niedziela, 29 czerwca 2014

Trzydziestka czwórka

Marcelina

- No wreszcie! - Martyna przewróciła oczami, po czym przywitała się. - Siedzę tu już... - Przerwała by spojrzeć na telefon. - Całe 10 minut i czekam, aż ktokolwiek przyjdzie.
- Uważaj, żebyś przypadkiem korzeni nie zapuściła. - Odgryzł się przechodzący właśnie Piotrek.
- Ha. Ha. Ha. Very funny. - Zaironizowała.
- Widzę, że humor dopisuje. - Usiadłam obok niej. - Dlaczego masz tu czekać?
- Mam informować wszystkich, że mamy się spotkać w konferencyjnej o 12. - Westchnęła ciężko. - Znaczy się do czasu, kiedy ty przyjdziesz. - Od razu na jej twarz wyszedł dziwny uśmieszek. - To ja idę sprawdzić, czy przypadkiem nie ma mnie gdzieś daleko stąd.
- Najpierw, koleżanko, to ja pójdę zanieść bagaż. Dopiero jak wrócę, to sobie znikniesz. - Odezwałam się zanim zdążyła wstać.
- Noooo dooobra. - Skwitowała.
W tym też momencie dostałam od Michała wiadomość, że czeka przy samochodzie i jeżeli chcę torbę, to mam okazję ją zabrać. Szybko dotarłam na parking. Kubiak stał oparty o maskę i wpatrywał się w boisko do plażówki.
- Pograłbyś, co? - Zapytałam, czym chyba nieco go przestraszyłam, bo aż się zerwał.
Stanęłam obok niego i prawie natychmiast objął mnie ramieniem.
- Zagramy tam, ale razem. - Zaśmiał się, widząc moje przerażone spojrzenie. - No co? Odkąd tu jesteś, ani razu nie brałaś udziału w treningu. Czas to zmienić. - Puścił mi oczko. - A teraz, chodźmy. - Zgarnął z bagażnika moją i swoją torbę.
- Daj, wezmę. - Chciałam mu pomóc.
- Kpisz, czy o drogę pytasz? - Znów uśmiech zagościł na jego twarzy. - Łap! - Rzucił mi jedynie klucze z ładnym brelokiem.
- Co mam z tym zrobić? - Zdziwiłam się.
- Jak będziesz potrzebować gdzieś jechać czy coś... - Próbował wyjaśnić. - Są twoje. To drugi komplet. - Dodał.

Martyna

- Dłużej się nie dało? - Wstałam widząc Marcelinę.
- Przepraszam.
- Wybaczam. Poznaj moją łaskawość. - Spojrzałam na telefon i już miałam odchodzić, ale szybko usiadłam. - Popatrz. - Szepnęłam do brunetki.
- Ale o co ch... - Urwała widząc, o co, a raczej kogo mi chodziło. - Znowu ona? - Skrzywiła się. - Przecież Beaty miało tu już nie być...
- Widocznie potrzebowali zastępstwa... - Wzruszyłam ramionami. - Jak przedtem miałam ciężko znieść te jej glonowate włosy, to teraz jeszcze trudniej będę miała się przyzwyczaić się do tego marchewkowego koloru.
- Ciii. - Szepnęła asystentka. - Idzie tu...
- O hejka, dziewczyny. Co tam? - Zapytała jak gdyby nigdy nic, ale nie czekała na naszą odpowiedź. - Wiecie co? Byłam w spa... - Rozmarzyła się.
- I co? Zamknięte było? - 1:0 dla mnie.
- Nie rozumiem... - W końcu przyznała się.
- Lustro w domu masz? - Inicjatywę przejęła Marcelina.
- Mam.
- Patrzysz czasem? - Asystentka odgarnęła kosmyk z czoła.
- Patrzę co dzień.
- I co, boli? - Zapytała drwiąco Kornacka.

Michał K.

- Panowie. - Uciszył wszystkich trener. - Zaczynamy dziś bardzo ważne zgrupowanie... - Rozpoczął swoją przemowę Andrea.
Przypominał nam o nadchodzącym wielkim wydarzeniu, czyli Mistrzostwach Europy. Co dziwne, wszyscy słuchali go z uwagą.
Skończył jakieś 10 minut przed czasem wydawania obiadu. Jak to zwykle bywało szybko zebraliśmy się i poszliśmy grupą na stołówkę. Na samym początku szedł Ignaczak z Winiarskim, tuż przede mną i Marceliną. Nagle zatrzymali się.
- Co jest? - Zapytałem.
- Tam jest coś dziwnego. - Winiar zrobił przerażoną minę. - Ja się boję.
- „Marchewkowe pole rośnie wokół mnie...” - Zanucił przechodzący Bartek.
- Nie żebym miał coś do rudych, Kubuś, ale ona to przesadziła. - Otrząsnął się z pierwszego szoku Krzysiek.
- No panowie, trochę kultury. Tolerancja i te sprawy... - Powiedziała Martyna, ale umilkła widząc skierowane na siebie wszystkie spojrzenia.
Zakończyliśmy tym akcentem małą pogawędkę i po chwili siedzieliśmy już przy stolikach.
- Pamiętasz co ci obiecałem? - Zapytałem Marcelinę. - Trener zgodził się bez wahania zrobić popołudniowy trening na świeżym powietrzu i oczywiście angażując was dwie w to.
- Żartujesz sobie... - Spojrzała na mnie z politowaniem.
- Ależ skąd. - Puściłem do niej oko.

Marcelina

- Dziewczyny, dobrze, że was widzę. - Zaczął trener kiedy spotkał nas przed pokojem. - Doszły mnie słuchy, że chciałyście z nami pograć.
Wymieniłyśmy z Martyną tylko spojrzenia.
- Kto trenerowi, takich głupot naopowiadał? - Odpowiedziała blondynka.
- Kilku chłopaków się za waszą prośbą wstawiło. A co nie było tak? - Westchnął widząc nasze przeczące kręcenie głowami. - Mogłem się tego spodziewać... Zrobią wszystko, żeby tylko komuś dogryźć...
- Niech się trener nie martwi. Udowodnimy im, że się nie poddajemy. - No cóż, musiałam podjąć decyzję za nas dwie. - Zagramy z nimi.
- Cieszę się. - Posłał nam uśmiech i udał się do swojego pokoju.
- Co za mendy! - Martyna rzuciła się na łóżko tuż po zamknięciu drzwi. - Mała zemsta?
- Nie damy im tej satysfakcji, że się skompromitujemy, co? - W mojej głowie zaczął rodzić się chytry plan.
- Jasne.

Martyna

Punktualnie o 15 stawiłyśmy się na boisku. Oczywiście panowie mieli czas i spóźnili się kilka minut. Tym razem trener im odpuścił, ale wiedziałam, że i tak nasz plan czegoś ich nauczy.
Kiedy już wszyscy rozgrzaliśmy się, Andrea postanowił dać im jeszcze dziś luz i pozwolił pograć dla przyjemności. Rozlokowali mnie i Marcelinę do dwóch przeciwnych składów. I tak też blisko dwie godziny musiałyśmy się użerać z docinkami dwumetrowców.
Po skończonej grze jednak, widać w ich oczach szczerość, powiedzieli, że nie sądzili abyśmy sprostały wyzwaniu i na dodatek całkiem dobrze nam szło. Wszyscy udaliśmy się do ośrodka i swoich pokoi, by się odświeżyć. Wtedy też miałyśmy szansę na małą zemstę na Piotrku i Michale.
Odczekałyśmy chwilę i cicho przemknęłyśmy do ich pokoi. Bezgłośnie nacisnęłam klamkę i niczym ninja weszłam do środka niezauważona. Nikogo w pomieszczeniu nie było, a spod prysznica dochodziło nucenie Piotrka. Miałam dosłownie kilka sekund na przyczepienie bezbarwnej żyłki do Pitowego telefonu. Akcja przebiegła pomyślnie. Położyłam urządzenie tuż koło łazienki i wyszłam na korytarz zostawiając uchylone drzwi. Tak samo miała postępować Marcelina, z którą spotkałam się na korytarzu. Przybiłyśmy piątki i chowając się we wnękach po dwóch stronach korytarza, zadzwoniłyśmy do naszych „kolegów”, wcześniej wysyłając sms do trenera, że jest potrzebny i powinien przyjść do naszego pokoju.
Telefony się rozdzwoniły i słychać było, jak panowie pospiesznie wychodzą z łazienki w celu odebrania połączenia.
- Kurde, Bartek to się nigdy nie nauczy zamykać drzwi. - Usłyszałyśmy głos Piotrka.
- Co mój telefon robi na ziemi? Nie pamiętam, żebym go tu kładł... - To Michał.
W tym też momencie pociągnęłyśmy za umocowane sznurki i telefony zaczęły przed nimi „uciekać” na korytarz.
- Co jest grane? - Dało się usłyszeć niemal równocześnie.
Wyszli z pokoi, w samych ręcznikach. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem.
- A co tu się wyprawia? - Krzyknął Andrea, że aż podskoczyli.
Miałyśmy idealny podgląd na całą sytuację.
- Oszaleliście do końca? Wiele rozumiem, ale u siebie w domu nie jesteście. Tu jest pełno innych ludzi. - Mówił spokojnie, ale z wyrzutem.
Kiedy słuchali trenera, my bezszelestnie przyciągnęłyśmy telefony ku sobie i wyłączyłyśmy połączenia. Usunęłyśmy też z historii, że to my próbowałyśmy się połączyć.
- Bo, trener nie uwierzy, ale nasze telefony zaczęły uciekać. - Próbował tłumaczyć Piotrek.
- Masz rację nie uwierzę. - Odpowiedział Anastasi.
- Ale to prawda. Zaczęły dzwonić i wtedy jakoś wydostały się z pomieszczenia. - Michał również usiłował brzmieć wiarygodnie.
- Tak. Dostały nóg i wyszły na spacer się przejść. - Skwitował Andrea i zrezygnowany machnął na nich ręką. - Więcej nie namówicie mnie na trening na zewnątrz, bo widać, że wam słońce szkodzi. Idźcie się ubrać. W tej chwili.
Chłopcy wrócili do swoich pokoi zamykając głośno drzwi za sobą. Wtedy my, jak wykwalifikowane ninja, odpięłyśmy żyłki, wytarłyśmy telefony (odciski palców itp.) i położyłyśmy pod ich drzwiami. Potem w ułamku sekundy znalazłyśmy się u siebie.
- Misja przebiegła pomyślnie. - Przybiłyśmy piątki i usunęłyśmy jakiekolwiek dowody, że to my stoimy za znikającymi telefonami.

Michał K.

To co się wyprawiało, przechodziło ludzkie pojęcie. Przecież niemożliwym było, że urządzenia same z siebie zaczęły się od nas oddalać. Już przebrany opuściłem pomieszczenie, by udać się do Piotrka. Ktoś musiał tę sytuację wyjaśnić. Ledwo przekroczyłem próg, zauważyłem tuż naprzeciw smartphone Pita. Coś mnie tknęło i spojrzałem pod własne stopy. Oczom uwierzyć nie mogłem. Również i moja komórka tam była. Podniosłem oba urządzenia i zastukałem do drzwi.
- Nie wiem kto z nas kpi, ale jak się tylko dowiem to... - Środkowy aż nie dokończył zdania.
- Sprawdźmy, kto do nas dzwonił i się przekonamy. - Zaproponowałem.
- To nie jest głupie.
Obaj wybraliśmy z menu potrzebną funkcję, lecz nic nie znaleźliśmy.
- No tak... Mogliśmy się tego spodziewać... Ale kto chciał się na nas zemścić i za co... Bo wiadome, że to była ustawka... - Zaczął rozmyślać Nowakowski.
- Wiem! - Krzyknąłem, doznając jakiegoś olśnienia. - Dziewczyny...

Marcelina

Ledwo się obejrzeliśmy już minął prawie miesiąc i szykowaliśmy się do meczów sparingowych z Serbią. Miały one być rozgrzewką przed Memoriałem Wagnera, po którym czekał największy sprawdzian – Mistrzostwa Europy.
Przechadzałam się po hali w Płocku tuż przed pierwszym meczem z Holandią zwiedzając obiekt. Znudzona oczekiwaniem na chłopaków usiadłam wraz ze statystykami. Przynajmniej na chwilę miałam jakieś towarzystwo. W końcu jednak drużyna zdecydowała się wyjść na płytę boiska, a ja miałam odbyć jeszcze krótką rozmowę z trenerem. Po zamienieniu paru zdań, zajęłam poprzednie miejsce i stamtąd obserwowałam przebieg meczu. Pierwszego seta przegrali, ale potem rozgromili przeciwników z Holandii.
Podobnie było następnego dnia z Niemcami. Pokonali do zera drużynę z sąsiedniego kraju. Tyle szczęścia nie mieli w meczu z Rosją, jednak dwie wygrane pozwoliły na zdobycie kolejnego pucharu z tej imprezy.
- To teraz kierunek Gdańsk, panowie... - Podsumował trener. 

~*~
 Nawet nie wiem, co powiedzieć :(

sobota, 21 czerwca 2014

Trzydziestka trójka

Marcelina

- Michał, długo jeszcze? - Zawołałam do Kubiaka, który biegał jak oszalały po całym mieszkaniu. - Powinniśmy już wychodzić...
- Denerwuję się... - Westchnął, gdy już znalazł się przede mną.
- Czym? - Zdziwiłam się.
- Jak wypadnę w oczach twojej siostry...
- Misiek... - Zaśmiałam się. - Przeżyłeś konfrontację z rodzicami, to z Michaliną sobie też poradzisz. Chodź! - Pociągnęłam go za rękę do wyjścia.
- A walizki? - Przewrócił oczyma.
- No fakt.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już wygodnie w samolocie. Podróż minęła szybko i spokojnie. Na lotnisku czekała na nas już moja siostra.
- Nareszcie! - Ucieszyła się, gdy już wpadłyśmy sobie w ramiona.
- A to jest właśnie Michał. - Przedstawiłam ich sobie nawzajem.
- Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać osobiście. - Moja siostra znów się ucieszyła. - Marcelina wiele mi o tobie opowiadała.
- Pewnie troszkę przy tym naściemniała. - Kubiak spojrzał na mnie podejrzanie.
- A to się okaże. - Puściła mi oko. - To jedziemy. - Odpaliła samochód, kiedy już do niego wsiedliśmy.
Po kilku minutach drogi zaparkowaliśmy na podjeździe.
- No, no, no... - Michał zaczął przyglądać się budynkowi.
Był rzeczywiście piękny. Parterowy, z czerwoną dachówką, jasnymi ścianami, dużym tarasem i cudnym ogrodem pełnym róż. W końcu moja siostra była architektem, więc stworzyła dom swoich marzeń.
- Coś ten twój kolega... - Tu specjalnie Michasia zaakcentowała ostatni wyraz. - Jakiś taki małomówny jest.
- Ja? - Zdziwił się Dziku.
- Nie, ten niedźwiedź stojący za tobą. - Michał gwałtownie podskoczył i obejrzał się za siebie, na co moja siostra tylko uderzyła otwartą dłonią w czoło. - Coś czuję, że najbliższy tydzień będzie ciekawy. Chodźcie do środka.

Michał K.

Weszliśmy do hallu przez duże oszklone drzwi. Wnętrze było jeszcze bardziej imponujące niż wygląd zewnętrzny. Każdy element doskonale do siebie pasował.
- Młoda! - Ucieszył się około trzydziestoletni facet jak weszliśmy do salonu.
- Dobrze cię widzieć, szwagier. - Przytulili się. - Czy mi się wydaje czy ci się przytyło?
- Lepiej przedstaw swojego chłopaka, a nie mi wagę wypominasz. - Udał oburzonego.
- W takim razie... To jest Michał. - Wskazała na mnie. - A to mój szwagier, Aleks.
- Cześć. - Jego uścisk dłoni był krótki, ale rzeczowy.
- Dobra, papużki. Zapraszam na obiad. - Mąż Michaliny wskazał na sąsiednie pomieszczenie.

Marcelina

- Siostraaaa! - Usłyszałam wołanie Michaliny.
- Co jest? - Podążając za jej głosem dotarłam na taras.
- No jak to co? Prawie pół roku cię nie widziałam, musisz mi opowiedzieć wszystko na żywo. - Poklepała miejsce obok siebie. - Mam specjalne zaproszenie wysłać?
Starałam się dostarczać jej na bieżąco wszystkie informacje telefonicznie, jednak z racji na wagę niektórych spraw, wolałam o nich nie wspominać. Pominęłam np. moją próbę skoczenia pod pociąg. Wiedziałam jednak, że Michasia i tak wyciągnie ode mnie wszystko...
- Zacznę od tego, gdzie poznałaś tego przystojniaka? - Zapytała śmiejąc się. - Powiem ci szczerze, że nigdy nie lubiłam Michała. Wiem, wiem. Nie powinno się o nieżyjących źle mówić, ale jemu od początku źle z oczu patrzyło. A teraz widzę coś innego... - Zaczęła tajemniczo i urwała.
- Niby co? - Się psycholog od oczu znalazł.
- Troskę i odpowiedzialność. - Odpowiedziała „specjalistka”. - Powiedz jak się poznaliście.
I tu trafiła w czuły punkt. Nie chciałam jej opowiadać tego, co z mojej pamięci powinno zniknąć jak najszybciej.
- Spotkaliśmy się na peronie z całą drużyną i tak wyszło. - Troszkę ominęłam prawdy.
- Ściemniasz... - Stwierdziła Michalina. - Ale ja i tak dojdę prawdy.

Michał K.

Marcelina wyszła na zewnątrz, a ja zostałem z Aleksem w salonie.
- Czym ty się tak stresujesz? - Usłyszałem.
- Ja? - Kurdee, znów wyszedłem na głupiego. - Nieee... Mylne wrażenie.
- Jasne. A ja jestem Lewandowski. - Zakpił.
- Rzeczywiście podobny. - Powiedziałem po chwili udawanego przyglądania się.
- Raczej nie gryziemy, więc nie masz się czego bać.
- Taa... A jak połykasz w całości? - Czułem się już nieco spokojniej.
- Gdzie się z Marcyśką poznaliście? - Zmienił temat.
I teraz konflikt w mojej głowie: powiedzieć mu całą prawdę, czy jednak trochę ominąć?
- Spotkaliśmy się z nią na peronie wraz z całą drużyną. - Wybrałem bezpieczniejszą wersję. - I tak jakoś wyszło.

Marcelina

Dzień szybko dobiegł końca. Byliśmy zmęczeni, więc nie siedzieliśmy długo. Nazajutrz obudziliśmy się z dobrym nastawieniem.
- Jakie macie plany na cały dzień? - Zapytała moja siostra podczas śniadania.
- Myśleliśmy o spacerze po mieście. - Odpowiedział Kubiak spoglądając na mnie.
- Dobra decyzja. - Uśmiechnęła się Michalina.
- Masz dziś wolne? - Spytałam ją, odkładając kubek do zlewu.
- Owszem. - Uśmiechnęła się.
- Marcelina, uważaj na każde słowo, które właśnie wypowiesz, bo może ono zostać wykorzystane przeciwko tobie i twoja siostra jeszcze będzie skłonna bawić się w przyzwoitkę. - Aleks właśnie wszedł do kuchni.
- No wiesz co?! - Oburzyła się moja siostra.
- Też cię kocham. - Szwagier pocałował Michasię kończąc tym samym wymianę zdań. - A wam... - Tu zwrócił się do mnie i Michała. - Dobrze radzę, jeżeli chcecie w spokoju pozwiedzać, idźcie teraz. Jestem jeszcze w stanie na chwilę zatrzymać żonę, by dała wam luz. - Zaśmiał się, za co oberwał w ramię.
- Ej. Tylko bez takich. - Powiedziała Misia. - Czy ty przypadkiem nie powinieneś już wychodzić? - Zapytała męża.
- O kurdeee. Faktycznie już późno. - Złapał telefon i kluczyki. - Bawcie się dobrze. Pa.

Michał K.

- To miłego dnia. - Pomachała nam Michalina, kiedy już opuszczaliśmy dom.
- Gdzie najpierw? - Zapytałem, chwytając Marcelinę za rękę.
- Najpierw komunikacją miejską dostaniemy się do centrum. - Uśmiechnęła się.
Po kilkunastu minutach szliśmy już Mostem Hohenzollernów w stronę Katedry św. Piotra iNajświętszej Marii Panny. Trzeba przyznać, że budowla robiła wrażenie. Potem przeszliśmy ku ratuszowi.
- Robimy jakąś przerwę? - Starałem się by mój głos był w miarę obojętny, jednak chyba przybrał błagalny ton, bo Marcela aż się zaśmiała.
- Aż tak się zmęczyłeś? - Jej uśmiech jeszcze się powiększył. - Chodź, zjemy coś.
- Wreszcie... - Szepnąłem sam do siebie.
- Co ty tam mruczysz pod nosem? - Marcelina odwróciła się w moją stronę.
- Nie nic. - Dołączyłem do niej i trzymając się za ręce poszliśmy do knajpki.

Marcelina

- Jaki plan na dalszą część dnia?
- Jakieś muzeum? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ok. - Zgodził się. - Byle nie jakieś obrazy... - Zrobił cierpiętniczą minę.
- Dobrze, dobrze. - Przytaknęłam śmiejąc się. - Co powiesz na Niemieckie Muzeum Sportu i Olimpiady?
- Brzmi świetnie.
Widać było, że zwiedzanie sprawiło przyjemność Michałowi, co bardzo mnie ucieszyło.
- Masz jeszcze siłę? - Zapytał mnie podnosząc głowę sponad telefonu.
- Hmmm... - Udałam, że się zastanawiam.
Widać było, że Dziku coś kombinuje. Jednak nie odzywał się, tylko podszedł do mnie.
- To jak?
- Jestem już trochę zmęczona... - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- Ale moglibyśmy odwiedzić jedno miejsce... - Kubiak był coraz bliżej.
- Przekonaj mnie. - Zaczęłam się z nim droczyć.
- Mówisz, że mam cię przekonać... - Delikatnie ujął moją dłoń i pociągnął mnie ku sobie. - Mówisz i masz. - W tym momencie poczułam jego usta na swoich.
- Twój argument zadziałał. - Zaśmiałam się, czując równocześnie, że się czerwienię.
- To chodźmy. - Otoczył mnie ramieniem i poszliśmy w bliżej mi nieznanym kierunku.

Michał K.

- Muzeum czekolady? - Marcela była mocno zaskoczona. - Skąd wiedziałeś o istnieniu czegoś takiego?
- Internet. - Pomachałem telefonem.
Mieliśmy okazję zobaczyć tam produkcję czekolady oraz oczywiście spróbować ją. Przy okazji kupiliśmy też coś słodkiego na wieczór.
- I jak minął dzień? - Zainteresowała się Michalina, gdy przekroczyliśmy próg domu.
- Cudownie. - Powiedzieliśmy równocześnie.
- Pasujecie do siebie. - Powiedziała nie owijając w bawełnę starsza z sióstr, na co oboje z Marceliną się zaśmialiśmy.

Marcelina

Tydzień w Kolonii minął bardzo szybko. Oboje z Michałem odpoczęliśmy i wyciszyliśmy przed powrotem do Spały i następnymi rozgrywkami.
- Cieszę się, że przyjechaliście. Tylko szkoda, że już muszę się z wami żegnać. - Moja siostra zrobiła smutną minę na lotnisku.
- Może tym razem, wy nas odwiedzicie? - Zapytał Michał.
Troszkę zdziwiła mnie użyta przez niego forma „nas”. Ale ucieszyło mnie to. Poczułam wówczas, że jest całkiem inny niż był mój ex.
- Z chęcią. - Przyznała Michalina.
Następnie przytuliła nas, a my powoli się oddaliliśmy. Po kilkunastu minutach byliśmy już w drodze do Polski. 

~*~

Witam ponownie :) 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu został i czyta wybryki mojej chorej wyobraźni. 
Widzę, że liczba odwiedzin drastycznie zmalała i nie wiem, czy jest jeszcze ktoś kto pamięta o tym opowiadaniu. Dlatego proszę, by tym razem każdy kto czyta, zostawił po sobie jakiś ślad w postaci nawet najzwyklejszego emotikona. 
Dla Was to mały wysiłek, a dla mnie ogromna motywacja do dalszego działania. 
Pozdrawiam serdecznie :)

wtorek, 3 czerwca 2014

Trzydziestka dwójka

Marcelina

- Bo ja mam pewien pomysł... - Zaczął tajemniczo Michał.
- Ja też! Ja też! - Do pokoju wpadł Kłos, a tuż za nim przydreptał Andrzej. - Ale o co chodzi? - Usiadł na podłodze. - Bo jeżeli o spędzenie wieczoru, to ja mam genialny pomysł.
- Nie tym razem Karolku. - Powiedział Misiek. - Dokończymy innym razem. - Zwrócił się do mnie.
- Jak myślicie, co było najpierw: jajko czy kura? - Wystrzelił ni z gruchy, ni z pietruchy Wrona.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem.
- Endrju, w porządku? - Jako pierwsza odzyskałam zdolność mówienia.
- Jak najlepszym. - Zapewnił mnie. - To o czym my tam? A już wiem, wieczór. Swoją drogą ciekawe, co u Tomka Wieczorka? - Wstał i wyjął telefon z kieszeni. - To ja was przeproszę na chwilę.
- Co to było? - Zapytał Kubiak, kiedy środkowy wyszedł z pokoju.
- Nie wiem, ale dziwnie się zachowuje. - Powiedział jego kolega. - Może tak działa na niego stres przed meczowy... Ale wróćmy. To co, pogramy dziś w karty? Proszęęęę...

Andrea Anastasi

Dziś już pierwszy mecz. Stres jest. Tym bardziej, że zeszłoroczny sukces rzutuje na tegoroczne spojrzenie.
- Dziewczyny... - Przywołałem do siebie asystentkę i fizjoterapeutkę, które jakkolwiek próbowały rozładować nerwy przed meczem wśród chłopaków, rozmawiając z nimi.
- Tak? - Pojawiły się.
- Chciałem wam tylko przypomnieć, że będziecie obserwować rozgrywki tam zza stolika.
- Trenerze, ale spokojnie. To dopiero pierwszy mecz. - Marcelina odkryła moje zaniepokojenie.
- Jest początek sezonu. Nie ma co się tak stresować. - To samo powtarzała Martyna.
- Tak, tak wiem. Ale podświadomość robi swoje.
Po kilku minutach weszliśmy na płytę boiska na Torwarze. Rozgrzewka, kilka uwag i zaczęliśmy walkę z Brazylią.

Martyna

- Kurdee! - Teraz i ja zaczęłam się stresować.
Pierwszy set poszedł na naszą niekorzyść. Widać było złość na twarzach drużyny. Również i tak było po drugim przegranym secie. Ale w trzecim secie podnieśli się i zwyciężyli. Jednak nadal nie mogli znaleźć skutecznego sposobu na przeciwników. W secie czwartym znów się coś posypało i cały mecz przegraliśmy.
- Nie ma się co przejmować. - Przytuliłam Piotrka, kiedy już przebrany wyszedł z szatni.
- W następnym im pokażemy.

Marcelina

- Misiek i tak było dobrze. - Starałam się pocieszyć jakoś Kubiaka.
W odpowiedzi uzyskałam jedynie mocne przytulenie.
Następny dzień minął pod znakiem analiz i dalszych ćwiczeń. Chłopakom udało się przełamać zły nastrój i zdobyć pozytywne podejście do następnej rozgrywki.
Ciężko było patrzeć na ich drugą walkę z Brazylią, tym razem w Atlas Arenie. Znów mieli problemy z początkiem spotkania, ale i tak poszło dużo lepiej niż poprzednie. Jednak stan 3:2 w meczu nie zadowalał. Również kolejne dwa mecze z Francją nie dawały satysfakcji. Widać było, że chłopcy zaczynają tracić nadzieję na zwycięstwa.
Poprawa nadeszła wraz ze spotkaniem z Argentyną. Wygrana poprawiła humory i zmotywowała ich do walki. Tak jak i następne zwycięstwa.
W dobrych nastrojach wyruszyliśmy do Warny, gdzie miały odbyć się kolejne spotkania. Jednak tym razem, nie było nam dane uczestniczyć w Lidze Światowej do końca. Chłopcy byli silni i przyjęli przegraną jako lekcję.
- Co teraz? - Zapytał mnie Michał, kiedy wracaliśmy do Polski.
- Odpoczynek, a potem wracamy do Spały. - Uśmiechnęłam się do niego.
Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
- Wiesz o co pytam... - Westchnął.
- Tak. - Oparłam głowę na jego ramieniu. - Odpoczniesz ode mnie parę dni, jak będę u Michaliny.
- Ejj... - Oburzył się. - Ja nie chcę od ciebie odpoczywać.
- To jedź ze mną. - Zaproponowałam.
- Mówisz serio? - Ruszył się, a ja chcąc nie chcąc podniosłam głowę.
- Jak najbardziej. - Potwierdziłam. - Moja siostra z chęcią cię pozna. Pytała mnie nawet, kiedy będzie taka okazja. A przy okazji zwiedzisz Kolonię.

Michał K.

- Marcelka, a co powiesz na to, żebyśmy najpierw zgarnęli twoje rzeczy z Warszawy, a potem pojechalibyśmy do mnie. Wylot mamy możliwy z Katowic. - Zacząłem obmyślać dogodny plan.
- Jestem za. - Zgodziła się i ponownie zatopiła w lekturze czasopisma.
- Dziękuję wam za współpracę w ostatnim czasie. - Powiedział trener, kiedy byliśmy już w Polsce. - Mam nadzieję, że nabierzecie sił i zdystansujecie się do minionych rozgrywek. Życzę miłego odpoczynku i spotykamy się wkrótce w Spale. Do zobaczenia.
- Widzimy się już nie długo! - Marcelina zaczęła żegnać się z Martyną.
- Trzymaj się, kochana. - Powiedziała blondynka i zaczęła się oddalać.
Po kilku minutach wszyscy się rozeszliśmy.
- Popatrz, tata już czeka. - Marcela chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
- Ale spokojnie, nie ucieknie. - Zaśmiałem się.
W tym momencie przypominała małą dziewczynkę, cieszącą się z powrotu taty z pracy. Obrazek był niezwykły, gdy wpadła mu w ramiona.
- Dzień dobry. - Również przywitałem się z panem Adamem.
- To gdzie najpierw jedziemy? - Zapytał Kornacki.
- Co jak co, ale chyba do domu. - Szepnęła brunetka. - A jutro kierunek: Śląsk.

 ~*~
Witam ponownie :)
Rozdział krótki, ale dodany ze względu na pewną okoliczność (Nie, Biolchemie, nie ze względu na Twoje dzisiejsze ćwiczenie :P ) - otóż: równo rok temu pojawił się pierwszy post z opowiadaniem. 
Chciałam jakoś to uczcić, jednak miałam troszkę mało czasu i temu krótszy. 
Z tego miejsca bardzo dziękuję każdemu za to, że jesteście i czytacie to, co moja wyobraźnia wymyśli.
Dziękuję za każdy komentarz, każde wyświetlenie - to bardzo miłe, że w jakiś sposób macie możliwość krytyki, a to duuużo daje.
 A tak przedstawiają się statystyki :)

Jeszcze raz dziękuję :)