Marcelina
I znów poniedziałek.
Nie żebym coś do tego dnia miała, ale zdecydowanie bardziej wolę
sobotę. Rankiem obudziły mnie promienie słońca wdzierające się
do pokoju. Ciężko było mi się zwlec z łóżka, tym bardziej, że
wczoraj dość późno się wszyscy położyliśmy.
Z półprzymkniętymi
powiekami podniosłam się i poczłapałam do łazienki. Zimny
prysznic przywrócił mi jasność umysłu i poczułam się o niebo
lepiej. Wrzuciłam na siebie dresy i ponownie spróbowałam obudzić
Martynę. Żadne argumenty na nią nie działały. Więc postanowiłam
uciec się do małego podstępu. Sięgnęłam do skrytki stworzonej
przez Igłę i wyjęłam czekoladę z nadzieniem karmelowym.
Odpakowałam i podsunęłam jej pod nos jednocześnie prosząc, by
już wstała.
- Wyrażam stanowczy
sprzeciw na... - Otworzyła oczy i błyskawicznie stanęła na nogi.
- Taką pobudkę mogę mieć co dzień.
- Najpierw śniadanie,
potem słodycze. - Próbowałam negocjować.
- Pfff... Po śniadaniu
kawa i słodycze. Za 5 minut jestem gotowa. - Zabrała swoje rzeczy i
zamknęła się w łazience.
- Ej, nie ma tu
przypadkiem Andrzeja? - Do pokoju wpakował się Karol, no bo kto
inny o tej porze chodzi po całym ośrodku.
- Sprawdź, może pod
łóżkiem będzie. - Odpowiedziałam z ironią spoglądając na
mebel, który tworzył jedynie maksimum pięciocentymetrową
przestrzeń nad podłogą.
- Ale serio tam? -
Spojrzał na mnie jak na kosmitkę Kłos, po czym wszedł do
pomieszczenia, położył się na podłodze i zajrzał pod obydwa
łóżka.
Skwitowałam to jedynie
przybiciem facepalm'a i głośnym westchnieniem.
- Karolku, nie wiem czy
wiesz, ale istnieje coś takiego jak ironia. - Spojrzałam na niego z
politowaniem, gdy otrzepywał koszulkę z niewidzialnego pyłku.
- No pewnie, że wiem.
Lubię z tego sok. - Uśmiechnął się i wyszedł.
Michał K.
Przed południem jak
zwykle trening, ale tym razem były to ćwiczenia na siłowni. Po
południu mieliśmy pograć na hali.
- Dziku, uśmiechnij
się proszę. - Krzysiu przybył ze swoją trzecią miłością,
czyli kamerą.
- Igła, idź sprawdź
czy cię gdzie indziej nie ma. - Syknął siedzący obok mnie Jarski.
- A co ty taki nie w
sosie? Lewą nogą wstałeś, czy co? - Libero wyłączył sprzęt. -
A może ty okres masz? - Zapytał chwytając się pod boki, na co
wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Co za ludzie... -
Westchnął Kuba i zabrał się za ćwiczenia w drugiej części
sali.
- To co, Michałku,
zrobimy ładne ujęcie jak się uśmiechasz? - Krzysiek nie dawał za
wygraną.
- A czy Andrea o tym
wie? - Ni stąd ni zowąd zjawiła się Martyna.
- Już to gdzieś
słyszałem... - Ignaczak podrapał się po głowie.
Martyna
- Marcela, nie mam co
robić. Chodź na zewnątrz, ładnie jest.
- Ok. Też się nudzę
na chwilę obecną. - Odpowiedziała.
- Siadamy tu na ławce?
- Zapytałam i zajęłam miejsce po lewej stronie. - A teraz słucham
uważnie.
- Czego? - Brunetka
zrobiła wielkie oczy.
- Nie czego, a kogo. A
konkretnie ciebie. Co się dzieje?
- Przecież nic. -
Uśmiechnęła się.
- Kogo chcesz oszukać,
mnie czy siebie? - Oj, chyba trafiłam w sedno.
- Nadal nie rozumiem, o
co konkretnie pytasz. - Spojrzała na mnie nieco zdezorientowana.
- Kubiak. Mówi ci to
coś? - Zerknęłam na nią z ukosa.
- Ale co z nim
konkretnie? - Jeny, jeszcze jedno tego typu pytanie a stracę
cierpliwość.
- Czy ty tego nie
widzisz? Chłopak się w tobie zakochał... - Westchnęłam głęboko
i czekałam na reakcję. - Ty czujesz do niego to samo... Dlaczego
nadal tylko jesteście kumplami? Mało ze sobą przebywacie? Weźcie
w końcu pogadajcie.
- Martyna, przecież ja
się nie zakochałam. - Starała się coś mi naściemniać.
- Taaa, jasne. Nie
pierdziel mi tu głupot, tylko weź się w garść.
- Zrozum też to, że
mam dość facetów. Jeden wystarczająco mnie zranił. Nie chcę
przeżywać tego ponownie... - Oczy zaszły jej łzami.
- Przepraszam, nie
chciałam do tego wracać. Ale chyba wiesz o co mi chodzi? - Zadałam
kolejne już pytanie i powoli wstałam.
- Tak... Gdzie idziesz?
- Masz teraz możliwość.
Wykaż się. - Wskazałam na stojącego opodal Michała i z rękami w
kieszeniach odeszłam w stronę budynku.
Michał K.
- Długo tu stoisz? -
Zapytała mnie Marcelina, gdy podszedłem w jej stronę.
- Nie. - Zaprzeczyłem,
zgodnie z prawdą zresztą.
- Martyna ma rację,
powinniśmy porozmawiać. - Spojrzała na mnie mrużąc oczy.
- Wszyscy to
powtarzają. - Usiadłem. - Moment prawdy?
- Jak najbardziej. -
Poprawiła się podkurczając nogi pod brodę i obejmując je rękoma.
- To prawda... Bardzo cię... Lubię... Ale boję się kolejnego
zranienia, opuszczenia... - Zamknęła powieki, a po policzku
spłynęła jej łza.
- Rozumiem... Doskonale
zdaję sobie z tego sprawę... Dlatego nie chcę ci niczego
obiecywać, niczego przyrzekać... Wolę być tu i teraz... Kiedy
tylko to możliwe...
Michał W.
- No nareszcie! - Aż
klasnąłem w ręce odwracając się od okna.
- Martyna, jesteś
wielka! - Łukasz przytulił blondynkę, co spotkało się z wszystko
mówiącym wzrokiem Pita. - Piotrek, no nie przesadzaj. - Ziomek
wywrócił oczami.
- Jak ci się udało
zrobić, żeby wreszcie się dogadali? - Krzysiek nie mógł wyjść
z podziwu. - Przecież oni są tak uparci, że to ludzkie pojęcie
przechodzi.
- Słodka tajemnica. -
Uśmiechnęła się lekko demonicznie.
- Czyli druga
czarownica do kompletu? - Zapytałem.
- No ba, wreszcie mogę
tu na legalu miotłę parkować, co nie? - Puściła do nas oko.
Beata
Jakie tu nudy... Matko
kochana... Ludzkie pojęcie to przechodzi... Z tego co wiem to za
jakieś 15 minut zaczyna się popołudniowy trening. Znowu się zejdą
jakieś pismaki... I znów będę robić za „zajdź po tego” albo
„przyprowadź tamtego”. No, ale dobra... Płacą, to robię. W
sumie się nie namęczę.
Właśnie zaczęli
schodzić pojedynczo zawodnicy, a ja po raz kolejny ziewnęłam
znudzona. No nie... I znów ta pusta lala... Jak mnie ta brunetka
wpienia... Nie dość, że nic nie robi i za to jej płacą, to
jeszcze lepi się do, już wkrótce mojego, Kubiaka. Nikt nawet nie
spojrzał w moją stronę. Wszyscy ślepo podążali w stronę hali.
Doszłam do wniosku,
że zginę tam z nudów, dlatego poszłam zrobić sobie kawę i
zabrać z torebki przyniesioną książkę. Po powrocie na recepcję,
zastałam czekającego tam mężczyznę.
- O to pan. -
Przykleiłam do twarzy służbowy uśmiech nr 8. - Dzień dobry.
- Witam. Mówiłem, że
dziś będę chciał zebrać materiał do artykułu, więc jestem. -
Szatyn uniósł przyjaźnie kąciki ust do góry.
- Mogę w czymś pomóc?
- Zaoferowałam się, czując z nim jakąś dziwną, nieokreśloną
nić porozumienia.
- Jeżeli mogłaby pani
przyprowadzić kogoś z kim będę miał możliwość porozmawiać o
drużynie, to byłbym wdzięczny. - W tym momencie rozdzwonił się
jego telefon. - To ja zaczekam na zewnątrz, przed budynkiem.
- Dobrze. - Zebrałam
się i poszłam na halę po Marcelinę.
Michał
- Zadzwoniła pani w
idealnym momencie. Recepcjonistka właśnie po nią poszła. Już nie
wiele brakuje, by Marcelinka znów zmierzyła się oko w oko z
przeszłością. - Zdałem pani Kornackiej krótką relację.
Jednocześnie wyjąłem
z kieszeni potrzebne przyrządy. Rozłączyłem się i wciągnąłem
do płuc świeże powietrze.
- No, kochanie, to
teraz pogadamy po mojemu. - Szepnąłem sam do siebie.
Marcelina
- Jakiś pan czeka na
wywiad przed budynkiem. - Beata przybyła z informacją.
- Dobrze już idę. -
Przekazałam trenerowi, że wychodzę i po kilku sekundach zamykałam
już drzwi budynku.
Spostrzegłam
stojącego mężczyznę. Był odwrócony plecami. Ale ta postura...
Łudząco przypominał Michała... Jednak to przecież nie mógł być
on. Pocieszałam się w duchu, że nie ma szans by mnie tu znalazł.
- Przepraszam, podobno
czeka pan na wywiad. - Zaznaczyłam swoją obecność stojąc już
koło niego.
Odwrócił się powoli,
a ja zamarłam.
- Cześć kochanie. -
Przejechał mi dłonią po policzku. - Nie cieszysz się, że mnie
widzisz?
Próbowałam podjąć
próbę ucieczki, jednak chwycił mnie mocno za nadgarstek i
pociągnął ku sobie.
- Chyba nie myślisz,
że pozwolę ci znów uciec. - Wtedy poczułam delikatne ukłucie, a
już po chwili świat zaczął wirować... Wszystko stało się szare
i rozmazane, a ja nie czułam kompletnie nic...
~*~
Witam ponownie.
Przepraszam za to coś powyżej. Ale kompletnie straciłam wenę do pisania... Kryzys twórczy nie chce mnie opuścić od dłuższego czasu, a i kilka innych czynników się na to nałożyło...
Dziękuję, że nadal tu jesteście i czytacie. A także za każde miłe słowa.
Pozdrawiam
P.S. Łośku, Tobie najbardziej za wszystko dziękuję :*