wtorek, 22 kwietnia 2014

Dwudziestka dziewiątka

Marcelina

Ocknęłam się w jakimś dziwnym miejscu. Miałam bardzo mało przestrzeni, by jakoś się wyprostować. Powoli przyzwyczaiłam oczy do ciemności i doszłam do wniosku, że muszę znajdować się w bagażniku jadącego samochodu. Miałam skrępowane ręce w nadgarstkach i nogi w kostkach. Nadal szumiało mi w głowie i początkowo miałam kłopoty z zebraniem myśli.
Samochód zatrzymał się. Trzasnęły drzwi. Odgłos kroków był coraz wyraźniejszy i po chwili usłyszałam jak bagażnik się otwiera. Automatycznie zamknęłam powieki by udawać, że jeszcze jestem pod wpływem tego czegoś, co on mi wstrzyknął. Klapa się podniosła i dotarło do mnie świeże powietrze. Czyste i chłodne. Poczułam jak Michał zaczyna mną potrząsać.
- No, księżniczko, nie udawaj. Przecież wiem, że środek już przestał działać. Chodź.
Pociągnął mnie na siłę, tak że aż syknęłam z bólu.
- No widzisz. Wiedziałem, że udajesz. - Wyciągnął mnie z samochodu i zaniósł przewieszoną przez ramię do budynku.
Znajdowaliśmy się w domu jego babci w Szczecinie. Znam to miejsce jak własną kieszeń. W końcu, jeszcze nie tak dawno przyjeżdżaliśmy tu prawie co weekend.
Rzucił mną jak workiem, w salonie na kanapę. Potem zasłonił dokładnie okna i zapalił światło. Było już grubo po 22.
- Napijesz się czegoś, księżniczko? - Zapytał idąc do kuchni.
Kto by pomyślał, że jest taki troskliwy. Nie odpowiedziałam mu, tylko nadal uparcie milczałam.
- Chyba cię o coś pytałem? - Podszedł i chwycił mnie mocno za gardło.
Spojrzałam wtedy głęboko w jego oczy. Malowała się w nich furia, złość i żądza mordu. Błyskały też jakieś niezdefiniowane ogniki.
- Podaj mi szklankę wody. - Wydukałam w końcu.
- I nie można było tak od razu? - Puścił mnie i poszedł do kuchni.
Miałam doskonały podgląd na pomieszczenie, ponieważ salon był z nim bezpośrednio połączony i nie było żadnej ścianki działowej. Widać, że Michał miał to dobrze zaplanowane, bo zaopatrzył i lodówkę, i pozostałe szafki w produkty.
- Proszę. - Postawił na stoliku przede mną szklankę z przezroczystym płynem.
- Niby jak mam zrobić łyk, skoro nadal jestem związana? - Zapytałam go.
- Faktycznie. Zaraz coś wymyślę, żebyś przypadkiem niczego nie wykombinowała zbytniego. - Przywołał na twarz ironiczny uśmiech.
Potem znów poszedł do kuchni i po chwili wrócił ze słomką w ręce.
- Tak może być? - Usiadł obok mnie trzymając szklankę.
Nie odpowiedziałam, tylko zaspokoiłam pragnienie. Michał wstał i podszedł do okna. Odgarnął zasłonkę, spojrzał na podjazd i skierował do mnie pytanie.
- Jak myślisz, co teraz robią te twoje siatkarzyki?
Serce zabiło mi mocnej. Pewnie się martwili. I to bardzo. Jednak znów zaczęło mi bardziej szumieć w głowie. Świat lekko wirował, ale jak na razie nie odpływałam. Założę się, że czegoś znów mi dosypał. Walczyłam z samą sobą, by tylko nie zamknąć oczu.
Michał puścił trzymaną zasłonkę i usiadł naprzeciw mnie. Uporczywie wpatrywał się w moją twarz.
- Powiesz mi, czego ode mnie chcesz? - Zapytałam go lekko bełkocząc.

Michał K.

Byliśmy w drodze do Szczecina. Wraz z tatą Marceli, zabrałem się ja, Krzysiek, Łukasz i Winiar. Każdy był zmartwiony i przygnębiony. Targały nami też różne uczucia – od złości do troskę. Pan Adam dzielnie się trzymał, choć było widać, że jest bardzo roztrzęsiony. Tuż przed nami jechał samochód policji. Stwierdzili, że chcą osobiście uczestniczyć w ujęciu tego kretyna. Znaczy się, oni nie użyli tego sformułowania, ale tak łatwiej mi go określić. Jesteśmy już trzecią godzinę w drodze... Panowie z tyłu nieco przysypiają, za to tata Marceli siedzi jak zaczarowany. Prawie w ogóle się nie odzywa. Ale jedzie bardzo uważnie i ostrożnie, choć szybko. Jeszcze ponad dwie godziny drogi...
Przed wjazdem do Szczecina policjanci poprosili byśmy się zatrzymali. Musieli też dać znać swoim kolegom z tutejszych oddziałów, by się przygotowali do akcji. Bałem się jak to się wszystko potoczy, a już najbardziej tego, że ten psychopata zrobi coś Marcelinie.
Po około dwudziestu minutach ruszyliśmy w dalszą drogę.

Marcelina
Przegrałam walkę z samą sobą i odpłynęłam. Ocknęłam się przed pierwszą w nocy. Światło w kuchni było zapalone, ale nigdzie nie widziałam Michała. Jednak po jakichś dwóch minutach pojawił się. Poprawił się w lustrze w przedpokoju, a ja tymczasem zauważyłam u niego coś, co do reszty mnie przeraziło – broń włożoną za pasek w spodniach.
Teraz już wiedziałam, że nie mogę mu się sprzeciwiać...
- Michał... - Zwróciłam się do oprawcy.
- Tak, księżniczko? - Podszedł do mnie. - Potrzebujesz czegoś?
- Mhm. - Kiwnęłam głową. - Mógłbyś rozwiązać mi nogi? Muszę wyjść do łazienki...
- Ewentualnie mogę to zrobić, ale jak wrócisz, to z powrotem cię zwiążę. - Uśmiechnął się fałszywie.
- Dobrze...

Michał K.

Powoli podjechaliśmy pod adres, który podał pan Adam. Ktoś z pewnością był w środku, bo widać było blask światła. Samochodu nie było na podjeździe. Widocznie musiał wjechać do garażu stojącego obok domu. Grupa policjantów uzbrojonych po zęby cicho i zwinnie wyskoczyła z samochodu. Komisarz zaś podszedł do nas i prosił, żebyśmy nie wychodzili z samochodu, dopóki dziewczyna nie będzie bezpieczna.
Każda minuta zdawała się trwać wieczność...

Marcelina

Michał czekał przed drzwiami pomieszczenia, pilnując bym nie zrobiła niczego głupiego. Wyszłam z łazienki i od razu złapał mnie za ramię. Czułam się tym strasznie upokorzona. Jednak w momencie, gdy już chwytał linę do ponownego związania moich kostek, rozległ się jakiś nieokreślony dźwięk i po kilku sekundach w całym domu roiło się od antyterrorystów. Jak tylko znaleźli się w środku, Michał rzucił sznur, złapał mnie mocno pod gardło i przystawił pistolet do mojej skroni.
- Zostaw dziewczynę! - Krzyknął któryś z policjantów.
- Rzuć broń! - Wrzeszczał inny.
- Nie zbliżajcie się bo ją zabiję! - Odpowiedział im Michał.
Mnie na przemian robiło się zimno i gorąco. Zaczęłam modlić się, by jednak on się poddał. Dom był otoczony i nie miał szans na ucieczkę.

W tym czasie w Spale

Grzegorz K.

- Jak sądzicie, dojechali już na miejsce? - Zapytał Piotrek.
- Z moich obliczeń wynika, że powinni tam już być... - Odezwał się Kapitan.
- A może po prostu zadzwonimy? - Zapytała jedyna kobieta w naszym towarzystwie.
- Słuchajcie... Może i nas to uspokoi, ale ich bardziej zdenerwuje. - Wyraziłem swoje zdanie.
- Może i masz rację... - Westchnęli równocześnie Karol z Andrzejem.
Nadal siedzieliśmy w konferencyjnej. Trener chcąc nie chcąc musiał się zgodzić, gdyż powiedzieliśmy, że w przeciwnym razie jakoś zastrajkujemy. Szczerze mówiąc, nawet nie chciało mu się z nami negocjować. Wyszedł tylko na chwilę, by potem wrócić z tacą z kawą dla wszystkich.
- Zastanawiam się, dlaczego tą biedną dziewczynę tyle spotyka... - Powiedział robiąc łyk gorącego napoju.

Szczecin

Krzysztof I.

- Dlaczego to tyle trwa?! - Niecierpliwił się Dziku opierając się o samochód.
- Misiek, spokojnie.
- Jak mam być spokojny? - Z nerwami włożył ręce do kieszeni i zaczął chodzić tam i z powrotem.
- Michał, popatrz na pana Adama. On też się denerwuje i to bardziej niż Ty. - Łukasz wskazał na mężczyznę siedzącego w samochodzie z rękami na kierownicy i również tam opartą głową.
- Zwariuję chyba zaraz! - Podniósł oczy pan Kornacki.
- Spokojnie. - Poklepał go po ramieniu, Ziomek.
- Zaraz pewnie Marcelina wyjdzie wolna. - Uśmiechnąłem się równocześnie z Winiarem.
- Oby. Oby... - Westchnął Dziku i robił kolejne okrążenie wokół samochodu.
Już Winiarski chciał coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy dźwięk, który wprawił nas w osłupienie. Chwilowo zmroziło nam krew w żyłach, by zaraz potem cała piątka rzuciła się do biegu i po kilku sekundach od usłyszanego strzału, znaleźliśmy się w budynku.

Marcelina

- Nie zbliżajcie się! - Warknął Michał, mocno przyciskając mnie do siebie.
Coraz bardziej bałam się swojego byłego narzeczonego. Nie sądziłam, że jest zdolny do takich rzeczy. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że miał broń, którą pewnie zdobył nielegalnie...
Michał cofał się w stronę ściany, cały czas silnie mnie trzymając.
- Wyjdźcie stąd! Zabiję ją, jeżeli tylko któryś zrobi krok w naszą stronę! - Nie dawał za wygraną.
Policja jednak prowadziła swoją operację i już po chwili kątem oka zauważyłam wchodzącą grupę antyterrorystów. To było straszne... Każda sekunda zdawała się trwać wieczność...
- Zostaw dziewczynę. Jeżeli puścisz ją dobrowolnie, to będziesz miał mniejszy wyrok. - Próbowali z nim jakoś negocjować.
Dziwne... Chyba na niego podziałały te słowa, gdyż poczułam, że uścisk się poluźnił. Osuwając się na podłogę usłyszałam głos Michała:
- Marcelina, pamiętaj, że zawsze cię kochałem.
Następne wydarzenia były ułamkami sekundy. Ledwo to wypowiedział przystawił sobie pistolet do skroni i zanim ktokolwiek zdołał jakoś zareagować, wystrzelił. Gwałtownie odskoczyłam na bok, a on upadł na podłogę. Kałuża krwi z chwili na chwilę się powiększała...
Policjant pomógł mi poderwać się z podłogi i po przejściu kilku kroków utonęłam w bezpiecznych ramionach Kubiaka i mojego ojca.
- Marcelka! Już dobrze... Już nikt ci nie zagraża... 

~*~
I mamy tie-break! SOVIA!! ♥

Jak minęły święta? Bardzo mokre byłyście w poniedziałek? 
 
Na koniec dziś zrobione zdjątko :)
#GoSovia <3

sobota, 12 kwietnia 2014

Dwudziestka ósemka

Martyna

- Martyna... - Usłyszałam głos trenera.
- Tak, słucham. - Podbiegłam do niego.
- Nie popatrzyłaś przypadkiem o której Marcelina poszła udzielać tego wywiadu? Jakoś dziwnie długo jej nie ma... - Szepnął do mnie, tak bym słyszała go tylko ja.
- Będzie około 45 minut temu... - Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. - Założę się, że jakiś przystojny dziennikarz się trafił i ją bajeruje.
- Może i tak... - Odparł i odwrócił się do chłopaków. - Koniec na dziś.
Panowie zebrali się i powoli wyszli.
- Zabierzesz jej rzeczy do pokoju? - Zapytał na odchodne Anastasi. - Zostawiła notatnik i tablet.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się. - Założę się, że spotkam ją po drodze albo już w pokoju.
Jednak selekcjoner zasiał jakieś ziarno niepokoju. W pomieszczeniu nie zastałam asystentki. Nic też nie wskazywało na to, że była tu po tym jak razem szłyśmy na trening. Zamknęłam drzwi i poszłam na dół.
- Przepraszam. - Zagadnęłam malującą paznokcie recepcjonistkę. - Przyszła pani po Marcelinę w sprawie jakiegoś wywiadu, prawda?
- No. - Podniosła głowę, jednocześnie zakręcając buteleczkę z lakierem.
- Nie wie pani, gdzie poszła z tym dziennikarzem czy dziennikarką? - Drążyłam temat.
- Miał na nią czekać na zewnątrz, bo mu telefon zadzwonił i wyszedł. - Odpowiedziała.
- Ok. Dzięki. - Odwróciłam się na pięcie i wyszłam przed budynek.
Rozejrzałam się dokładnie. Jednak wokół nie było żywej duszy. Wróciłam więc przed ladę w recepcji. Czekałam aż łaskawie Beata się podniesie, bo aktualnie szukała czegoś na podłodze.
- O matko! - Krzyknęła, gdy się wyprostowała. - Co mnie straszysz? - Zwróciła się do mnie.
- Nie pamiętam, żebyśmy przechodziły na „ty”, ale skoro tak... Do rzeczy, widziałaś czy Marcelina wracała do budynku.
- Nie. - Ta krótka odpowiedź sprawiła, że w mojej głowie zaczęły rodzić się czarne scenariusze.

Krzysztof I.

- Co ty tak biegasz? - Zatrzymałem zamyśloną Martynę.
- Sorry, Krzysiu, ale nie teraz. - Zbyła mnie i poszła do Andrei.
- Co tu jest grane? - Tym razem to Dziku padł moją ofiarą.
- A co ma być? - Zdziwił się.
- Bo coś mi tu nie pasuje... Martyna biega jak oszalała, a Marceliny nigdzie nie widać... - Moje obserwacje wyszły na jaw.
- Pewnie siedzi w pokoju i coś uzupełnia. - Próbował mnie uspokoić Michał.

Andrea Anastasi

- Trenerze, nie chce nic mówić, ale chyba Marcelina gdzieś zniknęła. - Martyna wpadła do pokoju zdenerwowana.
- Ale jak to? - Zapytałem zdziwiony.
- Najnormalniej w świecie. Nie ma jej w żadnym pomieszczeniu w budynku, który sprawdziłam. Miała na zewnątrz rozmawiać z tym dziennikarzem, ale tam też żywej duszy... Telefon ma wyłączony... - Wyliczała.
- Słuchaj, trzeba to sprawdzić. Zawołaj wszystkich do konferencyjnej w trybie natychmiastowym i pilnym.
- Ok. - Wybiegła zatrzaskując drzwi.

Michał K.

- Chłopaki, jest sprawa. Trener prosi wszystkich w trybie pilnym do sali konferencyjnej. - Blondynka zajrzała do pokoju mojego i mojego współlokatora.
- Stało się coś? - Zaciekawiłem się.
- Dowiesz się na miejscu! - Rzuciła zamykając drzwi.
Zebraliśmy się więc i po kilku chwilach siedzieliśmy wokół stołu obserwując zdenerwowanego Andreę. Martyna próbowała go uspokajać, ale nieco zdziwił mnie fakt, że nie pojawiła się tam Marcelina.
- Trenerze, a pana asystentka gdzie? - Uaktywnił się Kosa.
- Słucham? - Anastasi zebrał myśli i stanął naprzeciwko nas. - Zebraliśmy się tu właśnie w jej sprawie.
- Ale jak to? Stało się coś? - Nagle zaczęły padać liczne pytania.
- Tak... Marcelina zniknęła. - Zamarłem na te słowa.
- Kiedy? Jak? - Znów zaczęli się wszyscy przekrzykiwać, a ja usiadłem bezsilny ukrywając twarz w dłoniach.
- Słuchajcie. Jej telefon nie odpowiada. Sprawdziliśmy najbliższą okolicę ośrodka, a także sam budynek i nigdzie jej nie ma. Ostatnią osobą, która ją widziała była Beata. Zresztą wiecie bo była po nią na hali. - Powiedziała Martyna.
- Panowie... - Wstałem i zabrałem głos, gdyż przyszedł mi do głowy pewien pomysł. - Rozdzielmy się na kilka grup. Przeszukajmy jeszcze raz ośrodek i teren wokół niego. Część niech idzie też w stronę lasu oraz niech przejdzie drogami głównymi. Przecież musimy ją znaleźć...

Grzegorz K.

Rozeszliśmy się w różne strony Spały. Jakaś grupka została i przeczesywała teren ośrodka. Wraz z Igłą i Ziomkiem szliśmy główną ulicą pytając przechodniów czy przypadkiem nie widzieli tu dziewczyny. Po około dwóch godzinach wróciliśmy do budynku. Wszyscy zebraliśmy się przed wejściem głównym.
Dziku miał dziwnie nieobecne spojrzenie, a na dodatek był strasznie przybity. Nie dziwię mu się, w końcu Marcela jest dla niego bardzo ważna.
- Wiem! - Krzyknął nagle przerywając ciszę. - Dlaczego wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, żeby sprawdzić zapis monitoringu?
- Chodźcie szybko! - Skinął ręką trener, a my podążyliśmy tuż za nim.

Piotr N.

- Ale po kiego chcecie wejść do dyrektora? - Na drodze Andrei stanęła Beata. - Laska zwiała bo miała was wszystkich dość i tyle. Nadarzyła się okazja to dała nogę, a wy jej jeszcze szukacie.
- Bo ty wiesz najlepiej! - Odgryzł się Kubiak.
- Co tu się wyprawia? - Z gabinetu wyszedł dyrektor. - Co to za krzyki i kłótnie? Stało się coś? - Spojrzał na nas uważnie.
- Tak! - Powiedzieliśmy wszyscy razem.
- Panowie, spokojnie każdy problem da się jakoś rozwiązać, jednak nie mam na tyle dużego gabinetu, żeby zmieścili się wszyscy. Proszę jakichś przedstawicieli wydelegować.
Szybko rozmówiliśmy się między sobą i do rozmów wydelegowaliśmy, oprócz trenera oczywiście, Dzika, Igłę i Winiara.
- A co my w tym czasie zrobimy? - Zapytałem.
- Zaczekamy spokojnie te pięć minut, a potem pójdziemy na policję zgłosić tę sprawę. - Odezwał się Łukasz.

Michał W.

- Słucham. Co się stało? - Zapytał dyrektor, gdy weszliśmy do pomieszczenia.
- Chcemy przejrzeć zapis monitoringu z kamer na zewnątrz budynku. - Powiedział selekcjoner.
- Jakaś konkretna przyczyna? - Dopytywał się kierownik.
- Zniknęła Marcelina, asystentka trenera. - Odpowiedziałem.
- Oczywiście. Nie ma problemu. Już idziemy to sprawdzić. - Widać, że szef był poruszony tą sprawą.
Po kilku chwilach przeglądaliśmy zapis z kamer. Byliśmy przerażeni tym, co zobaczyliśmy. Ktoś porwał Kornacką! Michał, stojący przy ścianie, osunął się po niej i ukrył twarz w dłoniach.
- Może pan cofnąć i przybliżyć? - Zapytał Krzysiek, przyglądając się uważnie mężczyźnie z nagrania.
- Oczywiście.
- Po pierwsze to mamy tu rejestrację tego gościa, a po drugie... - Igła zamarł. - To ten jej eks... - Wyszeptał, na co Kubiak gwałtownie wstał.
- Skąd wiesz? - Padło równocześnie pytanie moje i mojego imiennika.
- Widziałem kiedyś u Marceli ich wspólne zdjęcie, które potem porwała i wyrzuciła. Ale jestem pewien, że to on! - Wytłumaczył libero.
- Trzeba zawiadomić jej ojca. - Otrząsnął się nieco Kubiak.
- I iść na policję... - Dokończył Anastasi.
- To na co czekamy? - Chwycił za klamkę Krzysiek.

Martyna

- Czego się dowiedzieliście? - Zapytałam Winiarskiego, bo widząc minę Dzika to serce mi się krajało.
- Marcelinę porwał ten psychopata... Jej były... - Odpowiedział mi. - Trzeba by pogadać z jej ojcem, gdzie mógł ją wywieźć ten idiota.
- Biorę to na siebie. - Zaoferowałam się.
- A my idziemy na policję... - Westchnął.
Po chwili byłam już w pokoju, by przeprowadzić w spokojnych warunkach rozmowę z panem Adamem. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Dzień dobry. Adam Kornacki. Słucham, w czym mogę pomóc? - Usłyszałam po drugiej stronie.
- Witam. - Odchrząknęłam. - Z tej strony Martyna. Poznaliśmy się w Spale. Koleżanka Marceliny.
- A tak. Wiem. Miło cię słyszeć. - Miał wesoły ton głosu.
- Muszę panu coś powiedzieć... - Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. - Marcelina została porwana. - Wydusiłam w końcu.
- Będę jak najszybciej się tylko da. - Usłyszałam po paru sekundach ciszy.

Michał K.

Policja przyjęła zgłoszenie. Sami przejrzeli materiał z kamer i wraz z jednym funkcjonariuszem czekaliśmy na pana Adama rozmawiając i przekazując wszystkie fakty jakie tylko wiedzieliśmy.
- Witam. - Wbiegł pan Kornacki. - Jak to się stało? Co się w ogóle stało? - Był bardzo zdenerwowany.
Nie dziwię się. Sam odchodziłem od zmysłów. Jak w ogóle ten kretyn mógł wpaść na taki pomysł.
- Wie pan, gdzie pański niedoszły zięć, mógł wywieźć pana córkę? - Zapytał policjant. - Miał gdzieś jakiś domek letniskowy czy coś w tym stylu?
- Tak. W Szczecinie... 

~*~

Witam ponownie. Melduję się z kolejną częścią. Jednak widzę, że chyba powoli zaczyna Was to nudzić. Coraz mniej wyświetleń, coraz mniej komentarzy... Jeżeli macie dość to zawsze mogę zaprzestać pisania :) 

Pozdrawiam za to osoby, które śledzą wpisy na bieżąco i są stale. Dziękuję Wam :)

P.S. Przeglądałam zdjęcia na komputerze i przypomniałam sobie, że jedna z lektur miała ciekawe wyrażenia. ;)

piątek, 4 kwietnia 2014

Dwudziestka siódemka


Marcelina

I znów poniedziałek. Nie żebym coś do tego dnia miała, ale zdecydowanie bardziej wolę sobotę. Rankiem obudziły mnie promienie słońca wdzierające się do pokoju. Ciężko było mi się zwlec z łóżka, tym bardziej, że wczoraj dość późno się wszyscy położyliśmy.
Z półprzymkniętymi powiekami podniosłam się i poczłapałam do łazienki. Zimny prysznic przywrócił mi jasność umysłu i poczułam się o niebo lepiej. Wrzuciłam na siebie dresy i ponownie spróbowałam obudzić Martynę. Żadne argumenty na nią nie działały. Więc postanowiłam uciec się do małego podstępu. Sięgnęłam do skrytki stworzonej przez Igłę i wyjęłam czekoladę z nadzieniem karmelowym. Odpakowałam i podsunęłam jej pod nos jednocześnie prosząc, by już wstała.
- Wyrażam stanowczy sprzeciw na... - Otworzyła oczy i błyskawicznie stanęła na nogi. - Taką pobudkę mogę mieć co dzień.
- Najpierw śniadanie, potem słodycze. - Próbowałam negocjować.
- Pfff... Po śniadaniu kawa i słodycze. Za 5 minut jestem gotowa. - Zabrała swoje rzeczy i zamknęła się w łazience.
- Ej, nie ma tu przypadkiem Andrzeja? - Do pokoju wpakował się Karol, no bo kto inny o tej porze chodzi po całym ośrodku.
- Sprawdź, może pod łóżkiem będzie. - Odpowiedziałam z ironią spoglądając na mebel, który tworzył jedynie maksimum pięciocentymetrową przestrzeń nad podłogą.
- Ale serio tam? - Spojrzał na mnie jak na kosmitkę Kłos, po czym wszedł do pomieszczenia, położył się na podłodze i zajrzał pod obydwa łóżka.
Skwitowałam to jedynie przybiciem facepalm'a i głośnym westchnieniem.
- Karolku, nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak ironia. - Spojrzałam na niego z politowaniem, gdy otrzepywał koszulkę z niewidzialnego pyłku.
- No pewnie, że wiem. Lubię z tego sok. - Uśmiechnął się i wyszedł.

Michał K.

Przed południem jak zwykle trening, ale tym razem były to ćwiczenia na siłowni. Po południu mieliśmy pograć na hali.
- Dziku, uśmiechnij się proszę. - Krzysiu przybył ze swoją trzecią miłością, czyli kamerą.
- Igła, idź sprawdź czy cię gdzie indziej nie ma. - Syknął siedzący obok mnie Jarski.
- A co ty taki nie w sosie? Lewą nogą wstałeś, czy co? - Libero wyłączył sprzęt. - A może ty okres masz? - Zapytał chwytając się pod boki, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Co za ludzie... - Westchnął Kuba i zabrał się za ćwiczenia w drugiej części sali.
- To co, Michałku, zrobimy ładne ujęcie jak się uśmiechasz? - Krzysiek nie dawał za wygraną.
- A czy Andrea o tym wie? - Ni stąd ni zowąd zjawiła się Martyna.
- Już to gdzieś słyszałem... - Ignaczak podrapał się po głowie.

Martyna

- Marcela, nie mam co robić. Chodź na zewnątrz, ładnie jest.
- Ok. Też się nudzę na chwilę obecną. - Odpowiedziała.
- Siadamy tu na ławce? - Zapytałam i zajęłam miejsce po lewej stronie. - A teraz słucham uważnie.
- Czego? - Brunetka zrobiła wielkie oczy.
- Nie czego, a kogo. A konkretnie ciebie. Co się dzieje?
- Przecież nic. - Uśmiechnęła się.
- Kogo chcesz oszukać, mnie czy siebie? - Oj, chyba trafiłam w sedno.
- Nadal nie rozumiem, o co konkretnie pytasz. - Spojrzała na mnie nieco zdezorientowana.
- Kubiak. Mówi ci to coś? - Zerknęłam na nią z ukosa.
- Ale co z nim konkretnie? - Jeny, jeszcze jedno tego typu pytanie a stracę cierpliwość.
- Czy ty tego nie widzisz? Chłopak się w tobie zakochał... - Westchnęłam głęboko i czekałam na reakcję. - Ty czujesz do niego to samo... Dlaczego nadal tylko jesteście kumplami? Mało ze sobą przebywacie? Weźcie w końcu pogadajcie.
- Martyna, przecież ja się nie zakochałam. - Starała się coś mi naściemniać.
- Taaa, jasne. Nie pierdziel mi tu głupot, tylko weź się w garść.
- Zrozum też to, że mam dość facetów. Jeden wystarczająco mnie zranił. Nie chcę przeżywać tego ponownie... - Oczy zaszły jej łzami.
- Przepraszam, nie chciałam do tego wracać. Ale chyba wiesz o co mi chodzi? - Zadałam kolejne już pytanie i powoli wstałam.
- Tak... Gdzie idziesz?
- Masz teraz możliwość. Wykaż się. - Wskazałam na stojącego opodal Michała i z rękami w kieszeniach odeszłam w stronę budynku.

Michał K.

- Długo tu stoisz? - Zapytała mnie Marcelina, gdy podszedłem w jej stronę.
- Nie. - Zaprzeczyłem, zgodnie z prawdą zresztą.
- Martyna ma rację, powinniśmy porozmawiać. - Spojrzała na mnie mrużąc oczy.
- Wszyscy to powtarzają. - Usiadłem. - Moment prawdy?
- Jak najbardziej. - Poprawiła się podkurczając nogi pod brodę i obejmując je rękoma. - To prawda... Bardzo cię... Lubię... Ale boję się kolejnego zranienia, opuszczenia... - Zamknęła powieki, a po policzku spłynęła jej łza.
- Rozumiem... Doskonale zdaję sobie z tego sprawę... Dlatego nie chcę ci niczego obiecywać, niczego przyrzekać... Wolę być tu i teraz... Kiedy tylko to możliwe...

Michał W.

- No nareszcie! - Aż klasnąłem w ręce odwracając się od okna.
- Martyna, jesteś wielka! - Łukasz przytulił blondynkę, co spotkało się z wszystko mówiącym wzrokiem Pita. - Piotrek, no nie przesadzaj. - Ziomek wywrócił oczami.
- Jak ci się udało zrobić, żeby wreszcie się dogadali? - Krzysiek nie mógł wyjść z podziwu. - Przecież oni są tak uparci, że to ludzkie pojęcie przechodzi.
- Słodka tajemnica. - Uśmiechnęła się lekko demonicznie.
- Czyli druga czarownica do kompletu? - Zapytałem.
- No ba, wreszcie mogę tu na legalu miotłę parkować, co nie? - Puściła do nas oko.

Beata

Jakie tu nudy... Matko kochana... Ludzkie pojęcie to przechodzi... Z tego co wiem to za jakieś 15 minut zaczyna się popołudniowy trening. Znowu się zejdą jakieś pismaki... I znów będę robić za „zajdź po tego” albo „przyprowadź tamtego”. No, ale dobra... Płacą, to robię. W sumie się nie namęczę.
Właśnie zaczęli schodzić pojedynczo zawodnicy, a ja po raz kolejny ziewnęłam znudzona. No nie... I znów ta pusta lala... Jak mnie ta brunetka wpienia... Nie dość, że nic nie robi i za to jej płacą, to jeszcze lepi się do, już wkrótce mojego, Kubiaka. Nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. Wszyscy ślepo podążali w stronę hali.
Doszłam do wniosku, że zginę tam z nudów, dlatego poszłam zrobić sobie kawę i zabrać z torebki przyniesioną książkę. Po powrocie na recepcję, zastałam czekającego tam mężczyznę.
- O to pan. - Przykleiłam do twarzy służbowy uśmiech nr 8. - Dzień dobry.
- Witam. Mówiłem, że dziś będę chciał zebrać materiał do artykułu, więc jestem. - Szatyn uniósł przyjaźnie kąciki ust do góry.
- Mogę w czymś pomóc? - Zaoferowałam się, czując z nim jakąś dziwną, nieokreśloną nić porozumienia.
- Jeżeli mogłaby pani przyprowadzić kogoś z kim będę miał możliwość porozmawiać o drużynie, to byłbym wdzięczny. - W tym momencie rozdzwonił się jego telefon. - To ja zaczekam na zewnątrz, przed budynkiem.
- Dobrze. - Zebrałam się i poszłam na halę po Marcelinę.

Michał

- Zadzwoniła pani w idealnym momencie. Recepcjonistka właśnie po nią poszła. Już nie wiele brakuje, by Marcelinka znów zmierzyła się oko w oko z przeszłością. - Zdałem pani Kornackiej krótką relację.
Jednocześnie wyjąłem z kieszeni potrzebne przyrządy. Rozłączyłem się i wciągnąłem do płuc świeże powietrze.
- No, kochanie, to teraz pogadamy po mojemu. - Szepnąłem sam do siebie.

Marcelina

- Jakiś pan czeka na wywiad przed budynkiem. - Beata przybyła z informacją.
- Dobrze już idę. - Przekazałam trenerowi, że wychodzę i po kilku sekundach zamykałam już drzwi budynku.
Spostrzegłam stojącego mężczyznę. Był odwrócony plecami. Ale ta postura... Łudząco przypominał Michała... Jednak to przecież nie mógł być on. Pocieszałam się w duchu, że nie ma szans by mnie tu znalazł.
- Przepraszam, podobno czeka pan na wywiad. - Zaznaczyłam swoją obecność stojąc już koło niego.
Odwrócił się powoli, a ja zamarłam.
- Cześć kochanie. - Przejechał mi dłonią po policzku. - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Próbowałam podjąć próbę ucieczki, jednak chwycił mnie mocno za nadgarstek i pociągnął ku sobie.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci znów uciec. - Wtedy poczułam delikatne ukłucie, a już po chwili świat zaczął wirować... Wszystko stało się szare i rozmazane, a ja nie czułam kompletnie nic...

~*~
Witam ponownie. 
Przepraszam za to coś powyżej. Ale kompletnie straciłam wenę do pisania... Kryzys twórczy nie chce mnie opuścić od dłuższego czasu, a i kilka innych czynników się na to nałożyło... 

Dziękuję, że nadal tu jesteście i czytacie. A także za każde miłe słowa. 

Pozdrawiam

P.S. Łośku, Tobie najbardziej za wszystko dziękuję :*