzie. Błądziłam ponad godzinę po uliczkach Warszawy. W mojej głowie zaczął układać się plan idealny. Musiałam tylko pojechać na dworzec. Znalazłam się tam po kilku minutach. Zanim wysiadłam z samochodu, oparłam głowę na kierownicy i jeszcze raz rozważałam wszystkie za i przeciw mojego pomysłu. W końcu wyszłam, trzasnęłam drzwiami i poszłam na peron.

Warszawa, w drodze na dworzec


Krzysztof I.


    Polski transport znów pokazał się od „najlepszej” strony. Jak mi się nie chce... Bo gdyby mi się tak chciało jak mi się nie chce... Idziemy, idziemy, a ta droga chyba nie ma końca.
- Daleko jeszcze? - Pytam idącego koło mnie Możdżona.
- Przecież dopiero wysiedliśmy z autobusu.
  Chwila ciszy. W moim wykonaniu milczenie jest naprawdę wyczynem. Spojrzałem na zegarek.
- Daleko jeszcze? - Tym razem to Piter miał odpowiedzieć.
- Nie.
- Bardzo wyczerpująca odpowiedź.
  Zająłem się obserwowaniem ulicy. Kilka ciekawych samochodów nas minęło. Jakaś laska jadąca czerwonym mini cooperem o mało nie poszła na czołówkę. Ale to nie jej wina. Widziałem. To jakiś dziadek jeździć nie umie.
- Daleko jeszcze? - Jak ja to uwielbiam!
Znów padło na Marcina.
- Jakbyś wytężył wzrok to byś zauważył, że już prawie jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko jakieś 50 metrów.
   Dzięki Ci, Boże.

Michał K.

        Trener razem z Olkiem poszli po bilety. A my mieliśmy na nich czekać. Ale tu się ludzi przewinie! Ciekawe, co Andrea wymyśli za moje spóźnienie. Kurde, ale sobie czas i miejsce na rozmyślania wybrałem... O, już są. Szybko im to poszło. No to teraz tylko na peron i zostało nam cierpliwie czekać na pociąg. Pierwszy wyszedłem na zewnątrz i od razu mój wzrok padł na ładną brunetkę. Tak na oko, metr siedemdziesiąt. W tych butach na platformie, czy jak to się tam nazywa, to tak metr osiemdziesiąt. Ciekawe dokąd jedzie. Swoją drogą pewnie z pracy, albo z uczelni wraca, bo ma jedynie torebkę.
- Kubiak! - Do porządku przywołał mnie głos trenera.

- Słucham przecież.
        Na chwilę popatrzyłem na niego, poudawałem, że bardzo interesująco rozprawia. Jednak nie trwało to długo. Potem mój wzrok znów padł na dziewczynę. Dopiero teraz dostrzegłem jej tatuaż na plecach. Spod koronkowego tyłu bluzki widać było głowę wilka. Zaczyna mnie coraz bardziej intrygować. Ciekawe jak ma na imię... Pasuje mi do niej jakaś... Julia? Nie, to zbyt banalne. Anna? Też takie jakieś... Zuza? Ewa? Magda? Wymyślać mogę do wieczora, a i tak pewnie nie zgadnę...
O, jakiś pociąg za chwilę wtoczy się na peron. Spojrzałem na Andreę, dosłownie na sekundę spuściłem z Niej wzrok. Zniknęła... 



**********************************
Witam bardzo serdecznie. 
Na początek przepraszam za to coś powyżej. Brak weny chyba właśnie mnie odwiedził. Ale postaram się coś z tym zrobić. 
A teraz czas na ogłoszenia parafialne.
Mam dla Was wyzwanie - mianowicie dość dużo osób czyta, a mało komentuje. Dlatego tym razem mam propozycję, że kolejny rozdział pojawi się, gdy pod tym postem będzie minimum 8 Waszych komentarzy.
Oprócz tego przypominam, że zakładka Informowani działa i czeka na Was. 
Także dodałam nową stronę - Czytam i polecam. Już w najbliższym czasie pojawią się tam linki do Waszych blogów. Obiecuję, że będzie to jeszcze w tym tygodniu. 
Na koniec wraz z pozdrowieniami dzielę się jeszcze moją pasją - fotografią.
Jeśli tylko się uda, to pod każdym następnym postem znajdziecie jakąś fotkę. Co o tym sądzicie? 
Liczę na szczere opinie dotyczące zarówno rozdziału jak i zdjęć. 
Teraz nie pozostało mi nic innego jak bardzo gorąco Was pozdrowić i prosić o trzymanie za mnie kciuków w czwartek, gdyż zdaję z wos-u na piątkę. 
Trzymajcie się...
Do napisania :*