środa, 30 lipca 2014

Czterdziestka trójka

Marcelina

Kolejne dni Nowego Roku były podobne do siebie: praca na przemian z domem. Gdy tylko Jastrzębski grał u siebie, byłam obecna na hali i dopingowałam ich z całych sił. Przy tym zaprzyjaźniałam się z graczami oraz ich rodzinami. Najlepiej chyba jednak dogadywałam się z Damianem, gdyż znaliśmy się jeszcze ze Spały.
W końcu miałam okazję, przekonać się, w jakim stopniu zakumplowałam się z chłopakami. Końcem lutego rozgrywali mecz w Olsztynie. Dało mi to większe pole do popisu – czyli przygotowania niespodzianki dla Michała na urodziny. Kilka dni wcześniej zamówiłam torty, gdyż liczyłam się z większą ilością gości – Resovia grała (w ten sam dzień co nasi z Olsztynem) mecz w Bielsku, więc mieli o przysłowiowy rzut beretem.
W niedzielę byłam cały czas w kontakcie z chłopakami. Na bieżąco relacjonowali mi gdzie są. Musiałam jednak dogadać się z Damianem, który miał wracać razem z Miśkiem, by troszkę dłużej niż inni zabawili w Jastrzębiu.
W końcu wybrałam do niego numer.
- Damian, siedzisz blisko Michała? - Zapytałam, gdy odebrał.
- Spokojnie, jakieś sześć siedzeń nas dzieli. - Usłyszałam z drugiej strony.
- W takim razie, zrób coś, żebyście przyjechali najpóźniej ze wszystkich. Tak piętnaście minut wystarczy.
- Dam radę. Swoją drogą za godzinę jesteśmy w Jastrzębiu. - Przekazał mi informację.
- Ok. To do zobaczenia. - Rozłączyłam się.
Wtedy też wysłałam do Rzeszowian wiadomość, żeby wyjechali z Bielska. Droga do Żor zajęła im około 50 minut. W tym czasie ja dopracowywałam ostatnie drobiazgi. Poprawiałam, zmieniałam, przestawiałam do czasu pierwszego dzwonka do drzwi.
- Siemanooo! - Rzuciła mi się na szyję Martyna.
Za nią do domu weszła cała drużyna i sztab szkoleniowy. Bezpośrednio od nas mieli wracać do Rzeszowa. Przywitałam się z każdym, zaprosiłam do salonu i zaproponowałam coś do picia. Blondynka szybko zdecydowała mi się pomóc, tak jak i Igła.
- Młoda, poukładało się wszystko? - Szepnął kiedy byliśmy sami w kuchni.
- Jak najbardziej. - Uśmiechnęłam się do niego. - Dzięki za troskę.
- Wpadnijcie kiedyś do nas. - Odwrócił się w moją stronę idąc z tacą.
Ucieszył mnie taki spontaniczny gest. Znaczyło to, że wraz z Iwoną kibicują nam i traktują jak przyjaciół. Nie rozmyślałam jednak więcej, gdyż dostałam sms od Michała Łasko, że właśnie autobus zaparkował w Jastrzębiu. Szybko ogarnęłam hall tak, by Kubiak nie zorientował się, że ktoś przyszedł. Jak niespodzianka, to niespodzianka. Po kilkunastu minutach ponownie napisał Łasko. Tym razem z wiadomością, że w zdecydowanej większości parkują w okolicy naszego domu.

Michał K.

- Michał, sprawę mam. - Usłyszałem od Damiana, gdy szliśmy z bagażami do mojego samochodu.
- Co jest? - Zapytałem zamykając bagażnik.
- Słuchaj, poświęć mi 10, góra 15 minut. - Jego głos przybrał nieco błagalny ton.
- Pewnie. Nie ma problemu. - Zdecydowałem się pomóc koledze. - Co mogę dla ciebie zrobić?
- Chodź ze mną do galerii. Moja mama ma niedługo okrągły jubileusz i muszę jej coś kupić. - Wyjaśnił mi. - A ty masz dobry gust. Błagam pomóż.
- Ok. - Podjechaliśmy pod galerię i od razu zaproponowałem sklep jubilerski. - Co o tym sądzisz?
- Moja mama ma słabość do kolczyków, więc idealnie. - Rozpromienił się. - Tylko ona ma uczulenie na srebro. - Spojrzał mi przez ramię do gablotki.
- W takim razie może białe złoto? - Wskazałem na jeden z modeli.
- Powiem ci, że będą do niej pasować. - Przytaknął. - Poproszę o zapakowanie tych kolczyków. - Zwrócił się do ekspedientki. - Mama powinna być zadowolona. Niezbyt długie, a jednak wiszące. Perfect.

Damian

Jakoś udało mi się przekonać Michała, żebyśmy zajrzeli do galerii. To nic, że do urodzin mojej mamy zostały jakieś 3 tygodnie. Lepiej mieć prezent wcześniej. A poza tym, potrzebna była ściema. Gdy wsiadaliśmy już do samochodu, dyskretnie wysłałem sms do Marceliny z hasłem, że będziemy za chwilę. Odpisała, że czekają.
- Wejdziesz na piwo? - Usłyszałem Kubiaka.
- W sumie, czemu nie. - Musiałem się kryć z tym, co było zaplanowane na ten wieczór. - Tylko podrzuć mnie z łaski swojej, najpierw do mojego domu. Muszę torbę zanieść i przy okazji szepnąć żonie słówko, gdzie będę.
- Spoko.
Szybko pokonaliśmy trasę do Żor i Michał najpierw zaparkował na moim podjeździe.
- Zabierz żonę ze sobą. - Zaproponował kierowca. - Pogadają sobie z Marcelą.
- Ok. - Pokiwałem głową i wysiadłem.
Zabrałem torbę i pognałem do budynku. Zostawiłem ją w przedpokoju i wybrałem numer do żony, która miała być z Kornacką. Dałem jej cynk, że będziemy za 3 minuty. Ruszyłem z powrotem do auta.
- Gdzie masz Izę? - Zapytał.
- Zostawiła kartkę, że wyszła do przyjaciółki. Ale już do niej dzwoniłem. - Troszkę ubarwiłem.
- To jedziemy. - Odpalił samochód i po chwili podjechał pod swój dom.
Wyskoczyłem z auta i otworzyłem bramę. Za moment mogłem ją już zamknąć.

Michał K.

- Chodź do środka. - Zaprosiłem Damiana.
- Idę.
Przekręciłem klucz w drzwiach i pociągnąłem za klamkę. Gościa wpuściłem jako pierwszego.
- Jestem! - Krzyknąłem, a Marcelina wyszła z kuchni.
- Cieszę się. - Pocałowała mnie na powitanie. - Gratuluję wygranego meczu.
- A, dziękujemy. - Powiedziałem nie tylko w swoim imieniu.
- Zapraszam do salonu. - Brunetka szeroko uśmiechnęła się i albo mi się wydawało, albo puściła oko do Damiana.
Chyba jestem przewrażliwiony. Libero wszedł do środka jako pierwszy, a gdy ja przekroczyłem próg zaświeciło się światło i rozległo się gromkie „Sto lat”. Aż mi się łezka w oku zakręciła. W salonie była cała Resovia i gracze z mojego klubu wraz z partnerkami.
- Wszystkiego najlepszego, Misiek. - Rzucili się na mnie z życzeniami.
Wtedy stało się jasne, dlaczego Marcela mrugnęła do Wojtaszka – byli w zmowie. Ale to miłe, że zorganizowali taką niespodziankę.
- Dmuchaj! - Polecił Ignaczak, podstawiając tort. - Teraz pomyśl życzenie. - Zakomenderował, gdy świeczki już przestały się palić.
Pierwszą myślą, jaka przebiegła wtedy przez mój umysł, było to, aby Marcelina zawsze była obok, a przyjaciele nigdy nie zawiedli.

Marcelina

- My się już będziemy zbierać. - Podszedł do nas trener Kowal. - Dziękujemy za zaproszenie. Było nam bardzo miło.
- To ja dziękuję, że trener pozwolił im tu przyjechać. - Uśmiechnęłam się.
- Z takiej okazji to zawsze można. - Powiedział i pożegnał się. - Rzeszów! Zbieramy się. - Krzyknął w stronę salonu.
Po chwili zaczęli wychodzić gęsiego. Każdy z osobna żegnał się z nami i jeszcze raz życzył Michałowi wszystkiego dobrego.
- Kubiak, wiesz, że jesteś szczęściarzem? - Podszedł Ignaczak.
- Wiem o tym doskonale. - Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Cieszę się. - Podał mu rękę. - Trzymaj się, Młoda. - Krzysiu przytulił mnie po przyjacielsku.
- No, Kubiaki. Grzeczni bądźcie jak wszyscy pójdą. - Mrugnęła okiem Martyna i zamykając peleton wyszła z naszego domu.
W ciągu następnych 30 minut cały dom opustoszał – zebrali się wszyscy, łącznie z rodzicami Michała.
- Powiem ci, że bardzo mnie zaskoczyłaś. - Misiek stanął przede mną i przytulił, łapiąc w talii.
- W końcu urodziny ma się tylko raz w roku. - Cmoknęłam go w policzek. - Ale teraz jubilacie, wybacz. Muszę posprzątać. - Wyswobodziłam się z jego ramion.
- Pomogę ci. Będzie szybciej.

Michał K.

Skoro Marcelina zafundowała na moje urodziny taką niespodziankę, nie mogę być gorszy. Zaczął świtać mi w głowie pewien plan. Ale co do jego realizacji, musiałem zaczekać dłuższy czas. Zresztą i tak wtedy trzeba było się skupić na PlayOff'ach.
W ćwierćfinałach mieliśmy do pokonania drużynę z Radomia. Na szczęście wszystkie mecze z nimi wygraliśmy do zera. Dlatego z dobrym nastawieniem pojechaliśmy do Bełchatowa. Tam niestety musieliśmy uznać wyższość gospodarzy. A i na naszym terenie nas pokonali. No cóż... To oni będą walczyć o tytuł mistrza. Nam pozostała walka o brąz. A to i tak dawało szansę na wcielenie mojego planu w życie.

Marcelina

Marzec minął w zawrotnym tempie. To mecze wyjazdowe, to z kolei treningi. I dla Michała najważniejsze – dostał powołanie do reprezentacji. Początkiem kwietnia trener ogłosił kadrę na 2014 rok. Aż serce rosło, gdy czytałam ilu znajomych tam było. A nowe twarze wprowadzały powiew świeżości i, można powiedzieć, młodości. 

~*~
Coraz bliżej końca :) 

sobota, 26 lipca 2014

Czterdziestka dwójka

Marcelina

Czas mijał i nim się obejrzeliśmy zostało kilka dni do Świąt.
- Michał, ile jeszcze? - Zawołałam do Kubiaka.
- Ostatnie okno właśnie myję.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i dokończyłam rozwieszać pranie na suszarce.
- Gotowe. - Powiedzieliśmy równocześnie spotykając się przed kuchnią.
- To co nam jeszcze zostało? - Zapytał.
- Gotowanie i pieczenie, ubranie drzewka, ale to w Wigilię, no i w poniedziałek jedziemy pomóc twoim rodzicom. - Wyliczyłam wszystko.
- Możesz powtórzyć, bo zatrzymałem się na słowie gotowanie. - Zrobił niewinną minę.
- Ty się kiedyś doigrasz, Kubiak. - Zaśmiałam się i pogroziłam mu.

Michał K.

Jako, że czas naglił, postanowiliśmy ciasta upiec w niedzielę, a część sałatek itp. wykonać jak w poniedziałek wrócimy od moich rodziców.
Jedno ciasto – makowca już mieliśmy w piekarniku.
- Misiek, będziesz miał misję. - Usłyszałem.
- Kapitan Kubiak do zadań specjalnych melduje się na stanowisku. - Zasalutowałem.
- W takim razie zadaniem specjalnym jest wycinanie ciastek. Do roboty. - Marcelina rzuciła we mnie fartuchem.
- Ale że co? - Otworzyłem szeroko oczy.
- Obawiam się, że chyba musisz się wybrać do laryngologa. Coraz gorzej słyszysz. - Wyjęła foremkę z pieca i wstawiła następną, tym razem sernik. - Mam specjalne zaproszenie wysłać?
- Nie trzeba. - Zawiązałem fartuch i zabrałem się za pracę.
Dwie godziny później mieliśmy już wszystko gotowe.
- O nie, nie, Michaś. - Już miałem wychodzić z kuchni. - Pomożesz mi posprzątać.
- A tak, zapomniałem. - Wróciłem się.
Marcelina zmywała naczynia, a ja ścierałem blaty.
- Wreszcie koniec. - Odwróciła się.
- Jeszcze nie. - Uśmiechnąłem się znacząco i po chwili wylądowała na niej mąka.
- Michał! - Krzyknęła.
- Tak mi na chrzcie dali.
- Ty małpo jedna. - Wyjęła z szafki opakowanie i po nabraniu mąki do ręki rzuciła we mnie. - Jeden do jednego.
- I tak ten pojedynek wygram ja. - Zaśmiałem się.
Podbiegłem do niej i przewiesiłem ją sobie przez ramię.
- Misiek, proszę cię, przestań. - Próbowała negocjować.
- Ani mi się śni. - Szybko wbiegłem do łazienki i natychmiast po wrzuceniu jej do wanny puściłem wodę. - Mówiłem, że wygram. - Napawałem się zwycięstwem.
- Jednak nie przewidziałeś tego. - W ułamku sekundy straciłem grunt pod nogami i poczułem wodę na sobie. - Jest remis.

Marcelina

- To od czego zaczynamy? - Poprawiłam fartuszek i uśmiechnęłam się do pani Ani.
- Zrobimy jakieś ciasto z masą. Co powiesz na snikersa? - Zaproponowała.
- Uwielbiam orzechy, więc idealnie. - Przyznałam.
- W międzyczasie jak ciasto będzie się piekło, zrobimy jakieś ciastka. A potem się zobaczy. - Podała plan pracy.
- Znam kogoś, kto znakomicie poradzi sobie z wykrawaniem ciasteczek. - Uśmiechnęłam się, bo w mojej głowie zaczął rodzić się plan. - Michał jest chętny do takiej pracy.
- Chyba sobie żartujesz. - Pani Ania nie chciała mi uwierzyć. - Dzięki tobie, wreszcie wyjdzie na ludzi. - Zaśmiała się. - Bardzo się cieszę, że stał się odpowiedzialny i pomocny. Może zdradzisz mi jak do tego doprowadziłaś?
- Bardzo prosto, jestem za równym podziałem obowiązków domowych, więc nie ma zbyt wiele do gadania.
- O czym rozmawiacie? - Pojawili się dwaj panowie.
- O tym, że musimy w domu wprowadzić pewne zmiany, Jarku. - Pani Anna puściła do mnie oko.

Michał K.

- O której twój tata ma przyjechać? - Zapytałem wchodzącą właśnie do salonu Marcelinę.
- Pisał, że będzie przed 17. - Wyjaśniła. - To co, zabieramy się za ubieranie choinki?
- Na to czekam. - Uśmiechnąłem się i zaczęliśmy dekorować drzewko.
Godzinę później było już gotowe. Efekt nas zachwycił. Nawet nie sądziłem, że tak uda nam się przybrać choinkę.
- Michał, rozłożysz sztućce na stole? - Marcela skończyła przygotowywać półmiski z daniami. - I jakbyś mógł to jeszcze ułożyć? - Spojrzała na mnie.
- Oczywiście. - Odpowiedziałem i zabrałem się za pracę.
- Wracam za chwilę. - Rzuciła i zmyła się na górę.
Poukładałem wszystko i kiedy skończyłem, moja dziewczyna pojawiła się w drzwiach.
- Ale pięknie wyglądasz! - Powiedziałem, gdy już pozbierałem szczękę z podłogi.
Miała na sobie szarą dopasowaną sukienkę z koronkowymi rękawami.
- Dlaczego widzę to... - Podszedłem do niej i wskazałem na ubranie. - Dopiero pierwszy raz?
- Może nie uważnie patrzyłeś? - Zaczęła się ze mną droczyć.
- Coś sugerujesz? - Jeszcze zmniejszyłem odległość między nami.
- Ja?! Ależ skąd. - Zarzuciła mi ręce na szyję. - Kupiłam jak byłeś na jakimś wyjeździe, a potem zapomniałam. - Cmoknęła mnie w usta, a ja objąłem ją w pasie.
- Wiesz, że tylko winny się tłumaczy? - Tym razem to ja ją pocałowałem, ale przerwał nam dzwonek do drzwi .
- Idź się przebrać. Ja otworzę. - Puściłem ją i odeszła w stronę drzwi.

Marcelina

- Cześć córeczko. - Tata przywitał mnie jak tylko otworzyłam.
- Nareszcie. - Przytuliłam się do niego. - Jak podróż?
- Zleciała szybko. - Odpowiedział zdejmując płaszcz. - Cieszę się, że cię widzę. - Objął mnie ramieniem. - Moja mała córeczka. - Pocałował mnie w czubek głowy.
- Już nie taka mała. - Uśmiechnęłam się do niego. - Chodź do salonu.
Weszliśmy do pomieszczenia równocześnie z Michałem.
- Witam panie Adamie. - Podali sobie ręce.
- Zaraz wracam. - Skierowałam się do kuchni by spojrzeć, czy ostatnie potrawy się już dogotowały.
Wyłączyłam gaz pod garnkami, przelałam zupy do waz i zaniosłam na stół.
- Możemy zaczynać? - Zapytałam Michała stojącego przy oknie.
- Tak. - Puścił firankę i zbliżył się do krzesła.
Najpierw modlitwa, a potem życzenia. Wszyscy chcieliśmy, aby cały czas dopisywało nam szczęście. Połamaliśmy się przy tym opłatkiem i zasiedliśmy przed tradycyjnymi 12 potrawami.
Po wieczerzy zaśpiewaliśmy wspólnie kolędę, a następnie rozpakowaliśmy prezenty. Razem z Michałem kupiliśmy tacie szwajcarski zegarek. I chyba spodobał mu się, bo od razu zdjął swój stary i po nastawieniu godziny zmienił na nowy. Tata z kolei, jakby czytał w naszych myślach, kupił nam ekspres do kawy. Ciężko miałam wybrać coś odpowiedniego dla Michała, ale doszłam do wniosku, że perfumy od Armaniego powinny mu się spodobać. Z zadowoleniem cmoknął mnie w policzek.
- Odpakuj, nie bój się. - Zaśmiał się Kubiak, widząc jak delikatnie trzymałam pudełeczko.
Rozerwałam papier, w które było zapakowane. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się piękny komplet – kolczyki i wisiorek z niebieskim (czyli w moim ulubionym kolorze) kamieniem.
- Jest cudny. - Wyraziłam swój zachwyt w stronę Kubiaka, na co on odpowiedział szerokim uśmiechem.

Michał K.

Pierwszy dzień świąt spędziliśmy w rodzinnym gronie. Gościliśmy moich rodziców i polubili się z panem Adamem. Ale ze świętami tak już jest, że mijają stanowczo za szybko.
Po świętowaniu ekspresowo trzeba było wrócić do rzeczywistości i treningów. Żeby nie wyjść z wprawy musieliśmy ćwiczyć. Jednak dzień za dniem mijał i w końcu nadszedł 31 grudnia.
Jako, że dostaliśmy zaproszenie z Rzeszowa, zapakowaliśmy się w południe do auta i wyruszyliśmy w drogę.
- Misieek... - Zaczęła Marcelina. - Co by było, gdybym wtedy wróciła do domu zgodnie z planem? No wiesz... Później... - Skubała skrawek szalika uporczywie się w niego wpatrując.
- Założę się, że bylibyście małżeństwem. - Trochę spochmurniałem.
- Przepraszam. - Spojrzała na mnie. - Ale jakoś dziś nie daje mi to spokoju. Dobrze się stało, że wtedy go przyłapałam. Przynajmniej teraz mam obok siebie kogoś, kogo kocham z całego serca. - Dodała rumieniąc się.
W odpowiedzi pogładziłem ją po kolanie i zmieniłem bieg.
- Cieszę się, że cię mam. - Powiedziałem.

Marcelina

Do Rzeszowa dojechaliśmy późnym popołudniem. Zaparkowaliśmy i podążyliśmy do mieszkania Pita. Tam miała odbyć się impreza sylwestrowa dla paru znajomych. Ich apartament był duży, dlatego bez przeszkód mogli pozwolić sobie na organizację tego typu spotkania.
- Cześć Kubiaki. - Przywitała nas Martyna otwierając drzwi. - Chodźcie do środka. Piter właśnie próbuje... - Przerwała słysząc przeciągły krzyk. - Chwila, chyba zadanie go przerosło.
Zdjęliśmy wierzchnie okrycie i poszliśmy do salonu.
- Piotrek, czy dekoracja jest aż tak trudna? - Zapytała blondynka, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No, ale te balony same pękły... - Zaczął się usprawiedliwiać.
- Spokojnie, Piter, pomogę ci. - Zaoferował się Kubiak.
My z Martyną tylko machnęłyśmy rękoma i wyszłyśmy.
- Goście powinni być za jakąś godzinkę, więc spokojnie mamy czas na przebranie się itd. - Uśmiechnęła się. - Łazienka jest do twojej dyspozycji.
- Ok.
Po 15 minutach byłam prawie gotowa. Został mi jedynie makijaż. Ale żeby nie zajmować innym łazienki postanowiłam umalować się w mniejszym lusterku w przedpokoju.
- Śliczna sukienka. - Skomentowała mój strój Martyna.
Specjalnie na tą okazję kupiłam niebieską sukienkę na jedno ramię, tak by pasował do niej gwiazdkowy komplet od Michała. Na stopy wsunęłam czarne szpilki na platformie.
- Dziękuję. - Wzięłam kosmetyczkę i przy lustrze zaczęłam troszkę udoskonalać urodę.
Kilkanaście minut później pojawiła się gotowa Martyna w miętowej sukience i beżowych dodatkach. Panowie wymienili między sobą tylko porozumiewawcze spojrzenia. Jako ostatni już przebrany, wyszedł Piotrek. Równocześnie z dzwonkiem do drzwi.
- Dzień dobry, cześć i czołem. - Rozległ się głos w przedpokoju.
- Cześć Ignaczaki. - Rzuciła Martyna. - Zapraszamy.
W salonie pojawił się libero z żoną.
- Aaaaa. Młoda! - Krzysiek postanowił przywitać mnie w wylewny sposób i rzucił się na moją szyję.
- Też się cieszę, że cię widzę. - Powiedziałam do niego.
- Co słychać? - Zapytała Iwona, kiedy już ucałowała mój policzek.

Michał K.

Po półgodzinie zebrali się wszyscy zaproszeni goście. Były to głównie osoby związane z Resovią. Piter postarał się i przygotował listę ze świetnymi kawałkami, dlatego szybko też w miejscu do tego wydzielonym zaczęły się pojawiać pierwsze pary.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już zostały minuty do końca roku 2013. Zabraliśmy więc butelki szampana ze sobą, narzuciliśmy kurtki na ramiona i wyszliśmy przed blok. Ktoś tam miał przygotowane fajerwerki.
- No to odliczamy! - Krzyknął Achrem.
Ja z kolei spojrzałem na Marcelinę i złożyłem na jej ustach długi pocałunek.
- Szczęśliwego Nowego Roku. - Szepnąłem kończąc jak już minęła północ.
Wystrzeliły wszystkie korki od szampana, a na niebie rozbłysły fajerwerki. Po kilkunastu chwilach wróciliśmy do budynku i bawiliśmy się do białego rana.

Marcelina

Do Żor wróciliśmy 2 stycznia. Nadszedł czas na ponowne wdrożenie się w normalny rytm życia. Każde z nas chodziło do pracy, ale i tak spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Cieszyłam się wówczas, że los chciał, by siatkarze pojawili się na tym peronie. Moje życie zmieniło się o 180 stopni, ale nie żałowałam. Wreszcie byłam szczęśliwa. 

~*~

Nie ma to jak już pod koniec lipca pisać o świętach i Sylwestrze ;)

wtorek, 22 lipca 2014

Czterdziestka jedynka

Michał K.

Żaden z Rzeszowskich numerów jak na złość nie odpowiadał. Nie chciałem próbować milion razy, żeby sobie nie pomyśleli nie wiadomo czego. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko pobiegłem otworzyć.
- Cześć tato. - Powiedziałem z udawaną wesołością.
- Cześć. - Przywitał się i zdjął wierzchnie okrycie w hallu. - Przyszedłem sprawdzić, czy z Marceliną jest aż tak źle, skoro z powodu jej choroby i ty opuszczasz trening. - Nie ma to jak tata i jego wyczucie sytuacji. - To gdzież ta moja przyszła synowa jest? - Wszedł do salonu. - A co tu takie pobojowisko?
- Zajęty trochę jestem. - Podrapałem się po głowie.
- Michał, chcesz mi coś powiedzieć? - Usiadł na sofie i spojrzał na mnie tak, że poczułem się jak dziecko przyłapane na jakimś przewinieniu.
- Mogę cię zapytać, czy się czegoś napijesz. - Jakaś deska ratunku, żeby przełożyć jego wybuch o kilka chwil.
- Nie zmieniaj tematu. - Podszedł do mnie. - Co się stało?
- To ja pójdę nalać ci wody. - Próbowałem wycofać się do kuchni.
- Stój! - Znów to nie miłe uczucie. - Coś ty nawyprawiał?
Koniec końców, musiałem wyznać do czego poniekąd się przyczyniłem.
- Jesteś totalnym idiotą, Michał. - Stwierdził na podsumowanie i wyszedł.
- Dzięki tato. - Odpowiedziałem w przestrzeń.

Piotr N.

Marcelina starała się trzymać, ale jednak emocji nie da się zgasić. Dzielnie wytrzymała wieczór. Nie uroniła ani jednej łzy, dopóki siedzieliśmy z nią. Ale nadszedł czas, że musieliśmy położyć się spać.
Obudziłem się w nocy przez to, że zaschło mi w gardle. Wygramoliłem się z łóżka po cichu, by nie obudzić Martyny. Wyszedłem z pokoju i jakoś intuicyjnie spojrzałem w stronę pomieszczenia, w którym spała Marcelina. Lampka była zaświecona, ale jak tylko zrobiłem krok zgasła. Cwaniak, pomyślałem. Wziąłem z kuchni dwie szklanki wody i poszedłem do niej.
- I tak wiem, że nie śpisz. - Szepnąłem, gdy automatycznie odwróciła się tak bym nie widział jej twarzy.
- Skąd wiedziałeś? - Usiadła.
- Światło. - Wskazałem na lampkę. - Nie płacz, nie warto. - Podałem jej chusteczki z szafki.
- Nie potrafię. - Głos jej drżał. - Byliśmy razem pół roku, ale dzięki niemu czułam się wyjątkowa i kochana. Doświadczyłam czegoś niesamowitego. Teraz wiem, że przedtem, z tamtym Michałem łączyło mnie tylko przyzwyczajenie. Nic więcej. Kubiak to całkiem inna historia, inne emocje. - Łzy zaczęły jej kapać na ubranie.
- Marcyś... - Przytuliłem ją. - Będzie dobrze. A teraz postaraj się zasnąć. Dobranoc.
- Dobranoc. - Odpowiedziała. - Piotrek? - Usłyszałem, będąc już przy drzwiach. - Dziękuję.

Martyna

Dziś jeszcze zostałam w domu z Marcelą. Dowiedziałam się od Pita, że płakała w nocy. Trzeba było ją jakoś pocieszyć.
- Wychodzę, wrócę za 10 minut. - Krzyknęłam do brunetki.
- Ok. - Usłyszałam tylko.
Szybko skoczyłam do sklepu po kilka produktów idealnie poprawiających nastrój.
- Zmieściłaś się w czasie. - Powiedziała Marcelina.
- A jakże by mogło być inaczej. - Zaśmiałam się. - Jest prośba, znajdziesz coś ciekawego w tv? - Żeby wcielić mój plan w życie, potrzebowałam spokojnie zaszyć się w kuchni na kilka minut.
- Mhm... - I ten huraoptymizm w jej głosie.
Uwinęłam się w niecałe dziesięć minut i z tacą wkroczyłam do salonu.
- Proszę. - Podałam jej wysoką szklankę. - Gorąca czekolada z lodami idealna na wszystkie smutki. A no i jeszcze na dodatek taką zwykłą też mam. - Pokazałam trzy duże tabliczki o różnych nadzieniach.
- Zgrubnę przez ciebie. - Westchnęła, ale deser na szczęście wzięła.
- Pamiętaj, czekolada nie pyta, ona rozumie. - Mrugnęłam do niej okiem.

Krzysztof I.

- Siemson, Piter. - Przywitałem się z przybyłym Nowakowskim.
- Osobiście uduszę tego Kubiaka. - Usiadł koło mnie. - Marcelina pół nocy przepłakała.
- Trzeba coś z tym zrobić. - Przyznałem. - Pasowałoby pogadać z Dzikiem, czy ma coś na swoje usprawiedliwienie.
- Pomożesz mi? - Spojrzał błagalnie. - Nie mogę patrzeć jak się męczy.
- Oczywiście.

Michał K.

Dziś znów ciężko było mi się skupić na treningu, ale dawałem z siebie wszystko. Właśnie miałem wsiadać do auta, gdy rozdzwonił się mój telefon. Widząc numer Piotrka na wyświetlaczu, odebrałem pospiesznie.
- Jesteś idiotą, Kubiak. - Przywitał mnie głos z drugiej strony.
- Też cię dobrze słyszeć, Krzysiu. - Zaironizowałem. - Dlaczego dzwonisz z Pita telefonu?
- Bo Cichy się zbiera w sobie, żeby ci coś przekazać. - Serce powoli przemieszczało mi się do gardła. - Oddaję mu komórkę.
- Słucham w takim razie. - Zacząłem chodzić w kółko na parkingu.
- To, że zawiniłeś to dobrze wiesz. - Rozpoczął. - I proszę, nie próbuj mi przerywać. - Zaznaczył. - Nie wiem dlaczego doszło do tego, do czego doszło. Ale wiem jedno. Spieprzyłeś po całości. To że Marcelina cię kocha nie ulega wątpliwości. Jednak czy ty czujesz to samo? - Czekał na odpowiedź.
- Piotrek, ja wariuję bez niej. - Przyznałem. - To co się zdarzyło... Powinieneś znać sytuację od początku. - Opowiedziałem wszystko. - Inga mnie nie interesuje. Stara znajoma, i tyle. Chciała pogadać. Mogłem się na to nie godzić...
- Mogłeś. Mogłeś. - Powiedział dobitnie. - Ale masz teraz szansę wszystko naprawić. Nie możemy już patrzeć jak cierpi. Wsiadaj w auto. Napisz jak będziesz wjeżdżał do Rzeszowa, a dam ci znać, gdzie będzie.
- Dzięki, Piotrek. - Ucieszyłem się.
- Na razie nie dziękuj. Jeszcze nie masz gwarancji, że cię wysłucha. Cześć. - Rozłączył się.

Piotr N.

- Marcela śpi? - Zapytałem Martynę będącą w kuchni.
- Mhm. - Kiwnęła mi głową.
- Rozmawiałem z Kubiakiem. - Wyznałem.
- Co zrobiłeś? - Uniosła głos, ale przyłożyłem palec do ust, żeby nie była głośno. - Po co to zrobiłeś, do jasnej cholery?
- Mam patrzeć jak przyjaciele mi się wykańczają psychicznie? - Nie chciałem kłótni, ale chyba ta rozmowa do tego prowadziła.
- A zapytałeś ją o zdanie, czy sobie tego życzyła? - Nie ma to jak sprzeczka szeptem.
- Życzyła czy nie, oni muszą porozmawiać. - Przedstawiłem swój argument. - Chcesz, żeby w końcu próbowała zrobić coś podobnego jak to z pociągiem? - Przywołałem w pamięci dawne wspomnienie.
- No nie...
- Więc zaufaj mi. - Przerwałem jej poprzednią wypowiedź. - Porozmawiają, ale tylko wtedy, gdy my oboje będziemy obok. Więc idealnie będzie po popołudniowym treningu.
- Co?! - Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- To co słyszałaś. Pod żadnym pozorem nie mów jej na ten temat nic. - Zakończyłem rozmowę wychodząc z pomieszczenia.

Marcelina

- Piotrek, no. Dawaj to. - Od przedpokoju było słychać głos Ignaczaka.
Martyna tylko się zaśmiała.
- Siema, siema. - Libero wkroczył do salonu. - Mamy coś dla ciebie. Ale pozwolisz, że wręczę sam, bo Piter ma problem z rozwiązaniem sznurówek. - Podał mi torebeczkę. - Martyna, musisz mu kupić buty na rzepy.
- Już mnie rwie... - Odpowiedziała z ironią.
- Dziękuję. - Przytuliłam Krzyśka, gdy wyjęłam koszulkę z podpisami rzeszowskiej drużyny.
Wtedy też w drzwiach stanął Pit.
- Przepraszam, Marcelina. Musiałem. - Powiedział i odsuwając ukazał czyjąś postać, kryjącą się dodatkowo za wielkim bukietem czerwonych róż.
- Co on tu robi? - Wydukałam, gdy ktoś zniżył nieco kwiaty i ukazała się jego twarz.
- Marcelka, wiem, że okazałem się dupkiem, ale porozmawiaj ze mną. - Michał wręczył mi bukiet.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - Odparłam sucho i wstałam by wyjść z salonu.
- Proszę... - Kubiak złapał mnie za rękę.
Jego głos był strasznie smutny. Zresztą tak jak i spojrzenie.
- Proszę... - Powtórzył.
- Dobrze. Masz 5 minut. - Zaznaczyłam.
- To my idziemy sprawdzić czy nas nie ma w kuchni. - Martyna wstała i wygoniła dwóch graczy Resovi. - Przy okazji wstawię kwiaty do wazonu. - Wyszli zamykając za sobą drzwi.

Michał K.

- Usiądź obok. - Poprosiłem, gdyż stała przy oknie plecami do mnie.
Widziałem, że niechętnie spełnia moją prośbę. Oczy miała mokre.
- Sytuacja jest trudna dla nas obojga... - Rozpocząłem. - Wiem, że wina leży po mojej stronie, ale daj mi wyjaśnić wszystko.
- Byle szybko. - Odparła z chłodem w głosie.
Zacząłem od tego jak przyszliśmy do baru po przyjeździe z meczu. Po przez rozmowę telefoniczną i docinki Dimy dotarłem do uwagi Łasko o zbyt dużej ilości alkoholu. Następnie przekazałem to, co się wydarzyło, ale łącznie z zakończeniem, które rozegrało się między mną a Ingą.
- Uwierz mi, że gdybym wiedział o co chodzi, nie proponował bym, żeby tam przyjechała. Jestem dupkiem, wiem. Wybacz mi. - Zbliżyłem się do niej i kciukiem otarłem jej łzy.
- Michał... - Szepnęła. - Chciałabym ci teraz wykrzyczeć wszystko, co wtedy miałam na myśli. Ale nie potrafię. - Słonych kropli było coraz więcej. - Rozum mówi mi, że mam ci powiedzieć „Spadaj”. Za to serce podpowiada całkiem inaczej...
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? - Teraz to i mnie zaczęły lekko piec oczy.
- Przytul mnie. - Spojrzała prosto w moje oczy.
Objąłem ją i delikatnie gładziłem dłonią po plecach.
- Marcelka, ja bez ciebie wariuję. Nie spałem całe dwie noce. Nie mogę sobie miejsca znaleźć. Na treningach nic mi nie wychodzi. - Mówiłem w jej włosy. - Proszę, wybacz. - Odsunąłem ją od siebie i spoglądałem w jej tęczówki. - Kocham cię i nie chcę cię stracić przez nieporozumienie.

Marcelina

Widziałam jak Michał oczekuje na moją decyzję. W odpowiedzi jednak mocno go pocałowałam. Nie potrafiłam bez niego normalnie funkcjonować.
- Czy to znaczy, że... - Oparł czoło o moje.
- Kocham cię. - Szepnęłam, na co Misiek wstał i porwał mnie na ręce.
Okręcił się dookoła własnej osi i odstawił mnie na ziemię, po czym wpił się w moje usta. W tym też momencie rozległy się brawa i otworzyły się drzwi.
- Widok nie dla dzieci. - Kątem oka widziałam jak Piotrek zasłania oczy Krzyśkowi.
- Podsłuchiwaliście? - Zwróciłam się do trójki.
- My?! - Zdziwili się, a Nowakowski i jego narzeczona automatycznie wskazali na Ignaczaka stojącego pośrodku nich. - On tak.
- Dziękuję wam. - Powiedziałam w końcu.

~*~
Takie sobie... 

sobota, 19 lipca 2014

Czterdziestka

Marcelina

Po około trzech godzinach jazdy zaparkowałam przed wysokim blokiem. Nadal byłam roztrzęsiona i sama nie wiem jak tu dojechałam nie błądząc. Wysiadłam z auta, zabierając ze sobą torbę. Była trzecia w nocy i trudno było budzić mi mieszkańców, ale musiałam. Jednak tym razem los był łaskawszy i ktoś wychodził, więc nie musiałam dzwonić na domofon. Szybko weszłam do budynku i pokonałam odległość na odpowiednie piętro.
Stanęłam przed drzwiami i chcąc nie chcąc nacisnęłam dzwonek. Po kilku dłuższych chwilach otworzyły się.
- Tak? - Pojawiła się rozespana kobieta. - Marcelina?! - Jej powieki automatycznie się podniosły. - Co ty tu robisz? Wchodź do środka.
- Cześć. - Powiedziałam czując, że znów napływają mi łzy do oczu.
Zdjęłam kurtkę i buty, a walizkę odstawiłam do rogu.
- Kto to? - Zawołał głos z wnętrza mieszkania.
- Śpij. - Poleciła dziewczyna. - A ty chodź ze mną do kuchni. - Wzięła mnie za rękę. - Co się stało?
- Nie sądziłam, że do tego dojdzie... - Głos zaczął mi się łamać. - Michał... - Łzy zaczęły ciec mi po policzkach. - On... - Nie dałam rady z siebie niczego wyrzucić.
- Co on? - Oczy rozmówczyni powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek.
- Całował się z inną... - Wydusiłam w końcu.
- Co jest grane? - Przyszedł zaspany mężczyzna.
- Prosiłam, żebyś spał. Masz trening rano. - Próbowała wygonić go z kuchni, ale zaparł się i nie ruszył. - Piotrek!
- Martyna, proszę cię, daj spokój. Marcela, co się stało? - Nowakowski usiadł na krześle obok.
- Twój kolega postanowił grać na dwa fronty. - Powiedziała z ironią blondynka.

Martyna

Piotrka siłą wysłałam z powrotem do spania. My zaś z Marceliną przeniosłyśmy się do salonu. Z kubkami ciepłej herbaty siadłyśmy na kanapie. Pozwoliłam jej się wypłakać. W jakiś sposób to zawsze pomaga. W końcu zmęczona zasnęła. Przykryłam ją kocem i sama udałam się do sypialni.
Po siódmej wstałam razem z Piotrkiem, tak by nie obudzić śpiącego gościa. Zrobiłam śniadanie i z Pitem usiedliśmy, by naradzić się.
- Nie mogę jej samej zostawić teraz, więc zadzwonię, że nie będzie mnie na porannym treningu. - Zaczęłam się zastanawiać.
- Może razem przyjdziecie na poranny? - Proponował.
- Nie ma takiej opcji. - Zaprotestowałam. - Ona musi odpocząć. Zobaczymy co będzie po południu. Choć wątpię, żeby chciała gdzieś wychodzić.
- Masz rację. - Przyznał.
- Nie mów chłopakom, co się stało. Przynajmniej na razie. - Wstałam od stołu i zaczęłam chodzić tam i z powrotem.
- Dobrze zrobiła, że przyjechała do nas. - Po chwili ciszy odezwał się Piotrek.
- Pewnie, że tak. - Usiadłam. - Nie spodziewałam się tego po Michale...

Piotr N.

Wszedłem do szatni w czasie trwania jakiejś sprzeczki.
- Chcesz się bić? - Zapytał ze śmiechem Alek.
- Idź do lasu to dostaniesz z liścia! - Odgryzł się Fabian.
- Albo z igły... - Dodał konspiracyjnym szeptem Kosa.
- A nie mogę mu sam dać w twarz? - Zapytał Krzysiek.
- Cześć Piter, co się tak skradasz? - Przywitał mnie Achrem.
- O, ktoś tu się chyba nie wyspał. - Poruszył znacząco brwiami Igła.
- Panowie, nie dziś. - Machnąłem tylko ręką.
Szybko przebrałem się i wyszedłem. Przekazałem jeszcze osobiście komu trzeba, że Martyny nie będzie i bardzo za to przeprasza, ale sprawy przyjaciół są dla niej bardzo ważne. Zrozumieli i zaproponowali, że jeżeli trzeba to bez problemu dostanie parę dni wolnego.
- Cichy, a gdzież to twoja urocza partnerka się dziś podziewa, że nie ma jej na stanowisku? - Dogonił mnie Ignaczak (bo któż by inny).
- Krzysztofie, dowiesz się w swoim czasie. - Próbowałem uciąć dyskusję.
- Czy właśnie dałeś mi do zrozumienia, że... - Libero zaczął się zastanawiać. - Czyżby... - Zrobił tak wielkie oczy, że o mało co, nie wypadły mu z oczodołów. - Będą małe Piciątka?
- Oszalałeś?! - Zdziwiłem się na jego ideę. - Miej ty rozum!
- No, ale skąd go wziąć? - Droczył się ze mną.
- Nie wiem. Sprawdź na allegro, może kupisz jakiś tańszy używany.
- Coś ty taki drażliwy? - Chwycił się pod boki.
- Proszę, Krzysiu. Daj mi dziś spokój, co? - Posłałem mu błagalne spojrzenie.
- Noo doobra. - Westchnął.

Marcelina

Niespiesznie otworzyłam oczy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Powoli dopiero zaczęły do mnie docierać wydarzenia z wczorajszego dnia. Podniosłam się z kanapy i opuściłam pokój.
- Obudziłam cię? - Skrzywiła się Martyna.
- Nie. - Pokręciłam przecząco głową.
- Chodź, zjesz coś. - Zaprosiła mnie do kuchni.
- Nie przełknę nic. - Usiadłam przy stole. - Jeżeli nie będzie to kłopotem, to poproszę jedynie herbatę.
- Zaraz ci zrobię, ale musisz coś zjeść. - Postawiła przede mną talerzyk z kanapkami.
- Przepraszam, że zawracam wam głowę. - Zaczęłam bawić się łyżeczką.
- Przestań gadać głupoty. Nie zawracasz! Bardzo dobrze, że tu przyjechałaś. - Próbowała przywrócić mnie do porządku. - Strasznie niewyraźnie wyglądasz. - Zaczęła mi się przyglądać.
- Nie ma się czym przejmować, to nerwy. - Machnęłam ręką. - Idę się trochę ogarnąć. - Wstałam, ale usiadłam z powrotem, gdyż strasznie zakręciło mi się z głowie.
- Marcelina, w porządku? - Martyna natychmiast znalazła się obok mnie.
- Tak. Spokojnie. Nic się nie dzieje. - Próbowałam ją uspokoić.
Pomału podniosłam się i poczłapałam do walizki po czyste ubranie. Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do stanu wyglądalności.
- Nie poszłaś do pracy. - Stwierdziłam, gdy zastałam blondynkę siedzącą w salonie.
- Wolałam zostać z tobą. A po południu pójdziesz ze mną. - Powiedziała.
- Chyba nie... - Skrzywiłam się. - Nie chcę nigdzie wychodzić. - Usiadłam na sofie obok dziewczyny kurcząc się maksymalnie.
- Słuchaj, właśnie powinnaś iść między ludzi. - Objęła mnie przyjacielsko ramieniem. - Ale chwila... - Nie wiem dlaczego przyłożyła mi dłoń do czoła. - Ty masz gorączkę. - Wstała i wyszła z pokoju, a po chwili wróciła z termometrem. - Sprawdzimy ile. - 38,5 stopnia... - Podałam jej do weryfikacji przedmiot. - Ubieraj się ciepło. I to szybko. - Poleciła mi.
- Ale po co?

Michał K.

Czułem się jak ostatni dupek. Tak też to mogło wyglądać, ale Marcelina nie dała sobie niczego wyjaśnić. Całą noc nie spałem – jeszcze gdzieś tliła się nadzieja, że ona wróci. Ale nadszedł ranek i nic takiego się nie wydarzyło. Byłem cholernie wściekły na samego siebie, że w ogóle doszło do czegoś takiego.
Rano spojrzałem w lustro. Widok był koszmarny, ale wszystko na własne życzenie. Jakoś zabrałem siły i postanowiłem pójść na trening.
Robiłem ostatni łyk kawy przed wyjściem, gdy rozdzwonił się mój telefon. Szybko pobiegłem odebrać. Chciałem by była to Marcelina. Zawiodłem się jednak. Na wyświetlaczu widniał napis „Inga”.
- Czego chcesz? - Odebrałem.
- Chciałam przeprosić. Niczego z wczorajszego wieczoru nie pamiętam. Ale wiem, że mi pomogłeś.
- Ty za to zniszczyłaś mi życie! - Nie owijałem w bawełnę. - Nie dzwoń więcej. - Rozłączyłem się.
Zgarnąłem torbę i wyszedłem z domu. Postanowiłem tym razem przejechać się komunikacją miejską, żeby nie stwarzać zagrożenia na drodze.
- Michał? - Na przystanku zatrzymał się samochód. - Wskakuj szybko. - Polecił kierowca.
- Dzięki, Damian. - Podałem mu rękę, będą już w środku.
- Co jest? - Zapytał, ruszając z miejsca.
- Nie chce o tym mówić.
- Ok. Jak uważasz. - Nie naciskał na mnie. - Ale jakbyś chciał pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Martyna

Na siłę wyciągnęłam Marcelinę do lekarza. W końcu gorączka i zawroty głowy, wskazują na jakąś dolegliwość.
- I co? - Zapytałam, gdy już wyszła z gabinetu.
- Jeszcze badanie krwi. - Westchnęła ciężko.
Po chwili wróciła z zabiegowego i przekazała mi, że musi 15 minut zaczekać na wynik. Czas zleciał szybko i weszła ponownie do gabinetu.
- Teraz już wszystko wiesz? - Spytałam, gdy pojawiła się obok mnie.
- Mhm. Oprócz tego, że gorączka to wynik stresu, mam lekką anemię. - Zapięła kurtkę.
- Już my się tobą zajmiemy. - Uśmiechnęłam się do niej.
Po drodze do mieszkania wstąpiłam na małe zakupy. Zaopatrzyłam koszyk w dużo warzyw i owoców, a potem wykupiłam Marcelinie potrzebne leki.
- Martyna, gdzie tu najbliżej jest faks? - Zapytała brunetka, gdy byłyśmy już w domu. - Muszę przesłać zwolnienie lekarskie do prezesa...
- Po południu pójdziemy na trening, to wyślemy z naszego biura. - Wyjaśniłam.
- Wolałabym zostać tu. - Smutno szepnęła.
- Kurcze, w sumie masz rację, żebyś dziś nie wychodziła... - Zamyśliłam się. - Poślemy Pitem, nie ma problemu. A teraz marsz do salonu. Siadasz grzecznie, przykrywasz się kocykiem i nie ruszasz się zbędnie.
- Dobrze mamo. - Niechętnie spełniła moje polecenie.

Michał K.

Kompletnie nic mi nie wychodziło na treningu. Każda piłka była przeciwko mnie – nawet ani jedna zagrywka mi nie siadła. Nie spodobało się to trenerowi. Poprosił mnie bym po ćwiczeniach został na chwilę. Chciał ze mną zamienić słowo w cztery oczy.
- Idź spokojnie. Zaczekam na ciebie w aucie. - Zaoferował się Wojtaszek.
- Dzięki. - Odpowiedziałem i skierowałem się do Bernardiego.
- Michał, co się stało? Byłeś dziś nieobecny duchem. Dlaczego? - Zapytał wprost.
- Przepraszam, problemy osobiste. - Odpowiedziałem wymijająco.
- Potrzebujesz wolnego? - Zaproponował.
- Jedyne, czego teraz potrzebuję, to wycieczka po rozum do głowy. - Odparłem smutno. - Moja dziewczyna widziała coś, czego nie powinna była zobaczyć. Ba! To nawet nie powinno się wydarzyć... - Wyznałem wreszcie i siadając ukryłem twarz w dłoniach.
- Kochasz ją? - Zajął miejsce obok mnie.
- Bezgranicznie... - Dotarła wówczas do mnie moja beznadziejna sytuacja.

Piotr N.

Wykonałem prośbę dziewczyn po południu i poszedłem ćwiczyć. Trening szybko minął i poszliśmy do szatni po swoje rzeczy.
- Piter, muszę z tobą porozmawiać. - Ignaczak znalazł się koło mojej szafki.
- Tak?
- Co się z tobą dziś dzieje? - Postawił pytanie.
- Nic się nie dzieje. Wszystko normalnie. - Zabrałem torbę i skierowałem się do wyjścia.
- Taa, a ja jestem Elvis. - Szedł za mną.
- W takim razie ja to Michael Jackson. - Odzywały się we mnie pokłady sarkazmu.
- To co, może wspólny koncert? - Odgryzł się w tym samym tonie. - Piotrek, kurde, no. Widzę przecież, że coś cię gryzie.
- Zapewniam cię, że wszystko w porządku. - Wrzuciłem rzeczy do auta i wsiadłem.
- Nie dam ci spokoju, dopóki się nie dowiem. - Wpakował się na miejsce pasażera.

Martyna

- Piotrek! Dlaczego nabrałeś wody w usta i nic mi nie chcesz powiedzieć? - Rozległ się głos Igły w korytarzu.
- A co ja mam ci powiedzieć? - Piter wszedł do kuchni a libero za nim. - Chcesz coś do picia?
- Soku mi nalej.
- Proszę. - Usłyszałam, że idą do salonu.
- Cześć. - Przywitał się Igła. - Wstań. - Wskazał na mnie palcem. - Obróć się. - Kolejna komenda. - Skoro z tobą wszystko ok, to co tu jest grane? - Zapytał mnie.
- Cześć. - W progu pojawiła się Marcelina, a Ignaczak gwałtownie odwrócił się.
- Młoda?! Matko kochana, co ty tu, dziecko, robisz? - Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę sofy.
- Przyjechałam. - Przykleiła na twarz nikły uśmiech.
- Sama z siebie? Bez Michała? - Zmarszczył czoło. - Co on ci zrobił?
- Twój koleżka postanowił... Hmmm... Jakby to powiedzieć... Zainteresowało go nawiązywanie kontaktów damsko-męskich z inną. - Wyjaśniłam okrężną drogą.
- Żartujecie sobie? - Nie dowierzał. - Kubiak? Który za Marceliną świata nie widzi? O kurdee... - Zaczął przecierać twarz dłońmi.
- Krzysiu, niech to zostanie między nami. - Poprosił Piotrek.
- Pewnie, nie ma problemu. - Igła nadal był w szoku. - Jak go spotkam to mu nogi z d...
- Nie kończ... - Przerwałam mu.

Michał K.

W końcu przystałem na propozycję trenera i poprosiłem o wolne popołudnie. Czas było logicznie pomyśleć i zrobić coś, żeby Marcelina mi wybaczyła. Ale najpierw musiałem ją znaleźć.
Uruchomiłem wszystkie szare komórki do działania. W końcu przyszły mi do głowy pierwsze pomysły. Na policję nie mogłem zadzwonić, bo wyjechała sama. Jakby nie było miała powód. Do ojca z pewnością nie pojechała, bo najprawdopodobniej już by dał znać, co o mnie myśli. Michalina – zadzwonić do niej nie zaszkodzi.
Wybrałem numer i połączyłem się. Odebrała po trzech sygnałach. Zapytałem co u nich i takie tam, żeby wybadać sytuację, ale w końcu stwierdziłem, że nic nie wie, bo miło się do mnie odnosiła. Pozdrowiłem ich i zakończyłem rozmowę.
Kolejnym pomysłem było dzwonienie do wszystkich, których poznała w Spale. Ci, którzy są w zagranicznych ligach raczej odpadali. Skrzaty wesołe jak zwykle, więc odpada. Kędzierzynianie – wszyscy zatrenowani, ale normalnie się do mnie odnosili. Został mi jedynie Rzeszów jako ostatnia nadzieja. 

~*~
Cześć :)
Co do rozdziału nie będę się rozpisywać, jest jaki jest, lepszy raczej nie będzie...
Widzę, że raczej Wam się już to opowiadanie nudzi, coraz mniej osób czyta. Ale trudno, rozpaczać nie będę. Przedtem miałam większą motywację; teraz piszę, żeby udowodnić sobie, że potrafię doprowadzić coś do końca. 
Jeżeli jeszcze ktokolwiek (tak, wiem, oprócz Ciebie Łośku, bo znam Twoje zdanie) kto jest i czyta, niech da mi motywację w postaci komentarza. A jeżeli nie... To trudno...