Marcelina
Kolejne
dni Nowego Roku były podobne do siebie: praca na przemian z domem.
Gdy tylko Jastrzębski grał u siebie, byłam obecna na hali i
dopingowałam ich z całych sił. Przy tym zaprzyjaźniałam się z
graczami oraz ich rodzinami. Najlepiej chyba jednak dogadywałam się
z Damianem, gdyż znaliśmy się jeszcze ze Spały.
W końcu
miałam okazję, przekonać się, w jakim stopniu zakumplowałam się
z chłopakami. Końcem lutego rozgrywali mecz w Olsztynie. Dało mi
to większe pole do popisu – czyli przygotowania niespodzianki dla
Michała na urodziny. Kilka dni wcześniej zamówiłam torty, gdyż
liczyłam się z większą ilością gości – Resovia grała (w ten
sam dzień co nasi z Olsztynem) mecz w Bielsku, więc mieli o
przysłowiowy rzut beretem.
W
niedzielę byłam cały czas w kontakcie z chłopakami. Na bieżąco
relacjonowali mi gdzie są. Musiałam jednak dogadać się z
Damianem, który miał wracać razem z Miśkiem, by troszkę dłużej
niż inni zabawili w Jastrzębiu.
W końcu
wybrałam do niego numer.
- Damian,
siedzisz blisko Michała? - Zapytałam, gdy odebrał.
-
Spokojnie, jakieś sześć siedzeń nas dzieli. - Usłyszałam z
drugiej strony.
- W takim
razie, zrób coś, żebyście przyjechali najpóźniej ze wszystkich.
Tak piętnaście minut wystarczy.
- Dam
radę. Swoją drogą za godzinę jesteśmy w Jastrzębiu. - Przekazał
mi informację.
- Ok. To
do zobaczenia. - Rozłączyłam się.
Wtedy też
wysłałam do Rzeszowian wiadomość, żeby wyjechali z Bielska.
Droga do Żor zajęła im około 50 minut. W tym czasie ja
dopracowywałam ostatnie drobiazgi. Poprawiałam, zmieniałam,
przestawiałam do czasu pierwszego dzwonka do drzwi.
-
Siemanooo! - Rzuciła mi się na szyję Martyna.
Za nią
do domu weszła cała drużyna i sztab szkoleniowy. Bezpośrednio od
nas mieli wracać do Rzeszowa. Przywitałam się z każdym,
zaprosiłam do salonu i zaproponowałam coś do picia. Blondynka
szybko zdecydowała mi się pomóc, tak jak i Igła.
- Młoda,
poukładało się wszystko? - Szepnął kiedy byliśmy sami w kuchni.
- Jak
najbardziej. - Uśmiechnęłam się do niego. - Dzięki za troskę.
-
Wpadnijcie kiedyś do nas. - Odwrócił się w moją stronę idąc z
tacą.
Ucieszył
mnie taki spontaniczny gest. Znaczyło to, że wraz z Iwoną kibicują
nam i traktują jak przyjaciół. Nie rozmyślałam jednak więcej,
gdyż dostałam sms od Michała Łasko, że właśnie autobus
zaparkował w Jastrzębiu. Szybko ogarnęłam hall tak, by Kubiak nie
zorientował się, że ktoś przyszedł. Jak niespodzianka, to
niespodzianka. Po kilkunastu minutach ponownie napisał Łasko. Tym
razem z wiadomością, że w zdecydowanej większości parkują w
okolicy naszego domu.
Michał
K.
- Michał,
sprawę mam. - Usłyszałem od Damiana, gdy szliśmy z bagażami do
mojego samochodu.
- Co jest?
- Zapytałem zamykając bagażnik.
- Słuchaj,
poświęć mi 10, góra 15 minut. - Jego głos przybrał nieco
błagalny ton.
- Pewnie.
Nie ma problemu. - Zdecydowałem się pomóc koledze. - Co mogę dla
ciebie zrobić?
- Chodź
ze mną do galerii. Moja mama ma niedługo okrągły jubileusz i
muszę jej coś kupić. - Wyjaśnił mi. - A ty masz dobry gust.
Błagam pomóż.
- Ok. -
Podjechaliśmy pod galerię i od razu zaproponowałem sklep
jubilerski. - Co o tym sądzisz?
- Moja
mama ma słabość do kolczyków, więc idealnie. - Rozpromienił
się. - Tylko ona ma uczulenie na srebro. - Spojrzał mi przez ramię
do gablotki.
- W takim
razie może białe złoto? - Wskazałem na jeden z modeli.
- Powiem
ci, że będą do niej pasować. - Przytaknął. - Poproszę o
zapakowanie tych kolczyków. - Zwrócił się do ekspedientki. - Mama
powinna być zadowolona. Niezbyt długie, a jednak wiszące. Perfect.
Damian
Jakoś
udało mi się przekonać Michała, żebyśmy zajrzeli do galerii. To
nic, że do urodzin mojej mamy zostały jakieś 3 tygodnie. Lepiej
mieć prezent wcześniej. A poza tym, potrzebna była ściema. Gdy
wsiadaliśmy już do samochodu, dyskretnie wysłałem sms do
Marceliny z hasłem, że będziemy za chwilę. Odpisała, że
czekają.
-
Wejdziesz na piwo? - Usłyszałem Kubiaka.
- W sumie,
czemu nie. - Musiałem się kryć z tym, co było zaplanowane na ten
wieczór. - Tylko podrzuć mnie z łaski swojej, najpierw do mojego
domu. Muszę torbę zanieść i przy okazji szepnąć żonie słówko,
gdzie będę.
- Spoko.
Szybko
pokonaliśmy trasę do Żor i Michał najpierw zaparkował na moim
podjeździe.
- Zabierz
żonę ze sobą. - Zaproponował kierowca. - Pogadają sobie z
Marcelą.
- Ok. -
Pokiwałem głową i wysiadłem.
Zabrałem
torbę i pognałem do budynku. Zostawiłem ją w przedpokoju i
wybrałem numer do żony, która miała być z Kornacką. Dałem jej
cynk, że będziemy za 3 minuty. Ruszyłem z powrotem do auta.
- Gdzie
masz Izę? - Zapytał.
-
Zostawiła kartkę, że wyszła do przyjaciółki. Ale już do niej
dzwoniłem. - Troszkę ubarwiłem.
- To
jedziemy. - Odpalił samochód i po chwili podjechał pod swój dom.
Wyskoczyłem
z auta i otworzyłem bramę. Za moment mogłem ją już zamknąć.
Michał
K.
- Chodź
do środka. - Zaprosiłem Damiana.
- Idę.
Przekręciłem
klucz w drzwiach i pociągnąłem za klamkę. Gościa wpuściłem
jako pierwszego.
- Jestem!
- Krzyknąłem, a Marcelina wyszła z kuchni.
- Cieszę
się. - Pocałowała mnie na powitanie. - Gratuluję wygranego meczu.
- A,
dziękujemy. - Powiedziałem nie tylko w swoim imieniu.
-
Zapraszam do salonu. - Brunetka szeroko uśmiechnęła się i albo mi
się wydawało, albo puściła oko do Damiana.
Chyba
jestem przewrażliwiony. Libero wszedł do środka jako pierwszy, a
gdy ja przekroczyłem próg zaświeciło się światło i rozległo
się gromkie „Sto lat”. Aż mi się łezka w oku zakręciła. W
salonie była cała Resovia i gracze z mojego klubu wraz z
partnerkami.
-
Wszystkiego najlepszego, Misiek. - Rzucili się na mnie z życzeniami.
Wtedy
stało się jasne, dlaczego Marcela mrugnęła do Wojtaszka – byli
w zmowie. Ale to miłe, że zorganizowali taką niespodziankę.
- Dmuchaj!
- Polecił Ignaczak, podstawiając tort. - Teraz pomyśl życzenie. -
Zakomenderował, gdy świeczki już przestały się palić.
Pierwszą
myślą, jaka przebiegła wtedy przez mój umysł, było to, aby
Marcelina zawsze była obok, a przyjaciele nigdy nie zawiedli.
Marcelina
- My się
już będziemy zbierać. - Podszedł do nas trener Kowal. -
Dziękujemy za zaproszenie. Było nam bardzo miło.
- To ja
dziękuję, że trener pozwolił im tu przyjechać. - Uśmiechnęłam
się.
- Z takiej
okazji to zawsze można. - Powiedział i pożegnał się. - Rzeszów!
Zbieramy się. - Krzyknął w stronę salonu.
Po chwili
zaczęli wychodzić gęsiego. Każdy z osobna żegnał się z nami i
jeszcze raz życzył Michałowi wszystkiego dobrego.
- Kubiak,
wiesz, że jesteś szczęściarzem? - Podszedł Ignaczak.
- Wiem o
tym doskonale. - Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Cieszę
się. - Podał mu rękę. - Trzymaj się, Młoda. - Krzysiu przytulił
mnie po przyjacielsku.
- No,
Kubiaki. Grzeczni bądźcie jak wszyscy pójdą. - Mrugnęła okiem
Martyna i zamykając peleton wyszła z naszego domu.
W ciągu
następnych 30 minut cały dom opustoszał – zebrali się wszyscy,
łącznie z rodzicami Michała.
- Powiem
ci, że bardzo mnie zaskoczyłaś. - Misiek stanął przede mną i
przytulił, łapiąc w talii.
- W końcu
urodziny ma się tylko raz w roku. - Cmoknęłam go w policzek. - Ale
teraz jubilacie, wybacz. Muszę posprzątać. - Wyswobodziłam się z
jego ramion.
- Pomogę
ci. Będzie szybciej.
Michał
K.
Skoro
Marcelina zafundowała na moje urodziny taką niespodziankę, nie
mogę być gorszy. Zaczął świtać mi w głowie pewien plan. Ale co
do jego realizacji, musiałem zaczekać dłuższy czas. Zresztą i
tak wtedy trzeba było się skupić na PlayOff'ach.
W
ćwierćfinałach mieliśmy do pokonania drużynę z Radomia. Na
szczęście wszystkie mecze z nimi wygraliśmy do zera. Dlatego z
dobrym nastawieniem pojechaliśmy do Bełchatowa. Tam niestety
musieliśmy uznać wyższość gospodarzy. A i na naszym terenie nas
pokonali. No cóż... To oni będą walczyć o tytuł mistrza. Nam
pozostała walka o brąz. A to i tak dawało szansę na wcielenie
mojego planu w życie.
Marcelina
Marzec
minął w zawrotnym tempie. To mecze wyjazdowe, to z kolei treningi.
I dla Michała najważniejsze – dostał powołanie do
reprezentacji. Początkiem kwietnia trener ogłosił kadrę na 2014
rok. Aż serce rosło, gdy czytałam ilu znajomych tam było. A nowe
twarze wprowadzały powiew świeżości i, można powiedzieć,
młodości.
~*~
Coraz bliżej końca :)