Marcelina
Ocknęłam się w
jakimś dziwnym miejscu. Miałam bardzo mało przestrzeni, by jakoś
się wyprostować. Powoli przyzwyczaiłam oczy do ciemności i
doszłam do wniosku, że muszę znajdować się w bagażniku jadącego
samochodu. Miałam skrępowane ręce w nadgarstkach i nogi w
kostkach. Nadal szumiało mi w głowie i początkowo miałam kłopoty
z zebraniem myśli.
Samochód zatrzymał
się. Trzasnęły drzwi. Odgłos kroków był coraz wyraźniejszy i
po chwili usłyszałam jak bagażnik się otwiera. Automatycznie
zamknęłam powieki by udawać, że jeszcze jestem pod wpływem tego
czegoś, co on mi wstrzyknął. Klapa się podniosła i dotarło do
mnie świeże powietrze. Czyste i chłodne. Poczułam jak Michał
zaczyna mną potrząsać.
- No, księżniczko,
nie udawaj. Przecież wiem, że środek już przestał działać.
Chodź.
Pociągnął mnie na
siłę, tak że aż syknęłam z bólu.
- No widzisz.
Wiedziałem, że udajesz. - Wyciągnął mnie z samochodu i zaniósł
przewieszoną przez ramię do budynku.
Znajdowaliśmy się w
domu jego babci w Szczecinie. Znam to miejsce jak własną kieszeń.
W końcu, jeszcze nie tak dawno przyjeżdżaliśmy tu prawie co
weekend.
Rzucił mną jak
workiem, w salonie na kanapę. Potem zasłonił dokładnie okna i
zapalił światło. Było już grubo po 22.
- Napijesz się czegoś,
księżniczko? - Zapytał idąc do kuchni.
Kto by pomyślał, że
jest taki troskliwy. Nie odpowiedziałam mu, tylko nadal uparcie
milczałam.
- Chyba cię o coś
pytałem? - Podszedł i chwycił mnie mocno za gardło.
Spojrzałam wtedy
głęboko w jego oczy. Malowała się w nich furia, złość i żądza
mordu. Błyskały też jakieś niezdefiniowane ogniki.
- Podaj mi szklankę
wody. - Wydukałam w końcu.
- I nie można było
tak od razu? - Puścił mnie i poszedł do kuchni.
Miałam doskonały
podgląd na pomieszczenie, ponieważ salon był z nim bezpośrednio
połączony i nie było żadnej ścianki działowej. Widać, że
Michał miał to dobrze zaplanowane, bo zaopatrzył i lodówkę, i
pozostałe szafki w produkty.
- Proszę. - Postawił
na stoliku przede mną szklankę z przezroczystym płynem.
- Niby jak mam zrobić
łyk, skoro nadal jestem związana? - Zapytałam go.
- Faktycznie. Zaraz coś
wymyślę, żebyś przypadkiem niczego nie wykombinowała zbytniego.
- Przywołał na twarz ironiczny uśmiech.
Potem
znów poszedł do kuchni i po chwili wrócił ze słomką w ręce.
-
Tak może być? - Usiadł obok mnie trzymając szklankę.
Nie
odpowiedziałam, tylko zaspokoiłam pragnienie. Michał wstał i
podszedł do okna. Odgarnął zasłonkę, spojrzał na podjazd i
skierował do mnie pytanie.
-
Jak myślisz, co teraz robią te twoje siatkarzyki?
Serce
zabiło mi mocnej. Pewnie się martwili. I to bardzo. Jednak znów
zaczęło mi bardziej szumieć w głowie. Świat lekko wirował, ale
jak na razie nie odpływałam. Założę się, że czegoś znów mi
dosypał. Walczyłam z samą sobą, by tylko nie zamknąć oczu.
Michał
puścił trzymaną zasłonkę i usiadł naprzeciw mnie. Uporczywie
wpatrywał się w moją twarz.
-
Powiesz mi, czego ode mnie chcesz? - Zapytałam go lekko bełkocząc.
Michał K.
Byliśmy
w drodze do Szczecina. Wraz z tatą Marceli, zabrałem się ja,
Krzysiek, Łukasz i Winiar. Każdy był zmartwiony i przygnębiony.
Targały nami też różne uczucia – od złości do troskę. Pan
Adam dzielnie się trzymał, choć było widać, że jest bardzo
roztrzęsiony. Tuż przed nami jechał samochód policji.
Stwierdzili, że chcą osobiście uczestniczyć w ujęciu tego
kretyna. Znaczy się, oni nie użyli tego sformułowania, ale tak
łatwiej mi go określić. Jesteśmy już trzecią godzinę w
drodze... Panowie z tyłu nieco przysypiają, za to tata Marceli
siedzi jak zaczarowany. Prawie w ogóle się nie odzywa. Ale jedzie
bardzo uważnie i ostrożnie, choć szybko. Jeszcze ponad dwie
godziny drogi...
Przed
wjazdem do Szczecina policjanci poprosili byśmy się zatrzymali.
Musieli też dać znać swoim kolegom z tutejszych oddziałów, by
się przygotowali do akcji. Bałem się jak to się wszystko potoczy,
a już najbardziej tego, że ten psychopata zrobi coś Marcelinie.
Po
około dwudziestu minutach ruszyliśmy w dalszą drogę.
Marcelina
Przegrałam
walkę z samą sobą i odpłynęłam. Ocknęłam się przed pierwszą
w nocy. Światło w kuchni było zapalone, ale nigdzie nie widziałam
Michała. Jednak po jakichś dwóch minutach pojawił się. Poprawił
się w lustrze w przedpokoju, a ja tymczasem zauważyłam u niego
coś, co do reszty mnie przeraziło – broń włożoną za pasek w
spodniach.
Teraz już wiedziałam,
że nie mogę mu się sprzeciwiać...
- Michał... -
Zwróciłam się do oprawcy.
- Tak, księżniczko? -
Podszedł do mnie. - Potrzebujesz czegoś?
- Mhm. - Kiwnęłam
głową. - Mógłbyś rozwiązać mi nogi? Muszę wyjść do
łazienki...
- Ewentualnie mogę to
zrobić, ale jak wrócisz, to z powrotem cię zwiążę. - Uśmiechnął
się fałszywie.
- Dobrze...
Michał K.
Powoli podjechaliśmy
pod adres, który podał pan Adam. Ktoś z pewnością był w środku,
bo widać było blask światła. Samochodu nie było na podjeździe.
Widocznie musiał wjechać do garażu stojącego obok domu. Grupa
policjantów uzbrojonych po zęby cicho i zwinnie wyskoczyła z
samochodu. Komisarz zaś podszedł do nas i prosił, żebyśmy nie
wychodzili z samochodu, dopóki dziewczyna nie będzie bezpieczna.
Każda minuta zdawała
się trwać wieczność...
Marcelina
Michał czekał przed
drzwiami pomieszczenia, pilnując bym nie zrobiła niczego głupiego.
Wyszłam z łazienki i od razu złapał mnie za ramię. Czułam się
tym strasznie upokorzona. Jednak w momencie, gdy już chwytał linę
do ponownego związania moich kostek, rozległ się jakiś
nieokreślony dźwięk i po kilku sekundach w całym domu roiło się
od antyterrorystów. Jak tylko znaleźli się w środku, Michał
rzucił sznur, złapał mnie mocno pod gardło i przystawił pistolet
do mojej skroni.
- Zostaw dziewczynę! -
Krzyknął któryś z policjantów.
- Rzuć broń! -
Wrzeszczał inny.
- Nie zbliżajcie się
bo ją zabiję! - Odpowiedział im Michał.
Mnie na przemian robiło
się zimno i gorąco. Zaczęłam modlić się, by jednak on się
poddał. Dom był otoczony i nie miał szans na ucieczkę.
W tym czasie w Spale
Grzegorz K.
- Jak sądzicie,
dojechali już na miejsce? - Zapytał Piotrek.
- Z moich obliczeń
wynika, że powinni tam już być... - Odezwał się Kapitan.
-
A może po prostu zadzwonimy? - Zapytała jedyna kobieta w naszym
towarzystwie.
-
Słuchajcie... Może i nas to uspokoi, ale ich bardziej zdenerwuje. -
Wyraziłem swoje zdanie.
-
Może i masz rację... - Westchnęli równocześnie Karol z
Andrzejem.
Nadal
siedzieliśmy w konferencyjnej. Trener chcąc nie chcąc musiał się
zgodzić, gdyż powiedzieliśmy, że w przeciwnym razie jakoś
zastrajkujemy. Szczerze mówiąc, nawet nie chciało mu się z nami
negocjować. Wyszedł tylko na chwilę, by potem wrócić z tacą z
kawą dla wszystkich.
-
Zastanawiam się, dlaczego tą biedną dziewczynę tyle spotyka... -
Powiedział robiąc łyk gorącego napoju.
Szczecin
Krzysztof I.
- Dlaczego to tyle
trwa?! - Niecierpliwił się Dziku opierając się o samochód.
- Misiek, spokojnie.
- Jak mam być
spokojny? - Z nerwami włożył ręce do kieszeni i zaczął chodzić
tam i z powrotem.
- Michał, popatrz na
pana Adama. On też się denerwuje i to bardziej niż Ty. - Łukasz
wskazał na mężczyznę siedzącego w samochodzie z rękami na
kierownicy i również tam opartą głową.
- Zwariuję chyba
zaraz! - Podniósł oczy pan Kornacki.
- Spokojnie. - Poklepał
go po ramieniu, Ziomek.
- Zaraz pewnie
Marcelina wyjdzie wolna. - Uśmiechnąłem się równocześnie z
Winiarem.
- Oby. Oby... -
Westchnął Dziku i robił kolejne okrążenie wokół samochodu.
Już Winiarski chciał
coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy dźwięk, który wprawił nas w
osłupienie. Chwilowo zmroziło nam krew w żyłach, by zaraz potem
cała piątka rzuciła się do biegu i po kilku sekundach od
usłyszanego strzału, znaleźliśmy się w budynku.
Marcelina
- Nie zbliżajcie się!
- Warknął Michał, mocno przyciskając mnie do siebie.
Coraz bardziej bałam
się swojego byłego narzeczonego. Nie sądziłam, że jest zdolny do
takich rzeczy. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że miał broń,
którą pewnie zdobył nielegalnie...
Michał cofał się w
stronę ściany, cały czas silnie mnie trzymając.
- Wyjdźcie stąd!
Zabiję ją, jeżeli tylko któryś zrobi krok w naszą stronę! -
Nie dawał za wygraną.
Policja jednak
prowadziła swoją operację i już po chwili kątem oka zauważyłam
wchodzącą grupę antyterrorystów. To było straszne... Każda
sekunda zdawała się trwać wieczność...
- Zostaw dziewczynę.
Jeżeli puścisz ją dobrowolnie, to będziesz miał mniejszy wyrok.
- Próbowali z nim jakoś negocjować.
Dziwne... Chyba na
niego podziałały te słowa, gdyż poczułam, że uścisk się
poluźnił. Osuwając się na podłogę usłyszałam głos Michała:
- Marcelina, pamiętaj,
że zawsze cię kochałem.
Następne wydarzenia
były ułamkami sekundy. Ledwo to wypowiedział przystawił sobie
pistolet do skroni i zanim ktokolwiek zdołał jakoś zareagować,
wystrzelił. Gwałtownie odskoczyłam na bok, a on upadł na podłogę.
Kałuża krwi z chwili na chwilę się powiększała...
Policjant pomógł mi
poderwać się z podłogi i po przejściu kilku kroków utonęłam w
bezpiecznych ramionach Kubiaka i mojego ojca.
- Marcelka! Już
dobrze... Już nikt ci nie zagraża...
~*~
I mamy tie-break! SOVIA!! ♥
Jak minęły święta? Bardzo mokre byłyście w poniedziałek?
Na koniec dziś zrobione zdjątko :)
#GoSovia <3