piątek, 13 września 2013

Szesnastka

Marcelina

- Dzień dobry. Ja przepraszam. - Wydukałam z trudem. - Już sobie idę.
- A czy ktoś cię, dziecko, wyrzuca? - Krótkowłosa, farbowana blondynka koło pięćdziesiątki objęła mnie ramieniem. - Swoją drogą, pierwszy raz cię tu widzę. 
- Dopiero wczoraj przyjechałam. - Przyznałam.
- Pani Zosiu, pani przecież wczoraj nie było, to mogła pani nie wiedzieć. - Dobiegł głos z drugiego końca kuchni. (Tak, właśnie znajdowałam się w kuchni)
- W takim razie, napijesz się, dziecko, kawy albo herbatki? - Widać, że pani Zosia to typ troskliwej mamy lub babci. - A ja z chęcią posłucham skąd się tu wzięłaś.
- Jeśli to nie będzie kłopot, to ja poproszę herbatę. - Nieśmiało powiedziałam.
- A zwykłą czy owocową? - Pani Zofia już krzątała się przygotowując kubki i gotując wodę.
- Zwykłą.
- No, nie krępuj się i siadaj. - Wskazała mi taboret przy niezbyt dużym stoliku.
Pozostałe kucharki dalej robiły swoje, a pani Zosia usiadła obok mnie, uprzednio stawiając kubki z parującym napojem.
- No, jako, że już kilka lat tu pracuję, to wiem co nieco. Który pan siatkarz jest twoją drugą połową? - Kucharka nie owijała w bawełnę.
- Eee... To nieporozumienie. Ja z nimi pracuję. - Wyznałam. - Jestem asystentką trenera.
- Aha. No to w takim razie mi też pomożesz, dziecko. - Polubiłam tą bezpośredniość pani Zosi.
- W jaki sposób? - Nieco się przestraszyłam, bo wszyscy się śmiali, że ja nawet wodę potrafię przypalić.
- Bo muszę jadłospis na przyszły tydzień ustalić. I pasowałoby coś innego ugotować. A jak u ciebie z tą dziedziną? - Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Yyy... Kiepsko. A nawet bardzo kiepsko. - Lekko się uśmiechnęłam. - Wie pani, jak rodzice zatrudniają gosposię, to rzadko się ma wstęp do kuchni. Jednak jedno danie przygotować. Mój... - Skrzywiłam się na wspomnienie Michała. - Powiedzmy były, uwielbiał kaczkę z figami. I to wszystko.
- No to my już to zmienimy, co nie dziewczyny? - Spytała pozostałe kucharki.
- Jasne. - Odkrzyknęły.
- Jak się nam uda to ci pokażemy kilka łatwych potraw. Ale najpierw rzuć kilka pomysłów. - Momentami młodzieżowe zachowanie pani Zosi dodawało jej uroku. - A poza tym, ja nadal nie wiem jak ty masz na imię, dziecko?
- Marcelina.
- To dawaj. - Uśmiechnęła się.

Michał K.

        Trener dał nam niezły wycisk. A tu jeszcze po południu siłownia. Maskara normalnie. Dowlekłem się do pokoju i z hukiem rzuciłem na łóżko. Jednak po chwili podniosłem się i zabierając ręcznik zamknąłem się w łazience. Dużo czasu tam nie spędziłem, gdyż z głębi pokoju dobiegło mnie donośne wołanie:
- Dzikuuuuu! - Znowu Igła.
- Nie ma mnie! - Odkrzyknąłem.
- To ja zaczekam aż będziesz.
    Wyłoniłem się z pomieszczenia, a Krzysiek, tak jak sądziłem, siedział na łóżku.
- Co się stało? - Zapytałem.
- Bo...Bo ja mam sprawę.
- Słucham cię, Krzysiu.
- Wziąłeś ze sobą swojego xboxa? - Spojrzał na mnie niewinnym wzrokiem.
- I tylko po to przyszedłeś?
- Mhm. - Pokiwał twierdząco głową. - No bo co będziemy wieczorem robić?


Krzysztof I.

        No to zajęcie na wieczór przygotowane. Pasowałoby Młodej plany. Zdziwi się pewnie, że tym razem nie będzie to u niej. Chwyciłem za klamkę do pokoju asystentki i chciałem pchnąć drzwi, jednak one zostały na miejscu.
- Co jest kurde? - Spróbowałem jeszcze raz. - Ej, bez jaj.
Już wyjmowałem z kieszeni telefon, żeby do niej zadzwonić, gdy uświadomiłem sobie, że przecież nie mam jej numeru. Ale to jest dziwne... Przecież gdzie ona mogła zniknąć? Nic nie wskazywało na to, żeby miała zrobić coś głupiego... Różne dziwne myśli przychodziły mi do głowy. Pomyślałem, że może zanim powiem chłopakom, znaczy Michałowi, że jej nie ma rozejrzę się po budynku. W sumie pasowałoby, żeby w końcu go poznała. Bo jak będzie współpracowała z dziennikarzami?
Zbiegłem na dół. Udałem się w stronę hali. Sprawdziłem, tam jej nie było. Przeciwna strona to stołówka. Nie, tam jej raczej nie będzie. Ale... Zaglądnę. Tak jak sądziłem. Brak.
Ze zwieszoną głową wróciłem na piętro. Powłócząc nogami doszedłem do pokoju Winiara. Rzuciłem mu tylko krótkie „Chodź!” i skierowałem się do „jamy” Dzika.
- Igła, coś ty taki blady jak śmierć na nartach? - Winiarski właśnie siadał na podłodze obok Kubiaka.
- Jest problem. - Odważyłem się spojrzeć w stronę obu Michałów. - Nigdzie nie mogę znaleźć Marceliny...
- Jak to? - Zbledli obaj.
- Pokój zamknięty. Na dole jej nie ma... - Wyjaśniłem co do tej pory zbadałem.
- Dzwoniłeś do niej? - Dzik podniósł się i sięgnął po komórkę.
- No nie, bo nie mam numeru... - Usprawiedliwiłem się.
Kubiak szybko wystukał coś na klawiaturze telefonu i przyłożył go do ucha. Odczekał chwilę i wybrał czerwoną słuchawkę.
- Nie odbiera. - Stwierdził.
- Może zostawiła go w pokoju? - Podał jedną hipotezę Winiar.
- Chodźmy, zadzwonimy w okolicy jej pokoju. Może nie wyciszyła... - Zaproponowałem.
- Dobry pomysł. - Obaj szybko podnieśli się i wyszliśmy.

Grzegorz K.

        Na korytarzu natknąłem się na Krzyśka i dwóch Michałów. Byli czymś tak przejęci i zaaferowani, że o mało mnie nie potrącili.
- Sorry. - Odwrócił się Igła.
- Coś się stało? - Zapytałem.
- Nic mi nie odpowiedzieli, tylko poszli dalej zatrzymując się przed pokojem asystentki. Obserwowałem ich, jak przysłuchiwali się dźwiękom dobiegającym z jej pomieszczenia.
- Co wy robicie? - Oparłem się o ścianę tuż koło nich.
- Ciii! - Uciszyli mnie naraz.
Uniosłem ręce w geście kapitulacji, jednak nadal stałem obok.
- Słyszycie? - Szepnął Kubiak.
- Nooo... - Przyznała zrezygnowana dwójka.
- Czyli zostawiła ten telefon w pokoju... Ale w takim razie gdzie poszła? - Winiarski podrapał się po głowie.
- Dowiem się w końcu co jest grane? - Przypomniałem o swojej obecności.
- Chodź z nami. - Westchnął Ignaczak kierując się do swojego pokoju.
    Po kilku krokach byliśmy już w pomieszczeniu i powoli zaczynałem poznawać prawdę...
- Idziecie na obiad? - Głowa Zatiego pojawiła się w drzwiach.
- Eee... Tak, tak... - Wstaliśmy i wyszliśmy.
Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę, że siedzimy tu blisko dwie godziny i nic z tą sprawą nie robimy.
- Ale czas zleciał... - Szepnąłem do idącego obok Igły. - I nadal nic nie wiemy...

Marcelina

        Nawet nie sądziłam, że gotowanie może być taką frajdą. Z przyjemnością spędziłam wolny czas w kuchni i dostałam propozycję, że gdy tylko będę mieć ochotę mogę tam przyjść. Z uśmiechem na twarzy opuściłam pomieszczenie i weszłam na stołówkę. Tuż za progiem napotkałam Igłę, Kosę, Kubiego i Winiara, którzy wyglądali jakby szli na ścięcie.
- Ej, a wam co jest? - Stanęłam przed nimi.
- Marcelina! - Rzucili się na mnie i prawie zgnietli, przytulając.
- Nie rób nam tego więcej... - Powiedzieli jak już się ode mnie oderwali.
- Ale czego mam nie robić? - Spojrzałam zdezorientowana.
- Nie znikaj. - Zrobili oczy jak u Kota ze Shreka.
- I zabieraj ze sobą telefon. - Dodał Krzysiek.
Poczułam wówczas takie miłe ciepło w okolicy serca. Czyżby się o mnie martwili? Chyba wreszcie zyskam prawdziwych przyjaciół. 

W tak dobrym towarzystwie spędziłam resztę dnia. A wieczorem zasnęłam ledwo żywa.

~*~
Hej :)
Dziś się nie rozpisuję. Podziękuję jedynie za ponad 6000 wyświetleń. Bardzo mnie to cieszy :) 

Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich, którzy tu zaglądają :)

P.S. Wybaczcie dzisiejszy brak zdjęcia, ale nie znalazłam żadnego odpowiedniego.