niedziela, 3 listopada 2013

Dwudziestka

Marcelina
   
        Kolejnego poranka obudziłam się wcześnie przez bębniące o szybę krople deszczu. Niechętnie podniosłam się z łóżka, zrobiłam poranną toaletę i ociągając się poczłapałam na śniadanie. Po drodze jak zwykle natknęłam się na kilku dwumetrowców. Tym razem na Dzika i Ziomka.
- Jak się spało? - Zagadał do mnie Łukasz.
- Powiem, że nawet dobrze.
- Czyli jesteś wypoczęta? - Dopytywał się Michał.
- Tak... Na chwilę obecną tak. - Uśmiechnęłam się.
- Super!- Ucieszyli się obaj i przepuścili mnie w drzwiach.
    Na stołówce roiło się już od pozostałej części drużyny, a każdy prawie robił coś innego. Zati próbował za wszelką cenę nie zasnąć nad talerzem, Andrzej pojedynkował się na widelce
z Karolem, Zbyszek spokojnie jadł, Marcin prowadził ożywioną dyskusję z Grześkiem, a Igła
z Winiarem próbowali do czegoś przekonać panią Zosię.
Ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie, odnalazłam wolne miejsce i zajęłam je. Szybko skonsumowałam swoją porcję i wróciłam do pokoju. Tam odgrzebałam swój telefon i skontaktowałam się z tatą. Zaproponował, że przyjedzie dziś, co niezmiernie mnie ucieszyło. W dobrym nastroju skierowałam się do kuchni, gdzie czekały mnie kolejne lekcje kucharstwa.

Krzysztof I.

        Yeah! Pani Zosia zgodziła się w tajemnicy przed Marcelą, przygotować nam różne zakąski na imprezkę. Pogoda się trochę zepsuła, ale w sumie może nawet lepiej... Razem z Winiarem doszliśmy do wniosku, że skoro jeszcze kilka drugich połówek ma przyjechać dziś, to zorganizujemy zabawę na hali.
        To tak... Mamy zapewnione wyżywienie. Winiarski zajmuje się muzyką. Dziku dba, żeby Marcelina przypadkiem nie znalazła się w okolicy hali. Pasowałoby jeszcze się kopsnąć do sklepu po jakieś soki, no i oczywiście słodkości. To, co wczoraj kupiliśmy ma zostać na czarną godzinę (czyt.: jak będzie trener). Tylko, hmm... Trzeba jechać do innego sklepu niż wczoraj, żeby w razie czego nie było zbytnich podejrzeń.
- Kłosieeee! - Zapukałem nader kulturalnie do pokoju Karola i Andrzeja.
- Co sieeeeee stało? - Wyskoczył z łazienki niczym jakiś ninja, czy inny stwór.
- Robisz coś ważnego? - Zapytałem konspiracyjnym szeptem.
- Nie. - Odpowiedział w tym samym tonie.
- To genialnie. - Klasnąłem w ręce. - Bierz kluczyki i jedziesz ze mną.
- Ale gdzie? - Przedłużał.
- Dowiesz się w trakcie. No chodźże szybciej.

Piotr N.

- Jakby co to nie wiecie gdzie jestem. - Igła wpadł do mojego pokoju i znikł tak szybko jak się pojawił.
- Nie ogarniam człowieka... - Powiedziałem do Martyny. - Tyle go już znam, ale nadal za nim nie nadążam.
- Bo Krzysiu jest jedyny i niepowtarzalny. - Uśmiechnęła się. - To jakie mamy plany na dziś?
- Ja wiem jakie! Ja wiem jakie! - Równo z tym zdaniem do pokoju wpadł Zator.
- Niby jakie? - Zapytaliśmy równocześnie.
- A nie powiem wam, bo wygadacie. - Paweł miał taką minę jakby właśnie znalazł święty Graal.
- Aha. Spoko. To w takim razie po co tu wpadasz bez pozwolenia i przerywasz nam rozmowę? - Próbowałem u niego wymusić wyrzuty sumienia, oczywiście na żarty.
- Yyy... No dobra. - Westchnął ciężko. - Bo Igła z Winiarem robią imprezę niespodziankę.
- Skoro niespodziankę, to skąd o tym wiesz? - Zapytała moja narzeczona unosząc brew do góry.
- No... Bo... Tego... Ten... Ja wiele wiem. - Miotał się w zeznaniach. - To ja pójdę zobaczyć, czy nie ma mnie w moim pokoju. - I wybiegł.
- Kolejny którego nie ogarniam... - Pokręciłem głową.

Karol K.

- Igła, no, ale powiedz gdzie ty mnie ciągniesz w taki deszcz? - Jęczałem podążając za Krzyśkiem.
- Oj cicho bądź. Wsiadaj za kierownicę, albo nie. Daj mi lepiej te kluczyki, a ty siadaj z drugiej strony. - Zakomenderował, a mi nie pozostało nic innego jak wykonać jego polecenie.
Po kilku minutach zaparkowaliśmy pod supermarketem, wysiedliśmy z pojazdu, zabraliśmy wózek i zaczęliśmy śmigać między regałami.
- Kłos, ale czemu to wyjąłeś to z wózka? - Zapytał Igła, kiedy odkładałem na półkę jedne z ciastek.
- Człowieku, one są zbożowe! Pełnoziarniste! - Usprawiedliwiłem się.
- No tak, przepraszam. Jak mogłem?! - Uderzył się w piersi. - Ale Monte zostaw, dobra?
- Nooo, dooobra. - Zgodziłem się.
Wtem usłyszeliśmy straszny, ogłuszający pisk i po chwili wylądowałem na ziemi, przygnieciony przez coś. Nie, raczej przez kogoś... Znaczy... Chyba nawet kobietę... Bo raczej kobiety mają długie włosy.
- Ja nie mogę! Aaaaaaa! Karol Kłos! Aaaaaaa! - Zaczęła piszczeć prosto do mojego ucha.
- Krzy... Krzysiek... Ra... Ratuj... - Wychrypiałem ostatkiem sił, ponieważ osoba płci przeciwnej nadal mnie przygniatała do podłogi.
- Co pani robi?! - Nagle ktoś złapał ją za barki i podniósł do góry. 
Wreszcie mogłem odetchnąć swobodnie.
- Co pani sobie wyobraża? Jak można tak napadać na kogoś w biały dzień? - Ochroniarz (tak to on mnie uratował od uduszenia) nadal trzymał ją za prawe ramię. - Czego pani chce od tego pana?
- No bo ten pan, to mój idol! - Zapiszczał babsztyl.
- I to powód żeby się na niego rzucać w miejscu publicznym? - Ochroniarz nadal nie dawał za wygraną.
- Ale... Bo... Yyy... - Zawiesiła się. - Przepraszam. - Spuściła wzrok.
- Eee... Przeprosiny przyjęte. - Wydusiłem z trudem.
- To mogę autorgrafik? - Znów zapytała swoim cieniutkim głosem.
- Eee... Dobrze. - Podpisałem się na podsuniętej kartce i wraz z Krzyśkiem poszliśmy dalej.
- To takie niesprawiedliwe! - Załkał Igła.
- O co chodzi?
- No bo mnie minęła, nawet nie zauważyła. Czuję się taki niedoceniany. - Pociągnął nosem.
Nie odpowiedziałem na to nic, tylko pokręciłem głową i włożyłem do wózka kolejne produkty.

Marcelina

        Znów całe przedpołudnie spędziłam w kuchni. Pani Zosia twierdzi, że coraz lepiej sobie radzę, co mnie cieszy. Wiem, że nigdy nie dorównam Magdzie Gessler, ale przynajmniej się staram. Właśnie otwierałam drzwi prowadzące na korytarz, kiedy poczułam za nimi coś niezwykle ciężkiego. Wychyliłam głowę i zauważyłam Dzika rozcierającego sobie prawe ramię.
- Misiek... Błagam powiedz, że nic ci nie jest! - W ułamku sekundy znalazłam się koło niego.
- Spokojnie, tylko dostałem drzwiami. - Uśmiechnął się. - Swoją drogą, też głupi jestem żeby podchodzić tak blisko nich. 
- Przestań. Każdemu się zdarzy. - Pocieszyłam go. - Chodź. W ramach przeprosin zabieram cię na dobrą kawę. - Popatrzyłam prosto w jego oczy, w których malowało się zdziwienie. - No nie patrz tak na mnie. Pani Zosia potrafi zrobić nieziemską kawę. Chodź. - Wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.

Michał K.


        Siedzieliśmy z kubkami w dłoni w pokoju Marceli, kiedy dostałem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i wiedziałem czego ta sprawa może dotyczyć.
- Misiek! Pilnuj, żeby przez najbliższe 30 minut Młoda nie wychodziła z pokoju, ani nawet żeby nie zbliżała się do okna. - Igła zaraz po tych słowach się rozłączył.
- Coś się stało? - Zapytała Marcelina, kiedy schowałem telefon do kieszeni.
- Nie, nic. - Co jej niby miałem powiedzieć więcej.
- Na szczęście wybawieniem stało się, że ktoś zapukał do drzwi. Podniosłem się, żeby je otworzyć.
- Chyba pomyliłem pokoje. - Powiedział mężczyzna stojący za progiem.
- Nie, skądże panie Adamie. Proszę wejść. - Zaprosiłem gościa do środka.
- Cześć córcia! - Przywitał, zauważając dziewczynę.
- Tato! - Rzuciła mu się na szyję. - Cieszę się, że już jesteś.
- Ja też, ja też. - Uśmiechnął się ciepło.
- Nosz, ale się zmachałem. - Igła wpadł jak zwykle bez pukania i po chwili stanął jak wryty. - To ja chyba wyjdę i wrócę potem.
- Krzysiu bez obaw, to tylko mój tata. - Wyjaśniła asystentka i podeszła do libero. - Tato poznaj Krzysztofa Ignaczaka, najlepszego libero i najznakomitszego kamerzystę pod słońcem.
- Miło mi, Adam Kornacki. - Ojciec dziewczyny podał Iglastemu rękę, a ten odwzajemnił gest.

Marcelina

        Całe popołudnie minęło w miłej atmosferze. Cały czas ktoś, oprócz mnie i taty oczywiście, przebywał w moim pokoju. Głównie był to Kubiak. Ale nie powiem, bardzo mnie to cieszyło. Oprócz tego poznałam kilka żon, tudzież narzeczonych czy dziewczyn naszych reprezentantów. Świetne kobiety.
        Około godziny 18 do pokoju wpadł Winiarski z krzykiem.
- Marcelaa! - Nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu.
- Co się stało, Michałku? - Zapytałam.
- Ubieraj się! - Polecił mi. - A pana, panie Adamie poproszę o wyjście na korytarz, czeka tam Igła. On panu wszystko wyjaśni.
    Tata wyszedł, a ja nadal stałam w miejscu. W końcu chyba muszę wiedzieć co się dzieje.
- Winiar. Proszę powiedz mi, co tu się wyprawia. - Chwyciłam się pod boki.
- Kobieto, nie marudź tylko to zakładaj. - Rzucił mi pudełko.
Otworzyłam je i moim oczom ukazała się śliczna, błękitna sukienka.
- Misiek, czy ja o czymś nie wiem? - Zapytałam podejrzliwie.
- Uhhh... Wrócę tu za 5 minut. Masz być gotowa. - I wyszedł.
Chcąc, nie chcąc założyłam co mi przyniesiono, dobrałam do tego czarne buty, umalowałam się, uczesałam i w momencie, gdy zapinałam bransoletkę na nadgarstku wszedł Michał W.
- O wow! - Zamarł w bezruchu. - Nieziemsko wyglądasz. - Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. - A teraz ładnie pójdziesz za mną.
- A mam inne wyjście? - Zaśmiałam się.

Michał K.

        Wszyscy czekali na przybycie Michała z Marceliną. Nikt się nie odzywał. Chyba nawet bali się oddychać. W końcu usłyszeliśmy dźwięk otwierania drzwi i na hali zaczęły stukać obcasy.
- Winiar, ale po co tu przyszliśmy? - Jęczała asystentka, tuż po jej słowach zaświeciliśmy światło i wyłoniliśmy się.
- Mówiliśmy o imprezce, prawda? - Igła podszedł do nich. - A że nadarzyła się taka genialna okazja...
        Po chwili muzyka zaczęła płynąć z głośników i na „parkiecie” pojawiły się pierwsze tańczące pary.
- Zatańczymy? - Podszedłem do Kornackiej, która wyglądała niesamowicie.
- Z chęcią. - Uśmiechnęła się i podała mi dłoń.


~*~

Witajcie po dłuuugiej nieobecności. 
Czas mija niezmiernie szybko, a ja i tak nie zdołałam zrobić połowy rzeczy które zaplanowałam. W sumie nie sądziłam, że w ten weekend dodam rozdział, ale takie jedno małe blond stworzonko mnie po części zmotywowało (i wiedz Łosiu, że słowa dotrzymuję :P ). 
Co u Was się działo przez ten czas? Ja niespodziewanie wylądowałam na dwóch konkursach polonistycznych. Także na brak "atrakcji" nie narzekam. 
Co do Waszych blogów to odwiedzam w miarę możliwości regularnie, jednak nie zawsze dodaję komentarze. Wybaczcie mi to. Muszę się lepiej zorganizować i po nadrabiać w tym zaległości. 
Dlatego też zostawiam Was z tym u góry (nie komentuję tego, bo i tak mi się nie podoba) i pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie.