piątek, 4 kwietnia 2014

Dwudziestka siódemka


Marcelina

I znów poniedziałek. Nie żebym coś do tego dnia miała, ale zdecydowanie bardziej wolę sobotę. Rankiem obudziły mnie promienie słońca wdzierające się do pokoju. Ciężko było mi się zwlec z łóżka, tym bardziej, że wczoraj dość późno się wszyscy położyliśmy.
Z półprzymkniętymi powiekami podniosłam się i poczłapałam do łazienki. Zimny prysznic przywrócił mi jasność umysłu i poczułam się o niebo lepiej. Wrzuciłam na siebie dresy i ponownie spróbowałam obudzić Martynę. Żadne argumenty na nią nie działały. Więc postanowiłam uciec się do małego podstępu. Sięgnęłam do skrytki stworzonej przez Igłę i wyjęłam czekoladę z nadzieniem karmelowym. Odpakowałam i podsunęłam jej pod nos jednocześnie prosząc, by już wstała.
- Wyrażam stanowczy sprzeciw na... - Otworzyła oczy i błyskawicznie stanęła na nogi. - Taką pobudkę mogę mieć co dzień.
- Najpierw śniadanie, potem słodycze. - Próbowałam negocjować.
- Pfff... Po śniadaniu kawa i słodycze. Za 5 minut jestem gotowa. - Zabrała swoje rzeczy i zamknęła się w łazience.
- Ej, nie ma tu przypadkiem Andrzeja? - Do pokoju wpakował się Karol, no bo kto inny o tej porze chodzi po całym ośrodku.
- Sprawdź, może pod łóżkiem będzie. - Odpowiedziałam z ironią spoglądając na mebel, który tworzył jedynie maksimum pięciocentymetrową przestrzeń nad podłogą.
- Ale serio tam? - Spojrzał na mnie jak na kosmitkę Kłos, po czym wszedł do pomieszczenia, położył się na podłodze i zajrzał pod obydwa łóżka.
Skwitowałam to jedynie przybiciem facepalm'a i głośnym westchnieniem.
- Karolku, nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak ironia. - Spojrzałam na niego z politowaniem, gdy otrzepywał koszulkę z niewidzialnego pyłku.
- No pewnie, że wiem. Lubię z tego sok. - Uśmiechnął się i wyszedł.

Michał K.

Przed południem jak zwykle trening, ale tym razem były to ćwiczenia na siłowni. Po południu mieliśmy pograć na hali.
- Dziku, uśmiechnij się proszę. - Krzysiu przybył ze swoją trzecią miłością, czyli kamerą.
- Igła, idź sprawdź czy cię gdzie indziej nie ma. - Syknął siedzący obok mnie Jarski.
- A co ty taki nie w sosie? Lewą nogą wstałeś, czy co? - Libero wyłączył sprzęt. - A może ty okres masz? - Zapytał chwytając się pod boki, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Co za ludzie... - Westchnął Kuba i zabrał się za ćwiczenia w drugiej części sali.
- To co, Michałku, zrobimy ładne ujęcie jak się uśmiechasz? - Krzysiek nie dawał za wygraną.
- A czy Andrea o tym wie? - Ni stąd ni zowąd zjawiła się Martyna.
- Już to gdzieś słyszałem... - Ignaczak podrapał się po głowie.

Martyna

- Marcela, nie mam co robić. Chodź na zewnątrz, ładnie jest.
- Ok. Też się nudzę na chwilę obecną. - Odpowiedziała.
- Siadamy tu na ławce? - Zapytałam i zajęłam miejsce po lewej stronie. - A teraz słucham uważnie.
- Czego? - Brunetka zrobiła wielkie oczy.
- Nie czego, a kogo. A konkretnie ciebie. Co się dzieje?
- Przecież nic. - Uśmiechnęła się.
- Kogo chcesz oszukać, mnie czy siebie? - Oj, chyba trafiłam w sedno.
- Nadal nie rozumiem, o co konkretnie pytasz. - Spojrzała na mnie nieco zdezorientowana.
- Kubiak. Mówi ci to coś? - Zerknęłam na nią z ukosa.
- Ale co z nim konkretnie? - Jeny, jeszcze jedno tego typu pytanie a stracę cierpliwość.
- Czy ty tego nie widzisz? Chłopak się w tobie zakochał... - Westchnęłam głęboko i czekałam na reakcję. - Ty czujesz do niego to samo... Dlaczego nadal tylko jesteście kumplami? Mało ze sobą przebywacie? Weźcie w końcu pogadajcie.
- Martyna, przecież ja się nie zakochałam. - Starała się coś mi naściemniać.
- Taaa, jasne. Nie pierdziel mi tu głupot, tylko weź się w garść.
- Zrozum też to, że mam dość facetów. Jeden wystarczająco mnie zranił. Nie chcę przeżywać tego ponownie... - Oczy zaszły jej łzami.
- Przepraszam, nie chciałam do tego wracać. Ale chyba wiesz o co mi chodzi? - Zadałam kolejne już pytanie i powoli wstałam.
- Tak... Gdzie idziesz?
- Masz teraz możliwość. Wykaż się. - Wskazałam na stojącego opodal Michała i z rękami w kieszeniach odeszłam w stronę budynku.

Michał K.

- Długo tu stoisz? - Zapytała mnie Marcelina, gdy podszedłem w jej stronę.
- Nie. - Zaprzeczyłem, zgodnie z prawdą zresztą.
- Martyna ma rację, powinniśmy porozmawiać. - Spojrzała na mnie mrużąc oczy.
- Wszyscy to powtarzają. - Usiadłem. - Moment prawdy?
- Jak najbardziej. - Poprawiła się podkurczając nogi pod brodę i obejmując je rękoma. - To prawda... Bardzo cię... Lubię... Ale boję się kolejnego zranienia, opuszczenia... - Zamknęła powieki, a po policzku spłynęła jej łza.
- Rozumiem... Doskonale zdaję sobie z tego sprawę... Dlatego nie chcę ci niczego obiecywać, niczego przyrzekać... Wolę być tu i teraz... Kiedy tylko to możliwe...

Michał W.

- No nareszcie! - Aż klasnąłem w ręce odwracając się od okna.
- Martyna, jesteś wielka! - Łukasz przytulił blondynkę, co spotkało się z wszystko mówiącym wzrokiem Pita. - Piotrek, no nie przesadzaj. - Ziomek wywrócił oczami.
- Jak ci się udało zrobić, żeby wreszcie się dogadali? - Krzysiek nie mógł wyjść z podziwu. - Przecież oni są tak uparci, że to ludzkie pojęcie przechodzi.
- Słodka tajemnica. - Uśmiechnęła się lekko demonicznie.
- Czyli druga czarownica do kompletu? - Zapytałem.
- No ba, wreszcie mogę tu na legalu miotłę parkować, co nie? - Puściła do nas oko.

Beata

Jakie tu nudy... Matko kochana... Ludzkie pojęcie to przechodzi... Z tego co wiem to za jakieś 15 minut zaczyna się popołudniowy trening. Znowu się zejdą jakieś pismaki... I znów będę robić za „zajdź po tego” albo „przyprowadź tamtego”. No, ale dobra... Płacą, to robię. W sumie się nie namęczę.
Właśnie zaczęli schodzić pojedynczo zawodnicy, a ja po raz kolejny ziewnęłam znudzona. No nie... I znów ta pusta lala... Jak mnie ta brunetka wpienia... Nie dość, że nic nie robi i za to jej płacą, to jeszcze lepi się do, już wkrótce mojego, Kubiaka. Nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. Wszyscy ślepo podążali w stronę hali.
Doszłam do wniosku, że zginę tam z nudów, dlatego poszłam zrobić sobie kawę i zabrać z torebki przyniesioną książkę. Po powrocie na recepcję, zastałam czekającego tam mężczyznę.
- O to pan. - Przykleiłam do twarzy służbowy uśmiech nr 8. - Dzień dobry.
- Witam. Mówiłem, że dziś będę chciał zebrać materiał do artykułu, więc jestem. - Szatyn uniósł przyjaźnie kąciki ust do góry.
- Mogę w czymś pomóc? - Zaoferowałam się, czując z nim jakąś dziwną, nieokreśloną nić porozumienia.
- Jeżeli mogłaby pani przyprowadzić kogoś z kim będę miał możliwość porozmawiać o drużynie, to byłbym wdzięczny. - W tym momencie rozdzwonił się jego telefon. - To ja zaczekam na zewnątrz, przed budynkiem.
- Dobrze. - Zebrałam się i poszłam na halę po Marcelinę.

Michał

- Zadzwoniła pani w idealnym momencie. Recepcjonistka właśnie po nią poszła. Już nie wiele brakuje, by Marcelinka znów zmierzyła się oko w oko z przeszłością. - Zdałem pani Kornackiej krótką relację.
Jednocześnie wyjąłem z kieszeni potrzebne przyrządy. Rozłączyłem się i wciągnąłem do płuc świeże powietrze.
- No, kochanie, to teraz pogadamy po mojemu. - Szepnąłem sam do siebie.

Marcelina

- Jakiś pan czeka na wywiad przed budynkiem. - Beata przybyła z informacją.
- Dobrze już idę. - Przekazałam trenerowi, że wychodzę i po kilku sekundach zamykałam już drzwi budynku.
Spostrzegłam stojącego mężczyznę. Był odwrócony plecami. Ale ta postura... Łudząco przypominał Michała... Jednak to przecież nie mógł być on. Pocieszałam się w duchu, że nie ma szans by mnie tu znalazł.
- Przepraszam, podobno czeka pan na wywiad. - Zaznaczyłam swoją obecność stojąc już koło niego.
Odwrócił się powoli, a ja zamarłam.
- Cześć kochanie. - Przejechał mi dłonią po policzku. - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Próbowałam podjąć próbę ucieczki, jednak chwycił mnie mocno za nadgarstek i pociągnął ku sobie.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci znów uciec. - Wtedy poczułam delikatne ukłucie, a już po chwili świat zaczął wirować... Wszystko stało się szare i rozmazane, a ja nie czułam kompletnie nic...

~*~
Witam ponownie. 
Przepraszam za to coś powyżej. Ale kompletnie straciłam wenę do pisania... Kryzys twórczy nie chce mnie opuścić od dłuższego czasu, a i kilka innych czynników się na to nałożyło... 

Dziękuję, że nadal tu jesteście i czytacie. A także za każde miłe słowa. 

Pozdrawiam

P.S. Łośku, Tobie najbardziej za wszystko dziękuję :*