środa, 2 lipca 2014

Trzydziestka piątka

Marcelina

Po wygranym Memoriale mieliśmy kilka dni wolnego. Każdy w tym czasie chciał odpocząć. Zarówno od gry, jak i nie czarujmy się, od siebie nawzajem. Mimo że panowie dogadywali się ze sobą świetnie, to i tak potrzebowali urlopu od siebie. Szkoda było mi Krzyśka, który jednak po cichu liczył, że jednak pojedzie ze wszystkimi.
Wraz z Michałem zadecydowaliśmy, że te kilka dni spędzimy osobno. Chciał odwiedzić rodziców, a ja nie miałam zamiaru psuć rodzinnej atmosfery. Próbował mnie przekonać, ale ja byłam nieugięta. Pożegnaliśmy się i każdy skierował się w swoją stronę.
W Spale mieliśmy się stawić 12 września. Wszyscy przyjechali punktualnie i już po południu trenowali. Czuć było, że atmosfera była, delikatnie mówiąc, gęsta. Każdy nadrabiał miną jak mógł. Widoczne były nerwy. W końcu waga rozgrywek była wielka.
- Mogę przeszkodzić? - Do mojego spalskiego pokoju wsunęła się głowa.
Przytaknęłam i odłożyłam książkę na stolik. Martyny nie było. Miała ciężką pracę – masaże.
- Co robisz? - Michał usiadł obok mnie.
- Czytałam. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Tęskniłem. - Poczułam jego usta na swoich.
- Ja tego nie widziałem! - Usłyszeliśmy krzyk. - Będę miał uraz do końca życia.
Oblałam się rumieńcem, a Kubiak zareagował.
- Paweł, no. Masz wyczucie. - Przewrócił oczyma.
- Co cię tu sprowadza? - Zapytałam. - Chodź do środka. - Zaprosiłam go, bo nadal usilnie trzymał się klamki. - Nie bój się, ona nie ucieknie.
- A jakby tak czasem? - Spojrzał na nią, po czym zamknął drzwi.
- Mów. - Zachęciłam go.
- Bo... - Zaczął, ale próbował budować napięcie. - Będziemy mieć gości.
- Bogu dzięki, że nie dziecko. - Spojrzał w sufit Michał.
Roześmialiśmy się na jego słowa.
- Prezes ma przyjechać jeszcze dziś. - Wyjaśnił Zatorski.
- Po kiego grzyba? - Zastanawiał się Dziku.
- Nie powołuj się na Wojtka Grzyba niepotrzebnie. - Spojrzałam z ukosa na Miśka.
- Ty sobie, Młoda, nie pozwalaj. - Pogroził mi palcem.
- A ty skąd w ogóle masz takie info? - Zwróciłam się do Pawła.
- Rozmawiałem z trenerem, kiedy telefon mu zadzwonił. Chciałem iść, ale Andrea mnie powstrzymał i powiedział potem, ze mam rozgłosić dobrą nowinę reszcie. - Wytłumaczył się.
- Okeej. Dzięki. - Powiedział Michał, delikatnie dając libero do zrozumienia, że lepiej będzie jak już sobie pójdzie.
- Zrozumiałem aluzję. - Mrugnął okiem. - Po kolacji w konferencyjnej. - I wyszedł.
- To na czym my to? - Kubiak odwrócił się w moją stronę. - Już wiem... - Delikatnie wpił się w moje usta.

Michał W.

Dziś już wyjeżdżaliśmy do Gdańska. Chyba nikomu nie chciało się zgrywać i każdy w miarę koncentrował się na sporcie – na analizach, rozgryzaniu taktyki przeciwników.
Mijały godziny, minuty i sekundy, aż nadszedł TEN dzień – pierwszy mecz w Mistrzostwach Europy. Rozgrywka miała rozpocząć się o 20, dlatego na halę przyjechaliśmy prawie dwie godziny wcześniej. Mieliśmy mieć czas na przebranie się, lekkie odstresowanie, a potem na ćwiczenia.
Najpierw odśpiewaliśmy hymny. Potem punktualnie rozpoczęliśmy mecz. Pierwsza akcja była szczęśliwa dla nas. Druga również. Jednak na pierwszej przerwie technicznej prowadziła drużyna z Turcji. Jednak nie zraziło to nas i pierwszego seta wygraliśmy do 22. Nadszedł czas na drugą partię. Pierwsza przerwa techniczna była na korzyść dla nas. Na drugiej mieliśmy przewagę 6 punktów nad przeciwnikami. Tak też pewnie, bo do 15, wygraliśmy drugiego seta. W trzecim jednak dopadł nas jakiś mały zastój i przegraliśmy, ale as Wiśni zakończył czwartą partię i wygraliśmy cały mecz 3:1.
Nerwy uspokoiły się na chwilę. To znaczy do drugiego spotkania, czyli dnia następnego. Przeciwnik był trudny – Francja. Znów zaczęliśmy punktualnie o 20. W pierwszym secie, na pierwszej przerwie technicznej prowadziliśmy 8:7. Prowadziliśmy zdecydowaną większość czasu, aż do stanu 20:20. Potem Jarski psuje zagrywkę, a francuski blok dał się we znaki Kurkowi. Jednak zdobyliśmy jeszcze punkty. Piłka setowa dla Francji. Ngapeth uderzył i stało się – koniec seta. Po drugim było już 0:2... To wszystko przez Ngapetha i sędziego, który wcale nie zachwycał swoimi decyzjami. W trzecim secie nastąpiło przełamanie w naszych szeregach i zwyciężyliśmy. Jednak ucieszyliśmy się chyba zbyt wcześnie – trójkolorowi wygrali z nami 3:1.
Kolejny dzień = kolejny mecz. Tym razem naszym przeciwnikiem była Słowacja. Pierwszy set kończył się grą na przewagi. Jednak to nam szczęście dopisało i z wynikiem 26:24 zdobyliśmy pierwszą partię. Jednak drugi set przyniósł nam małe rozczarowanie. Przegraliśmy do 20. Wiedzieliśmy, że to nie może się tak skończyć. Błąd Słowaków w końcówce spowodował, że zwyciężyliśmy 25:19. Jeszcze tylko jeden set! Jarski w pięknym stylu zakończył mecz. Było 3:1 dla nas. Teraz byliśmy już na 2 miejscu w grupie, co oznaczało tylko jedno – baraże.
24 września stanęliśmy oko w oko z Bułgarami. Wiedzieliśmy, że ten mecz był naszą jedyną nadzieją na awans. Nasz blok sprawił, że prowadziliśmy 1:0. W drugiej partii również znakomicie nam szło. Prowadziliśmy już 2:0. Spadek formy przypadł na seta trzeciego. Coś zaczęło się psuć. Przegraliśmy dwa kolejne sety – będzie tie-break. Nasza ostatnia szansa. Nerwowo w końcówce. I niestety, stało się. Przegraliśmy.

Marcelina

Cały następny dzień cała drużyna snuła się jak cienie. Mieli pretensje sami do siebie, że nie potrafili wykorzystać szansy. Wraz z całym sztabem próbowałam ich pocieszać jak tylko mogłam.
Wieczorem większość jeszcze była w hotelu. Pierwszy do mojego pokoju przyczłapał Kubiak. Mocno go przytuliłam widząc jego zbolałą minę.
- Misiu, nie smutaj. - Pocałowałam go.
- A zamieszkasz ze mną? - Zapytał ni z gruchy, ni z pietruchy.
- Ty tak serio? - Zdziwiłam się.
Na odpowiedź jednak musiałam zaczekać, gdyż ktoś zaczął dobijać się do pokoju. Wstałam i otworzyłam drzwi. Do pomieszczenia weszli gęsiego siatkarze. Pousadzali się tak, że ciężko było koło nich przejść.
- I co teraz? - Zadał bardzo filozoficzne pytanie Możdżon.
- Skończył się sezon reprezentacyjny, zacznie się klubowy. - Uśmiechnęłam się lekko. - Będziecie mieć treningi to szybko zapomnicie.
- A co z tobą? - Zainteresował się Winiar.
- Ze mną? - Westchnęłam głęboko. - Nie wiem.
- To jedź z nami. - Odezwali się Wrona, Włodarczyk i Zatorski.
- Pfff. Wybierz dobrze i dołącz do mistrzów. - Puścił mi oko Fabian, w jego ślady poszedł Pit, a Martyna szeroko się uśmiechnęła.
- Jaasne. - Zganił ich Możdżonek. - Panowie, bierzemy ją do Kędzierzyna. - Wiśnia i Rucek przybili z Marcinem piątkę.
- A ja jednak czuję, że ta pani... - Wojtaszek wskazał na mnie. - Zamieszka w Żorach.
- Kto jest najbliżej prawdy? - Zapytał Ziomek, który nie wtrącał się przedtem w dyskusję.
- Nie wiem. - Przyznałam zgodnie z prawdą. - Jeszcze nie myślałam, co z sobą zrobię. Ale wiem jedno... - Wszystkie spojrzenia były utkwione we mnie. - Będę za wami wszystkimi strasznie tęsknić. Odegraliście w moim życiu wielką rolę i dziękuję wam za to. - W moim oku zakręciła się łezka. - Nawet nie wyobrażacie sobie, jak dzięki wam zmieniło się moje życie. Oczywiście na lepsze. I za to jeszcze raz dziękuję. - Teraz kropelka spadła z drugiego oka.
- Przestań. Nie masz za co. - Dało się słyszeć z różnych części pokoju, a Kubiak delikatnie mnie przytulił i kciukiem otarł pojedyncze łzy.
- Wiesz, że my tu jesteśmy jak jedna wielka rodzina. - Zaczęli się uśmiechać po kolei. - I jakbyś czegoś potrzebowała to jesteśmy 24 godziny na dobę.
- Dziękuję. - Tylko tyle mogłam wtedy powiedzieć.

Michał K.

- Dobranoc. - Panowie po kolei zaczęli wychodzić z pokoju.
- Przejdziemy się? Jeszcze nie jest tak późno. - Zapytałem Marcelinę.
- W sumie, czemu nie. - Zarzuciła na ramiona bluzę i wyszliśmy z hotelu.
Podążaliśmy przed siebie, trzymając się za ręce.
- Mówiłem jak najbardziej serio. – Powiedziałem po kilku minutach ciszy. - Proszę, zamieszkaj ze mną. - Zatrzymaliśmy się.
- Michał, ale to poważna decyzja. - Marcelina spojrzała prosto w moje oczy.
- Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę. - Przytuliłem ją mocno i mówiłem dalej tuż koło jej ucha. - Wiem też, że znamy się niecałe pół roku, ale jesteś dla mnie wyjątkowa i chcę cię mieć obok każdego dnia. „Zasypiać i budzić się przy tobie do końca swoich dni...” - Zanuciłem.
Puściłem Marcelinę i ująłem jej twarz w dłonie. Zauważyłem, że ma w kącikach oczu zgromadzone łzy.
- Nie płacz, głuptasie. - Pocałowałem ją.
- Zgadzam się. Spróbujmy. - Powiedziała w końcu, a ja podniosłem ją i okręciłem wokół własnej osi. 

~*~
 Cześć :) 
Chyba oszalałam do końca - napisałam rozdział w niecałe dwie godziny. 
Zdaję sobie sprawę, że jest nijaki, ale trudno. 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś jest i to czyta.
Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku :)