sobota, 12 października 2013

Dziewiętnastka

Marcelina

Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona (oczywiście pozytywnie) tą Pitową Martyną. Naprawdę świetna osoba. To miłe z jej strony, że mnie wysłuchała i dała porządnego „kopa”. Chyba właśnie tego potrzebowałam. Swoją drogą, może ta impreza wcale nie jest złym pomysłem. Jednak zobaczymy, co wymyśli ta cała zgraja.
Wolno wracałyśmy w stronę ośrodka. Koło budynku Piotrek uganiał się za Skiperem, co wyglądało komicznie. Jeżeli już był blisko psiaka, któremu chciał zapiąć smycz, ten mu uciekał. Zauważyła, że nie jeden z drużyny przyglądał się przez okno śmiejąc się z niego. W końcu Martyna zlitowała się i jednym gwizdnięciem przywołała zwierzę do siebie.
Podziękowałam jej za rozmowę i udałam się do ośrodka. W końcu należałyby się chłopakom jakieś przeprosiny. W kilkunastu krokach pokonałam hall, potem schody i znalazłam się w Krzyśkowym pokoju. Zapukałam, żeby pokazać im jak powinni się zachować. Jednak chyba już zdążyli się przyzwyczaić, że tylko ja tak robię, gdyż usłyszałam nagłe poruszenie w pokoju. Zza otwierających się dopiero drzwi do moich uszu dotarło moje imię. Zostałam wciągnięta do pomieszczenia i zaraz otoczyli mnie wszyscy tam zebrani. O mało nie zginęłam podczas zbiorowego przytulasa.
W końcu puścili mnie, a ja nabierając powietrza do płuc powiedziałam:
  • Chciałam was przeprosić. Jest mi głupio, że znów przysparzam kłopotów. Jednak... No, po prostu sobie już nie radzę. Ale... Postaram się wziąć w garść, w przeciwnym razie zrezygnuję i...
  • Nie zrezygnujesz!- Przerwał mi Ignaczak. - Nie martw się, pomożemy Ci się pozbierać. A teraz skończ nas już przepraszać.
  • Chociaż w sumie, mnie by pani mogła przeprosić. - Z drugiego końca pokoju odezwał się głos, który miałam skądś znać. Wtedy osobnik zrobił krok do przodu i moim oczom ukazał się cwaniacki uśmiech na ustach Łukasza Żygadło.
  • Ziomek, no. Weź się ogarnij. Za co ona ma cię niby przepraszać? - Odezwał się Michał, ten na W.
  • Wpadła pani na mnie przed wejściem. - No tak, już wiem skąd miała miałam ten głos kojarzyć.
  • W takim razie przepraszam najmocniej. - Posłałam mu uśmiech nr 5.
  • Ależ nie ma za co. - Zaśmiał się. - Łukasz Żygadło jestem. - Przedstawił się.
  • Marcelina Kornacka. Asystentka trenera. Jeszcze. - Podałam mu dłoń.
  • No, to w takim razie, skoro wszystko wyjaśnione, możemy iść na obiad. - Klasnął w ręce Igła, a pozostałe osoby przybiły tylko facepalma i puściły mnie przodem.

Michał K.

Kamień spadł mi z serca, kiedy zobaczyłem Marcelinę bez łez na twarzy. Kurcze, ciągnęło mnie do niej coraz bardziej. Ale, no, narzucać się zbyt nie będę, bo nie chcę, żeby pomyślała, że jestem natrętny. Trzeba będzie zdobywać jej zaufanie małymi kroczkami. Tak. To będzie idealne.
Po skończonym posiłku większość zdecydowała, że warto wykorzystać ten czas na świeżym powietrzu. Dlatego głównodowodzący drużyny (czyt.: ci co mają najwięcej głupich pomysłów, tu: Igła + Winiar) wymyślili wielkie wyjście, uwaga: do sklepu. Jako, że nie wszystkim się ten pomysł uśmiechał, bo mieli: kolejny poziom gry do przejścia (Rucek), nowy numer czasopisma do przeczytania (Możdżon), wrzucić fotkę na fejsa (Kłos + Wronka) albo chcieli po prostu odpocząć po podróży (Ziomek) zostali w budynku. Sam wahałem się co zrobić, ale podjęcie decyzji ułatwiła mi pewna brunetka, która stwierdziła, że z takimi zapuchniętymi od płaczu oczami nigdzie nie idzie.
Tamci sobie poszli, a ja stwierdziłem, że warto dziewczynę zająć czymś, żeby tylko nie myślała o przeszłości. Ostatni rzut okiem w lustro o mogłem opuścić pokój. Przemierzyłem korytarz i zapukałem do drzwi.
  • Wchodź Dziku. - Usłyszałem.
Chwyciłem za klamkę i znalazłem się w środku.
  • Skąd wiedziałaś, że to ja? - Zapytałem zrezygnowany, bo chciałem zrobić jej niespodziankę swoim przyjściem.
  • Jako jedyny masz jeszcze za grosz kultury i potrafisz zastukać wchodząc do pomieszczenia. - Uśmiechnęła się, a mi zmiękły kolana. - Chodź, siadaj.
  • Pomyślałem, że może przyda Ci się towarzystwo.
  • Trafiłeś w sedno. Nie chcę być teraz sama. Jednak błagam, nie zaczynać tematu przeszłości. - Przestrzegła mnie.
  • Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie wrócić do tego. - Uśmiechnąłem się.

Karol K.

Igła z Winiarem zebrali ekipę i gdzieś poszli. A ja znów dałem się namówić Wronce na pozostanie w pokoju. No, ale fakt, miałem kilka fotek do obrobienia. Dość szybko to poszło, dlatego zastanawiałem się czym mogę się zająć.
  • Wrona! - Krzyknąłem do kolegi.
  • Czego się drzesz? - Zapytał jakże kulturalnie. - Przecież jestem dwa metry od ciebie.
  • Ale to tak profilaktycznie. - Usprawiedliwiłem się. - Bo mi się nudzi. Nie wiesz przypadkiem kto został?
  • My, Możdżon, Rucek, Ziomek Marcela i Dziku. - Wymienił jednym tchem.
  • O! To może odwiedzimy naszą asystentkę? - Podałem propozycję.
  • A to nie głupie. - Doszedł do wniosku Endrju po dłuższej chwili namysłu. - Kto ostatni w jej pokoju ten Kłos. - I wybiegł.
Zerwałem się szybko i już po sekundzie razem biegliśmy po korytarzu.
  • Co to za stado słoni? - Musieliśmy się nagle zatrzymać, bo z pokoju wyłoniła się głowa Łukasza Ż. - Gdzie się tak spieszycie?
  • Do pokoju Kornackiej. Bo Wronka powiedział, że kto ostatni ten Kłos. - Poskarżyłem się. - Idziesz z nami?
  • Czemu nie. Tylko powiedzcie numer pokoju, to zamknę swój i przyjdę.
  • Ten tam. - Andrzej pokazał piąte drzwi na prawo od nas.
  • Dobra. - Łukasz zniknął tak szybko jak się pojawił, a my kontynuowaliśmy naszą wojnę.

Marcelina

Siedzieliśmy z Michałem, rozmawiając. Starał się jak mógł, żeby tylko poprawić mi humor. Właśnie opowiadał różne anegdotki klubowe, gdy ktoś wpadł do pokoju z okrzykiem na ustach:
  • Cha! I kto jest mistrzem?! - Skromność siatkarzy mnie poraża.
  • No Wrona. Gdzie tu jakakolwiek sprawiedliwość? - Zaczął jęczeć Karol.
  • Mówiłem, kto ostatni ten Kłos. - Andrzej wzruszył ramionami. - Czyli wszystko się zgadza.
  • I teraz masz focha! - Kłosik zaplótł ręce na klatce piersiowej. - I teraz nie dodam tej fotki na fejsa! - Tupnął nogą.
  • Misiek, powiedz mi... - Szturchnęłam siedzącego obok mnie Kubiaka. - Czy ja trafiłam do przedszkola?
  • Hmmm... Fakt. Zapomniałem ci powiedzieć, że asystentka trenera to zarazem przedszkolanka. Spojrzał na mnie rozbrajającym wzrokiem.
Zapewne kłótnia Karola i Andrzeja trwałaby nadal, gdyby nie przybycie kolejnej osoby, która, uwaga: potrafi kulturalnie wejść do pomieszczenia.

Łukasz Ż.

Zastukałem w drzwi, po chwili otrzymując pozwolenie na wejście.
  • Cześć. Mogę? - Zapytałem
  • Proszę. - Uśmiechnęła się brunetka.
  • A tym co? - Wskazałem na odwróconych od siebie środkowych, kiedy zajmowałem miejsce obok przyjmującego.
  • Kłótnia małżeńska. - Odpowiedział jak najbardziej poważnie Michał.
  • Poważna sprawa. Może trzeba im załatwić terapię małżeńską? - Odparłem w tym samym tonie.
  • A ja założę się, że po doliczeniu do dziesięciu, się pogodzą. - Dodała również szeptem Marcelina.
  • To o co się zakładamy? - Michał uniósł brew do góry.
  • Jeśli ty wygrasz, to ja... - Przerwała zastanawiając się.
  • To ty pomalujesz pastą do zębów Andreę w nocy. - Podałem propozycję. - A jeśli Kubiak przegra, to będzie miał rundkę dookoła budynku z Zatim na plecach.
  • Dobra. - Zgodzili się oboje, po czym podali sobie dłonie, a ja przeciąłem zakład.
  • Od teraz liczę do dziesięciu. - Asystentka nadal cicho mówiła, zresztą my z przyjmującym również.
  • Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... - Marcelina przerwała, gdyż po drugiej stronie pomieszczenia środkowi zaczynali się godzić.
  • No dobra. Przegiąłem. Karol, wybacz mi.
  • A nie mówiłam?! - Ucieszyła się dość głośno dziewczyna, powodując, że młodsi siatkarze spojrzeli na nią zdziwieni. - Ups. Przepraszam, że wam przerwałam. - Oblała się rumieńcem.
  • Ehh... Wybaczam. - Westchnął Kłos. - A co mówiłaś? - Zwrócił się do brunetki siadając bliżej nas na ziemi.
  • Yyy... - Zawahała się. - Mogę im powiedzieć? - Spojrzała w stronę moją i Dzika.
Spotkała się z potwierdzeniem z naszej strony i krótko opowiedziała o zkładzie.
  • Kurcze, dzwonię do Pawełka, żeby się pospieszyli. Ale będzie widowisko. - Zatarł ręce Karol.
  • Nigdzie nie dzwoń. Jak przyjdą to będą. - Przeraził się Michał.
  • Ej, a może zagramy w kalambury? - Zapytał ni z gruszki, ni z pietruszki Andrzej.
  • Dobra. - Zgodziliśmy się.

Michał K.

Zgodziłem się na ten zakład. Ale teraz sobie zadaję pytanie, po co? No tak, zapominam przy Marcelinie, co mam mówić. Trudno. Ale Ziomek też dowalił mi z tym biegiem z „bagażem”. Całe szczęście, że wybrał Pawła, a nie na przykład Marcina.
Propozycja Wrony spotkała się z akceptacją, dlatego jego wytypowaliśmy na pierwszego „ochotnika”. Wyszedł na środek, poprawił włosy i podał kategorię.
  • Ekhem. To będzie tytuł zagranicznego filmu.
I tak rozpoczęliśmy zabawę, nie zwracając uwagi na szybko mijający czas.

Marcelina

Chyba godzinę wygłupialiśmy się odgadując różne hasła. Najtrudniejsze zawsze wymyślał Łukasz. Ja nie wiem skąd mu takie przychodziły do głowy. Ale czas było zakończyć grę, ponieważ przyszła cała reszta drużyny z wyprawy.
  • Ej, paczajcie co mam! - Do mojego pokoju wpadł Igła z całym naręczem ciastek, żelek, czekolad i chrupek, które rzucił na łóżko i wybiegł.
  • Krzysiek... - Rzuciłam w przestrzeń i zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć on pojawił się ponownie z drugą taką samą porcją zakupów.
  • Można to u ciebie przechować? - Spojrzał na mnie błagającym wzrokiem.
  • Niby gdzie? - Zapytałam.
  • Już ty sobie to poukładasz, gdzie będziesz chciała. - Uciekł zanim zaprotestowałam.
  • Przepraszam, czy wy to widzieliście, czy to była tylko projekcja w mojej wyobraźni? - Odwróciłam się w stronę czwórki siatkarzy siedzących od dłuższego czasu u mnie.
  • On tu był naprawdę. - Powiedział Kłos, po czym uderzył się ręką w czoło. - To w takim razie ja idę po Pezeta. Dziku, szykuj się. - Puścił mu oko.
  • W takim razie, proszę państwa, zapraszam na zewnątrz na wielkie widowisko. - Zaśmiał się Ziomek.
Wyszliśmy gęsiego przed budynek, gdzie była już reszta siatkarzy.

Michał K.

Słowa dotrzymam i nie poddam się. Udawałem, że się rozgrzewam kiedy Karol przyprowadził Pawła.
  • Wiesz już, co cię czeka? - Zaczął Łukasz.
  • Słyszałem. - Zati był trochę przerażony.
  • Czekajcie na mnie! - Usłyszeliśmy krzyk i jak na zawołanie wszyscy spojrzeliśmy do góry. - Przecież muszę to uwiecznić. - Usprawiedliwił się Igła. - Już idę. - I znikł z okna.
Zrobiłem jeszcze dwa przysiady i przybiegł Iglasty.
  • No, teraz możecie zaczynać. - Zakomenderował i włączył kamerę.
Zati stanął na ławce, żebym miał wygodniej zabrać go na barana. Wskoczył mi na plecy i już po chwili okrążałem budynek, a za mną oczywiście podążała cała reszta. Szybko wykonałem zadanie i z satysfakcją odpoczywałem nabierając powietrza w płuca.
  • Pierwszy raz jechałem na Dziku. - Westchnął Zator.
  • I ostatni. - Dodałem. 

     ~*~

    Witam. 
    Przepraszam ponownie. Znów jakiś taki nijaki mi się wydaje, bez akcji... Ale cóż.
    Chcę Was poinformować, że kolejny post pojawi się najprawdopodobniej dopiero początkiem listopada. Chcę teraz skupić się na konkursie z polskiego. A czuję, że nie dam rady kontynuować dwóch opowiadań na raz, skoro na to ledwo znajduję czas. Wybaczcie mi. 

    Łosiu Ty mój, nie łam się. To, że wczoraj nie było idealnie o niczym nie świadczy. Każdemu zdarzają się błędy. Wiem, że jesteś perfekcjonistką w każdym calu, ale nie przejmuj się. Jak widziałam tą Twoją minę wczoraj, to aż mi się serce krajało. Wiem, też że będziesz to czytać, dlatego uśmiech proszę. Bo jak nie to w poniedziałek Cię dopadnę. I tym razem to Ciebie będą boleć plecy tam gdzie kończą swą szlachetność. 

    Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz przepraszam.

sobota, 5 października 2013

Osiemnastka

Grzegorz K.

        Przysłuchiwaliśmy się rozmowie Marceliny z ojcem z uwagą. Nie żebyśmy podsłuchiwali. Broń Boże! My byliśmy w szoku! Szczególnie jak zaczęła monolog skierowany do matki. Co ta kobieta musiała jej napsuć krwi...
        Asystentka trenera rozłączając się odwróciła się w naszą stronę. Ujrzeliśmy wówczas łzy zebrane w samych kącikach oczu. Zamknęła na dwie sekundy powieki, zacisnęła pięści i krótko powiedziała:
- Przepraszam!
Zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować usłyszeliśmy głośne zamknięcie drzwi. Chłopaki pobledli i nie wiedzieli co mają powiedzieć. Zresztą ja miałem tak samo.
Pierwszy otrząsnął się Dzik:
- Panowie, coś trzeba z tym zrobić. Przecież ona już jedno załamanie przeżyła. A teraz znowu jej matka coś musiała nagadać.
- Jak na razie to możemy tylko za nią biec. - Winiar się podniósł.
- To na co jeszcze czekamy? - Również wstałem.
- Idziemy! - Kubiak skinął na nas dłonią. - Ale dobrze byłoby żeby jeden został w pokoju... Tak na wszelki wypadek...
Już mieliśmy wybierać kto zostaje, ale drzwi do pokoju się otworzyły i usłyszeliśmy głos:
- To Spała, czy ja jestem gdzie indziej?
- Ziomeeeeeek! - Igła gwałtownie rzucił się Łukaszowi na szyję.
- Czyli jednak Spała... - Żygadło przyaktorzył i pociągnął nosem.
- Igła, czyli ty zostań z Łukaszem, a my biegniemy. - Dziku znów zakomenderował.
- Ale gdzie...
Tylko tyle usłyszeliśmy, gdyż szybko opuściliśmy pokój, a potem budynek.

Krzysztof I.

- Ale gdzie... - Ziomek się zawiesił widząc zamykające się drzwi. - Wy biegniecie? - Dokończył cicho. - Krzysiu, możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - Ułożył swój bagaż pod ścianą i rzucił się na łóżko.
- Do czego nawiązujesz? - Zacząłem się kręcić po pokoju rozmyślając.
- Najpierw wpada na mnie jakaś zapłakana brunetka, potem jakieś tajne zgromadzenie w tym pokoju kończy się pościgiem. - Nagle przed twarzą zobaczyłem machającą dłoń. - Ignaczak! Czy ty mnie słuchasz?
- Ależ oczywiście, Żygadło. - Tu trochę minąłem się z prawdą.
- To o czym mówiłem? - Próbował mnie sprawdzić.
- Eee... - Podrapałem się po karku. - O... - Przełknąłem ślinę. - O...
- Tak jak myślałem. - Westchnął i z powrotem usiadł. - Mów, co tu się dzieje.
- Bo wiesz... - Zacząłem opowiadać całą historię od początku.

Marcelina

        Biegłam brukowaną ścieżką w stronę lasu. Właśnie zbliżałam się do parkingu, gdy już drugi raz w przeciągu najwyżej trzech minut, na kogoś wpadłam. Zachwiałam się, co spowodowało, że poczułam jak ląduję na ziemi. Znów otarłam dłonią łzy i spojrzałam do góry. Przyjęłam pomoc jaką były wyciągnięte ręce i wstałam.
- Co się stało? - Martyna podała mi chusteczki i przytuliła mnie.
- Nie nic. Nie ważne. - Pociągnęłam nosem.
- Jasne, właśnie widzę. - Zaironizowała puszczając mnie. - Chodź, pogadamy. Będzie ci lepiej.
Cały czas spoglądałam w dół. Bałam się napotkać jej spojrzenie. Ale coś podpowiadało mi, że mogę jej zaufać.

Grzegorz K.

        Wybiegliśmy, rozdzielając się w różne strony. W drodze ustaliliśmy, że damy sobie znać jeśli ją znajdziemy. Nogi prowadziły mnie w stronę lasku. Szedłem dosyć szybko. Zostało mi jeszcze jakieś, na oko, trzydzieści metrów do parkingu, gdy zauważyłem Pita Martynę wraz z Marceliną. Kamień spadł mi z serca. Ruszyłem więc w ich stronę, jednak blondynka skinęła dłonią na znak, że mam odejść i być spokojny. Dlatego też wycofałem się cichutko w międzyczasie pisząc do chłopaków, że wszystko jest w porządku.

Martyna

        Objęłam ramieniem nadal szlochającą Marcelinę i razem opuściłyśmy teren ośrodka. Doskonale rozumiem, że czasem warto pomilczeć. Dlatego nie naciskałam i czekałam, aż sama się otworzy i coś powie. Szłyśmy wolno w stronę lasu. Kątem oka widziałam, że brunetka kilkukrotnie zamierzała otworzyć usta i wypowiedzieć jakieś zdanie, jednak na próbach się skończyło. Dotarłyśmy do jeziora i usiadłyśmy na pomoście. Po kolejnych kilku minutach ciszy postanowiłam ją przerwać i zaczęłam:
- Słuchaj, wiem, że się dobrze nie znamy, ale możesz mi zaufać. Wiem, że masz tu z kim pogadać, bo już zakumplowałaś się z chłopakami... - Celowo zrobiłam pauzę w oczekiwaniu czy jakoś nawiąże rozmowę.
- Skąd wiesz? - Podniosła na mnie wzrok.
- Piotrek mi mówił. Opowiadał o tobie, oczywiście w samych superlatywach. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Dużo ci mówił? - Otarła dłonią spływającą łzę.
- Trochę owszem, ale nie wiem na przykład, jak to się stało, że z nimi pracujesz.
- Jesteś pewna, że chcesz tego słuchać?
- Oczywiście, że chcę. Opowiadaj. Mamy czas.

Michał K.

        Kamień spadł mi z serca, jak dowiedziałem się od Kosy, że Marcela jest z Martyną. Lubiłem blondynkę i Piter miał szczęście, że ją poznał. Też chciałem mieć kogoś takiego, ale jak na razie na moich marzeniach się kończyło. Prawdę mówiąc, miałem pecha w miłości. Kilkukrotnie się sparzyłem, a teraz... Teraz moje myśli często były zajęte Marceliną. Polubiłem ją i to bardzo...
        Siedząc na schodach ośrodka zastanawiałem się jak delikatnie dać jej do zrozumienia, że lubię ją, ale nie tak jak koleżankę... Tak jakoś bardziej... Nie wiem sam jak to określić. Ukryłem twarz w dłoniach, zamknąłem oczy i pomyślałem, że jedyne co mogę teraz dla asystentki zrobić, to ją wspierać.

Krzysztof I.

- I tak właśnie Marcelina trafiła tutaj. - Skończyłem opowieść.
- Przykre to. - Podsumował Ziomek.
- I kurde no, było w porządku. Aż do teraz. Do tego telefonu. - Westchnąłem i w tym samym momencie drzwi się otworzyły i wkroczyli Dwaj Muszkieterowie... Zaraz, zaraz przecież wychodzili trzej! No chyba, że ja liczyć nie umiem... Nie, z pewnością wychodzili w trójkę. Skoro jest Winiar i Kosa, to brakuje Dzika. - Ej, a gdzie zgubiliście Aramisa? Tfu. Kubiaka.
Jak na zawołanie obejrzeli się za siebie.
- Faktycznie, nie ma go. Ale przecież szedł za nami do wejścia. - Kosa się opamiętał.
- Boże. - Łukasz przybił facepalma. - Jak można zgubić takie duże stworzenie jakim jest Dzik? Ludzie... Wam kogoś dać pod opiekę. - Pokręcił głową.
- Ale przecież... - Winiar autentycznie się przejął.
- Ale przecież żartuję. - Westchnął zrezygnowany Ziomek.
- Dobra panowie, to ja wrócę i zobaczę gdzie Miśka wcięło. - Zaproponował Kosok i  wyszedł.

Grzegorz K.

        Zobaczyłem Michała siedzącego na schodach. Brodę oparł o kolana i tępo wpatrywał się w jakiś punkt na horyzoncie.
- Michał? - Dotknąłem jego ramienia, na co gwałtownie podskoczył.
- Przepraszam zamyśliłem się. - Odparł.
- Spoko. - Usiadłem koło niego widząc, że nie rusza się z miejsca. - Chcesz pogadać?
- Nie... To znaczy tak... - Miotał się w zeznaniach. - Bo tak sobie właśnie myślę, że Piter to ma szczęście, że ma taką dziewczynę jak Martyna. Właśnie... - Urwał.
- Co właśnie? - Zapytałem go.
- Dlaczego ja tak nie wiele wiem o twojej Kasi?
Uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienie jej imienia.
- Tak w sumie nie dawno jesteśmy razem, bo osiem miesięcy. Kasia jest na ostatnim roku inżynierii materiałów. Oprócz tego lubi biegać, dlatego często razem trenujemy. Jest wspaniała. I co najważniejsze, od pierwszego spotkania nie traktuje mnie jak sportowca, tylko normalnego człowieka. - Wymieniałem jej zalety.

Martyna

        Słuchałam opowieści Marceliny i zastanawiałam się, dlaczego tacy ludzie jak ona mają tak pod górę. Było mi jej szkoda. Ale widocznie musiała przeżyć swoje, żeby potem mogła mieć szczęście.
- Dobra, chodź. Trzeba ci jakoś poprawić humor. - Powiedziałam podnosząc się.
- Wątpię czy to się uda. - Westchnęła.
- Uda się, uda. Chłopcy zrobią imprezę, zabawisz się, zapomnisz. - Pocieszałam ją.
- Ale chyba to nie jest najlepszy pomysł.
- Jest najlepszy. Chodź. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Zawsze jesteś taka stanowcza? - Zapytała tuż przed bramą ośrodka.
- Ależ oczywiście. - Zaśmiałam się i pomachałam do Pita biegającego za Skiperem.


~*~
Na wstępie przepraszam najmocniej za to coś na górze. Moim zdaniem jest do niczego, ale pewna bardzo uparta blondynka, wierciła mi wczoraj dziurę w brzuchu o kolejną część. Swoją drogą minę miałaś boską :P A jako, że obiecałam to słowa dotrzymuję. Łośku, trzymam za Ciebie kciuki, żebyś pokazała im na tej olimpiadzie ;) A i byłabym zapomniała, teraz możesz swojej kuzynce przekazać ten fragment :P

Pozdrawiam Was serdecznie, a także baaaaardzo dziękuję za ponad 7000 tysięcy wyświetleń.