poniedziałek, 23 września 2013

Siedemnastka

Marcelina

        Obudziłam się czując na twarzy przyjemne promienie słońca się przez okno. Wyjrzałam na zewnątrz i ujrzałam piękny błękit nieba oraz soczystą zieleń trawy i rozwijających się liści drzew. Jak ja kocham wiosnę!
        W dobrym nastroju ubrałam się uprzednio biorąc szybki prysznic. Zaplotłam włosy w kłosa, przejrzałam się w lustrze i mogłam wyjść z pokoju. Już na korytarzu natknęłam się na kilku nieco zmarnowanych siatkarzy. Spałam tyle samo co oni, a jakoś nie narzekam.
        Andrea miał jechać dopiero w okolicy 9 więc chcąc, nie chcąc musieli zwlec się rankiem. W milczeniu zjedliśmy posiłek i każdy udał się (o dziwo!) do swojego pokoju. Z przyjemnością delektowałam się ciszą, którą jednak przerwał mi nieokreślony dźwięk dobiegający z okolic drzwi. Podniosłam się i poszłam zobaczyć co było przyczyną tego jakby chrobotu, jakby stukania... Nie wiem jak to nazwać. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam za nią w swoją stronę. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się w prawo oraz lewo. Jednak nikogo tam nie zobaczyłam. Wzruszyłam ramionami i udałam się z powrotem do pomieszczenia. Leniwie poczłapałam w stronę łóżka. Ale nagle zatrzymałam się i wytrzeszczyłam oczy na coś co na nim spoczywało. Brązowa kulka ruszała się, a kiedy tylko bardziej zbliżyłam się obiekt wydał z siebie głos i raz szczeknął. Potem zamerdał ogonem i radośnie podbiegł w moją stronę. Futrzak wspiął się na tylnych łapach wspierając się przednimi na moich kolanach i ponownie zaszczekał. Trochę wahałam się czy wziąć zwierzątko na ręce, jednak się przełamałam i po chwili poczułam mokry język na policzku.
- Jak się tu, psiaku, znalazłeś? - Pogłaskałam go po łebku. - To pewnie ty drapałeś koło drzwi... I wbiegłeś jak je otworzyłam... I gdzie jest twój pan, albo pani?
Tak, rozmawiałam z psem. Znaczy się mówiłam do niego. Bo on jakoś nie chciał mi odpowiadać. Pogładziłam go po futrze, co skończyło się ponownym „całuskiem” z jego strony i znów wyszłam na korytarz. Zastanawiało mnie czyj jest. Już miałam pukać do sąsiedniego pokoju, zapytać czy oni czegoś może nie wiedzą o właścicielu czworonoga, gdy z parteru usłyszałam głośnie wołanie:
- Skiper! Skipeeeer! Psiaku gdzie ty jesteś?
Pobiegłam w stronę schodów. Na samym ich dole spostrzegłam wysoką, zgrabną długowłosą blondynkę w czarnych dżinsach, jasnej koszulce i beżowych trampkach. Z przewieszonej przez ramię torby szybko wyjęła dzwoniący telefon i odebrała:
- Jestem już na dole... Skiper mi uciekł... Ok. -  Zakończyła i schowała komórkę.
Wtedy odważyłam się zejść do niej. Stała odwrócona twarzą w stronę hallu i nerwowo bębniła palcami o poręcz.
- Przepraszam, czy to nie twoja zguba? - Spytałam stając tuż przed nią.
- Jeju, Skiper. - Wzięła ode mnie zwierzę. - Dziękuję ci. Nawet nie wiem kiedy mi zwiał.
Wówczas usłyszałyśmy tupot stóp na schodach i obie odwróciłyśmy się w tamtą stronę.
- O! Jednak uciekinier został złapany? - Pit znalazł się obok nas. - Cześć Słońce! - Pocałował delikatnie blondynkę na powitanie. - Czyli już się poznałyście? - Objął ją.
- No tak jakby nie. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie to jest Marcelina. Asystentka trenera. - Wskazał na mnie. - A to moja narzeczona, Martyna.  - Przedstawił nas sobie, a my podałyśmy sobie prawe dłonie.
Pierwszy raz słyszałam, żeby w mojej obecności Piotrek wypowiedział tyle słów naraz. Otrząsnęłam się i powiedziałam:
- To ja już pójdę.
- Mam rozumieć, że do Krzyśka? - Piter mnie znów zadziwił. - Bo cię szukał.
- Znowu? - Przewróciłam oczami, ale poszłam w wskazanym kierunku.

Krzysztof I.

        Właśnie rozmawialiśmy z Winiarem, Kosą i Dzikiem w moim pokoju, gdy usłyszeliśmy stukanie do drzwi.
- Proszę! - Krzyknęliśmy jednocześnie, bo nikomu nie chciało się podnieść, żeby otworzyć.
- Co się znowu stało, że jestem wam potrzebna? - Marcelina nie owijając w bawełnę wpadła i usiadła obok nas.
- Słuchaj... - Zacząłem. - Bo tak sobie myślimy, że w końcu pasowałoby oblać to, że dostałaś pracę...
- I co w związku z tym? - Zapytała zniecierpliwiona.
- Robimy wieczór imprezę. Tylko nie taką w pokoju.
- To gdzie? Na korytarzu? - Spojrzała na nas przestraszona.
- Na dachu od razu. - Winiar przewrócił oczyma.
- Propozycja jest taka... - Odezwał się Michał K. uciszając nas ręką. - Albo tu w środku, albo ognisko. Co wybierasz?
- A... - Zdążyła tylko tyle wypowiedzieć, gdyż zadzwonił jej telefon.
Wyjęła z kieszeni komórkę, spojrzała na wyświetlacz i szybko odebrała.
- Tak tato. ... Znowu próbowała tej swojej sztuczki z palpitacjami? ... Że niby mam do niej, bo ona tak chce? Niedoczekanie! ... Ja wiem, że to moja matka, ale czy matki każą wybaczać zdrady, żeby tylko mieć forsę?
Słuchając rozmówcy chodziła nerwowo po pokoju, a my tylko wodziliśmy za nią wzrokiem.
- Dobrze, zgadzam się z nią porozmawiać. Ale będziesz słuchał tej rozmowy. Włącz głośnik. - Marcelina podeszła do okna i utkwiła wzrok w jakimś punkcie.

Adam Kornacki

        Do tej pory rozmowę z córką prowadziłem na korytarzu. Moja żona za wszelką cenę, chciała wiedzieć, gdzie Marcelina jest, co robi, z kim jest i „Dlaczego, do jasnej cholery, nie daje znaku życia? Ładnie się nam odpłaca. Przecież ją wychowaliśmy! Całe życie miała co chciała! Tyle pieniędzy, co na nią wydaliśmy...” - ten monolog sprawił, że znów jej serce zaczęło wariować i lekarze musieli ją zostawić na oddziele w szpitalu.
        Córka zgodziła się pogadać z Ewą, dlatego podszedłem do jej łóżka i włączając funkcję głośnomówiącą podałem aparat żonie. Przejęła go i od razu krzyknęła:
- Marcelina! Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że nie ma sposobu na odnalezienie ciebie? To się grubo mylisz! Daję Ci czas do niedzieli, jeśli nie zjawisz się w domu, to wiedz, że do następnej soboty, JA cię znajdę!
Przysłuchiwałem się temu, ze szczęką na ziemi. Nie sądziłem, że moja żona aż tak naskoczy na nią. A z drugiej strony liczyłem, że córka szybko się rozłączy. Jednak wysłuchała zdania swojej matki i przystąpiła do kontrataku:
- Myślisz, że będziesz mną kierować? Ta era już się skończyła. Nie pozwolę sobą dyrygować! Już wystarczająco spełniłam twoich próśb. Sama chciałaś, żebym poszła na prawo! Przez ciebie Michalina wyjechała przy pierwszej lepszej okazji! Przez ciebie teraz widuję siostrę najwyżej raz w roku! Niby z jakiej racji mam kierować się twoimi niby złotymi radami? Bo chcesz, żebym skończyła jak Ty? Na garnuszku bogatego męża? Myślisz, że nie wiem, że jesteś z tatą tylko dla forsy, a nie z miłości? - Zamarłem na te słowa. Czy to rzeczywiście prawda? - Nie waż się nigdy więcej mną kierować.
- Ty śmiesz nazywać się moją córką? Otóż oficjalnie cię informuję, że z dniem dzisiejszym, ja nie mam córki. Żadnej!
W tym momencie Marcelina rozłączyła się. Spojrzałem na Ewę, która obecnie była purpurowa na twarzy.
- To prawda? - Zapytałem ledwo poruszając ustami. - Tyle lat mnie okłamywałaś?
- A skąd! Słuchasz tylko i wyłącznie jej wyobraźni! - Próbowała za wszelką cenę mnie przekonać, jednak widziałem w jej oczach kłamstwo.
- Nie wierzę ci! - Mój głos był w miarę opanowany, a w środku gotowałem się ze złości.
Wybiegłem z sali i skierowałem się na zewnątrz. Przysiadłem na murku przed szpitalem, poluźniłem krawat i ukryłem twarz w dłoniach.
W mojej głowie kłębiły się tysiące pytań. I jedno podstawowe: dlaczego przez 26 lat żyłem w kłamstwie?
Zamknąłem oczy i przypominałem sobie jak się poznaliśmy: byłem w klasie maturalnej, a ona rok niżej. Już od jakiegoś czasu obserwowałem ją na korytarzu, w bibliotece. W końcu odważyłem się i zagadałem. To był jakoś listopad. Potem poszliśmy razem na moją studniówkę. Od tego czasu staliśmy się nie rozłączni. Zostaliśmy parą. Oświadczyłem się jej w dzień jej 21 urodzin. Rok później, w czerwcu, wzięliśmy ślub. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. W lipcu następnego roku na świecie pojawiła się Michalina. Straciłem głowę dla małej. Ewa sama zaproponowała, żeby nie szła do pracy. Firma dobrze prosperowała, zresztą tak jest do dziś. Dlatego przystałem na jej propozycję. Miała co chciała. Gdy Michasia miała 2 lata urodziła się Marcelina. Kolejne moje szczęście. Naprawdę niczego więcej nie żądałem. Miałem kochającą rodzinę, własną firmę, ogromny dom... Pragnąłem jeszcze męskiego potomka... Kilka lat później moje marzenie spełniło się. Ewa ponownie była w ciąży z synem. Imię już było wybrane – Marcin. Jednak w dniu porodu wszystko runęło. Okazało się, że pępowina okręciła się wokół jego szyjki i urodził się martwy. Przez długi czas nie mogłem dojść do siebie. Córki też. Jakby nie było Michalinka miała już 10 lat i wiele rozumiała. To był straszny cios. Ale dlaczego wtedy nie spostrzegłem tego, że moja żona szybko się pozbierała? Że dla niej liczyły się jedynie wyjazdy, spotkania z przyjaciółeczkami... Dlaczego ja byłem aż tak ślepy? Dlaczego nie zwracałem uwagi na jej ingerowanie w życie dziewczynek? Dlaczego tak mnie omotała? I co najważniejsze, skąd Marcela wiedziała o tym?
Teraz siedzę podejmując jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Rozważam wszystkie „za” i „przeciw”... Ludzie dziwnie na mnie patrzą, gdyż już od dobrych 10 minut siedzę nieruchomo.
Postanowione – idę składać papiery rozwodowe. Nie dość, że znam całą prawdę o niej, to jeszcze nie będziemy rozmawiać bo pomagam córkom, do których ona się nie odzywa. Koniec. Nie pozwolę, żeby jej to wszystko uszło na sucho.
Podniosłem się, podreptałem na parking, wsiadłem do auta i odjechałem.

Marcelina


        Z trudem powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Pojedyncze łzy jednak spływały po moich policzkach. Odwróciłam się w stronę chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie ze współczuciem, zrozumieniem i jednocześnie przerażeniem.
- Przepraszam. - Rzuciłam do nich.
Wybiegając trzasnęłam drzwiami. Wsunęłam telefon do kieszeni spodni. Szybko znalazłam się na parterze przy głównym wejściu. Opuściłam budynek. Ledwo widząc przez lejące się strumieniem łzy wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Nie podniosłam głowy do góry tylko powiedziałam:
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. - Usłyszałam w odpowiedzi głęboki głos.
Otarłam wierzchem dłoni mokre policzki i pobiegłam ścieżką w stronę lasu.


~*~
Jedyne co mam Wam do powiedzenia to: PRZEPRASZAM. Zawaliłam na całej linii.
Biorę odpowiedzialność na siebie. A Ty, Łośku, już się przestań na mnie fochać i jutro się normalnie odzywaj :P I nie strasz mnie więcej w szatni :P
Pozdrawiam bardzo serdecznie
P.S. Jeżeli macie do mnie jakieś pytania, to nie bójcie się ich zadać. Na każde odpowiem pod następnym rozdziałem.

9 komentarzy:

  1. Rozdział ciekawy, szczególnie opowieść z perspektywy taty Marceliny. Ta matka to chyba w życiu nie da jej spokoju, co za chore babsko :/
    Ciekawi mnie, jak potoczy się akcja w kolejnym rozdziale :)
    Pozdrawiam,
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. ;)
    Szkoda mi Marceliny i jej taty... Dobrze, że chociaż mają siebie...
    Pozdrawiam. :)
    PS. Mam nadzieję, że impreza się jednak odbędzie. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Marceli i jej taty. Pani Ewa myśli tylko o tym jak najlepiej ustawić siebie i swoją córkę a nie o jej szczęściu. Myślę, że pan Adam podjął jedyną słuszną decyzję o rozwodzie. Mam nadzieję,że i on i Marcelina odnajdą swoje szczęście;)

    OdpowiedzUsuń
  4. no dobra z dniem (nocą) dzisiejszym(ą) zostają Ci przebaczone wszystkie winy :P <3
    czytam to 1 000 000 raz ale za każdym kończy się w tym samym miejscu :(
    ja chcę dalszy ciąg! Już! Teraz! Natychmiast! :D
    wiesz, że JA Ci łatwo nie odpuszczę ;) ale potrzebuję spędzić z Tobą co najmniej jeden dzień - tak wiesz... po mojemu :3 :D (tak, możesz już zacząć się bać O:) )
    P.S.: dobrze wiesz, że nie przestanę Cię straszyć w szatni xD
    P.S.2: czekam na ten fragment oprawiony w ozdobną ramkę i powieszę go sobie nad łóżkiem <3 [wiesz o co chodzi :D]
    P.S.3: wiesz też, że kocham tego bloga i nie drażnij mnie brakiem weny, bo w Twoim przypadku to niemożliwe! :D

    Łosiek ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest świetny i zaskakujący ! Szkoda mi bardzo Marceli i jej taty. Bardzo wzruszyła mnie opowieść P.Adama. A ta matka...Jak można być tak wyrachowaną osobą?No jak ? Nie mogę po prostu tego zrozumieć. Dobrze,żę Marcelina ma takich chłopaków. Wariaci z nich nieźli ale zawsze humor poprawią,zrozumieją,pocieszą. I tak popieram wypowiedź powyżej : Chcę więcej,teraz,już,natychmiast! Zapraszam do siebie na kolejną część http://echoprzeszlosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurdę Marcelka tak mi jest szkoda jej i jej poczciwego tatuśka. Boże a matka, to nie matka tylko ,,,, brak słów.
    Panowie kocham ich takich. Zabawnych, pełnych życia.

    Zapraszam serdecznie na piąty rozdział. - Silny ból paraliżuje młodą tancerkę. Ale jest przy niej Michał który momentalnie zawozi ją do szpitala. Dziewczyna mimo bólu i łez zwierza się chłopakowi z problemów. Jednak lekarz wydaje ostateczną decyzję- natychmiastowa operacja. Jednak czy dziewczyna wyjdzie z tego cało?
    http://ciszamoimswiatem.blogspot.com/
    Zapraszam serdecznie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Marceliny, ona ma jednak przechlapane życie, jestem ciekawa jak potoczą się jej losy....
    czekam na kolejny :)

    buźka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeden z lepszych..Uwielbiam ;D czekam na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Heroiczność czwarta- Stan zdrowia Łucji z godziny na godzinę diametralnie się zmienił. Przy niej dziwnym zbiegiem okolicznośći pojawił się młody przyjmujący Skry. Co z tego wynikło? Czemu Łucja 'pluje' krwią? Czy młoda dziewczyna wyjdzie z tej opresji cało? Wszystkiego dowiesz się w nowym rozdziale na którego serdecznie zapraszam heroicznanaiwnosc.blogspot.com

    Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń