piątek, 30 sierpnia 2013

Czternastka

Michał W.

        Razem z Krzysztofem, obserwowaliśmy Dzika od momentu jego wyjścia z pokoju. Skierował się do pomieszczenia, które jeszcze rano stało puste. Trzymaliśmy się na bezpieczną odległość. Po chwili pojawił się na korytarzu wraz z Kornacką. Po jakichś 15 metrach drogi dziewczyna szepnęła coś do Michała, który odwrócił się w naszą stronę. Jednak nie mógł nas zobaczyć, gdyż równocześnie wskoczyliśmy za stojącego, wysokiego kwiatka.
- Mało brakowało. - Odetchnął Igła.
- Musimy być bardziej uważni. - Szepnąłem.
- Ej, a co wy tu robicie? - Usłyszeliśmy nad sobą Ruciaka.
- No bo ten... - Próbowałem coś wymyślić.
- Michałowi wypadł klucz. - Krzysiek pokazał przedmiot.
- No właśnie. - Podniosłem się.
- Rucy poszedł dalej. A my chcąc, nie chcąc zrobiliśmy to samo.

Michał K.

        No tak, Igła i Winiar jak zwykle musieli się zająć czymś co dotyczyło innych, a nie ich samych. Ale chyba w tym ich cały tak zwany urok. Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową, gdy wskakiwali za kwiatka. Liczyli, że ich nie zauważymy. To się przeliczyli. Jednak nie zwracaliśmy na nich uwagi i dalej rozmawialiśmy.
        Na stołówce przywitały nas uśmiechy od ucha do ucha. Każdy gestem zapraszał Marcelinę do stolika. Widziałem, że waha się co zrobić. Jednak podjęcie decyzji ułatwił jej Kłos wraz z Wronką. Podeszli do niej, ukłonili się, pocałowali w dłoń. Andrzej wziął ją pod rękę i zapytał:
- Czy będzie pani tak łaskawa i zechce do nas się przysiąść? - Prowadził ją do stołu, a Karol w tym czasie odsunął krzesło.
- Będę zaszczycona. - Odpowiedziała w tym samym tonie, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Ewentualnie ty też możesz się dosiąść. - Ciężko westchnął Wrona zwracając się do mnie.
    Zająłem miejsce i spojrzałem w stronę otwartych drzwi. Rucek cicho przemknął, a za nim podążali CI dwaj. Niczym szeryfowie zbliżali się do wejścia. Winiar poprawił koszulkę i już jedną noga był w pomieszczeniu. Krzysiek chciał zrobić to samo, ale niestety zahaczył prawą stopą o próg i o mały włos, nie wylądował na ziemi. Odzyskał równowagę i wyszczerzył się, a Winiarski w tym czasie przybił tak zwanego facepalma. Gdy już Igła stanął u boku Michała, ten wskazał głową kierunek, w którym potem obydwaj się udali. Kilkoma krokami pokonali odległość oddzielającą ich od naszego stolika. Zmaterializowali się obok i starszy zaczął:
- Przepraszam bardzo, ale co to za porządki?
Cztery pary oczu, w tym jedna moja, spojrzały na niego w górę.
- No helloł! - Mariolka w jego wykonaniu spowodowała wybuch śmiechu wszystkich, którzy akurat to słyszeli. - Ta pani... - Wycelował palcem wskazującym na Marcelinę, gdy zapanował względny spokój.
- Nie nauczyli w domu, że palcem się nie pokazuje? - Wrona przerwał mu i podniósł brew do góry.
- A ciebie, nie nauczyli, że się nie przerywa? - Odgryzł się. - Ta pani miała siedzieć z nami. - Dokończył tamtą myśl.
- A z kim to ustaliłeś? - Kłos się odezwał.
- Przepraszam bardzo, mogę się wtrącić? - Do głosu dostała się Kornacka. - Chyba możemy usiąść wszyscy razem, prawda?
Widać, że woli pokojowe rozwiązania. Krzysiek z Michałem odwrócili się w drugą stronę, zamienili dwa słowa i przemówili:
- Zgoda.

Marcelina

        Wiedziałam, że oni są kontaktowi ludzie, ale że aż tak, to nie sądziłam. Zostałam bardzo miło przyjęta przez wszystkich. Do końca posiłku Andrzej z Karolem, nadskakiwali mi jak tylko mogli. A gdy skończyłam i chciałam iść do pokoju, od razu rzucili się do odprowadzenia mnie. Ja jednak podziękowałam im i sama udałam się w znanym mi już kierunku. Chciałam pobyć sama ze sobą. Musiałam...
        Przekroczyłam próg pokoju i zakluczyłam drzwi. Sięgnęłam do walizki po kosmetyczkę, zabrałam ręcznik, bieliznę, koszulkę nocną i udałam się do łazienki. Długi prysznic dał mi lekkie odprężenie. Potem użyłam zgodnie z przeznaczeniem balsamu do ciała, ubrałam się, rozczesałam włosy i opuściłam pomieszczenie.
        Właśnie układałam w szafce swoje rzeczy, gdy usłyszałam stukanie do drzwi. Nie no, znowu... Człowiek ani chwili sam nie może zostać?!
- Pali się, czy co? - Z tymi słowami na ustach otworzyłam. Jednak mądra ja, nie założyłam szlafroczka na moją koszulkę, czym naraziłam się na gwizd kilkunastu facetów.
- No, no, no. Jakie widoki... - Usłyszałam Bartmana, który jako pierwszy wszedł do mojego pokoju.
Za nim wpadła cała reszta, a mi nie pozostało nic jak tylko zamknąć drzwi.
- Nie, no wchodźcie. - Powiedziałam z ironią, wygrzebałam szlafrok i zniknęłam w łazience.
Wyłoniłam się po dosłownie minucie. Szepty ustały i kilkanaście głów odwróciło się w moim kierunku. Szczerze nie ogarniałam o co im biega.
- Zdecydowanie lepiej prezentowałaś się kilka minut temu. - Westchnął atakujący z
na koszulce.
- Pfff. - Pokręciłam głową. - Dobra, a teraz mogę dowiedzieć się co tu się wyprawia? - Zmieniłam temat.
- No jak to co? - Ignaczak zaczął przedzierać się w moją stronę z drugiego końca pokoju. - Wieczorek integracyjny. - Stwierdził takim tonem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Aha. - Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam wolny skrawek podłogi.
Wtedy jak na zawołanie, na samym środku pokoju, pojawiły się wszelkiego rodzaju słodycze, a tuż nad moim uchem rozbrzmiał głos Winiarskiego:
- Zaczynamy imprezkę!
Włączyli w miarę cicho kanał muzyczny w telewizji i kilku ochotników zerwało się do tańczenia, ale zanim zdążyli zebrać się w jednym miejscu piosenka się zmieniła. Myślałam, że zrażą się słysząc pierwsze takty hitu grupy PSY, lecz jednak nie. I tak po zaledwie 30sekundach leżałam zwijając się ze śmiechu. (Chyba nie muszę opisywać jak wyglądał taniec dwumetrowców?).
Przy kolejnym utworze już zrezygnowali i zajęli z powrotem, powiedzmy, że swoje miejsca,gdyż zostałam otoczona przez kilku z nich.Po kilkudziesięciu minutach rozmów, śmiechów i śpiewów, wszyscy byliśmy już po imieniu.Przy okazji dowiedziałam się kilku niezmiernie ciekawych faktów, które kiedyś w przyszłości mogą się przydać. Właśnie byliśmy w trakcie gry w butelkę, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. No to już jest jakaś kpina! Dziś już kolejny raz ktoś się tu dobija... Podniosłam się i przedarłam się do wejścia. Otworzyłam i usłyszałam włoski akcent:
- Przepraszam najmocniej, ale czy nie wiesz może gdzie są wszyscy?
- Eee... No, bo... Ttakk jaakby... - Zaczęłam się jąkać.
Szczerze, to nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Już myślałam nad sensowna wymówką, gdy usłyszałam donośne kichnięcie.
- Tak sądziłem. - Uśmiechnął się trener. - Mogę?
Gestem zaprosiłam go do środka. Z zamkniętymi oczyma podążałam za nim bojąc się jego reakcji. Coś dziwnie cicho było jak znalazł się w pomieszczeniu. Otworzyłam najpierw prawe oko, potem lewe... Aż z niedowierzania zaczęłam szybko mrugać. Pokój był sprzątnięty – zero papierków po słodyczach, żadnych kartonów po sokach, w miarę poukładane. Głośno odetchnęłam i przysłuchiwałam się słowom Anastasiego. Przekazał tylko informację, że w piątek nie będą mieć treningu, gdyż on sam ma ważny wyjazd do Warszawy. Jak na zawołanie wszyscy krzyknęli:
- Co za szkoda!
I zaczęli rozpaczać. Na kilometr było widać, że udają. No, ale cóż... Andrea wyszedł, a wtedy w pokoju rozległ się wybuch huraoptymizmu. Po opanowaniu emocji, skład zaczął się powoli wykruszać. Po kilku minutach, oprócz mnie oczywiście, zostali Kubiak, Kosok, Kłos, Wrona i nigdy nie zmordowani, Winiarski i Ignaczak. Ja nie wiem, skąd oni biorą tyle energii. Jako, że jeszcze im się nie chciało spać (przynajmniej taka była ich wersja oficjalna) postanowili włączyć film.
Po burzliwej dyskusji padło na „Igrzyska śmierci”. Podniosłam cztery litery z podłogi i postanowiłam ułożyć się na łóżku. A co się będę gniotła na niewygodnej ziemi? Z grzeczności zapytałam chłopaków czy ktoś siada obok mnie, ale spotkałam się jedynie z dziwną wymianą spojrzeń między nimi.
- Nie to nie. - Wzruszyłam ramionami.
- Eee... A może jednak zostaniesz tu z nami? - Winiarski posłał mi uśmiech numer 5.
- Co wy kombinujecie? - Zmarszczyłam czoło.
Już już miałam siadać na łóżku, gdy coś mnie tknęło i spojrzałam pod kołdrę.
- Co to ma być? - Krzyknęłam.
- Ciiii. Bo ktoś usłyszy. - Uciszał mnie Winiar.
- Nie cichaj mi tu. - Fuknęłam. - Proszę mi to posprzątać. I to już!
- Ale... - Igła zaczął protestować, ale pozostali podjęli się wyzwania i porządkowali cały bałagan.
Ja nie wiem, co im wpadło do głów, żeby wrzucić tam śmieci. I się wyjaśniła zagadka, jak zdążyli ogarnąć wszystko w ciągu dosłownie dwóch minut, kiedy ja otwierałam drzwi i rozmawiałam z trenerem. Gorzej niż dzieci... Ale muszę się przyzwyczaić. Kurcze, no, znowu narzekam. Ale chyba niestety ten typ tak ma...
- To teraz możemy oglądać. - Stwierdziłam, gdy wszystko „lśniło”.
Usadowiłam się wygodnie, a koło mnie nagle zaczęło robić się ciasno.
- Co to: powrót synów marnotrawnych? - Zapytałam.
Odpowiedziały mi tylko uśmiechy czterech facetów. Znaczy trzech to widziałam, a czwartego, Kosę (który miał najlepszą miejscówkę koło poduszek), miałam po lewej stronie więc domyślam się, że również tak postąpił. Po prawej zaraz obok mnie spoczął Kubiak, dalej Wrona i Kłos.
Igła włączył odtwarzacz, a Winiar w tym czasie zgasił światło. Seans się rozpoczął, ale mnie jakoś nie specjalnie ten film interesował. Jak się okazało nie tylko mnie. Moją znudzoną minę zobaczył Grzesiek, z którym wdałam się w konwersację. Kilka zdań wystarczyło, żeby dowiedzieć się, że mamy podobny gust, zainteresowania i ulubione rzeczy. Bardzo miło nam się rozmawiało i nawet nie wiadomo kiedy cała reszta pozasypiała.
Spojrzałam na odtwarzacz... Film leciał już od 59 minut... A tak się zarzekali, że oni nie są śpiący...
- Budzimy ich? - Usłyszałam szept Kosy.
- A mamy inne wyjście?
- Tak. - Zaskoczył mnie tą odpowiedzią. - Możemy ich tu zostawić, a ty będziesz spać w pokoju Karola i Andrzeja. - Pomachał mi ich kluczem przed nosem. - Wronka miał w ręce. - Odpowiedział na nie zadanie jeszcze przeze mnie pytanie.
A właśnie miałam zapytać skąd go ma. Co on czyta w myślach?
- Nie czytam w myślach, jeśli to chciałaś wiedzieć. - Aż podskoczyłam na jego słowa.
- Całe szczęście, gdyż raczej z taką zdolnością to już byś wylądował na oddziale zamkniętym w psychiatryku. - Wywróciłam oczami. - Albo by cię spalili na stosie... - Podałam drugą ewentualność.
Odpowiedział mi jedynie szeroki uśmiech środkowego.
- To co z nimi robimy? - Zapytałam po chwili przyglądania się śpiącym siatkarzom.
- Ja bym ich zostawił tu, ale...
- Ale będą jutro połamani i nie będą mogli trenować. - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - Westchnął i ziewnął. - Koniec tego dobrego. - Podszedł do Kłosa i potrząsnął nim. - Budzimy się.
- Co? Przecież ja nie śpię. - Karol próbował go przekonać.
Tymczasem ja podjęłam się misji obudzenia dwóch żartownisiów. Położyłam dłoń na ramieniu Ignaczaka. Lekko go ruszyłam, lecz on złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na dół. Po dosłownie dwóch sekundach leżałam jak długa na nim i Winiarskim.
- Marcelina? Co ty tu robisz? - Zdziwili się obaj naraz.
- Eeee... Bo to chyba moja wina... - Krzysiek podrapał się po głowie.
- Opowiesz mu potem. - Podniosłam się. - A teraz proszę do wyjścia, gdyż zarówno ja jaki i wy jesteście zmęczeni. Dobrej nocy wam życzę.
Wyszli z mojego pokoju gęsiego, a Kosa na końcu. Zamknął drzwi, a ja mogłam wreszcie paść na łóżko. Zasnęłam w okamgnieniu.

~*~
Cześć :) 
Moja mina jednak w tym momencie nie jest wesoła... Spoglądam na kalendarz i nie mogę uwierzyć jak te 2 miesiące szybko minęły. Ale nie będę przynudzać. 
Na pocieszenie (może kogoś pocieszy) zostawiam Wam najdłuższy rozdział jaki do tej pory powstał. 
Mam do Was prośbę, ułatwcie mi pracę pamiętając o zakładkach Informowani i Powiadomienia.

P.S. Wprowadziłam kilka zmian w wyglądzie. Mogą być? Czy poprzednia wersja była lepsza? Czekam na opinie.

 

piątek, 23 sierpnia 2013

Trzynastka

Marcelina

        Rozmowę z fizjoterapeutą przerwało przybycie trenera. Podszedł do nas i szeroko się uśmiechnął.
- Witam. Cieszę się, że pani do nas dotarła. Teraz zapraszam na salę. - Wskazał ręką na drzwi.
- Ale najpierw mogę mieć prośbę? - Zapytałam.
- Słucham. - Zatrzymał się.
- Proszę mówić mi po imieniu. - Delikatnie się uśmiechnęłam i przestąpiłam próg.
    Siatkarze stali po drugiej stronie boiska odwróceni do nas plecami. Usadowiłam się pod ścianą. W tym samym momencie Gardini skończył rozmawiać z chłopakami i zmierzał w moją stronę. Obserwowałam idącego Ignaczaka. Wpatrywał się w czubki swoich butów, a gdy Kłos coś mu szepnął podniósł wzrok. Oczy o mało co „nie wypadły mu z orbit”. Wyszczerzył się i krzyknął:
- Chłopaki! Patrzcie!
Podbiegł do mnie i pociągnął za ręce ku sobie. Wtedy zbiegła się cała reszta. Już obok mnie znajdował się Winiarski, gdy trener odchrząknął:
- Panowie, poznajcie to moja asystentka Marcelina Kornacka. Mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie, a współpraca będzie się dobrze układać. A teraz, ja nie chcę nic mówić, ale przedłużacie sobie trening, stojąc bezczynnie.
Chciałam z powrotem usiąść, ale najpierw zostałam przytulona przez Michała W., który dopiero po tym czynie wrócił do ćwiczeń.
Reszta treningu minęła w wesołej atmosferze, gdyż oczywiście drużynowi żartownisie cały czas coś wymyślali.

Krzysztof I.

        Jeśli to był ten plan Miśka, to trzeba przyznać, że genialny. Nie wiem jak reszta, ale ja polubiłem ta Marcelinę. Fajna dziewczyna. Może teraz zapomni o przeszłości. Znaczy, my jej nie damy do niej wrócić.
        Trening właśnie się kończył. Już mieliśmy wychodzić z sali, gdy Andrea nas zatrzymał. Nas to znaczy mnie i Winiego. A już myślałem, że zapomniał o wczorajszej mokrej pobudce...
- Ignaczak, Winiarski. Stać. - Powiedział do nas. - Marcelina, proszę ty też zostań. - Zwrócił się łagodnie do dziewczyny.
- Ale trenerze... - Próbowaliśmy protestować, nie wiedząc nawet co nam grozi.
- Olku, przynieś rekwizyty. - Krzyknął przez drzwi i odwrócił się znów do nas. - To wasze karne zadanie.
Wtedy Bielecki wniósł dwa wiadra z wodą i dwa mopy.
- Umyjecie tu na błysk podłogę. A Marcelina będzie was pilnować. - Posłał nam uśmiech zwycięzcy. - Do zobaczenia na kolacji. - I wyszedł.
Winiar się nieco „zapowietrzył” i z otwartymi ustami wskazał palcem na siebie, potem na mnie i na wiaderka. Ocknął się słysząc śmiech dziewczyny:
- Co cię tak śmieszy? - Jęknął.
- Mnie? Nic. - Usiadła na ławce. - Nie chcę wam nic mówić, ale im wcześniej zaczniecie, tym szybciej skończycie.
- I ty, Brutusie, przeciwko nam? - Pociągnąłem nosem, ale zabrałem się do roboty.
Michał widząc moje zaangażowanie też zajął się myciem.
- Czy mogę wiedzieć, co panowie zrobili? - Po pewnym czasie usłyszeliśmy.
- Tak na początek, to żadni panowie. Chyba coś tłumaczyliśmy na ten temat, nie? - Oparłem się o kij od mopa.
- Ale mi jest się ciężko przestawić. - Usprawiedliwiała się. - Bo wy, jakby nie było, jesteście moimi wzorami.
- Serio? - Winiar się poprawił, a ja uderzyłem ręką o czoło.
- Serio, serio. - Marcelina zaśmiała się. - To dowiem się, co zrobiliście?
- I dało się? - Zapytałem, wracając do przerwanej czynności, czyli mycia podłogi. - Bo to Winiara wina. - Przystanąłem.
- Co Winiara? Co Winiara? - Zaperzył się Michał. - Trzeba się było nie godzić na to.
- To trzeba było nie przychodzić do mnie do pokoju z pistoletami na wodę. - Odległość między nami się zmniejszała.
- Sam miałem sobie z tym poradzić?! - Już prawie stykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Chcesz się bić? - Uniosłem brew.
- Mam lepszy pomysł. - Zabłysły mu oczy. - Stoczymy walkę na kije od mopa. - Odwrócił się do Kornackiej i krzyknął. - Marcela, będziesz nam sędziować.
- Przykro mi, ale chyba nie wezmę w tej akcji udziału. - Popatrzyła na nas z rozbawieniem.
- No weź, nam nie pomożesz? - Mój kolega zrobił oczy Kota ze Shreka.
- Boże, gorzej niż dzieci. - Westchnęła, - Dobra, ale pod jednym warunkiem. Najpierw skończcie swoją robotę.
        Nie trzeba nam było mówić dwa razy. Szybko uwinęliśmy się. Podłoga błyszczała. Ustawiliśmy wiadra pod ścianą, stanęliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy „bitwę”. Marcelina profesjonalnie nas rozdzielała w niektórych momentach. Już szala zwycięstwa miała przechylać się na stronę przyjmującego, gdy usłyszeliśmy trzask.
- O kurde! - Winiar zamarł, a my razem z nim. - Przecież sprzątaczki nam żyć nie dadzą, gdy zobaczą ten złamany kij.
- Cicho, mam pomysł. - Odezwałem się konspiracyjnym szeptem. - Wiesz gdzie jest ich składzik? Odłożymy to tam, w najciemniejszy kąt. Może się nie zorientują. Tylko trzeba sprawdzić, czy którejś tam nie ma. Młoda, to będzie twoje zadanie.
- Ale ja nie wiem gdzie to jest. - Przeraziła się. - Nie znam w ogóle tego budynku.
- Fakt. - Podrapałem się po głowie. - Schowaj to, ktoś idzie. - Drzwi się otworzyły i pojawił się Zator.
- Eeee... - Chyba chłopak zapomniał co miał powiedzieć. - Trener prosi Marcelinę do siebie.
- Już idę w takim razie. - Mrugnęła do nas.
- Zati, powiedz mi, nie wiesz przypadkiem, czy były sprzątaczki u siebie, bo potrzebuję jakąś ścierkę. - Winiar to ma łeb.
- Nie widziałem tam żadnej. - Stwierdził. - A co, mam poszukać?
- Nie! - Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Damy sobie radę. Dzięki. - Dodałem.

Marcelina

        Paweł zaprowadził mnie do pokoju, w którym urzędował Andrea. Jak się okazało, miałam do odbioru tylko kserówki z rozkładem tego i przyszłego tygodnia. Wolnym krokiem przemierzałam korytarz. Weszłam do swojego lokum i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam przeglądać kartki i przy okazji dowiedziałam się, że są stale wyznaczone godziny posiłków. Co oznaczało, że do kolacji miałam jeszcze jakieś 40 minut. Przebiegłam pierwszą kartkę wzrokiem, drugą, trzecią, czwartą, jednak do piątej już nie dotarłam, gdyż zasnęłam.
        Ocknęłam się słysząc stukanie do drzwi. Chciałam gwałtownie się podnieść, co skończyło się upadkiem na podłogę. Najwyraźniej musiałam przekręcić się na sam skraj łóżka i dalej poszło samo.
        Ktoś widocznie coraz bardziej niecierpliwił się, więc żeby nie przedłużać krzyknęłam: „Proszę”. Właśnie rozmasowywałam sobie lewy bark, gdy usłyszałam Kubiaka:
- Pomyślałem, że może przyda ci się przewodnik... - Urwał i popatrzył na mnie. - W drodze na stołówkę. - Dodał szybko i cicho. - Co się stało? - Zaniepokoił się.
- Nic. Zasnęłam i spadłam z łóżka. - Zaczęłam śmiać się z własnej niezdarności.
- Chodź. - Podał mi ręce i pomógł wstać. - Lepiej być tam wcześniej.
Wyszliśmy z mojego pokoju. Kierując się na parter miałam nieodparte wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Michał... - Zaczęłam szeptem.
- Tak? - Spojrzał na mnie z ukosa.
- Nie chcę ci nic mówić, ale chyba ktoś się za nami skrada.
- Nawet wiem kto... - Obejrzał się za siebie.


~*~
Witam. 
Dziś już trzynasty rozdział... Mam nadzieję, że trzynastka nie okaże się pechowa. 
Jako, że jest to liczba magiczna i związana z bohaterem opowiadania, liczę na minimum 13 komentarzy pod tym postem. 
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Dwunastka

Michał K.

        Wyjechaliśmy właśnie z Warszawy. Spojrzałem na deskę rozdzielczą i stwierdziłem, że chyba pasowało by zatankować. Skręciłem na cepeen. Szybko nalałem benzyny, zapłaciłem i już miałem odjeżdżać, gdy Marcelina zatrzymała mnie:
- Zaczekaj moment. - Wyskoczyła z samochodu i po kilku minutach wróciła ze starterem do telefonu. - No co, jak zaczynać to od początku. - Skwitowała i przypięła się pasem.
Tylko się do niej uśmiechnąłem i z powrotem włączyliśmy się do ruchu. Kątem oka obserwowałem jak zmienia kartę SIM w komórce, a starą chowa do portfela.
- Od tej chwili wszystko będzie inaczej. - Powiedziała i podkręciła radio.
Skupiłem się na prowadzeniu samochodu, a Marcela zaczęła podśpiewywać razem z wykonawcą. Trzeba przyznać, że ma niezły głos.
- Dlaczego to robisz? - Usłyszałem, gdy piosenka się skończyła.
- Ale co robię? - Przyznam, że kolejny raz w ciągu dwóch dni nie nadążałem.
- Pomagasz mi. - Czułem jej wzrok na sobie.
- Bo chcę. - Żadna inna logiczna odpowiedź nie przychodziła mi wówczas do głowy.
- Dziękuję. - Znów skierowała wzrok przed siebie. - Powiedz mi, jak to się stało, że będę z wami w Spale?
- Wspominałaś, że chcesz gdzieś wyjechać. - Spojrzałem na nią na chwilkę. - A nie powinnaś zostać teraz sama. Przydałoby się też, żebyś się czymś zajęła i nie rozmyślała.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zapytała mnie.
- Pomożesz nam.
- W jakim sensie? - Teraz to chyba ona nie rozumiała.
- No w zasadzie to nie nam, a trenerowi. Narzekał, że jakaś pomoc by mu się przydała. - Wyznałem jej prawdę. - I zgodził się, żebyś została jego asystentką.
- Serio? - Przypominała teraz małe podekscytowane dziecko.
- Serio, serio. - Roześmiałem się.
- Ja sobie nie dam rady. - Posmutniała nagle.
- Ej, co ty mówisz? - Starałem się ją pocieszyć. - Przecież z tego co opowiadałaś, to kochasz siatkówkę. To w czym rzecz?
- Bo chyba będzie mnie otaczało zbyt dużo ludzi... A na dodatek... - Urwała.
- Co na dodatek?
- Zbyt dużo Michałów. - Zaczęła skubać dół koszulki.
- Przekonasz się, że my jesteśmy inni. Nie możesz uprzedzać się do osób o tym imieniu tylko przez jednego dupka. - No cóż, chyba każdy ma uraz do jakiegoś imienia.
- Może masz i rację. - Westchnęła.
- Nie może, a na pewno. - Ponownie się do niej uśmiechnąłem.

Marcelina

        „O Matko z Ojcem” - jak to powiedział jeden z moich ulubieńców – uśmiech Kubiaka działał na mnie uspokajająco. Znów pogłośniłam nieco radio i zaczęłam wystukiwać rytm palcami. Tym razem to Michał chyba się zapomniał i podśpiewywał. Całkiem dobrze mu szło. Nie chciałam mu przerywać, ale niechcący kichnęłam i koncert się skończył.
        Równo z końcem tej piosenki zaparkowaliśmy przed ośrodkiem w Spale. Michał spojrzał tylko na zegarek i zabrał moje bagaże, mimo protestów z mojej strony. Zaprowadził mnie do pokoju na ich piętrze. Ułożył walizki pod ścianą i powiedział, że wróci tu za 15 minut.
        Sprzed drzwi miałam świetny podgląd na całe pomieszczenie. Po lewej stronie była łazienka. Zajrzałam do środka. Całkiem, całkiem. Wróciłam i przyglądnęłam się drugiej części pokoju. Na wprost duże okno, po lewej łóżko, szafka nocna, a po prawej dokładnie to samo. Odwróciłam się i zauważyłam duży telewizor oraz odtwarzacz DVD. Fajnie, ciekawe czy są jakieś filmy w pakiecie.
        Skierowałam się do moich bagaży. Chciałam sprawdzić, co mój tata mi spakował. Zdziwiłam się widząc same moje ulubione rzeczy. Oprócz tego nie zapomniał o suszarce. Chwała mu za to. Chwyciłam więc kosmetyczkę, ręcznik i w dwóch krokach znalazłam się w łazience. Chciałam zmyć z siebie ten zapach szpitala i swoje osłabienie. Po kilku minutach wyszłam spod prysznica i zabierając ubranie wróciłam skąd przyszłam.
        Właśnie kończyłam suszyć włosy, gdy rozległo się stukanie do drzwi. Wyłączyłam urządzenie i poszłam otworzyć. Zastałam za nimi osobnika, którego się spodziewałam. Był już w dresie i jak sądziłam zbierał się na trening.
- Idziemy? - Zapytał po chwili.
- Tak. - Lekko się uśmiechnęłam.

Michał K.

Szliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym. Kilka kroków przed halą, dopadły ją wątpliwości. Gwałtownie się zatrzymała i chwyciła mnie za rękę.
- Nie dam rady. - Skrzywiła się.
- Dasz, dasz. - Objąłem ją ramieniem.
- Słuchaj, a kto wie, że ja będę tą asystentka Andrei? - Zapytała jak już prawie otwieraliśmy boczne wejście.
- Ja i trener. I teraz już Olek. - Spojrzałem w lewo, na postać stojącą trzy metry od nas. - Cześć. - Zwróciłem się do fizjoterapeuty.
- Cześć. Wiesz, że już od półgodziny trwa trening? - Zastrzelił mnie pytaniem, albo w sumie to usiłował.
- Wiem, ale miałem inną misję. Poznaj asystentkę trenera, Marcelinę Kornacką. - Przedstawiłem ich sobie.
- Aaa. - Staroświeckim zwyczajem pocałował jej dłoń. - Miło mi. Olek Bielecki. Chodź. - Zwrócił się do niej. - Nie puścimy cię jak na razie do tego stada, tylko po cichu wejdziemy na salę. A ty już idź. - Ostatnie zdanie było do mnie.
Potruchtałem do trenera i już chciałem mu przekazać informację, gdy zauważyłem, że wszystkie oczy się we mnie wpatrują.
- Trenerze, no jak tak można. Przecież on ma półgodziny spóźnienia. - Jęknął Ignaczak. - Ja bym mu dał ze 30 kółek na rozgrzewkę.
- Na szczęście to ja tu rządzę i w tej chwili macie wrócić do ćwiczeń. - Zwrócił się do wszystkich Andrea. - Mów jak poszło. - Dodał ciszej w moją stronę, ale nie spuszczając wzroku z „podopiecznych”.
- Udało się. Od dziś ma pan asystentkę, która w chwili obecnej przebywa na zewnątrz z Olkiem. - Przedstawiłem sytuację.
- Cieszę się. Idź teraz z nimi ćwiczyć. - Odszedł na bok, a ja pobiegłem na boisko.
Obserwowałem jednak co Anastasi robi. Powiedział coś drugiemu trenerowi i wyszedł. A obok mnie natychmiast zmaterializował się Igła.

Krzysztof I.
       
        Co oni kombinują? Coś mi tu śmierdzi...
- Kubiak! - Aż podskoczył jak to powiedziałem.
- Człowieku, chcesz żebym tu na zawał padł? - Chwycił się za serce. - I kto by mnie potem reanimował?
No i 1:0 dla niego. Zabrakło mi riposty... Zacząłem układać jakąś odpowiedź, jednak gwizdek mi przerwał. Gardini zebrał nas w jednym miejscu i przekazał kilka informacji. Potem poszedł, a my mogliśmy kontynuować ćwiczenia. Przemierzałem boisko wpatrując się w podłogę, gdy ktoś szturchnął mnie i powiedział:
- Igła, kto tam siedzi?
- Ale gdzie, Karolku?
- No tam, koło trenera. - Określił miejsce Kłos.
Własnym oczom nie mogłem uwierzyć... 

***********************************************
Witam ponownie.
Zostawiam Was już z dwunastym rozdziałem.
Jeśli są jakieś błędy, to za nie przepraszam. Mimo tego, że czytam kilka razy jakaś literówka się wkradnie. Na szczęście Ktoś mi o tym ostatnio powiedział (Łośku Ty wiesz :P )

Pozdrawiam Was serdecznie :)

P.S. Ostatnio była muzyka, to tym razem jakie książki polecacie?

piątek, 9 sierpnia 2013

Jedenastka

Marcelina

        Obudziłam się tuż przed porannym obchodem. Cieszyłam się, że jeszcze tylko kilka godzin dzieli mnie od zaczęcia nowego życia. Nie ważne gdzie, byle daleko stąd.
    Pani psycholog, zgodnie z obietnicą, odwiedziła mnie życząc wszystkiego dobrego. Podziękowałam jej za pomoc i przyrzekłam, że od teraz stanę się wytrzymalsza psychicznie.
    Co chwilę zerkałam na zegarek, jednak jak wiadomo, czas zaczął wtedy jeszcze wolniej płynąć. Tata obiecał, że przyjedzie koło 12, bo dopiero od 13 wydają wypisy. Starałam się jakoś zorganizować to oczekiwanie, dlatego przeglądałam Internet. Niestety, niczego sensownego nie znalazłam. Ale wskazówki były już coraz bliżej 12.

Michał K.

        Po śniadaniu zacząłem biegać między pokojami. Najpierw do trenera, żeby mu przypomnieć moją dzisiejszą misję. Potem do swojego w celu odnalezienia telefonu, bo miałem się odezwać do pana Adama. Kolejnym przystankiem był pokój Kłosa i Wronki. Coś czułem, że posiedzę tam dłużej. Zapukałem do drzwi, zza których dobiegło mnie pozwolenie wejścia do pomieszczenia. Mieszkańcy pokoju ze zdziwieniem patrzyli na moją osobę. Po przyjrzeniu się swojej koszulce zapytałem:
- Co jest? Ubrudziłem się gdzieś? - Jeszcze dokładniej spojrzałem na ubranie.
- Nieee... - Ziewając, Andrzej, przeciągnął ostatnią głoskę.
- To co? - No jakoś ich nie rozumiałem.
- No, dziwi nas twoja obecność tu. - Karol podniósł się z łóżka.
- Aaa. - Odetchnąłem. - Bo widzicie jest sprawa. 

Michał

        Wczoraj wróciłem z pracy zmęczony. Miałem jedynie ochotę na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Przechodząc przez hall coś nie dawało mi spokoju. Czegoś jakby mi tu brakowało... Podszedłem do wieszaka z płaszczami. Wysiliłem szare komórki... Już wiem! Nie, to nie możliwe... Ale jednak! Nie było rzeczy Marceliny. Pobiegłem do garderoby. Zero. Nic. Zastałem jedynie puste wieszaki i półki... W łazience również przywitał mnie brak jej kosmetyków.
        Gdzie ona, do cholery, może się podziewać?! Skoro nie ma jej u rodziców...
Jak tylko poprzedniego dnia to zauważyłem, pojechałem do jej domu rodzinnego. Ojca nie było. Jedynie pani Ewa siedziała w salonie. Dosiadłem się do niej. Po chwili przerwała ciszę:
- On coś wie. Jestem tego pewna, że ma kontakt z Marceliną.
- Ma pani na myśli swojego męża? - Wolałem mieć jasność.
- Tak. - Przyznała. - Mam pomysł. - Spojrzała na mnie. - Musimy go śledzić. Zaczynamy jutro rano. Wiem, że mi pomożesz.
- Pomogę.

Dziś wczesnym rankiem pożyczyłem samochód od brata, żeby nie rzucać się w oczy i podjechałem po panią Kornacką, uprzednio dowiadując się, że pan Adam właśnie wyjechał z domu.
Jechaliśmy tuż za nim i dotarliśmy pod jego firmę.

Michał K.
   
        Kłos jest w porządku. Bez problemu pożyczył mi samochód i kilka minut przed 10 wyjechałem ze Spały kierując się w stronę Warszawy. Pierwszym krokiem oczywiście było włączenie radia. I przy dźwiękach muzyki dwie godziny później zaparkowałem pod szpitalem. Ledwo wysiadłem z auta, a tuż obok zaparkował pan Kornacki. Wyskoczył z pojazdu i podał mi rękę.
- To się Marcelka zdziwi. - Powiedział już po przywitaniu. - Wczoraj spakowałem jej wszystkie rzeczy. Mam w bagażniku część. A reszta jest w bezpiecznym miejscu, o którym moja żona nie wie. Zrobimy tak, że jak już wyjdziemy to Ci je do auta wrzucę.
- Dobra. - Przystałem na taki obrót sprawy. - To co, idziemy?
Szybko znaleźliśmy się na korytarzu prowadzącym do sali dziewczyny. Jej ojciec niósł nie zbyt dużą torbę, w której podejrzewałem, że są jakieś jej ubrania na zmianę.
Zapukaliśmy do drzwi i weszliśmy. Najpierw pan Adam, na którego widać, że czekała. Potem ja. Była bardzo zdziwiona moim widokiem.
- A co ty tu robisz? - Zapytała, gdy już trochę ochłonęła.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci wczoraj, żebyś powstrzymała się z podejmowaniem decyzji? Zostaniesz jakiś czas z nami w Spale. Co ty na to?
- Żartujesz? - Rzuciła, jak „pozbierała szczękę z podłogi”.
- A skąd. - Odezwał się jej ojciec. - Przebierz się szybko i wychodzimy stąd. - Podał jej torbę.
Wzięła ją i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach była z powrotem. Miała na sobie zwykłe dżinsy i koszulkę, a i tak wyglądała zjawiskowo. W momencie gdy weszła do sali jej ojcu zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz i zwrócił się do mnie:
- Zaczekam na was na parkingu, bo muszę odebrać. Daj kluczyki to przepakuję walizki.
Szybko zniknął nam z pola widzenia, dlatego my też nie czekaliśmy i poszliśmy do gabinetu lekarza.

Michał

        Zaparkowaliśmy pod szpitalem. Miliony myśli zaczęły kłębić się w mojej głowie. W ciszy obserwowaliśmy jak wysiada z auta i wita się z kimś. Skądś miałem kojarzyć tego człowieka. Weszli do budynku. Już chciałem wysiadać, ale pani Ewa mnie zatrzymała:
- Czekaj, aż wyjdzie.
Po kilku minutach pojawił się koło swojego samochodu. Wsiadł do środka, a wtedy my wyszliśmy. Inną drogą dotarliśmy do wejścia. Doszliśmy na izbę przyjęć i zapytaliśmy czy została tu przyjęta osoba o takich danych. Pielęgniarka dowiadując się, że jesteśmy najbliższą rodziną, przekazała nam informację i skierowaliśmy się na podane przez nią piętro.

Marcelina

        Idąc z Kubiakiem czułam się bezpiecznie. Dziwne, bo znałam go zaledwie od dwóch dni, ale miał coś w sobie, co pozwoliło mu zaufać. Katem oka widziałam, że nie spuszcza ze mnie wzroku. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on automatycznie spojrzał przed siebie z niewinnym uśmieszkiem. Weszłam do gabinetu lekarskiego, szybko załatwiłam sprawę i pojawiłam się tuż obok niego. Uśmiechnął się tylko.
        Odwróciliśmy się w stronę wyjścia. Jednak ja stanęłam jak zamurowana widząc przy pokoju pielęgniarek moją matkę i tego dupka. Szturchnęłam Dzika, który zaniepokojony spojrzał na mnie.
- Tam... - Wskazałam ruchem głowy prawie koniec korytarza.
- Co: tam? - Jego oczy zrobiły się jeszcze większe.
- Moja matka... - Wydusiłam.
Poczułam wtedy jak mocno łapie mnie za rękę. Ruszyłam za nim. Szybko szliśmy w przeciwnym kierunku.
- Patrz. - Usłyszałam szept.
Nad przeszklonymi drzwiami widniał napis: wyjście ewakuacyjne.
- Wyjdziemy drugim wyjściem. - Znów jego rozbrzmiał głos zaraz obok mojego ucha, a na szyi poczułam jego oddech. 
Po kilkunastu sekundach znaleźliśmy się na parkingu. Tata nadal rozmawiał przez telefon. Widząc nas rozłączył się.
- Gotowe. - Podał Kubiakowi kluczyki. - Marcelka, jesteśmy w kontakcie. Pamiętaj, że na mnie możesz liczyć. - Przytulił mnie mocno.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek. - Uważaj i zmywaj się stąd jak najszybciej. Matka z Michałem tu są.
- Ale jak...? - Zbladł.
- Musieli cię śledzić. - Powiedziałam przez otwarte okno, gdyż w międzyczasie wsiedliśmy do samochodu. - Do zobaczenia.
Pomachał nam. Ruszyliśmy z piskiem opon, a w lusterku widziałam jak ojciec również odjeżdża.
Udało się. Zaczynam nowe życie.

Michał

        Poszliśmy do sali wskazanej przez miłą pielęgniarkę. Otworzyliśmy drzwi. W środku była jedynie jakaś inna kobieta.
- Przepraszam, czy z panią w sali jest Marcelina Kornacka? - Zapytała pani Ewa.
- Była. - Usłyszeliśmy odpowiedź. - Dziś ją wypisali. - W tym momencie zadzwoniła jej komórka. - A teraz przepraszam bardzo, ale muszę odebrać.
Wycofaliśmy się na korytarz.
- Znajdziemy ją. - Położyłem dłoń na ramieniu mojej niedoszłej teściowej.
- Musimy.

****************************
I tak zamieszczam już 11 rozdział.
Jestem już z Wami ponad dwa miesiące i cieszę się z tego niezmiernie. Oprócz tego dziękuje za ponad 3600 wyświetleń.
Początek sierpnia to czas żniw, dlatego zostawiam Wam takie oto zdjęcie.
I ciesze się, że przedwczoraj biegałam z aparatem, bo dziś już sąsiad skosił (a co myślałyście, że moje? :P )
Ale się rozpisałam... 
Kończę i zmierzam na zewnątrz, gdyż temperatura nareszcie spadła i jest 25 stopni (wczoraj dla porównania u mnie było 37)

Pozdrawiam serdecznie 

P.S. Dziś w tekście pojawił się link do mojej ulubionej piosenki. A jakie są Wasze? Z chęcią poznam Wasz gust muzyczny.

piątek, 2 sierpnia 2013

Dziesiątka

Krzysztof I.

        Obudziłem się, gdyż coś cały czas dzwoniło mi koło ucha. Otworzyłem oczy i zobaczyłem tuż nad sobą Winiara z telefonem w ręku.
- Aaaaaaa! Co tu tu robisz? - Krzyknąłem.
- No, co. Ktoś cię musiał obudzić. - Wzruszył ramionami. - Padło na mnie.
- No dobra, a tak serio? - Czułem, że on coś kombinuje.
- Patrz, co mam. - Wyjął dwa pistolety na wodę spod bluzy.
- Zabrałeś Oliemu? Jaki z ciebie ojciec? - Udawałem oburzonego.
- Ciii! - Rozejrzał się na boki. Po co, nie wiem, skoro byłem sam w pokoju. - Do śniadania jest jeszcze jakaś godzina. Pomożemy im wstać? - Uśmiechnął się chytrze.
- Daj mi minutę. - Wyskoczyłem z łóżka, zgarnąłem dres i zamknąłem się w łazience.
Szybko ogarnąłem się i zabrałem od Michała sprzęt. Cicho wyszliśmy na korytarz.
- Gdzie najpierw? - Spytałem szeptem.
- Zróbmy tak. Ty na prawo, ja na lewo. Byle szybko. Potem spotkamy się w twoim pokoju, bo jest pośrodku. I radzę zacząć od końca korytarza. Wtedy będzie większa szansa na ucieczkę. - Poinstruował mnie pomysłodawca.
    Przybiliśmy żółwika i jak najciszej się tylko dało podreptaliśmy w dwa różne kierunki. Nasi mieli pokoje tylko na tym piętrze, więc było to łatwe do organizacji. Jak najciszej otworzyłem pierwsze drzwi, wkradłem się do środka i oblałem dwie osoby – Zibiego i Rucka. Zanim oni zdążyli się podnieść, ja już byłem w pokoju obok. Teraz to Kłos i Wronka padli moją ofiarą. Wystrzeliłem rozglądając się na boki. Ufff... Pusto. To jedziemy dalej. Część miała pojawić się dopiero dziś, dlatego też zostały mi jeszcze tylko trzy pokoje. Cicho wszedłem do kolejnego i zaatakowałem kogoś. Szczerze to nie wiem kogo. Mało ważne. W następnym był Olek. Kurcze, nie dobrze. A tam co się przejmować. Jeszcze jeden. Kosa ze swoim współlokatorem.
Z Winiarem zgraliśmy się w czasie i równo wpadliśmy do mojego pokoju. Zamknęliśmy drzwi na klucz i przybiliśmy piątkę. W tym momencie na korytarzu usłyszeliśmy kroki, a po chwili wiązankę włoskich słów, nadających się jedynie dla dorosłych.
- Ej, a to nie przypadkiem Andrea? - Winiar się zaniepokoił.
- Mam nadzieję, że ominąłeś pokój numer trzydzieści trzy. - Powiedziałem.
- Przecież on jest w czterdzieści trzy! - Dostałem ręką w czoło. - A to były twoje tereny.
- Kto normalny układa trenera pośrodku innych? - Próbowałem jakoś zmienić temat.

Michał K.

        Obudziłem się czując wodę na twarzy. Jak oparzony wyskoczyłem z łóżka i wybiegłem na korytarz, po drodze zakładając spodnie. Gdy znalazłem się poza pokojem usłyszałem poruszenie w pomieszczeniach innych. No i oczywiście Andreę, który szukał winowajców. Po chwili wszyscy znaleźli się obok niego. Znaczy prawie wszyscy, bo... Igła i Winiar! No tak! Przecież to logiczne. Trener wskazał, abyśmy byli cicho i przenieśli się do jednego z pokoi. Już coś na nich wymyślił.
        Po chwili każdy znalazł się u siebie i doprowadzał się do porządku. Tuż przed ósmą zeszliśmy na śniadanie. Krzysiek i Michał W. również, tak jak gdyby nigdy nic. Jeszcze wszystkich nie było, gdyż dopiero na obiedzie mieli się w jak najszerszym gronie pojawić. Oczywiście nie licząc tych, którzy grają w zagranicznych ligach i mieli dojechać za kilka dni. Mimo to, trener poprosił o chwilę ciszy i przekazał nam garść informacji. Na koniec dodając:
- Wiecie co, momentami już nie radzę sobie z tą papierkową robotą. Dlatego mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, że zatrudnię asystenta. To tyle w tej sprawie. Pamiętajcie o popołudniowym zebraniu.
- Trenerze, a kto to będzie? - Igła jak zwykle musi wszystko wiedzieć.
- Przekonacie się wkrótce. - Odpowiedź była krótka.
Próbowali jeszcze czegoś się dowiedzieć, ale im nie wyszło. No cóż, poczekają do jutra to się dowiedzą. Mam tylko nadzieję, że Kłosik mi auto pożyczy...

Marcelina

        O dziwo dobrze spałam. Tuż przed śniadaniem zabrali mnie na badania krwi. Tak profilaktycznie. No dobra... Niech im będzie... Koło 9 przyszedł tata. Mówił, że matka się o mnie martwiła. Taaa... Jasne, jakbym ją obchodziła, to by zadzwoniła. Dobrze, że przynajmniej na ojca mogę liczyć. Posiedział u mnie z godzinę, może dłużej. Rozmawialiśmy chyba na wszystkie możliwe tematy. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, dlatego dobrze się dogadujemy. 
Po jego wyjściu odnalazłam telefon, gdyż Ania coś wspominała, że gdy mnie nie było chyba ktoś dzwonił, czy coś. Spojrzałam na wyświetlacz: 10 nieodebranych połączeń i 10 wiadomości tekstowych. Od jednego nadawcy. Właśnie miałam czytać „najstarszego” sms-a, gdy telefon niespodziewanie zadzwonił, a ja o mało nie wypuściłam go z ręki. Szybko odebrałam.
- Marcelina? Dlaczego ty nie odbierasz? - W głosie słychać było zdenerwowanie.
- Cześć Michał. Miałam wyciszony telefon. - Próbowałam się jakoś usprawiedliwić.
- Wiesz jak się wystraszyłem? - Teraz w jego głosie dało się słyszeć ulgę. - Jak się dziś czujesz? Mam nadzieję, że się wyspałaś.
- Dziś jest lepiej. - Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Prawda jest taka, że zarówno on jak i jego koledzy, pomogli mi więcej za około 2 godziny, niż wszyscy inni razem wzięci przez całe życie. - Wiesz, przemyślałam wszystko i zastanawiam się w którą stronę Polski mam się udać. Decyzję muszę podjąć do jutra, bo jutro mnie wypisują i czas będzie zerwać z przeszłością.
- To zaczekaj z podjęciem jej do jutra. - W tle słychać było jakieś głosy. - Wybacz, ale muszę kończyć, bo Igła... - Coś przerwało jego wypowiedź, jednak po chwili znów ktoś się odezwał. - Przepraszam bardzo, ale o co chodzi z jutrem? - Głos był inny.
- No, jutro ze szpitala wychodzę? - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
- Aaa. Marcela. To z tobą Kubiak tak romansuje po kątach. - Ignaczak dorwał się do telefonu i równo z końcem jego zdania właściciel urządzenia krzyknął. - Kończę, bo mi pokój rozniosą.
Nie zdążyłam się pożegnać, gdyż rozmówca rozłączył się. Zaczęłam zastanawiać się, o co może chodzić z tym odłożeniem podjęcia decyzji. Moje rozmyślania przerwało wejście kobiety do sali. Tak koło czterdziestki, dobrze ubrana, a na ramiona miała narzucony fartuch lekarski. Podeszła do mnie, upewniła się, że ja to ja, przedstawiła się i usiadła na krześle. Przeczuwałam o co może chodzić – psycholog.
Nie myliłam się. Wypytywała mnie o wszystko, o relacje rodzinne itd. Rozmawiałyśmy prawie trzy godziny. Znaczy głównie ja mówiłam, ona jedynie czasem o coś pytała. Pomogło mi to. Zdecydowanie lepiej czułam się, gdy dowiedziała się o wielu sytuacjach. I co ważniejsze – nie płakałam mówiąc o wczorajszym wydarzeniu. Dość łez wylałam poprzedniego dnia.
- Widzę, że jest pani silniejsza niż sądziłam. - Podsumowała psycholożka. - Cieszę się z tego powodu, bo wiem, że pani sobie poradzi.
Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało.
- W takim razie zajrzę tu jeszcze jutro z rana. - Wstała i uścisnęła mi dłoń. - Do jutra.
Pożegnałam się z nią.
Resztę dnia spędziłam na rozmowie z przesympatyczną Anią i głównie esemesach z Kubiakiem. Bardzo zmęczona szybko zasnęłam.


*******************************************
Witam ponownie :)
Rozdział jak rozdział. Ja nie jestem z niego zadowolona. Ale Wy oceńcie.
Mam nadzieję, że tym razem każdy kto czyta, zostawi po sobie komentarz. Chcę sprawdzić Waszą obecność.
Pozdrawiam :)