poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Epilog

Marcelina

- Michaaał! Pospiesz się!
- Już, już... - Wychodząc z pokoju wiązał krawat. - Tak? - Obrócił się dookoła własnej osi.
- Jak najbardziej. - Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
- Mamo... - Usłyszałam jęk.
- Co się stało, kochanie? - Zapytałam, gdy do salonu weszła córka.
- Popatrz. - Pokazała lekko odprutą ozdobę od sukienki.
- Zdejmij ją i przynieś. Zaraz coś zaradzimy. - Odesłałam ją.
- Mamoooo... - Teraz jęk był jeszcze rozpaczliwszy i po chwili pokazał się właściciel jego głosu, nasz syn.
- Tak, Robert?
- Nie wiesz gdzie są moje spinki do mankietów? - Zapytał z błagalnym spojrzeniem.
- A sprawdzałeś w łazience koło pudełeczka z kolczykami?
- Nie. - Pobiegł na górę. - Są!!
Michał tylko stał oparty o ścianę i przyglądał się z uśmiechem na ustach.
- Wiesz... Tak sobie przypominam, jak te dwadzieścia kilka lat temu, to my braliśmy ślub... - Usiadł tuż obok mnie.
- To były najpiękniejsze chwile. - Wtuliłam się w niego.
- Dla mnie zaraz po tym jak staliśmy na podium ze złotym medalem. - Spojrzał na mnie z ukosa z poważną miną.
- Ej... - Szturchnęłam go, wiedząc, że żartuje.
Odpowiedział mi tylko pocałunkiem. Przerwało to jednak przyjście Julki do salonu.
- Zrobisz coś z tym? - Poprosiła zrezygnowana. - Wszystko musi być perfekcyjne. W końcu to ślub mojego jedynego brata.
- Postaram się. - Pocieszyłam ją. - Podasz mi igłę?
- A mogę sam się podać? - Dobiegł nas głos zza otwartych drzwi tarasowych.
Wszyscy odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy stojących tam Ignaczaków.
- Krzysiu, jak widzę nadal w formie? - Zapytał Michał witając się z przyjacielem.
- Ależ oczywiście. - Odpowiedział najnaturalniej w świecie. - A gdzież to ten mój chrześniak jest? Nie uciekł przypadkiem?
Jak na zawołanie Robert zbiegł na dół.
- Ooo. Cześć ciociu. - Ucałował policzek Iwony. - Cześć wujku. - Podał rękę Krzyśkowi.
Ja w międzyczasie "naprawiałam" sukienkę córki i po chwili pojawiła się gotowa.
- To co, możemy już się zbierać? - Bardziej zapytał niż stwierdził Michał.
- Tak. - Wszystkie głosy były zgodne.

Michał K.

Podjechaliśmy pod dom Nowakowskich. Jakoś tak się złożyło, że w większości zamieszkaliśmy w niewielkiej odległości od siebie.
Na podjeździe stał już poddenerwowany Piotrek i wypatrywał naszego przyjazdu z każdej możliwej strony.
- Stary, stresujesz się jakby to było twoje wesele. - Wypalił Igła.
- A pamiętasz jak ty wariowałeś na imprezie Sebastiana? - Zagiął go Piter.
W odpowiedzi Krzysiek uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Chodźcie do środka. Ostrzegam tylko, że Martyna też bardziej denerwuje od Emilki.
Weszliśmy do salonu, w którym była już oprócz Pitowej żony i córki, ich najbliższa rodzina. Przywitaliśmy się ze wszystkimi.
- Czas na błogosławieństwo... - Szepnęła do mnie i Marceliny, Nowakowska.
Po kilku słowach skierowanych do pary młodej zebraliśmy się i podjechaliśmy pod kościół.

Marcelina

Jeszcze tak niedawno planowaliśmy z Michałem własne wesele. Pamiętam cały stres z tym związany. Teraz obserwujemy syna i wspólnie zastanawiamy się, gdzie i kiedy minęły te wszystkie lata.
Siedzimy wraz z córką i obserwujemy ceremonię. Aż się łezka w oku kręci. Wzruszenie widać również na twarzach rodziców panny młodej.
Po mszy i przysiędze nadszedł czas na złożenie życzeń. Jako pierwsi podeszliśmy do syna i już oficjalnie synowej. Standardowo życzyliśmy im szczęścia, ale płynęło to ze szczerego serca.
Po wysłuchaniu życzeń wszyscy udaliśmy się do restauracji i zaraz po początkowym toaście usiedliśmy przy stołach.
Gdy impreza już trwała, skrzyknęliśmy się grupą pamiętającą jeszcze Spałę z 2013 roku. Przy stoliku znaleźliśmy się my (jako rodzice pana młodego), Martyna z Piotrkiem (rodzice pani młodej), Ignaczakowie (Krzysiek jako chrzestny naszego syna), Kurek z żoną (Bartek - chrzestny Emilki), Kosa z Kasią - kuzynką Martyny, Winiarscy - zaproszeni jako przyjaciele (na dodatek Daga to chrzestna naszej Julki).
- Nie wiem czemu, ale jakoś mam was przed oczyma jak patrzę na młodych. - Stwierdził Michał W. zwracając się do nas i Nowakowskich.
- To dawno było... - Westchnęła Martyna.
- W naszym przypadku, równo ćwierć wieku temu. - Potwierdził mój mąż.
- Tyle się przez ten czas wydarzyło... - Przyznała Kasia.
- Zator trenuje reprezentację kobiet. - Zaczął wyliczać Kurek.
- Wrona z Kłosem mają restaurację pod Warszawą. - To Kosa.
- Ziomek mieszka na stałe we Włoszech. - Igła.
- Rucek trenuje kadrę B mężczyzn, a Zibi reprezentację...
- Konar z Drzyzgą szkolą młodych...
- Możdżon został prezesem PZPS...
- A ja się cieszę, że możemy tu dziś siedzieć w takim gronie. - Podsumowałam. 

~*~   ~*~   ~*~

"To już jest koniec, nie ma już nic, Jesteśmy wolni, możemy iść" - Elektryczne Gitary 
Jednak ja Was poproszę o przeczytanie jeszcze paru zdań. Mam nadzieję, że dobrniecie do końca i nie zaśniecie przy tej części. Może nie będzie to dłuższe niż rozdział. 

Jak widzicie, jest to już ostatnia część tego opowiadania. I z tej racji chciałam wszystkim bardzo serdecznie podziękować: za każde wyświetlenie, komentarz, za ciepłe i serdeczne słowa. 
Nie wiem jak inaczej to wyrazić, więc tylko jedno: DZIĘKUJĘ!

Chciałam także odnieść się do postaci i wyjaśnić dwie może nieco zagadkowe bohaterki, jedną pojawiającą się mniej, drugą bardzo często. A są to: Kasia (w opowiadaniu dziewczyna Kosoka) i oczywiście Martyna (w opowiadaniu narzeczona Piotrka). Ad rem: (mam nadzieję, że nie będą mieć mi tego za złe) pierwowzorami tych postaci są moje przyjaciółki Kasia i Martyna. Nieco oczywiście ubarwiłam, bo w rzeczywistości są młodsze. Blond Biolchem (Martyna) i jej kwestie to było najcięższe wyzwanie jakie na siebie przyjęłam. Najdłużej zajmowało mi przedstawienie jej nawyków, bo jest jedyna i niepowtarzalna. 
Wiem Łośku, że będziesz to czytać, dlatego pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Chciałam Ci za wszystko podziękować: za poranne rozmowy przy kawie, za każdą motywację w postaci kopa w cztery litery, za najpiękniejsze lovestory jakie kiedykolwiek w życiu słyszałam, za wsparcie, za Twoją zabawę w detektywa, za wspólne wyjścia, za Twoje głupie pomysły (więcej nie wymieniam, ponieważ musiałabym tu zrobić listę jak z Ziemi na Księżyc co najmniej).

Długo myślałam, co tu jeszcze napisać. Kończę swoją przygodę z pisaniem, choć wiem, że będzie mi tego brakować. Było to dla mnie ucieczką od codzienności i problemów. Ale po rozdziałach widać, jak w ciągu tego ponad roku, od kiedy pojawił się pierwszy, zmieniłam się ja, moje życie, a co za tym idzie wypowiedzi. Początkowe rozdziały były bogatsze w humor, ostatnie już takie nudnawe i za to przepraszam. 

Na koniec już, mam do Was jeszcze jedną prośbę. Niech każdy, kto to przeczytał zostawi po sobie jakiś znak w postaci komentarza. Chciałabym zobaczyć ile w rzeczywistości osób dotrwało tu do samego końca. Z chęcią przeczytam też, takie podsumowanie od Was: co Wam się podobało, a co nie, co przypadło Wam do gustu, co Was denerwowało. 

Dziękuję Wam za uczestniczenie w mojej przygodzie. 
Pozdrawiam Was gorąco, 
Paulina

10 komentarzy:

  1. To nie możliwe o.0 Czemu tak wcześnie się skończyło ? :(
    A tak poza tym barrdzo fajnie mi się czytało twojego bloga ;) mam nadziej że zacznisz kolejnego :D
    Pozdrawiam :*
    Nadal w szoku że się już to skończyło :D :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no haloooo! Jak to juz koniec? Jak to koniec Twojej przygody z pisaniem? Nie zgadzam sie no! Strasznie bedzie mi brakowac Ciebie i Twojego bloga ;) nie sadzilam, ze mozna az tak bardzo przywiazac sie do jakiejkolwiek historii..
    Ciesze sie, ze wszystko skonczylo sie szczesliwie ;)
    A moze jednak napiszesz cos jeszcze.. ;D ? Nie obrazilabym sie ;*
    Tak szczerze? Nie zmienilabym nic w Twoim blogu. Moze nie zawsze mi wszystko odpowiadalo, bo nieraz mialam zupelne wizje na pociagniecie tej historii, ale to wlasnie sprawialo, ze bardziej przywiazywalam sie do bohaterow ;)
    Dziekuje Ci za tego bloga, za kazdy rozdzial, za kazdy rozdzial, przez ktory sie usmiechalam i nie tylko ;)
    Dziekuje <3

    OdpowiedzUsuń
  3. debil z Ciebie i tyle! -.-
    raz, że tak szybko skończyłaś - co ja teraz będę robiła, skoro nie mogę sobie poczytać Twojego bloga?!
    dwa, że mi za to dziękujesz - NIE MUSISZ, sama też mi baaaardzo pomogłaś i tak już jest, ja jestem Ci wdzięczna za wszystko, a Ty nie czuj się nigdy zobligowana wobec mnie :*
    trzy, przepraszam bardzo, że jaki koniec przygody? Że z czym? Ciebie pogięło do końca? Bo zrezygnować z pisania Ci do końca życia nie pozwolę!
    cztery, nasze dzieci będą zajebiste :D <3
    pięć, chyba przeczytam tę historię jeszcze parę razy, bo normalnie nie mogę się z nią rozstać :<

    iiii pięc, wiem, że jestem trudna, sama nie umiałabym siebie oddać xD
    buziaki pisarko :****

    OdpowiedzUsuń
  4. To było CUDOWNE!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam:) Szkoda, że już skończyłaś. Świetne opowiadanie!! I nie zgadzam się z tym, że pod koniec nudnawe!! Nie rezygnuj z pisania, chętnie przeczytałabym jeszcze jedno spod Twojego "pióra" :P
    Zapraszam na kolejny rozdział u mnie: http://nieuczciwagra.blogspot.com/2014/08/rozdzia-v.html
    I mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz i ja dostanę info o tym jak się coś pojawi.
    Buziaki i do zobaczenia :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Paulina wracaj do nas :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie było super.Znalazlam je niedawno i wciągnęło mnie od pierwszego rozdziału. Uwierz w siebie bo dobrze CI poszło. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super opowiadanie szybko wciąga :)
    zapraszam do siebie może też wciągnie siatkarze są głównym tematem
    http://batmanowy-bartman.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń