sobota, 26 lipca 2014

Czterdziestka dwójka

Marcelina

Czas mijał i nim się obejrzeliśmy zostało kilka dni do Świąt.
- Michał, ile jeszcze? - Zawołałam do Kubiaka.
- Ostatnie okno właśnie myję.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i dokończyłam rozwieszać pranie na suszarce.
- Gotowe. - Powiedzieliśmy równocześnie spotykając się przed kuchnią.
- To co nam jeszcze zostało? - Zapytał.
- Gotowanie i pieczenie, ubranie drzewka, ale to w Wigilię, no i w poniedziałek jedziemy pomóc twoim rodzicom. - Wyliczyłam wszystko.
- Możesz powtórzyć, bo zatrzymałem się na słowie gotowanie. - Zrobił niewinną minę.
- Ty się kiedyś doigrasz, Kubiak. - Zaśmiałam się i pogroziłam mu.

Michał K.

Jako, że czas naglił, postanowiliśmy ciasta upiec w niedzielę, a część sałatek itp. wykonać jak w poniedziałek wrócimy od moich rodziców.
Jedno ciasto – makowca już mieliśmy w piekarniku.
- Misiek, będziesz miał misję. - Usłyszałem.
- Kapitan Kubiak do zadań specjalnych melduje się na stanowisku. - Zasalutowałem.
- W takim razie zadaniem specjalnym jest wycinanie ciastek. Do roboty. - Marcelina rzuciła we mnie fartuchem.
- Ale że co? - Otworzyłem szeroko oczy.
- Obawiam się, że chyba musisz się wybrać do laryngologa. Coraz gorzej słyszysz. - Wyjęła foremkę z pieca i wstawiła następną, tym razem sernik. - Mam specjalne zaproszenie wysłać?
- Nie trzeba. - Zawiązałem fartuch i zabrałem się za pracę.
Dwie godziny później mieliśmy już wszystko gotowe.
- O nie, nie, Michaś. - Już miałem wychodzić z kuchni. - Pomożesz mi posprzątać.
- A tak, zapomniałem. - Wróciłem się.
Marcelina zmywała naczynia, a ja ścierałem blaty.
- Wreszcie koniec. - Odwróciła się.
- Jeszcze nie. - Uśmiechnąłem się znacząco i po chwili wylądowała na niej mąka.
- Michał! - Krzyknęła.
- Tak mi na chrzcie dali.
- Ty małpo jedna. - Wyjęła z szafki opakowanie i po nabraniu mąki do ręki rzuciła we mnie. - Jeden do jednego.
- I tak ten pojedynek wygram ja. - Zaśmiałem się.
Podbiegłem do niej i przewiesiłem ją sobie przez ramię.
- Misiek, proszę cię, przestań. - Próbowała negocjować.
- Ani mi się śni. - Szybko wbiegłem do łazienki i natychmiast po wrzuceniu jej do wanny puściłem wodę. - Mówiłem, że wygram. - Napawałem się zwycięstwem.
- Jednak nie przewidziałeś tego. - W ułamku sekundy straciłem grunt pod nogami i poczułem wodę na sobie. - Jest remis.

Marcelina

- To od czego zaczynamy? - Poprawiłam fartuszek i uśmiechnęłam się do pani Ani.
- Zrobimy jakieś ciasto z masą. Co powiesz na snikersa? - Zaproponowała.
- Uwielbiam orzechy, więc idealnie. - Przyznałam.
- W międzyczasie jak ciasto będzie się piekło, zrobimy jakieś ciastka. A potem się zobaczy. - Podała plan pracy.
- Znam kogoś, kto znakomicie poradzi sobie z wykrawaniem ciasteczek. - Uśmiechnęłam się, bo w mojej głowie zaczął rodzić się plan. - Michał jest chętny do takiej pracy.
- Chyba sobie żartujesz. - Pani Ania nie chciała mi uwierzyć. - Dzięki tobie, wreszcie wyjdzie na ludzi. - Zaśmiała się. - Bardzo się cieszę, że stał się odpowiedzialny i pomocny. Może zdradzisz mi jak do tego doprowadziłaś?
- Bardzo prosto, jestem za równym podziałem obowiązków domowych, więc nie ma zbyt wiele do gadania.
- O czym rozmawiacie? - Pojawili się dwaj panowie.
- O tym, że musimy w domu wprowadzić pewne zmiany, Jarku. - Pani Anna puściła do mnie oko.

Michał K.

- O której twój tata ma przyjechać? - Zapytałem wchodzącą właśnie do salonu Marcelinę.
- Pisał, że będzie przed 17. - Wyjaśniła. - To co, zabieramy się za ubieranie choinki?
- Na to czekam. - Uśmiechnąłem się i zaczęliśmy dekorować drzewko.
Godzinę później było już gotowe. Efekt nas zachwycił. Nawet nie sądziłem, że tak uda nam się przybrać choinkę.
- Michał, rozłożysz sztućce na stole? - Marcela skończyła przygotowywać półmiski z daniami. - I jakbyś mógł to jeszcze ułożyć? - Spojrzała na mnie.
- Oczywiście. - Odpowiedziałem i zabrałem się za pracę.
- Wracam za chwilę. - Rzuciła i zmyła się na górę.
Poukładałem wszystko i kiedy skończyłem, moja dziewczyna pojawiła się w drzwiach.
- Ale pięknie wyglądasz! - Powiedziałem, gdy już pozbierałem szczękę z podłogi.
Miała na sobie szarą dopasowaną sukienkę z koronkowymi rękawami.
- Dlaczego widzę to... - Podszedłem do niej i wskazałem na ubranie. - Dopiero pierwszy raz?
- Może nie uważnie patrzyłeś? - Zaczęła się ze mną droczyć.
- Coś sugerujesz? - Jeszcze zmniejszyłem odległość między nami.
- Ja?! Ależ skąd. - Zarzuciła mi ręce na szyję. - Kupiłam jak byłeś na jakimś wyjeździe, a potem zapomniałam. - Cmoknęła mnie w usta, a ja objąłem ją w pasie.
- Wiesz, że tylko winny się tłumaczy? - Tym razem to ja ją pocałowałem, ale przerwał nam dzwonek do drzwi .
- Idź się przebrać. Ja otworzę. - Puściłem ją i odeszła w stronę drzwi.

Marcelina

- Cześć córeczko. - Tata przywitał mnie jak tylko otworzyłam.
- Nareszcie. - Przytuliłam się do niego. - Jak podróż?
- Zleciała szybko. - Odpowiedział zdejmując płaszcz. - Cieszę się, że cię widzę. - Objął mnie ramieniem. - Moja mała córeczka. - Pocałował mnie w czubek głowy.
- Już nie taka mała. - Uśmiechnęłam się do niego. - Chodź do salonu.
Weszliśmy do pomieszczenia równocześnie z Michałem.
- Witam panie Adamie. - Podali sobie ręce.
- Zaraz wracam. - Skierowałam się do kuchni by spojrzeć, czy ostatnie potrawy się już dogotowały.
Wyłączyłam gaz pod garnkami, przelałam zupy do waz i zaniosłam na stół.
- Możemy zaczynać? - Zapytałam Michała stojącego przy oknie.
- Tak. - Puścił firankę i zbliżył się do krzesła.
Najpierw modlitwa, a potem życzenia. Wszyscy chcieliśmy, aby cały czas dopisywało nam szczęście. Połamaliśmy się przy tym opłatkiem i zasiedliśmy przed tradycyjnymi 12 potrawami.
Po wieczerzy zaśpiewaliśmy wspólnie kolędę, a następnie rozpakowaliśmy prezenty. Razem z Michałem kupiliśmy tacie szwajcarski zegarek. I chyba spodobał mu się, bo od razu zdjął swój stary i po nastawieniu godziny zmienił na nowy. Tata z kolei, jakby czytał w naszych myślach, kupił nam ekspres do kawy. Ciężko miałam wybrać coś odpowiedniego dla Michała, ale doszłam do wniosku, że perfumy od Armaniego powinny mu się spodobać. Z zadowoleniem cmoknął mnie w policzek.
- Odpakuj, nie bój się. - Zaśmiał się Kubiak, widząc jak delikatnie trzymałam pudełeczko.
Rozerwałam papier, w które było zapakowane. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się piękny komplet – kolczyki i wisiorek z niebieskim (czyli w moim ulubionym kolorze) kamieniem.
- Jest cudny. - Wyraziłam swój zachwyt w stronę Kubiaka, na co on odpowiedział szerokim uśmiechem.

Michał K.

Pierwszy dzień świąt spędziliśmy w rodzinnym gronie. Gościliśmy moich rodziców i polubili się z panem Adamem. Ale ze świętami tak już jest, że mijają stanowczo za szybko.
Po świętowaniu ekspresowo trzeba było wrócić do rzeczywistości i treningów. Żeby nie wyjść z wprawy musieliśmy ćwiczyć. Jednak dzień za dniem mijał i w końcu nadszedł 31 grudnia.
Jako, że dostaliśmy zaproszenie z Rzeszowa, zapakowaliśmy się w południe do auta i wyruszyliśmy w drogę.
- Misieek... - Zaczęła Marcelina. - Co by było, gdybym wtedy wróciła do domu zgodnie z planem? No wiesz... Później... - Skubała skrawek szalika uporczywie się w niego wpatrując.
- Założę się, że bylibyście małżeństwem. - Trochę spochmurniałem.
- Przepraszam. - Spojrzała na mnie. - Ale jakoś dziś nie daje mi to spokoju. Dobrze się stało, że wtedy go przyłapałam. Przynajmniej teraz mam obok siebie kogoś, kogo kocham z całego serca. - Dodała rumieniąc się.
W odpowiedzi pogładziłem ją po kolanie i zmieniłem bieg.
- Cieszę się, że cię mam. - Powiedziałem.

Marcelina

Do Rzeszowa dojechaliśmy późnym popołudniem. Zaparkowaliśmy i podążyliśmy do mieszkania Pita. Tam miała odbyć się impreza sylwestrowa dla paru znajomych. Ich apartament był duży, dlatego bez przeszkód mogli pozwolić sobie na organizację tego typu spotkania.
- Cześć Kubiaki. - Przywitała nas Martyna otwierając drzwi. - Chodźcie do środka. Piter właśnie próbuje... - Przerwała słysząc przeciągły krzyk. - Chwila, chyba zadanie go przerosło.
Zdjęliśmy wierzchnie okrycie i poszliśmy do salonu.
- Piotrek, czy dekoracja jest aż tak trudna? - Zapytała blondynka, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No, ale te balony same pękły... - Zaczął się usprawiedliwiać.
- Spokojnie, Piter, pomogę ci. - Zaoferował się Kubiak.
My z Martyną tylko machnęłyśmy rękoma i wyszłyśmy.
- Goście powinni być za jakąś godzinkę, więc spokojnie mamy czas na przebranie się itd. - Uśmiechnęła się. - Łazienka jest do twojej dyspozycji.
- Ok.
Po 15 minutach byłam prawie gotowa. Został mi jedynie makijaż. Ale żeby nie zajmować innym łazienki postanowiłam umalować się w mniejszym lusterku w przedpokoju.
- Śliczna sukienka. - Skomentowała mój strój Martyna.
Specjalnie na tą okazję kupiłam niebieską sukienkę na jedno ramię, tak by pasował do niej gwiazdkowy komplet od Michała. Na stopy wsunęłam czarne szpilki na platformie.
- Dziękuję. - Wzięłam kosmetyczkę i przy lustrze zaczęłam troszkę udoskonalać urodę.
Kilkanaście minut później pojawiła się gotowa Martyna w miętowej sukience i beżowych dodatkach. Panowie wymienili między sobą tylko porozumiewawcze spojrzenia. Jako ostatni już przebrany, wyszedł Piotrek. Równocześnie z dzwonkiem do drzwi.
- Dzień dobry, cześć i czołem. - Rozległ się głos w przedpokoju.
- Cześć Ignaczaki. - Rzuciła Martyna. - Zapraszamy.
W salonie pojawił się libero z żoną.
- Aaaaa. Młoda! - Krzysiek postanowił przywitać mnie w wylewny sposób i rzucił się na moją szyję.
- Też się cieszę, że cię widzę. - Powiedziałam do niego.
- Co słychać? - Zapytała Iwona, kiedy już ucałowała mój policzek.

Michał K.

Po półgodzinie zebrali się wszyscy zaproszeni goście. Były to głównie osoby związane z Resovią. Piter postarał się i przygotował listę ze świetnymi kawałkami, dlatego szybko też w miejscu do tego wydzielonym zaczęły się pojawiać pierwsze pary.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już zostały minuty do końca roku 2013. Zabraliśmy więc butelki szampana ze sobą, narzuciliśmy kurtki na ramiona i wyszliśmy przed blok. Ktoś tam miał przygotowane fajerwerki.
- No to odliczamy! - Krzyknął Achrem.
Ja z kolei spojrzałem na Marcelinę i złożyłem na jej ustach długi pocałunek.
- Szczęśliwego Nowego Roku. - Szepnąłem kończąc jak już minęła północ.
Wystrzeliły wszystkie korki od szampana, a na niebie rozbłysły fajerwerki. Po kilkunastu chwilach wróciliśmy do budynku i bawiliśmy się do białego rana.

Marcelina

Do Żor wróciliśmy 2 stycznia. Nadszedł czas na ponowne wdrożenie się w normalny rytm życia. Każde z nas chodziło do pracy, ale i tak spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Cieszyłam się wówczas, że los chciał, by siatkarze pojawili się na tym peronie. Moje życie zmieniło się o 180 stopni, ale nie żałowałam. Wreszcie byłam szczęśliwa. 

~*~

Nie ma to jak już pod koniec lipca pisać o świętach i Sylwestrze ;)