czwartek, 21 sierpnia 2014

Czterdziestka dziewiątka

Michał K.



Kość zrastała się bezproblemowo, suknia i garnitur były gotowe, a mnie mimo zajęć i tak brakowało gry. Dopingowaliśmy, co prawda, chłopaków przed telewizorem, ale być tam z nimi na boisku, to całkiem co innego. Na szczęście czas biegł bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy, nadeszła połowa lipca i zgrupowanie było bardzo blisko.

Z racji na brak miejsc musieliśmy się stawić 16 lipca w Bełchatowie. Ponad tydzień mieliśmy ćwiczyć właśnie w Energii. Znów ciężko było mi się wybrać z domu. Pożegnania nie są chyba dla mnie. Dzielniej zniosła to Marcelina, ale podejrzewam, że nie pozwalała „wyjść swoim uczuciom na zewnątrz”.

W końcu po długiej liście próśb ze strony Marceliny i także tych moich skierowanych pod jej adresem, wsiadłem w samochód i skierowałem się do Bełchatowa.



Marcelina



Misiek pojechał i znów zostałam sama. Z niecierpliwością czekałam na dzień, w którym miał wrócić do domu. Stało to się szybko. Bo po ośmiu dniach był z powrotem. Kilkanaście godzin przerwy z bliskimi miało go zmotywować do kolejnego zgrupowania. Jednak do Francji leciałam razem z nim – jak zresztą większość partnerek.

- Ej, Śpiąca Królewno. - Poczułam delikatne gładzenie po dłoni. - Czas się obudzić.

- Możesz mnie budzić tylko i wyłącznie pod warunkiem, że w zasięgu wzroku jest jakiś przystojny królewicz. - Lekko podniosłam prawą powiekę.

- A powiem ci, że widziałem jednego. - Mój rozmówca szepnął konspiracyjnie.

- Taak?

- Mhm. - Obserwowałam spod ledwie uchylonych powiek jak kiwa głową. - Nawet siedzi teraz obok ciebie.

- Gdzie?! - Wyprostowałam się na siedzeniu. - Przecież obok mnie siedzisz tylko ty, Misiu. - Zaczęłam się z nim drażnić.

- No wiesz co... - Zrobił cierpiętniczą minę. - Tego się po tobie nie spodziewałem. - Udał, że się obraża, ale bacznie mi się przyglądał.

- W takim razie, skoro królewicz się do tego nie garnie, to ja wracam do przerwanego snu. - Cały czas się z nim drocząc, zamknęłam oczy.

- Ej... - Poczułam jak stuka mnie w ramię.

- Hmm... - Spojrzałam na niego.

- Czas wypełnić obowiązki królewicza. - Spojrzał głęboko w moje oczy i pocałował mnie.

- Ech... Kubiak, Kubiak... - Zaśmiałam się chwilę później.

- Za chwilę lądujemy. - Zdążył jeszcze musnąć mój policzek.



Michał K.



Znów nietypowe miejsce na zgrupowanie – Francja. Mieliśmy kilka dni na poćwiczenie w innych warunkach. To rowery, to znów hala. A któregoś dnia – niespodzianka. Nasz trening odbywał się na plaży! Ludzie musieli mieć z nas niezły ubaw. Bo z pewnością banda dwumetrowców uganiająca się po piasku z celem czy też bez, przyciągała spojrzenia innych.

Blisko tydzień spędziliśmy w zagranicznym otoczeniu. My nieźle zmęczeni, a nasze rodziny wypoczęte. Dla każdego przynosiło to jakąś korzyść. Ale po parunastu godzinach przerwy w domu i tak wracaliśmy do Spały na kolejną porcję treningów.

- Jak ja się nudzę! - Igła któregoś wieczoru przyczłapał do mojego pokoju i z impetem runął na puste łóżko (mojego współlokatora akurat nie było).

- No i? - Wzruszyłem ramionami, nie odrywając wzroku od laptopa.

- No i to, że potrzebuję się czymś ciekawym zająć. - Stanął nade mną i zamknął komputer.

- To zdejmij ubranie i pilnuj. - Odgryzłem się.

- Liczyłem na jakąś ciekawszą propozycję od ciebie. - Skrzyżował ręce. - Buahahahaha! Mam pomysł! - Wybuchnął nagle demonicznym śmiechem. - Pośmiejemy się trochę z kolegów.



Krzysztof I.



Z racji na to, że nuda nie chciała odejść postanowiłem trochę rozruszać towarzystwo. Z pomocą Michała oczywiście.

- To weź skołuj jedną śrubkę i mały gwóźdź. A ja załatwię resztę. - Szepnąłem do Dzika i wyszedłem z jego pokoju.

Idąc korytarzem dotarłem do zajmowanych przeze mnie czterech ścian. Pogrzebałem w torbie, wyjąłem scyzoryk, który miał także w sobie śrubokręt i po przekręceniu klucza w zamku znów podążałem przejściem. Po kilkunastu krokach znalazłem się przed progiem. Zastukałem w drzwi trzy razy i chwilę później byłem w środku pomieszczenia.

- Co cię do nas sprowadza? - Odezwał się Wrona odkładając telefon na stolik.

- Skończyła mi się pianka do golenia, a widzicie jak wyglądam. - Specjalnie przejechałem ręką po brodzie dla uwierzytelnienia moich słów. - I pomyślałem, że może Kłosik mi pożyczy na chwilę.

- Pewnie, nie ma problemu. - Powiedział Kłos i zniknął w łazience. - Masz. - Podał mi opakowanie.

- Dzięki wielkie. Oddam za chwilę. - Podziękowałem jeszcze raz i wyszedłem.

W drodze znów zahaczyłem o swój pokój. Jako, że trochę musiałem się ustylizować, żeby było w miarę wiarygodnie stanąłem przed lustrem i szybko przy użyciu swoich kosmetyków zgoliłem dwudniowy zarost. Zgarnąłem jeszcze nić dentystyczną i po chwili byłem już u Kubiaka.

- Co ty chcesz w ogóle zrobić? - Zapytał mnie, gdy usiadłem przy stoliku.

- Patrz i ucz się.

Wziąłem Karolową piankę, zdjąłem z niej zatyczkę i z pomocą scyzoryka zrobiłem w niej mały otwór z boku. Przewlokłem przez to kawałek nici dentystycznej i zrobiłem pętelkę. Następnie wymontowałem dyszę i w małą rureczkę włożyłem zgięty gwoździk. Mocno wbiłem do środka i przy pomocy śrubki umocniłem konstrukcję, by nie wylatywała. Potem zahaczyłem pętelkę z nitki i zamknąłem pojemnik.

- To się Karolek zdziwi. - Zatarłem ręce. - Będzie polew dopiero jak będzie chciał tego użyć. Jak otworzy całość poleci na niego. Buahaha.

- I że też ja się do czegoś takiego przyczyniam! - Michał z niedowierzaniem pokręcił głową.



Andrzej W.



- Mogie przeszkodzić? - Zza drzwi wyłoniła się Krzyśkowa czupryna.

- Ehe. - Pokiwałem głową.

- Jest Karollo? Bo mam mu oddać piankę. - Przekroczył próg.

- Nie ma. Stwierdził, że przy mnie nie da się spokojnie porozmawiać przez telefon i wyszedł na zewnątrz. - Wyjaśniłem ziewając.

- W takim razie przekażę tobie, może być? - Zapytał.

- Obsłuż się sam i połóż koło umywalki. - Byłem całkowicie wypompowany, więc nawet nie chciało mi się wstawać.

- To podziękuj jeszcze raz Kłosowi ode mnie. - Chwycił za klamkę. - Narka. - Zniknął.

Po chwili przypałętał się Karol. Jakiś taki niewyraźny, zmarnowany. I jemu już dawały się we znaki ćwiczenia.

- Był Igła. Oddał piankę, dziękował i poszedł. - Poinformowałem.

- To dobrze. Idę wziąć prysznic. - Zamknął za sobą drzwi.

Spojrzałem na zegar. Była 21:30. Niby wcześnie, niby już późno. Postanowiłem jednak lepiej wypocząć i ułożyłem się pod kołdrą. Zamknąłem oczy i zacząłem już odpływać, gdy z łazienki dobiegł mnie przerażony krzyk przeplatany łaciną podwórkową. Skoczyłem na równe nogi i podbiegłem do drzwi.

- Jak ja go dorwę, to mu nogi powyrywam! - Pieklił się Kłos. - Patrz jak ja wyglądam! - Pokazał się.

Zarówno Karol jak i większa część kafelek była w piance do golenia.

- No kurde, bardzo super. - Spojrzał zrezygnowany, a ja zacząłem się głośniej śmiać.

- Ale cię strollował. - Opanowałem wybuch śmiechu i z powrotem położyłem się do łóżka.



Marcelina



Pobyt chłopaków w Spale minął w zastraszającym tempie. Dni mijały jak godziny, godziny jak minuty, a minuty jak sekundy. Nim się obejrzałam Michał dzwonił już do mnie z Krakowa. Tam już w sobotę mieli rozgrywać pierwszy mecz Memoriału.

Coraz bardziej zaczynałam się też stresować. Z niedowierzaniem spoglądałam w kalendarz, gdzie data 23 sierpnia otoczona była czerwonymi wykrzyknikami.

Na długi weekend zapowiedziała się Martyna, która stwierdziła, że coś jej się od życia należy i potrzebuje odpocząć od wiecznego masowania chłopaków. Dlatego też w piątkowe popołudnie oczekiwałam na nią z niecierpliwością.

Przyjechała tuż po 14 z walizką i tajemniczym pudełkiem. Ulokowałam ją w pokoju gościnnym, poprosiłam o rozgoszczenie się, a ja poszłam zrobić kawę – napój, bez którego nie funkcjonowała normalnie. Przyniosłam kubki do salonu, a ona przyszła i położyła na stole opakowanie, którego zawartość nurtowała mnie od samego początku.

- Z racji na to, że za tydzień już taka wolna nie będziesz, patrz co mam! - Podniosła wieczko. - Wszystkie możliwe nadzienia jakie tylko były w sklepie. - Wyszczerzyła się.

No tak! Przecież mogłam się domyślić! Czekolada!

- A jak przez ciebie nie założę sukni? - Zmarszczyłam czoło.

- To pójdziesz bez. - Zaśmiała się i rozpieczętowała jedną tabliczkę.

Wieczór minął nam z czekoladą i dobrymi filmami. Przy okazji też nagadałyśmy się za wszystkie czasy i położyłyśmy się bardzo późno.

Rano za to ciężko było mi się zwlec z łóżka. Spojrzałam jednak na świecące słońce za oknem i ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół przygotować jakieś śniadanie. Otworzyłam lodówkę i jej zawartość (jak to ja – zapomniałam zrobić większe zakupy) zmusiła mnie do zrobienia naleśników. Gdy wszystko było gotowe, a i kawa już się parzyła, poszłam obudzić gościa.

- Kto śmie zakłócać mój sen? - Ziewnęła szeroko.

- Chciałam ci powiedzieć, że już po dziesiątej.

- Czym mnie przekonasz, żebym się zwlekła z łóżka? - Odezwała się nadal nie otwierając oczu.

- Mam naleśniki i świeżą kawę.

- Lecę! - W oka mgnieniu wyskoczyła spod kołdry, a ja z powrotem udałam się do kuchni.

Pięć minut później siedziałyśmy razem przy stole i konsumowałyśmy śniadanie. Wspólnie ustaliłyśmy, że jednak przejedziemy się na jakieś zakupy. I tak spędziłyśmy popołudnie.

Do domu wróciłyśmy przed 16. Zmęczone, znudzone i jedynym pozytywnym aspektem były nasze „zdobycze”. Martyna zaoferowała się, że zrobi coś do picia, a ja w tym czasie miałam przejrzeć tv w poszukiwaniu jakiegoś filmu. Runęłam na sofę i zmieniałam kanały. Jednak czynność ta została przerwana przez dzwonek do drzwi. Krzyknęłam, że idę otworzyć i po chwili nacisnęłam klamkę. Wyszłam przed budynek, gdyż zdziwiło mnie to, że nikt nie stał za progiem. Już zawracałam w stronę domu, gdy poczułam, że ktoś zarzuca mi jakiś worek na głowę. W oka mgnieniu związali mi czymś ręce. Zaczęłam krzyczeć żeby mnie puścili, ale oni zakneblowali mi usta. Byłam zgubiona!

Czworo rąk mocno złapało mnie, uniosło nad ziemię i wymieniając między sobą jakieś półsłówka zanieśli prawdopodobnie do samochodu. Trzasnęły drzwi i po chwili z piskiem opon ruszyliśmy. Serce podchodziło mi do gardła. Porywacze cały czas szeptali i chichotali. No tak, im było do śmiechu! Mi stanowczo nie!

Miliony myśli przebiegały przez mój umysł. Czy oni to robią dla okupu? Czy chcą mnie zabić? O co w tym wszystkich chodzi?! Byłam przerażona i marzyłam, żeby to wszystko się jak najszybciej rozwiązało. A na dodatek miałam skądś znać te głosy... Tylko nie mogłam sobie przypomnieć skąd...

Po kilkunastu minutach jazdy, które zdawały się być godzinami, zaparkowaliśmy. Słyszałam jak tylko jedna osoba wysiada z samochodu.

- Impreza dopiero się zaczyna! - Syknął nienaturalnie niskim głosem drugi człowiek.



Martyna



Będąc w kuchni usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi, które Marcela po chwili otworzyła. Potem tylko krzyk i pisk opon. Wyjrzałam przez okno. Auto odjechało. Dostałam wówczas krótką wiadomość tekstową. „Gotowe” - odczytałam.

Szybko więc wybiegłam z pomieszczenia, w kilku krokach znalazłam się na piętrze w sypialni gospodarzy domu. Otworzyłam garderobę, wybrałam jedną z sukienek brunetki, do tego dobrałam buty. Zbiegłam na dół, wrzuciłam wszystko do jej torby, łącznie z telefonem, który spoczywał w salonie. Zgarnęłam jeszcze swoją kosmetyczkę. Wyłączyłam telewizor, zamknęłam okno i łapiąc w biegu klucze od głównego wejścia, wystrzeliłam w stronę swojego samochodu.

Kilkanaście chwil później dogoniłam auto w którym była Marcela. Jeszcze parę kilometrów i zaparkowaliśmy. Trzasnęłam drzwiczkami i zrównałam się z mężczyzną w kominiarce.

- O matko! Jakie to nie wygodne... - Zaczął jęczeć, gdy zdjął nakrycie głowy. - Leć do środka, a my ją przyprowadzimy. - Wskazał za siebie, a ja tylko kiwnęłam głową i weszłam do budynku.



Marcelina



Z nerwów zaczęłam liczyć oddechy. Jeden... Dwa... Trzy... Osiemnaście... Wtedy otwarły się drzwiczki i zostałam wyjęta na świeże powietrze. Drżałam, ale starałam się im nie ułatwiać. Wzięli mnie pod ramiona i zaczęli prowadzić. Dokładnie czterdzieści dwa kroki później, cicho poinformowali, że mam uważać, bo schody.

Wspięliśmy się po nich i na górze, odwiązali mi ręce, ostrzegając, że mam nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Wyjęli mi także knebel z ust. Nie musieli wspominać, że zero żadnych dźwięków. Wiedziałam to sama. Ponownie wzięli mnie pod ramiona. Przeszliśmy parę kroków, minęliśmy próg i o dziwo! Puścili mnie! I równocześnie z tym zdjęli z głowy worek. Mimowolnie przeczesałam włosy rękoma, ale nadal miałam zamknięte oczy. Bałam się tego, kogo zobaczę.

Wzięłam głęboki oddech i podniosłam powieki, a wtedy rozległ się donośny krzyk:

- Niespodzianka!

Zakryłam twarz rękoma i zaczęłam się śmiać. Byłam w jakimś klubie, a w loży siedziały Martyna, Kosokowa Kasia i partnerki chłopaków z drużyny Miśka.

- A co ty sobie wyobrażałaś? Że się bez panieńskiego obejdzie? - Tuż obok znalazła się blondynka.

- To nie można było powiedzieć, że coś takiego knujecie? Prawie zeszłam tam na zawał. - Wydusiłam w końcu.

- Swoją drogą, panowie, pełna profeska. - Zwróciła się do dwóch mężczyzn w czarnych kominiarkach.

- No ba. - Odparli równocześnie i zdjęli z głowy nakrycia.

- No nie! I to dwaj środkowi! - Znów zaczęłam się śmiać, gdyż moim oczom ukazał się Grzesiu Kosok i Patryk Czarnowski.

- Bawcie się dobrze. - Pomachali nam i zniknęli za drzwiami.

- A i byłabym zapomniała. - Martyna wzięła do ręki swoją torbę. - Idziesz się przebrać. A ja cię pomaluję. - Złapała mnie za rękę.

Wtedy już wiedziałam, że zapamiętam ten dzień do końca życia. 

~*~
PRZEPRASZAM!!
Ale stało się coś, czego kompletnie nie brałam pod uwagę, a mianowicie awaria internetu. 
Byłam wczoraj totalnie wściekła, ale usterka była w centrali na moim terenie. Zwariować przy nich można! Dlatego jeszcze raz przepraszam za siebie i techników, którzy mają 24 godziny na naprawę i to ich wina.