Marcelina
Od
poniedziałku trzeba było wrócić do najnormalniejszego trybu
życia. Troszkę trudno było znów przestawić się na opcję
„codzienność”, ale w końcu udało się. Choć i tak jeszcze
łezka wzruszenia kręciła się w oku, kiedy spoglądałam na prawą
dłoń i widniejącą na niej obrączkę.
Już w
sobotę miał rozegrać się mecz otwarcia mistrzostw, dlatego Michał
musiał jak najszybciej udać się do Warszawy.
- Teraz to
jeszcze trudniej mi wyjechać. - Westchnął ciężko, kiedy już
wrzucił bagaże do samochodu i przytulał mnie.
- Wiem. -
Położyłam głowę na jego ramieniu. - Ale potem będziesz mnie
widział co dzień, do końca życia. Jak ty to wytrzymasz? -
Zaśmiałam się.
- Właśnie
sam się zastanawiam. - Pokiwał z poważną miną, a po chwili
uśmiechnął się. - Będę tęsknić.
-
Zobaczymy się na meczu otwarcia. - Pocieszyłam go. - Zostanę u
taty na weekend.
- Na to
liczę. - Pocałował mnie i odjechał.
Z każdą
kolejną minutą coraz bardziej przekonywałam się, że to wszystko
nie jest snem, a jawą. Jeszcze dwa lata temu nigdy nie przyszłoby
mi do głowy, że w moim życiu prywatnym pojawią się siatkarze, że
Michał zostanie moim mężem (owszem, wówczas sądziłam, iż
będzie nim inny człowiek o tym samym imieniu). Nie przypuszczałam,
że będę tak szczęśliwa! To wszystko naprawdę zdawało się być
iluzją, jedynie marzeniem. Jednak było rzeczywistością! Realnym
światem, w którym żyłam. I to było najwspanialsze.
Michał
K.
Mistrzostwa
zbliżały się wielkimi krokami. Każdy się przed nimi denerwował.
Nie ma się co dziwić – w końcu nieczęsto zdarza się, że
jesteśmy gospodarzami jakiegoś ważnego turnieju. To potęguje
stres i presję.
W końcu
po długich przygotowaniach, treningach, rozgryzaniu taktyki
przeciwników doczekaliśmy się. Przed 20 wyszliśmy na płytę
boiska Stadionu Narodowego. Krótka rozgrzewka, parę ćwiczeń z
piłką. I długo wyczekiwany moment: odśpiewanie „Mazurka...” i
hymnu drużyny przeciwnej. Zaczęło się! Pierwsza piłka w górze.
Serbowie pokazują na co ich stać, ale my się nie dajemy. Pierwszy
set to walka punkt za punkt, jednak w efekcie zwyciężamy go. W
drugiej partii małe załamanie tak, że stan setów wynosi 1:1. Za
wszelką cenę próbujemy się przełamać i przynosi to oczekiwane
efekty. Trzecia partia dla nas! Pół godziny później był już
koniec meczu. Drużyna z Serbii wyrwała nam tylko jednego seta. Nie
jest źle.
Prawie od
razu dopadli nas reporterzy. Każdy z nich chciał zdobyć jak
najlepszy materiał. Pytał, stwierdzał, prowokował. Marzył o
satysfakcjonującej odpowiedzi. Staraliśmy się, jednak większość
z nas i tak myślami była gdzie indziej. Ja tak samo. Powiedziałem
parę zdań, ale w tłumie wypatrywałem Marceli. Gdzieś tam
wydawało mi się, że ją widziałem. Obiecała przecież, że
będzie. A zawsze dotrzymywała słowa.
Marcelina
3:1 może
jak najbardziej satysfakcjonować. Panowie byli zadowoleni, a kibice
cieszyli się ich zdobyczą.
- Tato,
chodź tam na dół, co? - Spojrzałam na niego, zapewne
przypominając małe dziecko, gdyż mimowolnie się roześmiał.
-
Pamiętam, jak dawno dawno temu, takim samym tonem o coś prosiłaś.
- Przytulił mnie ramieniem. - Chodź, pewnie Michał się za tobą
stęsknił.
Wmieszaliśmy
się w tłum i po chwili byliśmy wśród innych kibiców w okolicy
płyty boiska.
- Psst...
- Usłyszałam gdzieś zza siebie.
Rozejrzałam
się dookoła, ale nie miałam pojęcia skąd pochodził głos.
- Psst...
Psst... - Ponowiło się.
-
Słyszysz? - Zapytałam tatę.
- Ale co?
- Zdziwił się.
Już sama
nie wiem, czy to mnie coś się mieszało, czy może rzeczywiście
ktoś próbował zwrócić moją uwagę.
- Musiało
mi się zdawać. - Uśmiechnęłam się i przeszliśmy tak, że teraz
znajdowaliśmy się na samym krańcu tłumu.
- Pssssst!
- Głos stał się wyraźniejszy, zdecydowanie głośniejszy i
stanowczo znajomy.
Zignorowałam
to, gdyż doszłam do wniosku, że to tylko wytwór mojej wyobraźni.
- No
kurde, co to za totalne lekceważenie! - Poczułam jak ktoś stuka
mnie po ramieniu. - Ja tu się próbuję jakoś z tobą porozumieć,
a ty się nawet nie raczysz odwrócić. - Przede mną wyrosła wysoka
postać. - Tydzień mnie nie widziałaś i już udajesz, że mnie nie
znasz? Czuję się dotknięty do żywego. - Mężczyzna starał się
zachować powagę, ale ciężko mu to szło, więc się zaśmiałam.
- Marcelino Kornacka... - Urwał jakby sobie coś nagle przypomniał.
- Tfu! Przecież ty już Kubiak jesteś! Więc...
- Krzysiu,
zdania od „więc” się nie zaczyna. - Zagięłam go. - I nie
strasz mnie na drugi raz. - Przytuliłam go po przyjacielsku. -
Dobrze cię widzieć.
- No nie,
Igła. Jak cię Michał dorwie, to nic z ciebie nie zostanie. - Tuż
obok pojawił się Piotrek. - Cześć. - Przywitał się ze mną, a
mojemu tacie podał rękę. - O wilku mowa. Misiek idzie.
-
Nareszcie! - Objął mnie w pasie i okręcił się dookoła, a
wówczas rozbłysło mnóstwo fleszy w aparatach.
- No to
jutro całe internety będą w Kubiakach. - Pokręcił głową
Krzysiek. - A co się będę, ja też dodam! - I szybko zrobił nam
zdjęcie, zanim jakkolwiek zdążyliśmy zareagować.
- Igła,
no. Hamuj się. - Z politowaniem spojrzał na libero Piotrek.
Michał
K.
W fazie
grupowej reszta meczów rozegrana była na naszą korzyść. I tak do
drugiej fazy awansowaliśmy z pierwszego miejsca w grupie. Dawało
nam to oprócz satysfakcji, wiele nadziei na pomyślne nadchodzące
rozgrywki. Teraz szło nam również dobrze, choć dopiero z drugiej
lokaty awansowaliśmy do następnej rundy.
Kolejne
dni mijały nam na nerwówce i walce o każdy możliwy punkt. Ta
impreza wiele dla nas znaczyła i dlatego pracowaliśmy na
najwyższych obrotach. Ale udało się! Awansowaliśmy do fazy
finałowej. W Katowicach nadszedł czas na półfinały. Od tego
meczu bardzo wiele zależało.
Bezpośrednio
przed tym trener wziął nas na rozmowę. Chciał jak najlepiej nas
zmotywować.
- Panowie,
ja i tak jestem z was dumny. Doszliśmy bardzo daleko i liczę, że
wespniemy się na sam szczyt. Pamiętajcie, że wszyscy są z nami.
Jak nie ciałem na trybunach, to wspierają nas duchem. Wierzą, że
nam się uda. I tak też będzie. Dajcie z siebie wszystko, by jutro
powalczyć o złoto, o którym każdy marzy. Jeżeli tylko będziecie
wy będziecie spokojni, to nie oddacie punktów. Panowie! Pokażcie
na co was stać!
Istotnie,
na boisko wchodziliśmy z myślą, żeby tylko się niepotrzebnie nie
denerwować. Skupiliśmy się na grze i podziałało. Przeciwnicy
próbowali wyprowadzić nas z równowagi, ale nie zwracaliśmy uwagi
na ich zaczepki i przyniosło to oczekiwane efekty, w postaci
zwyciężonego przez nas spotkania.
- Jutro po
złoto! - Krzyknął Winiar już w szatni.
Marcelina
Chłopcy
pokazali się od najlepszej strony. Już wiele osiągnęli i tylko
jeden mecz dzielił ich od medalu. Bardzo cieszyłam się, że udało
mi się zdobyć wejściówkę na mecz finałowy. I tak w
biało-czerwonej koszulce i z sercem pełnym nadziei zasiadłam na
krzesełku przed godziną dwudziestą.
Moje
miejsce znajdowało się z samego przodu, blisko boiska. Misiek nie
wiedział, że mam być na meczu. Znaczy się wspomniałam tylko, że
będę kibicować. Jakże bym mogła odpuścić takie widowisko!
O
dwudziestej panowie włączyli do rozgrzewki piłki. Ale jak to oni,
zainteresowali się czymś innym i Winiar z Krzyśkiem usilnie
próbowali przekonać do czegoś Miśka. Obserwowałam ich uważnie.
To starszy przyjmujący zaczął coś wymachiwać rękami, to znów
Igła go uspokajał. A Kubiak zdawał się im nie wierzyć. W końcu
Ignaczak pokręcił głową i odwrócił Michała tak, że spoglądał
wprost na mnie.
Miśkowi
na twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Nie zważając
na docinki kolegów, opuścił boisko i zbliżył się ku barierkom.
-
Niespodzianka. - Szepnęłam kiedy znalazł się przede mną.
- Cieszę
się, że tu jesteś. - Przytulił mnie mimo przeszkody. - Ze
świadomością, że jesteś blisko, będzie mi się lepiej grało. -
Szybko pocałował mnie i uciekł na boisko.
Chwilę
później śpiewaliśmy już hymn. Spotkanie rozpoczęło się.
Pierwsza piłka w górze. Atak przeciwników i ich zagrywka. Mają
szczęście – piłka trafia w sam narożnik boiska. Udany atak i
prowadzą 3 punktami aż do pierwszej przerwy technicznej. Potem znów
udaje im się i na drugiej przerwie mają 5 punktów przewagi nad
Polską drużyną. Nie jest dobrze. Tego seta nie udało nam się
uratować.
Druga
partia. Przeciwnicy są rozluźnieni i weseli. Nasi to wykorzystują
i po chwili prowadzą 3 punktami. Na zagrywce Winiar. As! Już 4
punkty przewagi. I... Kolejny as! Po drugiej stronie boiska zaczynają
się denerwować. Co powoduje u nich jeszcze więcej pomyłek i
wygrywamy tego seta. Jest 1:1.
Dziesięć
minut przerwy i następna część. Drużyna przeciwna chce za
wszelką cenę być idealna, ale osiągają przeciwny skutek –
zamiast zdobywać punktów, mylą się coraz częściej. Dla nas to
oczywiście jest korzystne, ale nasi chłopcy nie pozwalają sobie na
rozluźnienie. Do samego końca seta walczą w skupieniu. Jest 2:1
dla naszej biało-czerwonej drużyny.
W końcu
nadchodzi czas na czwartą partię. Od początku to nasi narzucają
grę. Nie pozwalają przeciwnikowi odbić się na jakąkolwiek
przewagę, nawet jednego punktu. Ba! Nawet nie dopuszczają do
zrównania się. I w końcu cała sala cichnie. Nikt nie śmie się
nawet odezwać. Jest piłka setowa dla naszej drużyny. Serwuje
Wlazły. As! Nie! Jednak aut?! Nie możliwe, przecież piłka spadła
w połowie na boisko. Sędzia jest innego zdania. Mała kłótnia,
ale na szczęście mamy jeszcze jedną nie wykorzystaną
wideoweryfikację. Przedłuża się. Żaden z kibiców nie ośmiela
się nawet głośno oddychać. Drugi sędzia już wie. Teraz ma
przekazać informację reszcie. I co? Piłka w boisku! Mamy
mistrzostwo!
~*~
Mało dialogów, prawie same opisy, które bardziej wyglądają jak relacja. Ale trudno, nic już nie zmienię.
Jak mijają Wam ostatnie dni wakacji? Co potem? Dalej nauka w szkole średniej, czy może dopiero pierwszy rok tam?