Michał
K.
Kość
zrastała się bezproblemowo, suknia i garnitur były gotowe, a mnie
mimo zajęć i tak brakowało gry. Dopingowaliśmy, co prawda,
chłopaków przed telewizorem, ale być tam z nimi na boisku, to
całkiem co innego. Na szczęście czas biegł bardzo szybko i zanim
się obejrzeliśmy, nadeszła połowa lipca i zgrupowanie było
bardzo blisko.
Z racji
na brak miejsc musieliśmy się stawić 16 lipca w Bełchatowie.
Ponad tydzień mieliśmy ćwiczyć właśnie w Energii. Znów ciężko
było mi się wybrać z domu. Pożegnania nie są chyba dla mnie.
Dzielniej zniosła to Marcelina, ale podejrzewam, że nie pozwalała
„wyjść swoim uczuciom na zewnątrz”.
W końcu
po długiej liście próśb ze strony Marceliny i także tych moich
skierowanych pod jej adresem, wsiadłem w samochód i skierowałem
się do Bełchatowa.
Marcelina
Misiek
pojechał i znów zostałam sama. Z niecierpliwością czekałam na
dzień, w którym miał wrócić do domu. Stało to się szybko. Bo
po ośmiu dniach był z powrotem. Kilkanaście godzin przerwy z
bliskimi miało go zmotywować do kolejnego zgrupowania. Jednak do
Francji leciałam razem z nim – jak zresztą większość
partnerek.
- Ej,
Śpiąca Królewno. - Poczułam delikatne gładzenie po dłoni. -
Czas się obudzić.
- Możesz
mnie budzić tylko i wyłącznie pod warunkiem, że w zasięgu wzroku
jest jakiś przystojny królewicz. - Lekko podniosłam prawą
powiekę.
- A powiem
ci, że widziałem jednego. - Mój rozmówca szepnął
konspiracyjnie.
- Taak?
- Mhm. -
Obserwowałam spod ledwie uchylonych powiek jak kiwa głową. - Nawet
siedzi teraz obok ciebie.
- Gdzie?!
- Wyprostowałam się na siedzeniu. - Przecież obok mnie siedzisz
tylko ty, Misiu. - Zaczęłam się z nim drażnić.
- No wiesz
co... - Zrobił cierpiętniczą minę. - Tego się po tobie nie
spodziewałem. - Udał, że się obraża, ale bacznie mi się
przyglądał.
- W takim
razie, skoro królewicz się do tego nie garnie, to ja wracam do
przerwanego snu. - Cały czas się z nim drocząc, zamknęłam oczy.
- Ej... -
Poczułam jak stuka mnie w ramię.
- Hmm... -
Spojrzałam na niego.
- Czas
wypełnić obowiązki królewicza. - Spojrzał głęboko w moje oczy
i pocałował mnie.
- Ech...
Kubiak, Kubiak... - Zaśmiałam się chwilę później.
- Za
chwilę lądujemy. - Zdążył jeszcze musnąć mój policzek.
Michał
K.
Znów
nietypowe miejsce na zgrupowanie – Francja. Mieliśmy kilka dni na
poćwiczenie w innych warunkach. To rowery, to znów hala. A któregoś
dnia – niespodzianka. Nasz trening odbywał się na plaży! Ludzie
musieli mieć z nas niezły ubaw. Bo z pewnością banda dwumetrowców
uganiająca się po piasku z celem czy też bez, przyciągała
spojrzenia innych.
Blisko
tydzień spędziliśmy w zagranicznym otoczeniu. My nieźle zmęczeni,
a nasze rodziny wypoczęte. Dla każdego przynosiło to jakąś
korzyść. Ale po parunastu godzinach przerwy w domu i tak wracaliśmy
do Spały na kolejną porcję treningów.
- Jak ja
się nudzę! - Igła któregoś wieczoru przyczłapał do mojego
pokoju i z impetem runął na puste łóżko (mojego współlokatora
akurat nie było).
- No i? -
Wzruszyłem ramionami, nie odrywając wzroku od laptopa.
- No i to,
że potrzebuję się czymś ciekawym zająć. - Stanął nade mną i
zamknął komputer.
- To
zdejmij ubranie i pilnuj. - Odgryzłem się.
- Liczyłem
na jakąś ciekawszą propozycję od ciebie. - Skrzyżował ręce. -
Buahahahaha! Mam pomysł! - Wybuchnął nagle demonicznym śmiechem.
- Pośmiejemy się trochę z kolegów.
Krzysztof
I.
Z racji
na to, że nuda nie chciała odejść postanowiłem trochę rozruszać
towarzystwo. Z pomocą Michała oczywiście.
- To weź
skołuj jedną śrubkę i mały gwóźdź. A ja załatwię resztę. -
Szepnąłem do Dzika i wyszedłem z jego pokoju.
Idąc
korytarzem dotarłem do zajmowanych przeze mnie czterech ścian.
Pogrzebałem w torbie, wyjąłem scyzoryk, który miał także w
sobie śrubokręt i po przekręceniu klucza w zamku znów podążałem
przejściem. Po kilkunastu krokach znalazłem się przed progiem.
Zastukałem w drzwi trzy razy i chwilę później byłem w środku
pomieszczenia.
- Co cię
do nas sprowadza? - Odezwał się Wrona odkładając telefon na
stolik.
-
Skończyła mi się pianka do golenia, a widzicie jak wyglądam. -
Specjalnie przejechałem ręką po brodzie dla uwierzytelnienia moich
słów. - I pomyślałem, że może Kłosik mi pożyczy na chwilę.
- Pewnie,
nie ma problemu. - Powiedział Kłos i zniknął w łazience. - Masz.
- Podał mi opakowanie.
- Dzięki
wielkie. Oddam za chwilę. - Podziękowałem jeszcze raz i wyszedłem.
W drodze
znów zahaczyłem o swój pokój. Jako, że trochę musiałem się
ustylizować, żeby było w miarę wiarygodnie stanąłem przed
lustrem i szybko przy użyciu swoich kosmetyków zgoliłem dwudniowy
zarost. Zgarnąłem jeszcze nić dentystyczną i po chwili byłem już
u Kubiaka.
- Co ty
chcesz w ogóle zrobić? - Zapytał mnie, gdy usiadłem przy stoliku.
- Patrz i
ucz się.
Wziąłem
Karolową piankę, zdjąłem z niej zatyczkę i z pomocą scyzoryka
zrobiłem w niej mały otwór z boku. Przewlokłem przez to kawałek
nici dentystycznej i zrobiłem pętelkę. Następnie wymontowałem
dyszę i w małą rureczkę włożyłem zgięty gwoździk. Mocno
wbiłem do środka i przy pomocy śrubki umocniłem konstrukcję, by
nie wylatywała. Potem zahaczyłem pętelkę z nitki i zamknąłem
pojemnik.
- To się
Karolek zdziwi. - Zatarłem ręce. - Będzie polew dopiero jak będzie
chciał tego użyć. Jak otworzy całość poleci na niego. Buahaha.
- I że
też ja się do czegoś takiego przyczyniam! - Michał z
niedowierzaniem pokręcił głową.
Andrzej
W.
- Mogie
przeszkodzić? - Zza drzwi wyłoniła się Krzyśkowa czupryna.
- Ehe. -
Pokiwałem głową.
- Jest
Karollo? Bo mam mu oddać piankę. - Przekroczył próg.
- Nie ma.
Stwierdził, że przy mnie nie da się spokojnie porozmawiać przez
telefon i wyszedł na zewnątrz. - Wyjaśniłem ziewając.
- W takim
razie przekażę tobie, może być? - Zapytał.
- Obsłuż
się sam i połóż koło umywalki. - Byłem całkowicie wypompowany,
więc nawet nie chciało mi się wstawać.
- To
podziękuj jeszcze raz Kłosowi ode mnie. - Chwycił za klamkę. -
Narka. - Zniknął.
Po chwili
przypałętał się Karol. Jakiś taki niewyraźny, zmarnowany. I
jemu już dawały się we znaki ćwiczenia.
- Był
Igła. Oddał piankę, dziękował i poszedł. - Poinformowałem.
- To
dobrze. Idę wziąć prysznic. - Zamknął za sobą drzwi.
Spojrzałem
na zegar. Była 21:30. Niby wcześnie, niby już późno.
Postanowiłem jednak lepiej wypocząć i ułożyłem się pod kołdrą.
Zamknąłem oczy i zacząłem już odpływać, gdy z łazienki
dobiegł mnie przerażony krzyk przeplatany łaciną podwórkową.
Skoczyłem na równe nogi i podbiegłem do drzwi.
- Jak ja
go dorwę, to mu nogi powyrywam! - Pieklił się Kłos. - Patrz jak
ja wyglądam! - Pokazał się.
Zarówno
Karol jak i większa część kafelek była w piance do golenia.
- No
kurde, bardzo super. - Spojrzał zrezygnowany, a ja zacząłem się
głośniej śmiać.
- Ale cię
strollował. - Opanowałem wybuch śmiechu i z powrotem położyłem
się do łóżka.
Marcelina
Pobyt
chłopaków w Spale minął w zastraszającym tempie. Dni mijały jak
godziny, godziny jak minuty, a minuty jak sekundy. Nim się
obejrzałam Michał dzwonił już do mnie z Krakowa. Tam już w
sobotę mieli rozgrywać pierwszy mecz Memoriału.
Coraz
bardziej zaczynałam się też stresować. Z niedowierzaniem
spoglądałam w kalendarz, gdzie data 23 sierpnia otoczona była
czerwonymi wykrzyknikami.
Na długi
weekend zapowiedziała się Martyna, która stwierdziła, że coś
jej się od życia należy i potrzebuje odpocząć od wiecznego
masowania chłopaków. Dlatego też w piątkowe popołudnie
oczekiwałam na nią z niecierpliwością.
Przyjechała
tuż po 14 z walizką i tajemniczym pudełkiem. Ulokowałam ją w
pokoju gościnnym, poprosiłam o rozgoszczenie się, a ja poszłam
zrobić kawę – napój, bez którego nie funkcjonowała normalnie.
Przyniosłam kubki do salonu, a ona przyszła i położyła na stole
opakowanie, którego zawartość nurtowała mnie od samego początku.
- Z racji
na to, że za tydzień już taka wolna nie będziesz, patrz co mam! -
Podniosła wieczko. - Wszystkie możliwe nadzienia jakie tylko były
w sklepie. - Wyszczerzyła się.
No tak!
Przecież mogłam się domyślić! Czekolada!
- A jak
przez ciebie nie założę sukni? - Zmarszczyłam czoło.
- To
pójdziesz bez. - Zaśmiała się i rozpieczętowała jedną
tabliczkę.
Wieczór
minął nam z czekoladą i dobrymi filmami. Przy okazji też
nagadałyśmy się za wszystkie czasy i położyłyśmy się bardzo
późno.
Rano za
to ciężko było mi się zwlec z łóżka. Spojrzałam jednak na
świecące słońce za oknem i ruszyłam do łazienki. Wzięłam
prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół przygotować jakieś
śniadanie. Otworzyłam lodówkę i jej zawartość (jak to ja –
zapomniałam zrobić większe zakupy) zmusiła mnie do zrobienia
naleśników. Gdy wszystko było gotowe, a i kawa już się parzyła,
poszłam obudzić gościa.
- Kto śmie
zakłócać mój sen? - Ziewnęła szeroko.
- Chciałam
ci powiedzieć, że już po dziesiątej.
- Czym
mnie przekonasz, żebym się zwlekła z łóżka? - Odezwała się
nadal nie otwierając oczu.
- Mam
naleśniki i świeżą kawę.
- Lecę! -
W oka mgnieniu wyskoczyła spod kołdry, a ja z powrotem udałam się
do kuchni.
Pięć
minut później siedziałyśmy razem przy stole i konsumowałyśmy
śniadanie. Wspólnie ustaliłyśmy, że jednak przejedziemy się na
jakieś zakupy. I tak spędziłyśmy popołudnie.
Do domu
wróciłyśmy przed 16. Zmęczone, znudzone i jedynym pozytywnym
aspektem były nasze „zdobycze”. Martyna zaoferowała się, że
zrobi coś do picia, a ja w tym czasie miałam przejrzeć tv w
poszukiwaniu jakiegoś filmu. Runęłam na sofę i zmieniałam
kanały. Jednak czynność ta została przerwana przez dzwonek do
drzwi. Krzyknęłam, że idę otworzyć i po chwili nacisnęłam
klamkę. Wyszłam przed budynek, gdyż zdziwiło mnie to, że nikt
nie stał za progiem. Już zawracałam w stronę domu, gdy poczułam,
że ktoś zarzuca mi jakiś worek na głowę. W oka mgnieniu związali
mi czymś ręce. Zaczęłam krzyczeć żeby mnie puścili, ale oni
zakneblowali mi usta. Byłam zgubiona!
Czworo
rąk mocno złapało mnie, uniosło nad ziemię i wymieniając między
sobą jakieś półsłówka zanieśli prawdopodobnie do samochodu.
Trzasnęły drzwi i po chwili z piskiem opon ruszyliśmy. Serce
podchodziło mi do gardła. Porywacze cały czas szeptali i
chichotali. No tak, im było do śmiechu! Mi stanowczo nie!
Miliony
myśli przebiegały przez mój umysł. Czy oni to robią dla okupu?
Czy chcą mnie zabić? O co w tym wszystkich chodzi?! Byłam
przerażona i marzyłam, żeby to wszystko się jak najszybciej
rozwiązało. A na dodatek miałam skądś znać te głosy... Tylko
nie mogłam sobie przypomnieć skąd...
Po
kilkunastu minutach jazdy, które zdawały się być godzinami,
zaparkowaliśmy. Słyszałam jak tylko jedna osoba wysiada z
samochodu.
- Impreza
dopiero się zaczyna! - Syknął nienaturalnie niskim głosem drugi
człowiek.
Martyna
Będąc w
kuchni usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi, które Marcela po
chwili otworzyła. Potem tylko krzyk i pisk opon. Wyjrzałam przez
okno. Auto odjechało. Dostałam wówczas krótką wiadomość
tekstową. „Gotowe” - odczytałam.
Szybko
więc wybiegłam z pomieszczenia, w kilku krokach znalazłam się na
piętrze w sypialni gospodarzy domu. Otworzyłam garderobę, wybrałam
jedną z sukienek brunetki, do tego dobrałam buty. Zbiegłam na dół,
wrzuciłam wszystko do jej torby, łącznie z telefonem, który
spoczywał w salonie. Zgarnęłam jeszcze swoją kosmetyczkę.
Wyłączyłam telewizor, zamknęłam okno i łapiąc w biegu klucze
od głównego wejścia, wystrzeliłam w stronę swojego samochodu.
Kilkanaście
chwil później dogoniłam auto w którym była Marcela. Jeszcze parę
kilometrów i zaparkowaliśmy. Trzasnęłam drzwiczkami i zrównałam
się z mężczyzną w kominiarce.
- O matko!
Jakie to nie wygodne... - Zaczął jęczeć, gdy zdjął nakrycie
głowy. - Leć do środka, a my ją przyprowadzimy. - Wskazał za
siebie, a ja tylko kiwnęłam głową i weszłam do budynku.
Marcelina
Z nerwów
zaczęłam liczyć oddechy. Jeden... Dwa... Trzy... Osiemnaście...
Wtedy otwarły się drzwiczki i zostałam wyjęta na świeże
powietrze. Drżałam, ale starałam się im nie ułatwiać. Wzięli
mnie pod ramiona i zaczęli prowadzić. Dokładnie czterdzieści dwa
kroki później, cicho poinformowali, że mam uważać, bo schody.
Wspięliśmy
się po nich i na górze, odwiązali mi ręce, ostrzegając, że mam
nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Wyjęli mi także knebel z
ust. Nie musieli wspominać, że zero żadnych dźwięków.
Wiedziałam to sama. Ponownie wzięli mnie pod ramiona. Przeszliśmy
parę kroków, minęliśmy próg i o dziwo! Puścili mnie! I
równocześnie z tym zdjęli z głowy worek. Mimowolnie przeczesałam
włosy rękoma, ale nadal miałam zamknięte oczy. Bałam się tego,
kogo zobaczę.
Wzięłam
głęboki oddech i podniosłam powieki, a wtedy rozległ się donośny
krzyk:
-
Niespodzianka!
Zakryłam
twarz rękoma i zaczęłam się śmiać. Byłam w jakimś klubie, a w
loży siedziały Martyna, Kosokowa Kasia i partnerki chłopaków z
drużyny Miśka.
- A co ty
sobie wyobrażałaś? Że się bez panieńskiego obejdzie? - Tuż
obok znalazła się blondynka.
- To nie
można było powiedzieć, że coś takiego knujecie? Prawie zeszłam
tam na zawał. - Wydusiłam w końcu.
- Swoją
drogą, panowie, pełna profeska. - Zwróciła się do dwóch
mężczyzn w czarnych kominiarkach.
- No ba. -
Odparli równocześnie i zdjęli z głowy nakrycia.
- No nie!
I to dwaj środkowi! - Znów zaczęłam się śmiać, gdyż moim
oczom ukazał się Grzesiu Kosok i Patryk Czarnowski.
- Bawcie
się dobrze. - Pomachali nam i zniknęli za drzwiami.
- A i
byłabym zapomniała. - Martyna wzięła do ręki swoją torbę. -
Idziesz się przebrać. A ja cię pomaluję. - Złapała mnie za
rękę.
Wtedy już
wiedziałam, że zapamiętam ten dzień do końca życia.
~*~
PRZEPRASZAM!!
Ale stało się coś, czego kompletnie nie brałam pod uwagę, a mianowicie awaria internetu.
Byłam wczoraj totalnie wściekła, ale usterka była w centrali na moim terenie. Zwariować przy nich można! Dlatego jeszcze raz przepraszam za siebie i techników, którzy mają 24 godziny na naprawę i to ich wina.
Nic się nie stało ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdziała :D
Rounding out the latest news: Casinos, Games, And The Best Games
OdpowiedzUsuńCasinos like to play poker online: How can 사천 출장마사지 I safely deposit money to a 안양 출장안마 casino? you should look 세종특별자치 출장샵 into 제주도 출장안마 these casino 창원 출장마사지 sites, where you can learn all about the best