piątek, 22 sierpnia 2014

Pięćdziesiątka

Michał K.



Po zwycięskim dla nas Memoriale jechaliśmy do Spały po swoje samochody, a potem do domu. Podróż do ośrodka mijała nam w lekko, można powiedzieć, imprezowych nastrojach. W końcu wygrana to po pierwsze, a po drugie koledzy stwierdzili, że muszą opić moje kawalerskie. Tym też sposobem, było bardzo wesoło w autobusie, choć niektórzy prosili o spokój i ciszę, z powodu bólu głowy.

W końcu dotarłem do domu. Z ulgą zaparkowałem na podjeździe, zabrałem bagaże i wszedłem do budynku. Z racji na to, że Marcela jeszcze nie wróciła z pracy, zrobiłem obiad i czekałem na jej przyjazd.

Pojawiła się dość szybko z szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitaliśmy się po rozłące i wróciliśmy do normalnego trybu życia.



Marcelina



Obudziłam się, gdy na dole rozległ się jakiś dźwięk. Szybko rzuciłam się do drzwi zbiegłam po schodach.

- Nic się nie stało! - Krzyknął męski głos, najwyraźniej słysząc moje kroki.

- Ciebie tylko do kuchni posłać, to od razu cały dom zdemolujesz. - Westchnęła kobieta. - Przepraszam cię, Marcela, za tego słonia w składzie porcelany, ale Piotrek nawet szklanki nie potrafi wyjąć z szafki.

- Posprząta się. - Zaśmiałam się. - Jak się spało? - Zapytałam gości, którym już wczoraj zaznaczyłam, że mają czuć się jak u siebie.

- Bardzo dobrze. - Odpowiedziała Martyna. - Tam jeszcze masz kawałek szkła. - Wskazała czubkiem buta miejsce koło szafki. - Jak nastrój przed wielkim dniem? - Ponownie zwróciła się do mnie.

- Jeszcze do mnie nie dotarło, że to już dziś. - Westchnęłam.

- To niech dotrze, bo na 11 mamy umówioną kosmetyczkę, a potem fryzjera. A to już za... - Spojrzała na telefon. - Za 40 minut.

- CO?! - Automatycznie mój wzrok skierował się na zegar – faktycznie było dwadzieścia minut po godzinie dziesiątej. - Nie zdążymy! - Krzyknęłam spanikowana i pobiegłam na górę się ogarnąć.

Wzięłam prysznic, ubrałam się i znów pojawiłam się na dole. W domu byłam jedynie z Nowakowskimi, gdyż Michał spędzał ostatnią noc w rodzinnym gronie. Martyna siedziała w salonie i popijając kawę przyglądała się mojej szamotaninie po całym domu. To biegłam do kuchni, za chwilę na górę, by znów zjawić się w hallu.

- Matko kochana, gdzie są moje kluczyki? - Wysypałam na podłogę całą zawartość torebki. Czas naglił – było dziesięć minut przed jedenastą.

- Na szafce są. - Martyna stanęła obok mnie. - Wrzuć to z powrotem. Ja prowadzę. - Krzyknęła już sprzed domu.



Michał K.



Z racji na jakieś tam przesądy i zabobony, w które i tak nie wierzyłem, noc spędziłem u rodziców. W sumie i tak dobrze mi to zrobiło, bo starali się za wszelką cenę, bym tylko się jakoś zrelaksował. Dlatego też spałem w miarę spokojnie i wstałem późno.

Po dziesiątej zwlokłem się z łóżka i po zjedzeniu śniadania przygotowanego przez mamę, zająłem łazienkę. Wziąłem prysznic, ułożyłem włosy na żelu. Zarzuciłem koszulkę, dżinsy i poszedłem do salonu.

- Michaś, jak ty możesz być tak spokojny? - Zapytała jedna ze cioć, z którą właśnie się witałem.

- Jeszcze się dość w życiu nastresuję, więc po co mam sobie psuć taki dzień? - Wyjaśniłem z uśmiechem.

Tak w zasadzie to były tylko pozory. Denerwowałem się i to strasznie, ale nie dawałem po sobie tego poznać.

W domu zaczęła pojawiać się już część rodziny, która przyjechała wcześniej, bo z daleka. Oczywiście przywitania i zdania dawno niewidzianych stryjenek typu: „No kto by się spodziewał, że Michaś już do ślubu idzie”, czy „A nie dawno to w pieluchach ganiał” zajęły sporo czasu i nim się obejrzałem nadszedł czas na przygotowania.

Mój brat, a zarazem świadek, zaczął mnie wspierać duchowo kiedy już widoczne były pierwsze oznaki zdenerwowania.

- Ale powiedz mi, czego ty się boisz? - Oparł się o futrynę, obserwując jak wiążę krawat.

- No niczego się nie boję. - Próbowałem go zapewnić.

- Ta jasne, jak ty się nie denerwujesz, to ja jestem arabski terrorysta. - Podszedł i wziął mi z ręki dodatek. - Daj mi to, bo jak widzę, jak się męczysz, to aż mi się ręce same rwą do tego.

- Oj tam, oj tam. - Przewróciłem oczyma.

- No kolego. - Klepnął mnie po ramieniu. - Pokaż się. - Zrobił parę kroków w tył. - Dobrze. - Pokiwał głową z uznaniem. - Zbieraj się.

- Wszystko masz? - Zapytałem z niepokojem, gdy już mieliśmy wsiadać do samochodu, by pojechać po pannę młodą.

- Tak. - Potwierdził, gdy sprawdził.



Marcelina



Całe szczęście, że miałam obok siebie Martynę. Panowała nad całością, gdy ja panikowałam.

Zaparkowałyśmy przed salonem kosmetycznym i po parunastu sekundach byłyśmy już w środku. Od razu zajęli się nami pracownicy. Półtorej godziny później byłyśmy już w domu.

Przywitałam się z tatą oraz siostrą i szwagrem, którzy w międzyczasie przyjechali i poszłam się ubierać. Z pomocą przyszła oczywiście Martyna i Michalina. Szybko uporałam się z sukienką, do tego buty i byłam gotowa. Wróć! Stop! Jakie gotowa. Dodatki.

Na szczęście moje dwie dodatkowe głowy myślały za mnie.

- Coś białego masz. - Zaczęła wyliczać Michasia.

- Coś niebieskiego. - Westchnęła Martyna. - Proszę. - Podała mi opakowanie z podwiązką.

- Coś pożyczonego. - Teraz moja siostra. - Pomyślałam o tym i pożyczam ci kolczyki. Od razu załatwiam sprawę czegoś nowego. To od taty. Pasujący łańcuszek. I od razu coś starego. - Teraz delikatnie wyjęła małe pudełeczko. - To zaręczynowy pierścionek prababci. Musisz go dzisiaj go mieć.

- Jesteście wielkie. Nie wiem, co bym bez was zrobiła. - Ucałowałam każdą w policzek.

- A teraz zbieraj się. Czas się pokazać na dole.

Zeszłyśmy po schodach do salonu. Tam zaczęło zbierać się coraz więcej osób. Był też już fotograf, który miał zarejestrować całą uroczystość. Wszyscy witali się między sobą, wymieniali jakieś spostrzeżenia, chichotali. A ja się denerwowałam!

W końcu przyjechał Michał z „obstawą”. Gdy go zobaczyłam od razu część stresu gdzieś zniknęła.



Michał K.



Wszedłem do domu z duszą na ramieniu. Jednak odetchnąłem głęboko, zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu i z uśmiechem na twarzy wkroczyłem do salonu. Poczułem się pewniej, widząc Marcelinę. Wyglądała zjawiskowo. Najpierw przywitałem się z większością, a dopiero potem podszedłem do brunetki. Delikatnie musnąłem jej policzek i wręczyłem bukiet, z którego jeden kwiat był przeznaczony do mojej butonierki.

Potem szybko zebrali się nasi rodzice i złożyli błogosławieństwo, po którym pojechaliśmy do kościoła.

Po opuszczeniu samochodu, spiknęliśmy się z naszymi świadkami, to jest Martyną i Błażejem, moim bratem. Mieliśmy przed ceremonią iść do zakrystii. Ostatnie szlify i mogliśmy zaczynać.

- Gotowa? - Zapytałem Marcelę, gdy jeszcze staliśmy przed budowlą.

- Oczywiście... - Zwiesiła głos. - Że nie. - Puściła mi oko.

Po pierwszych taktach pieśni ruszyliśmy główną nawą. Stanęliśmy przed ołtarzem i msza rozpoczęła się. Po homilii podeszliśmy do ołtarza i odpowiedzieliśmy na zadane przez kapłana pytania. A potem złożyliśmy przysięgę. Widziałem jak pojedyncza łza spłynęła po policzku brunetki. Założyliśmy sobie obrączki i po kilkunastu jeszcze minutach przy dźwiękach marsza weselnego opuściliśmy kościół.



Marcelina



Czułam się ogromnie szczęśliwa, idąc z Michałem główną nawą już do wyjścia. Kiedy tylko minęliśmy próg, goście obsypali nas ryżem, płatkami białych róż i drobnymi monetami.

- Zbieraj, Młoda, zbieraj. - Krzyknął Krzysiek.

- Kolego! - Pogroził mu palcem Misiek.

- Musi przecież mieć nad tobą władzę. - Puścił oko Igła.

- Popatrzcie, tam będzie idealne miejsce do życzeń. - Martyna wskazała nam teren obok budowli.

Przeszliśmy tam i od razu odebraliśmy pierwsze gratulacje od rodziców. Potem rodzeństwo, rodzina, przyjaciele.

Prawie pół godziny później wsiadaliśmy do samochodu, by dojechać do restauracji.

- I jak się czujesz, pani Kubiak? - Michał złapał mnie za rękę.

- Jeszcze to do mnie nie dotarło. - Zaśmiałam się. - To wszystko dzieje się tak szybko... Ale nigdy w życiu, nie zmieniłabym biegu tej historii... - Odpowiedział mi jedynie pocałunkiem.

Zaparkowaliśmy przed restauracją. Szybciej niż my, do głównego wejścia dotarli rodzice i powitali nas chlebem i solą. W momencie jak oddawali tacę kelnerom, Michał porwał mnie na ręce i wniósł do sali. Potem nastąpił toast. Wypiliśmy kieliszek szampana.

- Na trzy rzucamy. - Szepnął Misiek. - Raz, dwa, trzy...

Szkło rozprysnęło na wszystkie strony, ale i tak my to sprzątaliśmy. Znaczy Kubi. Zgodnie z tradycją.

Po obiedzie nadszedł czas na pierwszy taniec. Stanęliśmy na środku parkietu, a goście otoczyli nas w dużym kole. Ustawiliśmy się i rozbrzmiały pierwsze takty piosenki.

- „Kto wstawi się za nami u Pana, co drogami krętymi każe iść?” - Nuciłam razem z zespołem.

- „A ty choć powiedz słowo, że zawsze byłem z tobą, bo chciałem tak i już” - Michał również włączył się w melodię.

Coraz bardziej zaczęliśmy wirować po parkiecie. Czułam się jakby mi skrzydła wyrosły.

- „Ty – nieco szalona, cóż żona to żona” - Kubiak zaśmiał się wprost do mojego ucha.

Po skończonym tańcu wszyscy zaczęli nam bić brawo i Krzysztof z Winiarem (no bo jakże by inaczej) krzyknęli: „Gorzko!”. Pocałowaliśmy się więc i przeszliśmy do dalszej części imprezy.



Michał K.



Na twarzach gości widać było zadowolenie. Kto tylko mógł „wywijał” na parkiecie, śpiewał, śmiał się. Co i nas cieszyło. Marcela również promieniała, a ja czułem ulgę i nieopisane szczęście.

Kiedy brunetka nie widziała, dogadałem się z zespołem, by specjalnie dla niej zagrali jedną piosenkę. Tuż po dwudziestej drugiej, kiedy wszystko było już rozkręcone, usłyszałem specjalną dedykację i poprosiłem ją na środek.

- „Kocham Cię tak jak wolność kocha ptak, jak żagiel wiatr, kocham cię tak, ooo moja słodka, pani mego snu, piękna jak kwiat wonnego bzu” - Rozległ się głos wokalisty, a Marcelinie po policzkach stoczyły się dwie łzy.

- Kocham cię. - Szepnąłem i tańczyliśmy dalej.



Marcelina



Gdy wybiła północ nadszedł czas na oczepiny. Najpierw w kółku znalazły się panny, potem panowie. I nie wiem, czy zaskoczeniem będzie, jeżeli zdradzę, kto złapał welon, a kto krawat. Otóż byli to Nowakowscy. Znaczy się to taki skrót myślowy. Martyna i Piotrek. Ich reakcją na ten fakt, był gwałtowny wybuch śmiechu, po opanowaniu którego razem zatańczyli.

Zabawa trwała do białego rana. I mam nadzieję, że każdy bawił się dobrze. 

~*~
Także tego...