Marcelina
Po około
trzech godzinach jazdy zaparkowałam przed wysokim blokiem. Nadal
byłam roztrzęsiona i sama nie wiem jak tu dojechałam nie błądząc.
Wysiadłam z auta, zabierając ze sobą torbę. Była trzecia w nocy
i trudno było budzić mi mieszkańców, ale musiałam. Jednak tym
razem los był łaskawszy i ktoś wychodził, więc nie musiałam
dzwonić na domofon. Szybko weszłam do budynku i pokonałam
odległość na odpowiednie piętro.
Stanęłam
przed drzwiami i chcąc nie chcąc nacisnęłam dzwonek. Po kilku
dłuższych chwilach otworzyły się.
- Tak? -
Pojawiła się rozespana kobieta. - Marcelina?! - Jej powieki
automatycznie się podniosły. - Co ty tu robisz? Wchodź do środka.
- Cześć.
- Powiedziałam czując, że znów napływają mi łzy do oczu.
Zdjęłam
kurtkę i buty, a walizkę odstawiłam do rogu.
- Kto to?
- Zawołał głos z wnętrza mieszkania.
- Śpij. -
Poleciła dziewczyna. - A ty chodź ze mną do kuchni. - Wzięła
mnie za rękę. - Co się stało?
- Nie
sądziłam, że do tego dojdzie... - Głos zaczął mi się łamać.
- Michał... - Łzy zaczęły ciec mi po policzkach. - On... - Nie
dałam rady z siebie niczego wyrzucić.
- Co on? -
Oczy rozmówczyni powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek.
- Całował
się z inną... - Wydusiłam w końcu.
- Co jest
grane? - Przyszedł zaspany mężczyzna.
-
Prosiłam, żebyś spał. Masz trening rano. - Próbowała wygonić
go z kuchni, ale zaparł się i nie ruszył. - Piotrek!
- Martyna,
proszę cię, daj spokój. Marcela, co się stało? - Nowakowski
usiadł na krześle obok.
- Twój
kolega postanowił grać na dwa fronty. - Powiedziała z ironią
blondynka.
Martyna
Piotrka
siłą wysłałam z powrotem do spania. My zaś z Marceliną
przeniosłyśmy się do salonu. Z kubkami ciepłej herbaty siadłyśmy
na kanapie. Pozwoliłam jej się wypłakać. W jakiś sposób to
zawsze pomaga. W końcu zmęczona zasnęła. Przykryłam ją kocem i
sama udałam się do sypialni.
Po
siódmej wstałam razem z Piotrkiem, tak by nie obudzić śpiącego
gościa. Zrobiłam śniadanie i z Pitem usiedliśmy, by naradzić
się.
- Nie mogę
jej samej zostawić teraz, więc zadzwonię, że nie będzie mnie na
porannym treningu. - Zaczęłam się zastanawiać.
- Może
razem przyjdziecie na poranny? - Proponował.
- Nie ma
takiej opcji. - Zaprotestowałam. - Ona musi odpocząć. Zobaczymy co
będzie po południu. Choć wątpię, żeby chciała gdzieś
wychodzić.
- Masz
rację. - Przyznał.
- Nie mów
chłopakom, co się stało. Przynajmniej na razie. - Wstałam od
stołu i zaczęłam chodzić tam i z powrotem.
- Dobrze
zrobiła, że przyjechała do nas. - Po chwili ciszy odezwał się
Piotrek.
- Pewnie,
że tak. - Usiadłam. - Nie spodziewałam się tego po Michale...
Piotr
N.
Wszedłem
do szatni w czasie trwania jakiejś sprzeczki.
- Chcesz
się bić? - Zapytał ze śmiechem Alek.
- Idź do
lasu to dostaniesz z liścia! - Odgryzł się Fabian.
- Albo z
igły... - Dodał konspiracyjnym szeptem Kosa.
- A nie
mogę mu sam dać w twarz? - Zapytał Krzysiek.
- Cześć
Piter, co się tak skradasz? - Przywitał mnie Achrem.
- O, ktoś
tu się chyba nie wyspał. - Poruszył znacząco brwiami Igła.
- Panowie,
nie dziś. - Machnąłem tylko ręką.
Szybko
przebrałem się i wyszedłem. Przekazałem jeszcze osobiście komu
trzeba, że Martyny nie będzie i bardzo za to przeprasza, ale sprawy
przyjaciół są dla niej bardzo ważne. Zrozumieli i zaproponowali,
że jeżeli trzeba to bez problemu dostanie parę dni wolnego.
- Cichy, a
gdzież to twoja urocza partnerka się dziś podziewa, że nie ma jej
na stanowisku? - Dogonił mnie Ignaczak (bo któż by inny).
-
Krzysztofie, dowiesz się w swoim czasie. - Próbowałem uciąć
dyskusję.
- Czy
właśnie dałeś mi do zrozumienia, że... - Libero zaczął się
zastanawiać. - Czyżby... - Zrobił tak wielkie oczy, że o mało
co, nie wypadły mu z oczodołów. - Będą małe Piciątka?
-
Oszalałeś?! - Zdziwiłem się na jego ideę. - Miej ty rozum!
- No, ale
skąd go wziąć? - Droczył się ze mną.
- Nie
wiem. Sprawdź na allegro, może kupisz jakiś tańszy używany.
- Coś ty
taki drażliwy? - Chwycił się pod boki.
- Proszę,
Krzysiu. Daj mi dziś spokój, co? - Posłałem mu błagalne
spojrzenie.
- Noo
doobra. - Westchnął.
Marcelina
Niespiesznie
otworzyłam oczy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie się
znajduję. Powoli dopiero zaczęły do mnie docierać wydarzenia z
wczorajszego dnia. Podniosłam się z kanapy i opuściłam pokój.
-
Obudziłam cię? - Skrzywiła się Martyna.
- Nie. -
Pokręciłam przecząco głową.
- Chodź,
zjesz coś. - Zaprosiła mnie do kuchni.
- Nie
przełknę nic. - Usiadłam przy stole. - Jeżeli nie będzie to
kłopotem, to poproszę jedynie herbatę.
- Zaraz ci
zrobię, ale musisz coś zjeść. - Postawiła przede mną talerzyk z
kanapkami.
-
Przepraszam, że zawracam wam głowę. - Zaczęłam bawić się
łyżeczką.
- Przestań
gadać głupoty. Nie zawracasz! Bardzo dobrze, że tu przyjechałaś.
- Próbowała przywrócić mnie do porządku. - Strasznie niewyraźnie
wyglądasz. - Zaczęła mi się przyglądać.
- Nie ma
się czym przejmować, to nerwy. - Machnęłam ręką. - Idę się
trochę ogarnąć. - Wstałam, ale usiadłam z powrotem, gdyż
strasznie zakręciło mi się z głowie.
-
Marcelina, w porządku? - Martyna natychmiast znalazła się obok
mnie.
- Tak.
Spokojnie. Nic się nie dzieje. - Próbowałam ją uspokoić.
Pomału
podniosłam się i poczłapałam do walizki po czyste ubranie.
Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do stanu wyglądalności.
- Nie
poszłaś do pracy. - Stwierdziłam, gdy zastałam blondynkę
siedzącą w salonie.
- Wolałam
zostać z tobą. A po południu pójdziesz ze mną. - Powiedziała.
- Chyba
nie... - Skrzywiłam się. - Nie chcę nigdzie wychodzić. - Usiadłam
na sofie obok dziewczyny kurcząc się maksymalnie.
- Słuchaj,
właśnie powinnaś iść między ludzi. - Objęła mnie
przyjacielsko ramieniem. - Ale chwila... - Nie wiem dlaczego
przyłożyła mi dłoń do czoła. - Ty masz gorączkę. - Wstała i
wyszła z pokoju, a po chwili wróciła z termometrem. - Sprawdzimy
ile. - 38,5 stopnia... - Podałam jej do weryfikacji przedmiot. -
Ubieraj się ciepło. I to szybko. - Poleciła mi.
- Ale po
co?
Michał
K.
Czułem
się jak ostatni dupek. Tak też to mogło wyglądać, ale Marcelina
nie dała sobie niczego wyjaśnić. Całą noc nie spałem –
jeszcze gdzieś tliła się nadzieja, że ona wróci. Ale nadszedł
ranek i nic takiego się nie wydarzyło. Byłem cholernie wściekły
na samego siebie, że w ogóle doszło do czegoś takiego.
Rano
spojrzałem w lustro. Widok był koszmarny, ale wszystko na własne
życzenie. Jakoś zabrałem siły i postanowiłem pójść na
trening.
Robiłem
ostatni łyk kawy przed wyjściem, gdy rozdzwonił się mój telefon.
Szybko pobiegłem odebrać. Chciałem by była to Marcelina.
Zawiodłem się jednak. Na wyświetlaczu widniał napis „Inga”.
- Czego
chcesz? - Odebrałem.
- Chciałam
przeprosić. Niczego z wczorajszego wieczoru nie pamiętam. Ale wiem,
że mi pomogłeś.
- Ty za to
zniszczyłaś mi życie! - Nie owijałem w bawełnę. - Nie dzwoń
więcej. - Rozłączyłem się.
Zgarnąłem
torbę i wyszedłem z domu. Postanowiłem tym razem przejechać się
komunikacją miejską, żeby nie stwarzać zagrożenia na drodze.
- Michał?
- Na przystanku zatrzymał się samochód. - Wskakuj szybko. -
Polecił kierowca.
- Dzięki,
Damian. - Podałem mu rękę, będą już w środku.
- Co jest?
- Zapytał, ruszając z miejsca.
- Nie chce
o tym mówić.
- Ok. Jak
uważasz. - Nie naciskał na mnie. - Ale jakbyś chciał pogadać, to
wiesz, gdzie mnie szukać.
Martyna
Na siłę
wyciągnęłam Marcelinę do lekarza. W końcu gorączka i zawroty
głowy, wskazują na jakąś dolegliwość.
- I co? -
Zapytałam, gdy już wyszła z gabinetu.
- Jeszcze
badanie krwi. - Westchnęła ciężko.
Po chwili
wróciła z zabiegowego i przekazała mi, że musi 15 minut zaczekać
na wynik. Czas zleciał szybko i weszła ponownie do gabinetu.
- Teraz
już wszystko wiesz? - Spytałam, gdy pojawiła się obok mnie.
- Mhm.
Oprócz tego, że gorączka to wynik stresu, mam lekką anemię. -
Zapięła kurtkę.
- Już my
się tobą zajmiemy. - Uśmiechnęłam się do niej.
Po drodze
do mieszkania wstąpiłam na małe zakupy. Zaopatrzyłam koszyk w
dużo warzyw i owoców, a potem wykupiłam Marcelinie potrzebne leki.
- Martyna,
gdzie tu najbliżej jest faks? - Zapytała brunetka, gdy byłyśmy
już w domu. - Muszę przesłać zwolnienie lekarskie do prezesa...
- Po
południu pójdziemy na trening, to wyślemy z naszego biura. -
Wyjaśniłam.
-
Wolałabym zostać tu. - Smutno szepnęła.
- Kurcze,
w sumie masz rację, żebyś dziś nie wychodziła... - Zamyśliłam
się. - Poślemy Pitem, nie ma problemu. A teraz marsz do salonu.
Siadasz grzecznie, przykrywasz się kocykiem i nie ruszasz się
zbędnie.
- Dobrze
mamo. - Niechętnie spełniła moje polecenie.
Michał
K.
Kompletnie
nic mi nie wychodziło na treningu. Każda piłka była przeciwko
mnie – nawet ani jedna zagrywka mi nie siadła. Nie spodobało się
to trenerowi. Poprosił mnie bym po ćwiczeniach został na chwilę.
Chciał ze mną zamienić słowo w cztery oczy.
- Idź
spokojnie. Zaczekam na ciebie w aucie. - Zaoferował się Wojtaszek.
- Dzięki.
- Odpowiedziałem i skierowałem się do Bernardiego.
- Michał,
co się stało? Byłeś dziś nieobecny duchem. Dlaczego? - Zapytał
wprost.
-
Przepraszam, problemy osobiste. - Odpowiedziałem wymijająco.
-
Potrzebujesz wolnego? - Zaproponował.
- Jedyne,
czego teraz potrzebuję, to wycieczka po rozum do głowy. - Odparłem
smutno. - Moja dziewczyna widziała coś, czego nie powinna była
zobaczyć. Ba! To nawet nie powinno się wydarzyć... - Wyznałem
wreszcie i siadając ukryłem twarz w dłoniach.
- Kochasz
ją? - Zajął miejsce obok mnie.
-
Bezgranicznie... - Dotarła wówczas do mnie moja beznadziejna
sytuacja.
Piotr
N.
Wykonałem
prośbę dziewczyn po południu i poszedłem ćwiczyć. Trening
szybko minął i poszliśmy do szatni po swoje rzeczy.
- Piter,
muszę z tobą porozmawiać. - Ignaczak znalazł się koło mojej
szafki.
- Tak?
- Co się
z tobą dziś dzieje? - Postawił pytanie.
- Nic się
nie dzieje. Wszystko normalnie. - Zabrałem torbę i skierowałem się
do wyjścia.
- Taa, a
ja jestem Elvis. - Szedł za mną.
- W takim
razie ja to Michael Jackson. - Odzywały się we mnie pokłady
sarkazmu.
- To co,
może wspólny koncert? - Odgryzł się w tym samym tonie. - Piotrek,
kurde, no. Widzę przecież, że coś cię gryzie.
-
Zapewniam cię, że wszystko w porządku. - Wrzuciłem rzeczy do auta
i wsiadłem.
- Nie dam
ci spokoju, dopóki się nie dowiem. - Wpakował się na miejsce
pasażera.
Martyna
- Piotrek!
Dlaczego nabrałeś wody w usta i nic mi nie chcesz powiedzieć? -
Rozległ się głos Igły w korytarzu.
- A co ja
mam ci powiedzieć? - Piter wszedł do kuchni a libero za nim. -
Chcesz coś do picia?
- Soku mi
nalej.
- Proszę.
- Usłyszałam, że idą do salonu.
- Cześć.
- Przywitał się Igła. - Wstań. - Wskazał na mnie palcem. - Obróć
się. - Kolejna komenda. - Skoro z tobą wszystko ok, to co tu jest
grane? - Zapytał mnie.
- Cześć.
- W progu pojawiła się Marcelina, a Ignaczak gwałtownie odwrócił
się.
- Młoda?!
Matko kochana, co ty tu, dziecko, robisz? - Złapał ją za rękę i
pociągnął w stronę sofy.
-
Przyjechałam. - Przykleiła na twarz nikły uśmiech.
- Sama z
siebie? Bez Michała? - Zmarszczył czoło. - Co on ci zrobił?
- Twój
koleżka postanowił... Hmmm... Jakby to powiedzieć...
Zainteresowało go nawiązywanie kontaktów damsko-męskich z inną.
- Wyjaśniłam okrężną drogą.
-
Żartujecie sobie? - Nie dowierzał. - Kubiak? Który za Marceliną
świata nie widzi? O kurdee... - Zaczął przecierać twarz dłońmi.
- Krzysiu,
niech to zostanie między nami. - Poprosił Piotrek.
- Pewnie,
nie ma problemu. - Igła nadal był w szoku. - Jak go spotkam to mu
nogi z d...
- Nie
kończ... - Przerwałam mu.
Michał
K.
W końcu
przystałem na propozycję trenera i poprosiłem o wolne popołudnie.
Czas było logicznie pomyśleć i zrobić coś, żeby Marcelina mi
wybaczyła. Ale najpierw musiałem ją znaleźć.
Uruchomiłem
wszystkie szare komórki do działania. W końcu przyszły mi do
głowy pierwsze pomysły. Na policję nie mogłem zadzwonić, bo
wyjechała sama. Jakby nie było miała powód. Do ojca z pewnością
nie pojechała, bo najprawdopodobniej już by dał znać, co o mnie
myśli. Michalina – zadzwonić do niej nie zaszkodzi.
Wybrałem
numer i połączyłem się. Odebrała po trzech sygnałach. Zapytałem
co u nich i takie tam, żeby wybadać sytuację, ale w końcu
stwierdziłem, że nic nie wie, bo miło się do mnie odnosiła.
Pozdrowiłem ich i zakończyłem rozmowę.
Kolejnym
pomysłem było dzwonienie do wszystkich, których poznała w Spale.
Ci, którzy są w zagranicznych ligach raczej odpadali. Skrzaty
wesołe jak zwykle, więc odpada. Kędzierzynianie – wszyscy
zatrenowani, ale normalnie się do mnie odnosili. Został mi jedynie
Rzeszów jako ostatnia nadzieja.
~*~
Cześć :)
Co do rozdziału nie będę się rozpisywać, jest jaki jest, lepszy raczej nie będzie...
Widzę, że raczej Wam się już to opowiadanie nudzi, coraz mniej osób czyta. Ale trudno, rozpaczać nie będę. Przedtem miałam większą motywację; teraz piszę, żeby udowodnić sobie, że potrafię doprowadzić coś do końca.
Jeżeli jeszcze ktokolwiek (tak, wiem, oprócz Ciebie Łośku, bo znam Twoje zdanie) kto jest i czyta, niech da mi motywację w postaci komentarza. A jeżeli nie... To trudno...
czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńczytam :)
OdpowiedzUsuńP.
hahahaha znasz i nie zapominaj o nim :*
OdpowiedzUsuńale Piciątka mnie rozwaliły xDD :D :D :D Martyna z Pitem dobrała się z tym sarkazmem ;* :D
Czytam!!
OdpowiedzUsuń