piątek, 26 lipca 2013

Dziewiątka

Michał K.

        Oparłem sobie głowę o szybę. Chciałem spokojnie posiedzieć, ale oczywiście nie, bo ktoś musi przeszkadzać. Ale chyba już się przyzwyczaiłem. Zamknąłem oczy, jednak po chwili poczułem, że ktoś mi siada na kolanach. Czyżbym tak szybko zasnął?! W momencie, gdy ktoś zarzucał mi rękę na szyję otworzyłem oczy i krzyknąłem przerażony:
- Co ty tu robisz?
- No miejsca nie było. - Winiar odparł całkiem poważnie. - Bo jak zapewne wiesz, koło ciebie jest tylko jedno, a nas dwóch. - Wskazał na siebie i Igłę. - Chyba, że wolisz jego?
Krzysiek przejechał ręką po włosach.
- Nieee. Skoro musicie tu być, niech zostanie tak jak jest. - Jęknąłem.
- I to mnie pasi. - Krzysztof rozsiadł się wygodniej, a Michał wyłożył mu nogi na kolana. - No ciebie chyba już do końca pogrzało!
- No weź! - Winiar spojrzał błagalnie na Igłę.
- Sam je weź! - Zrzucił, a raczej usiłował to zrobić.
Pokręciłem tylko głową i zapytałem ich:
- A wy tu tylko posprzeczać się przyszliście, czy macie może jakiś inny cel?
- Mamy sprawę... - Zaczął tajemniczo mój imiennik.
- Słucham was. - Odpowiedziałem.
- Nie, to MY cię słuchamy. - Podkreślił zaimek „my” Ignaczak.
- Nie rozumiem... - Przyznałem zgodnie z prawdą.
- Ty  jesteś głupi tak sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci? - Zacytował pewien kabaret libero.
- Gratis było. - A co, niech wiedzą, że też to oglądałem.
- Igła, on to specjalnie robi, żeby nas wkręcić. Udaje takie niewiniątko. - Wtrącił Winiarski. - Ale nie z nami takie numery, panie Kubiak. - Wycelował we mnie palcem wskazującym. - No, gadaj szybko co z Marceliną.
- A to o to wam chodzi. - Westchnąłem. - Nie można było tak od razu? Co chcecie wiedzieć?
- Najlepiej wszytko. - Michał W. zabawnie poruszył brwiami.
- No dobra, wszystko to raczej nie. Ale powiedz nam, bo zapewne wiesz, co skłoniło ją do podjęcia takiej decyzji.

Krzysztof I.

- No dobra, wszystko to raczej nie. Ale powiedz nam, bo zapewne wiesz, co skłoniło ją do podjęcia takiej decyzji.- Nurtowało mnie dlaczego chciała odebrać sobie życie.
- Zdradził ją narzeczony, z jej najlepszą przyjaciółką, na niecałe dwa tygodnie przed ślubem. - Kubiak nie owijał w bawełnę.
Mnie i Winiara zamurowało trochę. Starszy z Michałów pierwszy się odezwał:
- O kurde. - Wydusił. - Szkoda jej, wydaje się być świetną dziewczyną.
- I jest. - Dodał Dziku. - Tylko, nie ma w prawie nikim oparcia. Matka każe wybaczyć temu dupkowi. Siostra mieszka za granicą. Jedynie ojciec chce jej pomóc.
- Panowie, w takim razie my coś zróbmy. - Powiedziałem.
- Już o tym myślałem i nawet gadałem z panem Adamem. - No, wszystko super, ale pan Adam to kto? - No, ojcem Marceli. - Dokończył Kubiak widząc nasze pytające spojrzenia. - Tylko teraz zostało mi porozmawiać z Andreą.
Jak na zawołanie Winiar zsunął się z kolan Michała i wypchnął mnie z siedzenia.
- Do boju, kowboju. - Szepnął do Dzika i poszedł na swoje miejsce.
Ja zrobiłem to samo. Doczłapałem na koniec autokaru i klapnąłem na siedzenie. Możdżon zmierzył mnie wzrokiem, po czym poprawił słuchawki w uszach i próbował zasnąć.
No i z nikim nie można pogadać, bo Marcin śpi, znaczy się udaje, Zibi trochę pochrapuje, Zati ogląda jakiś film na laptopie, Piter znowu wisi na telefonie, Kosa... Oooo, Kosa nic nie robi. To ja mu już znajdę zajęcie.  


Grzegorz K. 

        Ale mi się nudzi. A jak na złość padła mi bateria w telefonie. Za oknem nie ma nic ciekawego. Chyba trzeba będzie zasnąć.
- Posuń się. - Głos tak jakby znajomy.
Z przymkniętymi powiekami wypełniłem prośbę. Jednak gościu był natrętny i szturchnął mnie.
- Kosa, no. Nie śpij bo cię okradną.
- Co się, Igła, dzieje? - Popatrzyłem na niego.
- No bo... Jakby to powiedzieć... Nudzę się.
- I co ja mam z tym wspólnego? - Trochę go nie rozumiałem.
- Muszę z kimś obgadać plan zeswatania Dzika z Marceliną.
    I na tym temacie minęła nam reszta drogi do Spały.

Marcelina

        Jest po wieczornym obchodzie. Jutro mnie nie wypuszczą, bo mają zrobić jakieś badania. Tylko ciekawe po co. I czemu tego nie zrobili dziś? Chciałabym jak najprędzej stąd iść. Zaszyć się w jakimś miejscu. Żeby spokojnie pomyśleć, poukładać to wszystko. Ale dziś już nic na to nie poradzę. Czas już zasnąć. Jednak obracam się z boku na bok, a sen nie przychodzi.
    Właśnie 150 owca przeskakiwała płot (jakoś, trzeba zasnąć, nie?), gdy mój telefon zaczął wariować. Zabrałam go szybko z szafki, żeby nie obudzić śpiącej Anny. Spojrzałam na wyświetlacz: 1 nieodebrana wiadomość od: Misiu. Dziwne, przecież nikogo tak nie miałam zapisanego. Otworzyłam sms-a. „Słodkich snów  :* Michał”.  Z pewnością nie był to mój były narzeczony. Kubiak! Olśniło mnie. Przecież miał dostęp do mojego telefonu, to się spryciarz zapisał. Kilkakrotnie przeczytałam krótki tekst, zanim zdecydowałam się odpisać. „Dziękuję i wzajemnie. Choć wątpię czy zasnę”. Odpowiedź przyszła szybciej niż spodziewałam. „A co, obudziłem Cię? Jeśli tak to przepraszam”. Hmm... Może tak: „Skąd, nie mogę zasnąć. Obce miejsce. A Ty dlaczego jeszcze nie śpisz?”. Przymknęłam oczy, bo moje powieki powoli stawały się ciężkie. Jednak musiałam je ponownie otworzyć, gdyż mój telefon zaczął wibrować. „Myślę o pewnej poznanej dzisiaj brunetce... I mam nadzieję, że znów ją szybko zobaczę :) A teraz postaraj się zasnąć, jutro się odezwę”. Czytając to, czułam jak na policzki występuje rumieniec. Czyżby Kubiak o mnie myślał? Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo, ponieważ powoli odpływałam w krainę Morfeusza. 


*********************************************************************
Witajcie! 

Jak Wam mijają wakacje? Nie rozpisuję się zbyt, gdyż nie ma nad czym :)

Pozdrawiam Was serdecznie wraz z moimi dwoma kocicami :)

Czytam = Komentuję = Motywuję :)

piątek, 19 lipca 2013

Ósemka

Marcelina

        Trochę się uspokoiłam. Wstałam z łóżka i zaczęłam bez celu przechadzać się po pomieszczeniu. W końcu mój wzrok padł na okno. A ściślej mówiąc na parapet. Taki szeroki... Jak byłam mała często siadywałam na takim w domu. Podeszłam do niego i zwinnie się tam wdrapałam. Usiadłam podkurczając nogi i zaczęłam obserwować co dzieje się za oknem. Z zadumy wyrwały mnie dwa głosy. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tatę wraz z Kubiakiem wpatrujących się  we mnie i na dodatek śmiejących się.
- Długo mnie tak obserwujecie? - Zapytałam, gdyż znałam siebie i wiem, że czasem jak się zamyślę, nic do mnie nie dociera.
- Nie... - Dalej uśmiechnięty Michał stwierdził.
- Kochanie, zejdź już. - Powiedział mój tata, jak byłam mniejsza też to powtarzał.
Wykonałam jego prośbę i usadowiłam się z powrotem na łóżku.
- Co mam powiedzieć matce jak będzie pytać o ciebie? - Zapytał mnie.
- Nie wiem. - Odparłam zgodnie z prawdą. - W każdym bądź razie nie wrócę do Michała, do domu też nie. Wyjadę gdzieś. Może na trochę, może na dłużej...
W tym momencie Kubiak mrugnął do mojego ojca. A może tylko mi się wydawało?
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ci się udało, córeczko. - Podszedł do mnie, przytulił i pocałował w czubek głowy. - Ja już muszę iść. Matka mi spokoju nie daje. Jutro wpadnę. 

- Do widzenia Michale. - Podał rękę Kubiakowi.
- Do widzenia. - Również pożegnał się.
Drzwi zamknęły się. Mój nowy znajomy powrócił do przerwanej wcześniej opowieści.

Krzysztof I.


        Jejku, ale te dzieciaki miały frajdę, kiedy przyszliśmy do nich. Te mniejsze cieszyły się, że ktoś im poczyta, czy się z nimi pobawi. Do tego świetnie nadawali się wszyscy, ale to Zati miał największą radochę. Dawno nie widziałem go takiego uśmiechniętego.
Nieco starsi zajęli Piotrka i Kosę grą w karty. A ci już najstarsi, z chęcią z nami rozmawiali. Znalazło się wśród nich kilkoro kibiców, co nas ucieszyło. Bardzo nieśmiało prosili nas o autografy. Po dłuższym czasie najmniejsi zmęczeni zabawą usiedli wraz z ich „opiekunami” i zaczęli się przysłuchiwać o czym my rozmawiamy. Ówczesnym naszym tematem były różne ciekawe historyjki ze zgrupowań, więc po ocenzurowaniu nadawały się również dla młodszych.
        Godzina minęła szybko. Pożegnaliśmy się z dzieciakami i skierowaliśmy się do sali Marceli. Wysunęliśmy się z Winiarem na czoło peletonu i nieco szybciej doszliśmy pod drzwi. No bo przecież trzeba sprawdzić, czy w czymś nie przeszkodzimy. Przyłożyliśmy uszy i nasłuchiwaliśmy. Pierwszy nie wytrzymał Winiarski:
- Ej, tam jest za cicho! Wchodzimy!
Akurat dotarła reszta, więc mogliśmy bez problemu przerwać młodym. Nacisnąłem klamkę i za mną wpadło stado.
- Misiek, co ty jej zrobiłeś? - Krzyknął drugi Michał, ten na W.
Aktualnie Marcelina leżała trzymając się za brzuch głośno śmiejąc, a Kubi również był podejrzanie wesoły.
- Ja? Nic. - Odparł i podniósł się z krzesła.
Kurcze, szkoda było mi ich rozdzielać, ale obiecałem trenerowi, że się tylko pożegnamy i już idziemy.
- Marcelina, wybacz nam, ale my już musimy jechać. Mamy dojechać jeszcze dziś do Spały. - Zacząłem trudną rozmowę.
- Rozumiem. I tak dziękuję za wszystko. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie do zobaczenia. - W imieniu wszystkich pożegnałem się.
- Jak ja nie lubię pożegnań! - Westchnął Winiarski i otarł wierzchem dłoni wyimaginowaną łzę.
Podbiegł do dziewczyny i przytulił ją.
- Nie uduś jej! - Jęknął Zatorski.
Gest Winiara powtórzyli wszyscy. Przy drzwiach pomachaliśmy jej i poszliśmy do autokaru.

Marcelina

        Drzwi za chłopakami się zamknęły. Nie sądziłam, że tak miło mnie potraktują. Popatrzyłam przez okno jak wsiadają do pojazdu. Odchyliłam lekko żaluzje. Nie umknęło to uwadze nadpobudliwego Ignaczaka, który wyszczerzył się i machał mi idąc tyłem. Wpadał przez to na niczego nieświadomego Zatorskiego, który zatoczył się na Kosę. A reszta poszła jak kostki domina. Tym sposobem po chwili wszyscy zataczali się ze śmiechu, a ja miałam niezłe widowisko. W końcu wsiedli i odjechali. Zasunęłam z powrotem okno i usiadłam na łóżku. Wtedy przyszła moja „współlokatorka”. Była bardzo sympatyczna, ale ja jakoś nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Chyba rozumiała, bo o nic nie pytała. 

Michał W.

        Igła szczerzył się jak głupi do sera, patrząc do góry. Szedł tyłem więc nie widział stojącego tam Zatiego. Dalej poszło szybko. Musieli mieć z nas niezły ubaw. Zwinnie się wszyscy pozbierali i zajęli miejsca w autobusie. Pojazd ruszył. Przejechaliśmy może 200 metrów, gdy aż podskoczyłem na siedzeniu. Muszę w końcu zmienić ten sygnał wiadomości sms.
Wyjąłem z kieszeni telefon i otworzyłem sms-a. Nadawca Igła: „Dziku sam siedzi? Jak tak to musimy się obok niego zmaterializować”. Odpisałem szybko po rozpatrzeniu się. „Sam. Przybywaj”. Schowałem komórkę i już po chwili poczułem szturchnięcie. Igła wskazał ręką na Kubiaka i gestem przepuścił mnie przodem.
- Ależ ja nie mogę! Idź najpierw ty. - Zacząłem się z nim przekomarzać.
- Ależ panie przodem! - Igła odgryzł się.
- No to właśnie Cię przepuszczam. - Powiedziałem.
- No ruszaj się. - Krzysiek lekko kopnął mnie w cztery litery.
- Teraz masz focha! - Zaplotłem ręce i spojrzałem na sufit autobusu.
Krzysiek tylko uderzył ręką o czoło i pociągnął mnie za ramię.


*****************************************************************
Witam!
Oddaję Wam nowy rozdział. Powiedzcie mi, tylko szczerze, czy nie "rozwlekam" zbyt bardzo tej historii?
Postaram się, aby od teraz posty pojawiały się co piątek.
Pozdrawiam Was ja oraz Roxy (na zdj poniżej).

piątek, 12 lipca 2013

Siódemka

Marcelina

- Dlaczego w zasadzie ja ci się zwierzam? - Odepchnęłam Kubiaka, który spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Może dlatego, że potrzebujesz się komuś wygadać? - Odpowiedział pytaniem na to zadane przeze mnie. 
Klapnęłam na łóżko, a Michał usiadł na krześle.
- Przepraszam. - Powiedziałam po chwili ciszy.
- Spokojnie, nic się nie stało. - Odparł, przenosząc wzrok z podłogi na mnie. - Rozumiem, że to trudne dla ciebie. Nie powinienem pytać.
- Jeśli nie zapytałbyś, byłoby mi chyba jeszcze ciężej... - Przerwałam, gdyż usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Porwałam torebkę w poszukiwaniu komórki. Była oczywiście tam gdzie zawsze. Odebrałam szybko.
- Tata? - Zapytałam zdziwiona.
- Marcela, gdzie ty jesteś obecnie? - Z przejęciem w głosie zadał mi pytanie.
Michał w tym czasie wstał i wyszeptał, że idzie po kawę. Ja zaś kontynuowałam:
- Ale nie ma nigdzie matki obok ciebie? - Gdyby była nie powiedziałabym mu nic.
- Nie, nie ma. Słuchaj, bo ja właśnie z delegacji wracam. Pociągiem jechałem i wyobraź sobie czyjeż to ja auto widzę tu zaparkowane? Znam twoją rejestrację. Mów szybko, bo się martwię.
- Nie martw się. - Próbowałam przybrać wesołą barwę głosu.
- Nie ściemniaj. - Jak on mnie zna!
- W szpitalu... - Odparłam.
- CO?! - Krzyknął do słuchawki. - Podaj gdzie, to zaraz tam będę.
Szybko podałam adres, bo wiedziałam, że z ojcem nie wygram. I byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam go wtedy.
Kubiak wrócił, w momencie gdy odkładałam komórkę na półkę. Podał mi kubek z parującym napojem.
- Skąd wiedziałeś, że lubię cappuccino? - Zdziwiłam się, gdy wzięłam łyk.
- Intuicja. - Zaśmiał się. - Nie wiedziałem, ale cieszę się,  że trafiłem.
Minęło już pół godziny, odkąd reszta chłopaków wyszła z sali. Michał starał się jak mógł, zabawiać mnie rozmową. Właśnie miał opowiadać, o początkach przyjaźni z Bartmanem, gdy drzwi do sali z hukiem otworzyły się i do środka wpadł mój ojciec.
- Marcelina! - Rzucił się i mocno mnie przytulił, a mój nowy znajomy powoli wycofywał się do wyjścia, jednak nie było mu to dane. - Młody człowieku, stój. - Poprosił mój tata.
Najpierw zmierzył go wzorkiem, a potem polecił by usiadł sobie spokojnie tam gdzie siedział poprzednio. Sam zaś zabrał drugie krzesło i zajął miejsce obok niego.
- Teraz proszę o wyjaśnienia. - Niby ton mojego ojca nie był władczy, ale każdy czuł do niego respekt. - Tak w ogóle to Adam Kornacki jestem, panie Kubiak. - Podał rękę zszokowanemu Michałowi.
- Eeee... Michał Kubiak. - Odwzajemnił gest. 
- Marcelka, mów szybko. Proszę cię. - To ojciec.
- Panie Adamie, a może tak wyjdziemy na korytarz na chwilkę? - Zaproponował Michał, zapewne dlatego, że po moim policzku znów spłynęła łza.

Michał K.

        Mało brakowało, a Marcelina znów rozkleiłaby się. Ledwo udało mi się ją jakoś odciągnąć od tematu. Wiem, że zapewne jeszcze nie raz będzie musiała to opowiadać, ale skoro mogę to raz ją w tym wyręczę i przekażę jej ojcu to co sam usłyszałem.
- Panie Adamie, a może tak wyjdziemy na korytarz na chwilkę?
- Ale... - Zaczął.
- Proszę. - Powiedziałem stanowczo wstając.
- No dobrze. - Zgodził się niechętnie.
- Wyszliśmy i zaproponowałem, by pójść do bufetu. Poprosiłem o kawę dla pana Adama, uprzednio pytając go o to.
- Nie chcę przedłużać, dlatego powiem panu wszystko czego się dowiedziałem. - Wzrok miałem utkwiony w stoliku, lecz przy wymawianiu ostatniego wyrazu przeniosłem go na ojca Marceliny.
- Słucham uważnie. - Stwierdził, popijając kawę. - I mam nadzieję, że dowiem się, jaką rolę pan tu gra.
- Zacznę od tego, że popsuł nam się autobus i musieliśmy jechać pociągiem. - Pan Kornacki poprawił się na krześle. - Staliśmy sobie na peronie, gdy ładna brunetka właśnie tam weszła. Miała zapuchnięte od płaczu oczy. Jakoś mój wzrok uciekał w jej stronę. W pewnym momencie odwróciłem się w stronę trenera i już jej nie było. Po kilku sekundach usłyszałem krzyk jakiejś starszej kobiety, że dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Jeden z nas ją na szczęście w porę uratował. Wezwaliśmy karetkę i tak się tu znalazła. - Widziałem, że pan Adam słucha mnie z otwartymi ustami ze zdziwienia.
- Ale... Dlaczego? - Zdołał wydusić.
- Pytałem o to i wtedy wybuchnęła płaczem. Dlatego wolałem, żeby o tym nie mówiła sama. - Objaśniłem i przeszedłem do sedna sprawy. - Jej narzeczony zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką.
Obserwowałem reakcję. Pan Kornacki zacisnął pięść, a jego twarz stała się purpurowa ze złości.
- Zabiję gnoja! - Już chciał wstać, ale go zatrzymałem.
- Niech pan poczeka. Marcelina potrzebuje teraz wsparcia kogoś bliskiego. Mówiła też, że może jedynie liczyć na pana. - Tu wyjaśniłem zachowanie pani Kornackiej, gdy Marcela się do niej udała.
- O matko! - Tak skwitował zajście i ukrył twarz w dłoniach. - Co ja mam teraz zrobić?
- Wspierać ją. Potrzebuje tego... A na dodatek mam pomysł, do którego pana wykorzystam.


*****************************************************
Witam znów.
Najpierw chcę podziękować za życzenia urodzinowe wszystkim. A już w szczególności Magdzie, Marzenie, Martynie B. i Martynie N. za to, że się wzruszyłam, przy Waszych :*

Na temat rozdziału rozpisywać się nie będę, bo nie ma co pisać. Sami powiedzcie co o tym sądzicie.
Wyraźcie to! Odwiedzin tyle, a komentarzy mało! A wyobrażacie sobie jak motywuje to wszystko do pracy?!

Kończę, pozdrawiając Was gorąco.


niedziela, 7 lipca 2013

Szóstka

Marcelina

        Zaniemówiłam, gdy zobaczyłam kto właśnie wszedł do sali. Chyba było widać to po mnie. Jednak wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Panowie chyba pomylili sale.
- A skądże. - Na przód wysunął się Winiarski. - Ty jesteś Marcelina, tak? - Nie czekał na potwierdzenie, tylko podał mi rękę. - Michał. Michał Winiarski. - Poruszył zabawnie brwiami.
- Tak, Marcelina. - Odwzajemniłam uścisk.
- No... To... Tego, ten... - Zaczął się jąkać Ignaczak, a ja uśmiechnęłam się. - Bo my mamy coś, co należy do pani... - Czekał na moją reakcję.
- Żadna pani. Nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi.
- W takim razie mamy twoją torebkę. - Dokończył rozpoczętą przed chwilą myśl.
- Dziękuję... - Chciałam kontynuować  zdanie, ale nie było mi to dane, gdyż ktoś dość gwałtownie otworzył drzwi.

Krzysztof I.

- Dziękuję... - Drzwi otworzyły się i do sali wpadł trochę zdenerwowany Andrea.
-Co to ma znaczyć? - Krzyknął. - Przecież prosiłem was, żebyście na mnie zaczekali. - Zamknął skrzydło drzwiowe. - Witam. Przepraszam, ale im się nie da nic wytłumaczyć. - Zwrócił się do Marceliny. - Jak się pani czuje?
- Możemy o tym nie mówić? - Odwróciła wzrok.
   Chłopaki zaraz zaczęli odwracać uwagę od tego, pytając ją o różne rzeczy. Dowiedzieliśmy się, że interesuje się siatkówką (duży plus dla niej) i uwielbia Resovię (jeszcze większy plus dla niej). Ale przyznać się nie chciała, który z nas jest jej ulubieńcem. Po jakichś pięciu minutach lekko szturchnął mnie Winiar, po czym powiedział:
- My niestety musimy cię zostawić tutaj. Bo idziemy odwiedzić małych pacjentów na dziecięcym. Wrócimy za... - Zawahał się. - Trenerze, kiedy?
- Za godzinę. - Dokończył za niego Andrea.
- Tak. Za 60 minut. Ale... Sama nie zostaniesz. W zamian za to, że opuszcza cię najlepsze grono – wyprostował się i poprawił włosy – będziesz mieć towarzystwo. W krótkiej ankiecie jednogłośnie wygrał Kubiak, dlatego pomęczysz się tu z nim.
 W tym momencie jak na zawołanie wypchnęli Dzika na środek. Winiarski spojrzał w moją stronę.
- No, to dzieci bądźcie grzeczne. - Rzuciłem w stronę speszonego Michała i dziewczyny.
  Całą resztą wyszliśmy. Wszyscy kierowali już się korytarzem, oprócz mnie i Winiara. Chyba miał ten sam pomysł co ja. Cichutko podeszliśmy do drzwi. Przykucnęliśmy.
- Weź się posuń. - Szepnął Winiar. - Nic nie widzę. - Kurde, niby dziurka od klucza była, ale ktoś ją zatkał watą.
- To ucho przyłóż. - Poradziłem mu wybrać moją metodę.
  Zaczęliśmy się lekko przepychać, a pacjenci przechodzący obok patrzyli na nas dziwnie.
- Ignaczak! Winiarski! - Usłyszeliśmy krzyk trenera zaraz nad sobą.
  Ups! Szybko się zorientował, że nas nie ma. I nici z interesu! A tak chciałem wiedzieć jak Miśkowi pójdzie...

Michał K.

        Moi koledzy wyszli, a ja nadal stałem nieco zawstydzony. Jak jakiś uczniak.
- Będzie pan tak stać? - Zapytała mnie.
  Wziąłem krzesło stojące w rogu i postawiłem je obok jej łóżka. Usiadła podkurczając nogi.
- Tak w zasadzie to Michał jestem. - Podałem jej prawą dłoń.
- Marcelina. - Odwzajemniła uścisk. - Ale to chyba wiesz.
- Nooo... - Przyznałem. - Proszę. - Podałem jej torebkę. - Twoja, prawda?
  Rozmowa się jakoś nie kleiła. No cóż, oboje byliśmy trochę zestresowani.
- Tak. - Wzięła ją ode mnie i położyła na szafce. - Tak w zasadzie... Chciałam podziękować. Zrozumiałam, że skoro mnie uratowałeś, to znaczy tylko jedno. Muszę zacząć życie od nowa.
- Nie masz za co dziękować. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. A teraz może opowiesz co było przyczyną twojej decyzji. Bo gdy tylko weszłaś na peron... - Ugryzłem się w język. Na razie nie musi wiedzieć, że ją obserwowałem bo mi się spodobała.
- Obserwowałeś mnie? - Uniosła jedną brew do góry.
  Miała całkiem inny wyraz twarzy niż kilka godzin wcześniej. Teraz jej rysy były delikatniejsze. Oczy już mniej spuchnięte od płaczu.
- Ja? A skądże. - Uśmiechnąłem się. - To co opowiesz? Czy to zbyt trudne? Zbyt bardzo boli?
- Boli i to cholernie. - Jej oczy nagle zaszkliły się i po policzku spłynęła łza.
- Ej, nie płacz. - Wstałem, usiadłem obok niej i otoczyłem ją ramieniem, w który natychmiast się wtuliła.
- Zdradził mnie! - Prawie krzyknęła. - Zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką na półtora tygodnia przed ślubem! - Rozpłakała się na dobre.
- Cichutko. - Próbowałem ją jakoś uspokoić. - Tylko przez tego gnoja chciałaś odebrać sobie życie?
- Dlaczego w zasadzie ja ci się zwierzam? - Odepchnęła mnie.


****************************************************************
Witam!
Już na wstępie dziękuję za komentarze i życzenia. Miłe z Waszej strony. Wiem, że to zasługa w dużej mierze Meggie K., która zorganizowała tą akcję. :*
Rozdział pojawiłby się pewnie już wczoraj, ale późno wróciłam z wyjazdu i nie miałam siły.

Pozdrawiam Was gorąco wszystkich. 

Poniżej zdjęcie. Powiedzcie, co o moich fotografiach sądzicie, tylko szczerze. 

P.S. Magda, Marzena, Martyna B, Martyna N. - Całusy dla Was. Za to... Za to, że po prostu jesteście.
P.S.2. Dziś znowu mecz... Kto wygra?

piątek, 5 lipca 2013

Piątka

Marcelina

        Otworzyłam oczy i próbowałam zlokalizować jakąś znajomą twarz. Nie przyniosło to jednak oczekiwanych rezultatów, więc postanowiłam zapytać siedzącego obok mnie mężczyznę, o to gdzie obecnie się znajduję.
- Jesteśmy w karetce. Jedziemy do szpitala.
- Ale jak to? Po co? Przecież ja się dobrze czuję! - Chciałam to udowodnić podnosząc się.
Jednak moje ciało nie chciało ze mną współpracować.
- Proszę, niech pani spokojnie leży. Musimy przecież sprawdzić czy coś się pani poważnego nie stało.
   Próbowałam protestować, ale w końcu dałam za wygraną. Przecież nic mi się nie stało. Dzięki... Kubiakowi. No to już teraz wiem, skąd miałam znać wszystkie twarze tej grupki. Ale przecież do Spały oni mieli jechać! Skąd się akurat tam wzięli? Teraz to już po jabłkach... Nie dowiem się. Ale swoją drogą Kubiakowi trzeba jakoś podziękować. Ale jak?
Wracając do rzeczy, to zastanawia mnie dlaczego Ten na górze tak pokierował wszystkim, żeby ktoś mi pomógł. I czemu to akurat mój idol?
Czuję się jak w jakimś filmie. Tylko czemu jak muszę grać w nim główną rolę... Ale skoro los sprawił, że nadal żyję muszę to życie w pełni wykorzystać. I nie poddawać się. Co i komu chciałam udowodnić? Mojemu niedoszłemu mężowi jego wygraną? Niedoczekanie jego!
Kończąc tą myśl wywieźli mnie na tym takim specjalnym łóżku z erki. I trafiłam prosto na izbę przyjęć. Ratownik zdał relację lekarzowi i oddalił się. A mnie zasypał grad pytań. Począwszy od tego czy wiem jak się nazywam, poprzez to czy pamiętam co się wydarzyło, kończąc na rozmowie w karetce. Nie pamiętam kiedy tyle odpowiadałam.
Liczyłam, że będę mogła wyjść, bo żadnych obrażeń nie miałam. Jednak zaniepokoiło ich to, że zemdlałam. Mieli różne teorie na ten temat i woleli wykluczyć wszystko. Właśnie pytali kogo mają poinformować o moim pobycie tutaj, gdy zorientowałam się, że nie mam torebki. Ale w sumie pal ją licho.
Dali mi jakąś koszulę nocną i zaprowadzili do sali.

Krzysztof I.

        Wstałem od Michała i przysiadłem się do trenera. Chyba od razu wyczuł, że coś od niego mogę chcieć, bo zapytał:
- Krzysiu, co cię do mnie sprowadza?
- No bo ja... - Starałem się przedłużać. - Tak sobie pomyślałem, że może by tak... Że moim zdaniem dobrym pomysłem, byłoby to, żeby odwiedzić... No iść na oddział dziecięcy i z dziećmi trochę pogadać, pobawić się itp. - Wydusiłem to z siebie.
- I ty tak sam na to wpadłeś? - Podniósł jedną brew i zaczął we mnie wątpić.
- No... Sam... - Przyznałem.
- I właśnie winy za wszystkie kawały są ci darowane. Genialny pomysł. - Poklepał mnie po ramieniu.
        Podniosłem się i pobiegłem oznajmić mój pomysł reszcie. Tak jak myślałem i oni uznali to za dobrą inicjatywę.

Michał K.

        Tępo wpatrywałem się przed siebie na kolanach trzymając jej torebkę. Z zadumy wyrwał mnie jednak głośny krzyk:
- Nie wsiądę do tego samolotu!
        Wstałem i rozejrzałem się po kolegach. Wskazywali na śpiącego Kurka, który był autorem krzyku. Trzeba przyznać, że ma chłopak sen. Ale nie potrwał on długo, bo przy jego drugim okrzyku, zresztą podobnie brzmiącym, wszyscy wybuchnęli śmiechem. Bartek gwałtownie podskoczył na siedzeniu i szybko otworzył oczy.
- Co się tak na mnie patrzycie? - Zawołał.
        Odpowiedzią na jego pytanie był ponowny wybuch śmiechu. Przerwał go Andrea, który strzelił przemową. Krótko, zwięźle i na temat. To w nim lubię. Potem Igła się dorwał do głosu. Liczyłem na nie wiadomo jak długie expose. A tu zaskok. Dwa zdania i koniec.
        Wysiedliśmy z autokaru i skierowaliśmy się do budynku. Od progu witały nas różnie spojrzenia i szepty. Jednak nie zwracaliśmy na to uwagi i w imieniu grupy podszedłem do pielęgniarki z pytaniem o Marcelinę. Bez problemu zgodziła się nas do niej zaprowadzić, jednak ostrzegła, że nie mogą wejść wszyscy naraz. Opuściła nas i w tym momencie zaczęły się przepychanki. Nikt nie chciał być tą drugą turą. Dlatego doszliśmy wspólnie do wniosku, że złamiemy przepis i wejdziemy razem. Prawie zakotłowało się pod drzwiami, bo każdy chciał być pierwszy. Doszło do tego, że ktoś niechcący nacisnął klamkę i Zati wpadł do sali. Ale jednym susem wyskoczył stamtąd, zamykając za sobą drzwi. Zapanował względny porządek i zapukałem do drzwi.

Marcelina

        Cały czas strofowałam się w myślach. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jak teraz mam żyć? Do tej pory byłam poukładana, wszystko miałam uporządkowane, a teraz co? Nie mam pojęcia.
    Nagle drzwi do sali gwałtownie otworzyły się i ktoś wpadł do niej. Dosłownie. Ale zaraz „wypadł”. Mimowolnie zaśmiałam się. Mojej „współlokatorki” nie było w sali. Poszła gdzieś, z przybyłym do niej mężem. Właśnie układałam się wygodnie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Po usłyszeniu „Proszę”, które padło z moich ust, poczułam jak spogląda na mnie kilkanaście par oczu. Usiadłam i ze zdziwienia moje oczy powoli osiągały wielkość pięciozłotówki.


*****************************************************
Przepraszam. 
Rozdział miał być wcześniej, to po pierwsze. Ale nie udało się, ponieważ utraciłam go. Ten powstał jako drugi. I nie jestem z niego zadowolona. Ale cóż...
Powinnam inaczej zacząć przywitanie. 
Witam, Was moi drodzy!
W zamian za to, że dziś stuknęło 1000 wyświetleń, oddaję Wam rozdział. Nie jest on dobry, ale nic na to nie poradzę.
Dziękuję, że już tyle ze mną wytrzymałyście. I liczę na więcej.
Dużo dla mnie znaczy te 1000 odsłon. Jeszcze raz dziękuję.
Kiedy będzie kolejny to zależy tylko i wyłącznie od Was. Tak, od Was, gdyż następny pojawi się po 10 komentarzu pod tym postem.
Zostawiam Was z tym wyzwaniem. Zobaczymy, czy to moje pisanie jest cokolwiek warte.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

P.S. W górę serca bo Polska wygra mecz! (I to nie jeden)

czwartek, 4 lipca 2013

Czwórka

Michał K.

- Przepraszam, do jakiego szpitala ją zabieracie? - Podbiegłem do lekarza.
- Tu niedaleko – wytłumaczył gdzie podając adres.
- Dziękuję. - Odpowiedziałem.
        Przykucnąłem ukrywając twarz w dłoniach. Cały czas zastanawiałem się jaka mogła być przyczyna jej decyzji. Przecież bez powodu nie zrobiłaby takiej rzeczy, znaczy chyba nie... Ale w sumie ja nic o niej nie wiem. Oprócz tego, że ma piękne oczy... Nawet jej imienia nie znam... Wokół mnie zebrali się prawie wszyscy z drużyny. Prawie, bo Igłę gdzieś wcięło. Po chwili podbiegł i przyniósł damską torebkę.
- Krzysiu, gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że jesteś złodziejem. - To Winiar.
- A pamiętacie jak Zibi polecał mu telefon, ten różowy? -  Bartek K. się uaktywnił. - Nie mylił się chłopak.
Krzysiek na te słowa zarzucił torebkę na ramię i podszedł do mnie krokiem modelki, co wywołało salwę śmiechu u chłopaków. Libero podał mi rękę pomagając wstać.
- Wiesz co to? - Zapytał.
- Masz mnie aż za takiego kretyna? - Spojrzałem na niego spode łba.
- Ej, Misiek, Misiek. – Pokręcił głową. - To należy do tej dziewczyny, Łosiu.
- Krzysiek, nie mieszaj mu w głowie. Do tej pory był Dzikiem, a teraz co? Łoś? - W naszej okolicy pojawił się Winiar i próbował objąć mnie ramieniem.
- Postarzała się zwierzyna. - Skomentował krótko Igła. - Wracając do sprawy. Michał, wiesz co to oznacza?
- ... - Pokręciłem głową przecząco.
- To, że masz pretekst, żeby się u niej w szpitalu pojawić. - Winiarski się domyślił i przybił piątkę z Ignaczakiem.
- Ale mamy pociąg za 10 minut... - Przypomniałem, mimo że coś mnie do niej ciągnęło. 

- Spokojnie, ja to załatwię. - Krzysiek zaoferował się i poszedł do trenera.
    Chciałem do niej pojechać. Jakby nie było, czułem się trochę... odpowiedzialny? Nie, to złe określenie. Ona po prostu nie mogła zejść mi z myśli. Już dawno czegoś takiego nie czułem...

Krzysztof I.


        Trener stał nadal w tym samym miejscu i rozmawiał ze sztabem. Wyłapując pojedyncze słowa domyśliłem się, że poruszają sprawę wydarzenia. Odchrząknąłem i zwróciłem się do głównodowodzącego:
- Trenerze, bo jest taki malutki problem.
- Słucham. - Zaciekawił się.
- Bo widzi trener, tamten oto osobnik – tu wskazałem na Kubiego – chyba nam się zakochał.
- To chyba dobrze, nie? - Zapytał. - A tak w ogóle to co ci się zebrało na plotkowanie na peronie?
- Bo ja, jako postronny i niezaangażowany obserwator, zauważyłem, że tu chodzi o tą dziewczynę, co ją do szpitala zabrali.
- Aaa... - Spojrzenie Andrei się trochę zmieniło.
No i właśnie w tym momencie zadzwonił telefon Anastasiego. Po krótkiej rozmowie, zawołał nas do siebie.
- Panowie, ja już nie nadążam. Najpierw mówią, że autobusu nie mają, a teraz jak ma pociąg nadjechać za chwilę, to nagle się znalazł. - A to takie buty... Już wiem kto dzwonił.
- I to ułatwia sprawę! - Olśniło mnie, a reszta spojrzała na mnie jak na głupka. - Potem wam powiem. - Machnąłem ręką dając trenerowi dokończyć.
- I tym sposobem za 15 minut pod dworcem będzie autokar, którym pojedziemy do Spały. Mimo tłumaczeń, że mamy już bilety na pociąg, oni stwierdzili, że mamy je oddać, już ktoś w tej sprawie dzwonił tu na stację i powiedzieli, że nie ma problemu. Dlatego też, panowie, zabieramy bagaże i wychodzimy.
Rozeszli się, a ja zostałem koło Andrei.
- Bo trenerze, jest taka sprawa, że tym sposobem możemy podrzucić tej dziewczynie do szpitala torebkę.
- Co? - Zdziwił się.
- Mam zaczynać od początku?! - No bez jaj!
- Dobra, rób jak chcesz bylebyśmy dojechali do Spały jeszcze dziś. - Czy ja wspominałem, że kocham naszego trenera?
Szybko zgarnąłem swój bagaż i pobiegłem do Kubiaka, niosąc mu dobrą nowinę.
- Dzikuuuu! - Pojawiłem się koło niego. - Słuchaj, plan jest taki, ja gadam z kierowcą i jedziemy odwiedzić tą laskę. Co ty na to? Piszesz się?
Chłopakowi, aż oczy zabłysnęły na te słowa. No, ja go nie poznaję!
- Piszę się. Tylko jak ja się zapytam o nią, czy coś? No jak? - On udawał, że jest taki głupi czy co?
- Deklu... - Pokręciłem głową. - Masz jej torebkę.
- No przecież... - Opamiętał się. - Ale to nie ładnie grzebać w cudzych rzeczach.
- Daj to mi, ja nie mam oporów. - No i co ja mam z nim zrobić? Taki duży, a taki niekumaty.
Mieliśmy jeszcze jakieś 5 minut do przyjazdu tego autobusu. Usiadłem na walizce i otworzyłem torebkę. No, muszę przyznać byłem w szoku. Spodziewałem się tam bałaganu, a tu zaskok! Wszystko poukładane. No, no, no... Dobrze się zapowiada. Bez problemu wyjąłem portfel, w którym, jak dobrze sądziłem, był dowód osobisty. Podzieliłem się informacją o znalezisku z Michałem. Znalazł się obok mnie jednym susem. Delikatnie wyjąłem to co potrzebowałem i zaczęliśmy czytać. Miśkowi znów zabłysnęły oczy.
- Marcelina... - Szepnął.
- Ładnie. Oryginalnie. To teraz, kolego, wiesz już o kogo pytać. - Wstałem i poklepałem go po ramieniu.
I wtedy podjechał nasz powóz. Szybko zapakowali bagaże i sami siebie, a ja podszedłem do kierowcy. Bardzo rzeczowy gość. Bez problemu zgodził się spełnić moją prośbę. Temu też wsiadłem do środka z uśmiechem na twarzy.

Michał K.

        Ja nie wiem, jak on to zrobił, że przekonał i trenera, i kierowce. Chyba mu się jakiś Nobel należy, czy coś. A Oscar za filmiki to już szczególnie. Z uśmiechem na twarzy przysiadł się do mnie.
- Dzięki. - Powiedziałem.
- A tam. Drobiazg. - Krzysiek taki skromny? No, cóż, widocznie jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiem. - Słuchaj, Dziku, ja mam jeszcze jeden pomysł, żeby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Tylko muszę z trenerem pogadać. Jak się zgodzi to ci powiem. Zresztą, reszta też się dowie.
I poszedł sobie.

Michał

        Pojechałem do domu Marceliny. Coś mi podpowiadało, że ją tam zastanę. Po kilku minutach drogi zaparkowałem. Wyskoczyłem z samochodu i pognałem do drzwi. Szybko zadzwoniłem. /nikt nie otwierał. Zapewne moja niedoszła teściowa jest w ogrodzie. Zresztą może nie sama. Mam nadzieję. Obiegłem dom i rzeczywiście na tarasie siedziała pani Ewa z książką w ręku. Jednak ona zamiast czytać tępo wpatrywała się w dal. Wskoczyłem na schody i wyrwałem ją z zadumy:
- Dzień dobry. Jest tu może Marcela? Ja muszę jej to wszystko wyjaśnić.
- Była tu pięć minut. Jednak wybiegła i gdzieś odjechała. Wróci jak ochłonie. Spokojnie. Przecież ona świata za tobą nie widzi.
- Powiedziała to?
- Nie, ale ja to widziałam po niej. A ja się nie mylę.
No super. To ciekawe gdzie ona jest? Może być wszędzie. Ale ja się nie poddam. Znajdę ją. Choćby nie wiem ile miało mnie to kosztować.



*****************************************************************
Witam ponownie. 
Jak tam wakacje mijają? Moje byłyby już całkiem nudne, gdyby nie rozmowy z kilkoma osobami. Magda, Marzena, Martyna B, Martyna N. - to o Was chodzi jakbyście się nie domyślały :*
Dużo nie będę się rozpisywać, bo nie mad czym - rozdział, moim zdaniem, się nie udał. Ale cóż. Może następny będzie lepszy. 
Kończę zostawiając Was z tym na górze i tym pod spodem (zdjęciem): 
Pozdrawiam Was najserdeczniej jak się da.
P.S. Rozdział dedykowany Magdzie. Dziękuję za wszystko :*